Autor |
Wiadomość |
Pacz
Dołączył: 01 Lip 2008
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
|
|
|
|
Wow. Świetne! Vultraz raczej nie zginął.
|
|
Czw 20:21, 07 Sie 2008 |
|
|
|
|
Leskovikk
Dołączył: 17 Kwi 2008
Posty: 492
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Jest już druga część:
| | Five years ago...
Sometimes, a being does something so completely unexpected, so totally surprising, that it shocks even them. On this day, that being was Vultraz – and what he did was wake up.
After falling off a cliff, Vultraz fully expected to be very dead. Instead, he was lying on a slab in a darkened chamber, being tended to by... well, they were Rahi of some kind, and he preferred not to know just what type or why they were prodding him. He wondered if he had somehow survived the fall, only to be dragged off by wild animals as an evening snack.
He tried to move, thinking maybe he could make a quick escape. But his arms and legs were tied down with some kind of vines. These were either really intelligent Rahi, or else there was someone else involved.
That someone else chose that moment to walk in. Vultraz gasped. He had only caught a fleeting glimpse of her a few times, but he knew Makuta Gorast just the same. He tried to pretend he was still unconscious, even though he knew it would not fool her.
“I can read your thoughts,” the Makuta hissed. “And your fear, little Matoran. But you have nothing to be afraid of... you are safe here.”
If he had dared, Vultraz would have laughed. No one knew what happened to Matoran who wound up in Gorast’s clutches, but there were plenty of rumors. Each of them was worse than the last and some were downright revolting. Vultraz had done some pretty bad things in his life, but he was a cuddle-Rahi next to Gorast.
“If that were true, I would have let you fall, instead of having Rahi there to save you,” Gorast said. “True, you were damaged... badly... but you survived.”
“Why...?” Vultraz stopped. His voice did not sound like his voice. He looked down at his hands – the armor on them was completely different. What had happened here? What had she done?
“You are well known on the peninsula,” Gorast replied, once again reading his thoughts. “Too well known for my purposes. But your enemy is busy spreading the word of your death, and the changes I have made will insure no one will recognize you.”
“Just... just what is it you want me to do?” Vultraz asked, already knowing he wouldn’t like the answer.
“I want you to find a Matoran for me,” said Gorast. “A Matoran named Krakua... and when you find him, here is what I want you to do...”
___________________________________________
Mazeka returned to his village, bringing word of Vultraz’s fatal fall. Some greeted him as a hero, though he did not feel like one. He had failed to regain what Vultraz had stolen, failed to capture him – and while the Ta-Matoran’s death brought his evil to an end, it was still not something he could bring himself to celebrate.
He was seated alone in his hut that night when someone rapped on the door. When he opened it, there was no one there. Annoyed, he slammed the door and went back to his sleep mat. It was then that he noticed the chair in the center of the room had moved out of position. He went to move it back to where it was, and found he couldn’t – it was as if it were rooted to the ground.
“I wouldn’t do that,” said a deep, rasping voice. “You’re only going to hurt yourself.”
Mazeka jumped back a good four feet. There was no one else in the room, but someone was talking to him. He grabbed a weapon and spun around. “Who’s here? Show yourself!”
“Ah, if only I could,” the voice replied. “Unfortunately, not every experiment has happy results. By the way, the only thing you will get from spinning is dizzy. I am in the chair.”
“Who are you?” demanded Mazeka, half-convinced he was just hallucinating the whole thing.
“My name is Jerbraz, once one of the most handsome and dashing members of my little circle of friends... that is, back when I could be seen. Now I have to rely on my charm alone to make an impression... that and this nasty sword that conveniently turned invisible with me. If you see someone’s head just suddenly go flying off for no reason, it’s not your imagination.”
Mazeka backed up against the wall, trying to get as far from the chair as he could. “Is that why you’re here? To kill me? But I’ve done nothing to you.”
“No,” Jerbraz replied. The chair moved back, as if he had risen and pushed it away. “But you did do something quite permanent to a foul little fellow named Vultraz. And the people I work for appreciate that kind of initiative. We want to hire you.”
“Who do you work for?” asked Mazeka, still not fully willing to accept the reality of invisible beings offering jobs.
“If I told you, and you declined the offer, I would have to... well, you know. So I guess you will just have to accept or reject...” Jerbraz gave a low chuckle. “...Sight unseen.”
“Then can you tell me what the job is?” said Mazeka.
“Yes,” replied Jerbraz. Mazeka could tell his visitor was standing right beside him now. An instant later, he felt an invisible hand resting on his shoulder. “It’s stopping people like Vultraz – there are more of them than you might think – and protecting their would-be victims. Specifically, to start with, one potential target – a Matoran named Krakua.”
Mazeka thought about Vultraz, all the evil things he had done, all the people he had harmed. If there were others out there like him, stealing and killing and ruining lives, how could he turn down a chance to stop them?
“All right,” said the Matoran. “As long as I don’t have to turn invisible too... I’m in. Just tell me what I have to do...” |
Ostatnio zmieniony przez Leskovikk dnia Pią 17:01, 29 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Pią 16:56, 29 Sie 2008 |
|
|
ARES PRIME
Dołączył: 06 Maj 2006
Posty: 2291
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zabytek zwany Sandomierzem
|
|
|
|
Bardzo dobre opowiadanie. Podoba mi się szczegulnie walka Vultraza i Mazeki.
Ten pierwszy to jeden z najlepszych badassów ostatnich lat. Nieprzesadzam , dosłownie.
Ciekawe co Gorast tak naprawdę kombinuje...
|
|
Pią 18:44, 29 Sie 2008 |
|
|
Dark Takanuva
Dołączył: 05 Maj 2008
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Leskovikk... Przetłumaczysz?? Bo ja z Angielskiego tłumaczyć nie umiem...
|
|
Pią 20:01, 29 Sie 2008 |
|
|
Nuparu2
Dawny Administrator
Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 2178
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Powinienem postąpić samolubnie i obejrzeć film na który czekam od rana... *kończy placek i tłumaczy*.
|
|
Sob 14:25, 30 Sie 2008 |
|
|
Takanui
Dołączył: 14 Sie 2007
Posty: 1803
Przeczytał: 18 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Fajne opowiadanie, dowiadujemy się jak Mazeka dołączył do OoMN, i dlaczego Vultraz ma takie ciało jakie ma.
|
|
Pon 10:43, 01 Wrz 2008 |
|
|
Nejo
Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 210
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Katowice
|
|
|
|
Słuchajcie, od jakiegoś czasu na BS01 pojawiła się druga część, więc czy ktoś może ją przetłumaczyć?
A może mi ktoś przetłumaczyć zdanie "Od jakiegoś czasu pojawiła się druga część". Jest ono napisane w nieznanym jezyku, podobnym trochę do polskiego... Innymi słowy popełniłeś poważny błąd językowy. - Lemon
|
|
Wto 17:54, 16 Wrz 2008 |
|
|
Mertis
Dawny Moderator
Dołączył: 10 Lut 2006
Posty: 1900
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 5/5 Skąd: z Gliwic
|
|
|
|
| | A może mi ktoś przetłumaczyć zdanie "Od jakiegoś czasu pojawiła się druga część". Jest ono napisane w nieznanym jezyku, podobnym trochę do polskiego... Innymi słowy popełniłeś poważny błąd językowy. - Lemon |
Może mi ktoś przetłumaczyćten pseudo naukowy bełkot. z tego co zrozumiałem znaczy on tyle co 'Patrz jaki jestem fajny bo Cię poprawiam za to że zauważyłeś coś szybciej ode mnie'
|
|
Wto 20:46, 16 Wrz 2008 |
|
|
Lokisyn
Administrator
Dołączył: 20 Wrz 2007
Posty: 2203
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Ale Werax popełnił błąd.
A część druga od dawna jest w pierwszym poście.
| | Pięć lat temu...
Czasem ktoś dokonuje czynu tak nieoczekiwanego, że szokuje nawet samego siebie. Tego dnia tą istotą był Vultraz - a czynem, którego dookonał, było obudzenie się.
Po upadku z klifu Vultraz oczekiwał wręcz, że będzie bardzo martwy. Zamiast tego leżał na płycie w mrocznej komnacie, otoczony przez... cóż, wyglądały na Rahi, ale wolał nie wiedzieć dokładnie, jakiego gatunku ani czemu go obserwowały. Zastanawiał się, czy został uratowany od upadku tylko po to, by zostać zaciągniętym przez głodne Rahi do jaskini jako podwieczorek.
Starał się poruszyć, myśląc że może uda mu się uciec. Ale jego ręce i nogi były związane jakimiś pnączami. Albo to były bardzo mądre Rahi, albo był w to zamieszany ktoś inny.
Ten "ktoś inny" wybrał ten moment, aby wejść. Vultraz wciągnął powietrze. Widział ja tylko w przelocie, ale znał Makutę Gorast. Starał się udawać nieprzytomnego, choć wiedział, że to jej nie nabierze.
- Mogę odczytać twoje myśli - syknęła Makuta. - I twój strach, mały Matoranie. Ale nie musisz się bać... jesteś bezpieczny.
Vultraz parsknąłby, gdyby śmiał. Nikt nie wiedział, co się stało z Matoranami, którzy podpadli Gorast, ale istniała cała garść domysłów. Każdy był gorszy od poprzedniego, a niektóre przyprawiały wręcz o skurcz w żołądku. Vultraz dokonał wielu złych rzeczy. ale w porównaniu z Gorast był milutkim Rahi domowym.
- Gdyby to była prawda, pozwoliłabym ci spaść, zamiast kazać tym Rahi cię ocalić - skomentowała Gorast. -Tak, byłeś uszkodzony... poważnie wręcz... ale przeżyłeś.
- Czemu...? - Vultraz urwał. Jego głos nie brzmiał jak jego głos. Spojrzał na swoje ręce - pancerz był kompletnie inny. Co się stało? Co z nim zrobiła?
- Jesteś dobrze znany na przylądku - odparła Gorast, wciąż czytając mu w myślach. - Zbyt dobrze, jeśli chodzi o moje zdanie. Ale twój wróg szybko rozgłasza wieści o twojej śmierci, a dokonane przeze mnie zmiany zagwarantują, że nikt cię nie pozna.
- Po prostu... czego ode mnie chcesz? - zapytał Vultraz, wiedząc, że nie spodoba mu się odpowiedź.
- Chcę, abyś odnalazł jednego Matorana - odparła Gorast. - Matorana imieniem Krakua... A oto, co zrobisz, gdy go znajdziesz...
___________________________________________
Mazeka wrócił do wioski, przynosząc wieści o fatalny upadku Vultraza. Niektórzy powitali go jako bohatera, ale nie czuł się nim. Nie odzyskał tego, co Vultraz ukradł, nie udało mu się go złapać - i choć śmierć Ta-Matorana zakończyła jego ścieżkę zła, nie widział w tym żadnego powodu do świętowania.
Zamknął się w swojej chatce na noc, gdy ktoś zastukał do drzwi. Gdy otworzył, nikogo nie zobaczył. Zirytowany trzasnął drzwami i wrócił na swoją matę do spania. Wóczas zauważył, że krzesło na środku pokoju nie stoi na swoim miejscu. Podszedł, by je przestać i odkrył, że nie może - jakby przyrosło do podłogi.
- Na twoim miejscu bym tego nie robił - powiedział głęboki głos. - Jeszcze sobie zrobisz krzywdę.
Mazeka odskoczył o dobry metr. Nikogo więcej nie było w pokoju, ale ktoś do niego mówił. Złapał za miecz i obrócił się.
- Kto tu jest? Pokaż się!
- Ech, gdybym tylko mógł - odparł głos. - Niestety, nie każdy eksperyment się udaje. A swoją drogą, jedyne co osiągniesz kręceniem się w kółko będzie zawrót głowy. Jestem na krześle.
- Kim jesteś - zapytał Mazeka, przekonany, że ma halucynacje.
- Jestem Jerbraz, jeden z najprzystojniejszych i obiecujących z małego kręgu moich przyjaciół... W każdym razie do dnia, kiedy byłem widoczny. Teraz muszę polegać wyłącznie na swoim uroku osobistym, aby zrobić wrażenie... na tym i tym paskudnym mieczu, który stał się przypadkiem niewidzialny wraz ze mną. Jeśli kiedyś zobaczysz, że komuś nagle bez przyczyny odpada głowa - to nie sen, tylko ja.
Mazeka przycisnął się plecami do ściany, starając się maksymalnie odsunąć od krzesła.
- Więc po to tu jesteś? Żeby mnie zabić? Ale przecież nic ci nie zrobiłem.
- Nie - odparł Jerbraz. Krzesło odsunęło się, jakby wstał i odepchnął je. - Ale zrobiłeś coś bez wątpienia trwałego swojemu nieprzyjemnemu przyjacielowi, Vultrazowi. A ci, dla których pracuję, uznają to za propozycję współpracy. Chcemy cię przyjąć.
- Dla kogo pracujesz? - zapytał Mazeka, wciąż nie mogąc uwierzyć w niewidzialną istotę z ofertą pracy.
- Gdybym ci powiedział, a ty byś się nie zgodził, musiałbym cię... no, wiesz. Więc będziesz musiał to zaakceptować lub odrzucić... - Jerbraz zachichotał lekko. - ... w ciemno.
- Więc czego chcesz? - zapytał Mazeka. - Możesz mi powiedzieć?
- Tak - odparł Jerbraz. Mazeka poczuł, że stoi na wprost niego. CHwilę potem poczuł niewidzialną rękę na swym ramieniu.
- Chodzi o powstrzymywanie takich jak Vultraz... jest ich więcej, niż sobie wyobrażasz... i chronić ich możliwe ofiary. Ściślej rzecz biorąc - następnym celem jest Matoran Krakua.
Mazeka pomyślał o Vultrazie, o wszystkich rzeczach, których dokonał i ludziach, których zranił. Jeśli było ich więcej - złodziei, morderców, rujnujących cudze życia - jakże mógłby odrzucić sposobność, aby ich powstrzymać?
- Dobra - powiedział. - Tak długo, jak nie muszę stawać się niewidzialny... wchodzę w to. Tylko powiedz mi, co mam zrobić... |
|
|
Wto 20:58, 16 Wrz 2008 |
|
|
Lemonardo
Administrator
Dołączył: 03 Gru 2005
Posty: 4378
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
|
|
|
Streszczenie trzeciej części:
SPOILER
Mazeka i Jerbraz docierają do małej wioski na krańcu półwyspu Tren Krom. Mazeka dziwiąc się że wioska jest kompletnie cicha pyta szeptem Jerbraza "O co tu chodzi?". Wtedy Matoranin stojący dość daleko od nich zatrzymuje się i rozgląda jakby usłyszał krzyk. Jerbraz tłumaczy Mazece, że De-Matoranie (Matoranie dźwięku) mają niesamowicie czuły słuch i że mogą słyszeć nawet na odległość 1 Kio (1.37 km). Do wioski De-Matoran nie wpuszcza się też Toa, gdyż tam gdzie są Toa, tam są i walki. A walki są głośne. Następnie Jerbraz pokazuje Mazece Krakuę i mówi mu że ma go wyciągnąć z wioski zanim zrobi to ktoś inny. Krakua był łatwy do znalezienia, gdyż wszyscy trzymali sieod niego z daleka. Czemu? Bo NUCIŁ. Jerbraz wyjaśnia że Matoranie przeznaczeni do bycia Toa (jak to w przypadku Krakuy przewiduje Zakon) zawsze są nieco odstający od normy. Po krótkiej rozmowie z Krakuą Mazeka zauważa że coś zmierza ku nim. Mazeka szybko zasłonił receptory dźwiękowe Krakuy (Matoranie mają RECEPTORY DŹWIĘKOWE?), gdyż nagle fala głośnego dźwięku uderzyła w wioskę. Wszyscy De-Matoranie pomdleli. Sam Mazeka omało co nie został powalony dźwiękiem, ale udało mu się zachować przytomność. Został jednak na pewien czas ogłuszony (W sensie że głuchy, nie walnięty pałką w łeb). Zaczął wołać Jerbraza, lecz ten się nie pojawiał. Nagle pojawił się nieznany Mazece Ta-Matoranin, który zaczął szukać kogoś wśród powalonych De-Matoran pomagając sobie od czasu do czasu mieczem. Mazeka za pomocą sygnałów ręcznych (nie wiem czy chodzi o jakiś Matorański sposób porozumienia, czy normalny język migowy) kazał przyszłemu Toa Dźwięku by ten za nim podążał. Niestety, Mazeka nadepnął na patyk. Będąc głuchym po ataku nic nie usłyszał - w przeciwieństwie do Ta-Matoranina, który rzucił w niego sztyletem. Krakua obrócił jednak swego nowego przyjaciela i pociągnął do siebie, tak żę sztylet trafił w drzewo. Następnie stopy Krakuy uniosły się w powietrze - to Jerbraz go zabrał. Mazeka i Ta-Matoranin zaczęli walkę. Ataki tego drugiego wydały się dziwnie znajome temu pierwszemu. Mazeka rozkojarzył się i Ta-Matoranin go powalił. Zanim zadał mu ostateczny cios zaczął kręcić swoim mieczem nad głową. wtedy Mazeka poznał Ta-Matoranina. Pomimo zmienionego wyglądu nie było wątpliwości że był to Vultraz.
|
|
Pon 17:56, 22 Wrz 2008 |
|
|
Lokisyn
Administrator
Dołączył: 20 Wrz 2007
Posty: 2203
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
| | Pięć lat temu...
-Jesteś pewien że to dobry pomysł? - Szepnął Mazeka.
-Nie - Odparł niewidzialny Jerbraz - Lecz to jedyny pomysł jaki mam.
Ci dwaj znajdowali się nieopodal małej wioski na Przylądku Tren Krom. Mazeka nigdy wcześniej jej nie widział, a widział dużo na Przylądku przez lata. Na pierwszy rzut oka wyglądała jak każda inna wioska - seria szałasów, w centrum miejsce spotkań, włóczący się Matoranie. Jedyną oznaką dziwności była absolutna cisza przenikająca każdy cal w tym miejscu.
-Co sie dzieje? - Spytał Mazeka, tak cicho że zaledwie siebie usłyszał. Jednak jeden z Matoran zatrzymał się i rozejrzał wokoło.
-To De-Matoranie - Odpowiedział Jerbraz - Matoranie Dźwięku. Bardzo czuli na dźwięk, więc trenują siebie od dawna by nie wydawać ich więcej niż to potrzebne. Pozytywną stroną jest to, że prawdopodobnie słyszą każde nasze słowo... Nawet jeśli bylibyśmy kio stąd.
Mazeka pomyślał nad tym - Więc dlaczego szepczemy?
-Z szacunku. Dodatkowo nienawidzą głośnych dźwięków. To dlatego nie ma pozwalają wejść tutaj Toa. Gdzie idzie Toa, bitwy podążają za nim... a bitwy są hałaśliwe.
Mazeka poczuł niewidzialną rękę Jerbraza klepiącą go w ramię - Krakua jest tam, po lewej - to po niego przybyłeś. Wygląda jak każdy inny, lecz ludzie przy władzy mówią że nie. Więc idziesz i zabierasz go... Zanim ktoś inny to zrobi.
Jednym z powodów szybkiej identyfikacji było to że stał samotnie, lecz nie z wyboru. Inni Matoranie unikali go i raczyli niemiłymi spojrzeniami. Mazeka szybko zrozumiał dlaczego. Krakua nucił.
-Ktoś myśli że pewnego dnia może zostać Toa - Kontynuował Jerbraz - Widzę dlaczego. Przeznaczeni Matoranie są trochę... ekscentryczni. Tak jakby ich mózg wiedział coś co nie zostało wypowiedziane.
Popędzany przez Jerbraza, Mazeka wślizgnął się do wioski i gestem przywołał Krakuę. Był ostrożny i nie wołał do niego. Nie chciał zwracać na siebie uwagi. Gdy Krakua podszedł do niego, Mazeka powiedział - Nie znasz mnie, lecz zostałem wysłany by cię znaleźć.
-Przez kogo? - Spytał Krakua.
-Nie mogę powiedzieć.
-Okej. A więc po co?
-Tego także nie mogę ci powiedzieć - Odrzekł Mazeka, czując się teraz bardzo niekomfortowo.
-Jest coś co możesz mi powiedzieć? - Spytał sfrustrowany Krakua.
Mazeka spojrzał ponad ramieniem Krakuy. Coś toczyło się do centrum wioski De-Matoran - Tak! - Wrzasnął podskakując do Krakuy i ciągnąc go - Zaufaj mi!
Padli na ziemię. Mazeka zakrył receptory dźwiękowe Krakuy w samą porę. Ściana dźwięku, nieznośnie głośnego dla istoty z normalnym słuchem a będąca niszczycielska dla Matoran dźwięku, uderzyła w wioskę. Matoranie padli na ziemię prawie natychmiast, pokonani przez dźwięk. Mazeka sam prawie zemdlał, ale walczył by pozostać świadomym i by ochronić Krakuę.
Gdy to się skończyło, Mazeka nie słyszał własnego głosu. Wołał Jerbraza kilka razy, lecz nie mógł usłyszeć odpowiedzi, jeśli nadeszła i nie czuł żadnych poklepywań na ramieniu. Czy członek Zakonu go opuścił?
Zanim się zaniepokoił, ktoś wszedł do wioski. Był to Ta-Matoranin którego Mazeka nie rozpoznawał. Leniwie podniósł narzędzie którym pogrążył mieszkańców wioski, uśmiechnął się i odrzucił to. Przyjrzał się nieprzytomnym Matoranom jakby szukał kogoś szczególnego. Przewracał ich mieczem by lepiej im się przyjrzeć.
Mazeka zdjął ręce z głowy Krakuy. Gestem zasygnalizował Krakule by podążał za nim. Mazeka odszedł daleko lecz nastąpił na gałąź łamiąc ją z trzaskiem. Nadal był niewrażliwy na dźwięki więc nie usłyszał hałasu. Lecz Ta-Matoranin usłyszał.
Chwilę później Krakua pociągnął i obrócił Mazekę. Gdy to zrobił, sztylet rzucony przez Ta-Matoranina wbił się w pobliskie drzewo. Mazeka wyciągnął własne ostrze gotowy do walki. Ale Ta-Matoranin nie atakował - wydawał się trochę zaskoczony.
-Idź! - Krzyknął Mazeka do Krakuy - Uciekaj stąd! Załatwię to!
Krakua zawahał się. Wtedy jego stopy oderwały się od ziemi i poszybował w stronę dżungli. Mazeka prawie się uśmiechnął - Jednak Mazeka go nie pozostawił. Zabrał Krakuę w bezpieczne miejsce.
Ta-Matoranin natarł na niego. Mazeka na piętach przechylił się w tył gotów spotkać atak. Ta-Matoranin wstępnie zaatakował go kilka razy i wtedy zaczął działać, rąbać i ciąć. Mazeka odparował ciosy, nawet zadał kilka własnych. Przez cały czas coś go dręczyło. Było coś znajomego w jego wrogu - nie w wyglądzie, nie w głosie, jako że nic nie mówił. Nie, to były jego ruchy. Jeśli chociaż raz zrobiłby coś nieznanego, wtedy to uczucie odeszłoby.
Niestety, środek walki nie jest najlepszym czasem na przypominanie sobie czegoś. Ta-Matoranin skorzystał z jego rozkojarzenia i rozbroił go. Mazeka spróbował odzyskać swe ostrze, lecz Ta-Matoranin stanął między nim a jego orężem. Szybki cios i Mazeka stracił maskę. Potknął się i upadł na ziemię.
Jego przeciwnik stał nad nim i uśmiechał się. Podniósł miecz by zadać śmiertelny cios, kręcąc nim chwilę nad głową.
I wtedy Mazeka rozpoznał go. Ktoś albo coś zmieniło jego postać, lecz nawyk machania mieczem przed zadaniem ostatecznego ciosu... Tylko jedna osoba robiła to w pamięci Mazeki.
-Vultraz! - Wydyszał - Ty... żyjesz?
-Bardziej niż ci się wydaje - Szepnął Vultraz i opuścił ostrze miecza na głowę Mazeki... |
Nie jest doskonale ale jest.
Ostatnio zmieniony przez Lokisyn dnia Śro 10:12, 24 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Wto 21:30, 23 Wrz 2008 |
|
|
Sefer93
Dołączył: 08 Maj 2008
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: ze Skierniewic
|
|
|
|
Five years ago …
Mazeka forced himself to keep his eyes open as Vultraz brought the blade down toward his head. He wouldn’t give his enemy the satisfaction of seeing he was afraid.
The razor-sharp steel came closer, closer … Mazeka accepted that it would be his last sight in life …
And then the sword stopped, less than a quarter of an inch from Mazeka’s mask. When he looked beyond the blade, Mazeka could see that Vultraz was smiling.
“No, I don’t need to kill you now,” said the Ta-Matoran. “I’ve beaten you. Every breath you take from now on is only because I allow it. No matter where you go, who you fight, how many battles you win – you’ll know you’re only walking, talking, living because of me.” Vultraz laughed. “I just saved your life, Mazeka … I think that rates a thank you, don’t you?”
Mazeka said nothing, just glared with hate-filled eyes at his enemy.
“Of course, it’s a shame that I lost the little De-Matoran, but no worries – I’ll catch up to him later, and give him what I didn’t give you,” Vultraz continued. “As for you … live a long life, Mazeka. I want you around to remember this day.”
With that, the Ta-Matoran withdrew his sword and vanished into the jungle. Mazeka got to his feet, ready to pursue him and settle things once and for all. But an invisible hand restrained him.
“That’s not what we’re here for,” said Jerbraz. Mazeka could hear him clearly, though he could not see him. “We got what we came to get. Be satisfied with that.”
“But --” Mazeka began, angry and frustrated. Then he stopped. Jerbraz was right. If this Krakua was so important, getting him before Vultraz did was what mattered most … wasn’t it?
“Krakua is someplace safe,” said Jerbraz. “Now he can be trained. There’s a reason you don’t see a lot of Toa of Sonics around – they are vulnerable to their own power. One of the Great Beings’ little jokes, I guess. We’ll make sure he can use his power – all of it – when he becomes a Toa someday … because we’re going to need it.”
Mazeka was only half listening. His mind was on his fight with Vultraz – a fight he vowed wasn’t over. “Listen,” he said. “I did what you asked. Now I want a favor in return. I want training.”
“What kind?” asked Jerbraz.
“I want to learn how to fight,” said Mazeka, his tone grim. “I want to learn how to win clean … and win dirty. When I’m done, I want to be a master with a blade, with my fists, with any kind of weapon – and then I want you to get out of my way.”
“You’re going after that Ta-Matoran, I’m guessing?” said Jerbraz.
Mazeka walked away from the voice, deeper into the jungle. “We’re wasting time. You have a Matoran to deliver … and I have a hunt to get ready for.”
Now …
Mazeka walked into an inn in one of the nastier parts of Stelt. The whole island was in an uproar – something about a monstrous, reptilian thing tearing the roof off a building. He didn’t see any sign of any giant creatures, so he dismissed it as just another wild Steltian story.
He was here to see a Fe-Matoran whose name changed every few months. A rogue Nynrah crafter, the Matoran had a bad right arm, the result of an accident in a forge. Of course, any Nynrah worth his tools could have made a new mechanical part to replace the damaged one, but he hadn’t – story was he kept it as is as a reminder that even the best can make a mistake.
Two big, blue warriors stood at the bottom of the stairs leading to the second floor. They made it clear that no visitors were allowed. Mazeka nodded, turned as if to leave, then spun and delivered a devastating kick to the knee joint of the nearest. When the second went for his blade, Mazeka’s own dagger flashed. His disarmed the brute in one swift motion. The guard charged and Mazeka evaded, winding up behind his larger opponent. Before the guard could turn, Mazeka did a leap from a standing start, got one hand onto the big warrior’s shoulder, and then slammed both knees into his face. It didn’t do much more than daze the bruiser, but that was all Mazeka needed to do. He took advantage of the situation to race up the stairs.
The door to the Fe-Matoran’s workshop was locked. Mazeka brought it down with a kick. The Matoran of Iron grabbed for a weapon, but Mazeka’s dagger was already primed to throw. “I just want to talk,” said Mazeka.
“You’ve got a noisy way of saying hello,” the Fe-Matoran answered. “I’m open for business – all you had to do was knock.”
“I know all about your business,” said Mazeka. “Someone will be talking to you about it another day. Right now, I just have one question – where’s Vultraz?”
The Fe-Matoran did his best to look confused. “I don’t know any Vultraz.”
“You helped him modify his vehicle,” Mazeka replied. “And he used it to raid a village on an island not far from here. Two Matoran were killed, 12 more were hurt. You’re responsible for that.”
“Why me?” said the Fe-Matoran. “I didn’t do that! He did that!”
Mazeka twirled his dagger, then hurled it at the Nynrah crafter. It struck his mask, knocking it off. The Fe-Matoran staggered and reached for his lost mask, but Mazeka was there first and kicked it away. “Vultraz. Now.”
“I don’t know anything!” the Matoran sputtered. “Give me my mask back!”
Mazeka held his foot poised over the fallen mask. “Tell me what I want to know or I’ll shatter it. And then you and I can have a nice long chat until you pass out. So what’s it going to be?”
“He said … he said he was going to get in good with a Makuta,” the Fe-Matoran said. “Said he was heading to the core …that’s all he said, I swear, the core … to bring something to somebody named Icarax.”
Mazeka nodded. That fit with other scraps of information he had picked up.
“Okay, thanks for the information,” he said. Almost casually, he brought his foot down and broke the mask to pieces. “Next time, don’t take so long to answer.”
Mazeka left the room, so lost in thought he almost didn’t notice the two guards waiting for him outside. He was distracted enough that it took him all of ten minutes to get away from them. On his way back to his swamp strider, he wondered -- what was Vultraz up to now? And how could he stop him?
Pojawił się nowy odcinek.
|
|
Sob 18:26, 18 Paź 2008 |
|
|
Nuparu2
Dawny Administrator
Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 2178
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Zaraz przetłumaczę.
EDIT: Już.
PS: Dzięki dla Takiego Owakiego za wzięcie części roboty
|
|
Nie 12:58, 19 Paź 2008 |
|
|
Avak42
Dołączył: 03 Paź 2007
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Gdańsk
|
|
|
|
Odcinki średnie.
tylko dlaczego mazeka jest taki wredny i bezwzględny-dowiedział sie czego chciał a i tak rozwalił tą maskę.
|
|
Nie 14:31, 19 Paź 2008 |
|
|
Nuparu2
Dawny Administrator
Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 2178
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Na początku był tylko niewinnym uczniakiem, jak wielu Ko-Matoran. Ale chęć zemsty na Vultrazie i szkolenie OoMN zmieniły go w brutalnego i bezlitosnego łowcę.
|
|
Nie 15:48, 19 Paź 2008 |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|