Autor |
Wiadomość |
Vezok999
Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Część 3 już od dawna do przeczytania na EB, część 4 będzie już wkrótce- informacja dla tych, którzy preferują czytanie po polsku
|
|
Sob 18:19, 26 Cze 2010 |
|
|
|
|
Ultimo
Dawny Moderator
Dołączył: 17 Cze 2009
Posty: 2726
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: przylatuje Jemiołuszka i Czeczotka?
|
|
|
|
Część 5
There are some days when you feel like every weapon in the world is loaded and aimed at you. There are some days when you know that even your best friend, if you had one, would be pointing you out to a Skopio as a possible meal.
I was having one of those kind of days. Let me explain.
I was sitting in an illusory healing tent facing a bunch of Agori who weren't really there, yet were all talking in the same voice. And they weren't sending warm greetings, they were talking about...well, let's just say they were good at making threats and leave it at that. Was I afraid? Sure. But just like you could take a Thornax fruit and turn it into a weapon, you can take fear and turn it into anger. Fear is a rock you can hide under. Anger is a rock you can throw at someone else.
"Are you going to show yourself?" I asked my unseen host, "Or just keep talking through your made-up Agori?"
Laughter filled the room. It sounded like crystal being shattered and then being ground into dust.
"You think the beings seen before you are the products of my imagination?" my captor asked. "Then look again."
The Agori were shimmering, fading, and in their place stood Sisters of the Skrall, maybe a dozen. I began to regret my question. I knew what the Sisters could do to your brain. But there's a saying, "You don't get across the Skrall River by just dipping in your toe."
"So the Sisters work for you? Are they responsible for what happened to the Iron Agori of the dreaming plague?"
There was that laughter again. I was starting to hate that sound. "The Sisters are silly little fools," came the answer. "They actually believe a Great Being vested power upon them. It was I that gifted them with the psionic powers they wield. I thought it would be amusing to see them destroy the males of their species. But, like you, they were too weak, and allowed themselves to be driven out. They didn't have the will to conquer, and now they have no will at all.
"And was that what the plague was, just another one of your experiments!?" I demanded.
The mouths of every Sister opened, and the same answer came from them all. "Experiment? Oh, no. That was lunch."
The Sisters of the Skrall dropped to the ground then, as if their legs could suddenly no longer support them. A pinpoint of light appeared near the far wall and rapidly grew larger and larger. My host was making his appearance. I was about to confront the being who wiped out my tribe.
Imagine staring directly into the sun, and the reddish streaks burned into your eyes, taking the shape of things too hideous to describe. Even when you close your eyes, look away, it makes no difference. You know you've seen something you can never erase from your memory. Would you be fortunate to stay sane, or would that be the worst possible luck?
"I hungered," said a voice from the center of the sphere of light. "And when I hunger, I feed. The dreams of your people were a very satisfying meal. Enough so that I did not need nourishment again for many years. Of course, once I was done, your people had no dreams left. But they, like the dreams themselves, were hardly to be missed."
I needed a weapon. I needed something to blow out this malevolent sun that was still expanding. It filled the room with light, but no heat. Just a bone-chilling cold that made the desert night seem tropical. But I had no weapon. Anger, defiance, stubbornness, willingness to die to avenge my people, those I had in abundance. They would have to do.
"Nice light show," I said. "Pretty fancy for something the Great Beings made and threw away. That is what you are, isn't it, another one of their projects gone wrong?"
The light flared brighter. Crimson tentacles erupted from the glowing sphere. I barely avoided their grasp.
"I existed before your Great Beings were born," said the creature. "I sensed their coming and wondered if they might pose some threat to me. I even tried to touch them with madness, but their minds were too... strange. Their minds fed on mine. They took the dreams from me and that energy inspired them to greater and greater feats of creation, and I was forced to hide in the depths of Spherus Magna."
Hide and wait, I thought. And while waiting, it got hungry. And the Agori paid the price.
I heard noises behind me. I glanced over to see Metus and Telluris rushing in. Or was it them? Last time I had seen Metus, he was a snake. Now he was walking on two legs, like any other Agori, and there was nothing serpentine about him.
"Dreams," said the creature, whose brightness filled the room now. "Is he a snake, who dreams he is an Agori, or an Agori who dreams he is a snake?"
"Come on!" said Telluris. "We have to get out of here!"
I admit it. I hesitated. I wasn't sure if my allies were real or more figments of imagination. By the time I made a decision, the Sisters of the Skrall were back on their feet and heading for us. We ran then, one fellow tribe member and one Agori who shouldn't have been able to run. We ran through tunnels who stretched for miles, ran until we saw the light shining from the surface up ahead. Telluris let out a whoop and forced ourselves to keep going. On the surface, in the sunlight, everything would be alright. We would relieve our fears behind us in the dark and find a way to banish their source forever. All we had to do was make it to the light. And we did. We climbed and clawed our way back to the surface, back to the bright Spherus Magna's morning. For now we were safe.
Only it wasn't morning. It was the middle of the night. And the light we had seen, the light we had run to through all endurance was not the sun. It was the thing. The creature we had tried so hard to escape, it was on the surface, it was freed from whatever had forced it to hide below ground for so long. And somehow I knew it was hungry.
EDIT: Część 6 po polsku
Dawno temu, natknąłem się przypadkiem na gniazdo pustynnych pijawek. Jeśli nigdy nie widziałeś jednego, są wstrętnymi małymi istotami. Gnieżdżą się na sufitach jaskiń, gdzie ich młode się wylęgają. Młode trzymają się sufitu jaskiń, czekając aż ktoś pod nimi przejdzie. Wtedy spadają na ciebie, przyczepiając się do każdego odkrytego miejsca na ciele i żywią się twoją energią życiową. Kiedy znajdziesz się pod gniazdem, pierwszą rzeczą jaką czujesz jest złość. "Jak mogłem być tak głupi by wejść do jaskini i nie patrzyć w górę? "a następnie uderza cię przerażenie, ciągnące twoją odwagę po ziemi, skierowywanie twoich ramion i nóg do wody, sprawiając, że twój duch zaciska się jak pięść.
To jest najgorsze uczucie, jakie możesz sobie wyobrazić. I to właśnie teraz czułem obserwując, jak rzecz, która zmiotła z powierzchni ziemi moich ludzi pojawiła się na powierzchni Spherus Magna. To wykrzyczało swój triumf w mojej głowie. Mogłem usłyszeć, jak to wykrzyknęło swoje imię "Annona ", ponieważ to radowało się z bycia wolnym po tylu latach pod ziemią. I to zostawało w ukryciu ze strachu przed Wielkimi Istotami, a kiedy ostatnim razem sprawdzałem, żadnych Wielkich Istot nie było w pobliżu.
To nie były dobre wieści. Patrzałem moich dwóch towarzyszów. Telluris nigdy nie był obrazem zdrowia psychicznego a to doświadczenie było blisko zmiany tego na katatoniczny. Metus był zachłannym, wbijającym sztylet w plecy oszustem, który został zamieniony w węża przez tego gościa Mata Nui z magicznym mieczem albo czymś takim. Teraz, wrócił do chodzenia na dwóch nogach, nie będąc pewnym jak.
"Po co my tu stoimy? " powiedział. "Musimy uciekać."
Potrząsnąłem głową.
"Gdzie uciekać? Naprawdę myślisz, że jest gdzieś jakieś miejsce do którego to coś nie dotrze? Wszystko co możemy zrobić to poddać się i wszystko temu ułatwić. "
"Przyprowadzę swoje Skopio "Telluris wybełkotał, odnosząc się do machiny wojennej, którą zbudował jakiś czas temu. "To nas ocali."
"Twój Skopio jest kupą złomu " warknąłem. "To nie było by bardziej przydatne nawet gdyby działało. Nie, potrzebujemy czegoś więcej aby to zatrzymać coś, co zmienia węże w Agori. "
Metus spojrzał na mnie jakbym był szalony.
"Annona tego nie zrobiła. Mata Nui nigdy nie chciał by zmiana w węża była stała, zgaduję. Albo może coś się z nim stało. Nie wiem. Nagle ponownie wróciłem do bycia sobą. Ale muszę przyznać, że wciąż mam ochotę na gryzonie.
Cały ten, Annona w błysku robił się coraz większy i jaśniejszy. To wyglądało jak gwiazda, Czerwona Gwiazda, pomimo że nie mogę sobie przypomnieć gwiazdy z mackami. To udawało się na zwiad, myślę że to najlepsze określenie. To żywiło się snami. To odszukałoby jakąś społeczność i pochłonęłaby ich sny, przy okazji doprowadzając wszystkich do szału, a ja nie miałem pojęcia jak to zatrzymać. Może tego nie dało się zatrzymać.
Poczułem, jak przerwało. To wyczuło gdzieś czekającą ucztę. Gdzie? Czy powinno wrócić na pustynie Bara Magna gdzie zgromadziło się trochę Agori albo w jakiejś wsi w Bota Magna? Czy zasięg mógł poszerzyć się nawet do lepszych światów?
Wszystko co wiedziałem to to że ktoś jest na menu i musieli zostać ostrzeżeni, albo skończyliby jak Plemię Żelaza. Annona zajaśniała jaskrawiej. To było gotowe do wyjścia, zmierzając do następnego posiłku. Zacząłem biec.
"No dalej" krzyknąłem. "To nie obejdzie się bez nas."
"Zwariowałeś" powiedział Metus. "Ja nie idę nigdzie obok tego czegoś."
"Telluris, ruszaj się "odpowiedziałem. "Ta rzecz, ściga twojego Skopio, musisz to zatrzymać."
To wystarczyło by Telluris zaczął się ruszając, ale Metus obrócił się w miejscu.
"Zostań" powiedziałem mu. "Jesteś tylko na odludziu, nieuzbrojony, z żadnym pomysłem jak dostać się do domu, i żadnego domu do którego możesz iść. Dlaczego powinieneś iść z nami? Przecież, masz tak wiele do stracenia."
Metus przeklął i zaczął biec koło nas. Razem, wskoczyliśmy do promiennej sfery Annona. Następna rzeczą jaką wiedziałem, było to że tonąłem. Przez instynkt popłynąłem w kierunku w którym miałem nadzieje jest powierzchnia. Moja głowa rozbiła wodę i z trudem łapałem powietrze. Gdy złapałem oddech, obejrzałem się, zastygły z niedowierzenia.
Byłem w Aqua Magna. Metus i Telluris były blisko, sapiąc i dławiąc się. Przed nami, o w odległości pięćdziesięciu jardów, był odcinek plaży i ponadto, skaliste klify. Na jednym z klifów wznosiła się twierdza, świecenie przy świetle księżyca wyglądająca jak nie do zdobycia.
I była Annona, wolno zmierzająca w kierunku tej twierdzy. Nie wiedziałem czyja to twierdza albo kto w niej żyje. Wiedziałem, że wszyscy będą martwi kiedy Annona do nich dojdzie. Nasza trójka wypłynęła na plażę i zaczęła wdrapywać się po klifach. Annona nie zauważyła nas albo po prostu nie zwracała na nas uwagi. Ale wiedziałem, że nigdy nie dojdziemy do szczytu przed tym. Nasza walka skończyła się zanim się zaczęła. Faktycznie, Annona zniknęła z widoku zanim wspięliśmy się na szczyt klifu.
Zobaczyliśmy twierdzę, była jak coś wyjętego z koszmaru. Dziwni wojownicy, bardzo uzbrojeni, potężni, z dziwnymi uśmiechami na ich twarzach, byli zajęci walczeniem z pustym powietrzem. Annona stworzyła w ich głowach iluzje tak jak w naszych. Teraz to się ukryło i żywiło tymi wojownikami tak długo aż wszyscy buli by martwi. Blask ruszył się w kierunku ogromnych drzwi twierdzy. Nic nie stanęło na drodze.
Nic, do czasu gdy drzwi gwałtownie otworzyły się od wewnątrz, i coś się pojawiło. Nowy przybysz był wysoki na dwanaście stóp, z złotą skórą i potężnymi mięśniami. Jego oczy i twarz były lekko gadzie, i to patrzało na Annona przez wąskie szpary tych oczu.
"Przybyłem się pożywić "powiedział Annona. "Poddaj się."
Złota istota uśmiechnęła się.
"Żywisz się snami, a my nie moglibyśmy żyć bez nich. One są dla ciebie pokarmem ale my zabieramy je i zmieniamy w rzeczywistość. I tak czyniąc, podbijamy i zniewalamy. Z tego powodu tej nocy będziesz głodny."
Annona zajaśniałą jaśniej, jego blask spowodował utratę wzroku. Nie mogłem dłużej nic zobaczyć - tylko słyszałem jego głos i jego nowego przeciwnika.
"I kto odmówi mi mojej uczty? " spytał Annona. "Ty, żałosna mieszanko pomniejszych ras, bandytów, złodziei ? Eksperyment desperacji. Staniesz przeciwko mnie?"
Nie jestem pewien co zdarzyło się następnie . Usłyszałem dźwięk jakby niebo się rozerwało. Ziemia mocna zadrżała pode mną a następnie usłyszałem krzyk Annona i jeszcze coś.
Złota istota powiedziała prosto, "Tak, kreaturo. Stanę przeciwko tobie."
EDIT2: Część 7 po polsku
Podszedłem do brzegów Aqua Magna raz w swoim życiu, gdy miałem życie - i plemię, przyjaciół i miłość. Miałem się tam udać na zwiad szlaku handlowego. Pochodząc z gór, nigdy wcześniej nie widziałem tak dużo wody. Chociaż linia brzegowa była skalista i wymarła, to była to najbardziej niesamowita, i pod pewnymi względami przerażająca, rzecz jaką kiedykolwiek widziałem.
Od tego czasu, widziałem jak moi ludzie wymierają, moja planeta podzieliła się, i tysiące innych rzeczy, które dla większości osób byłyby jak wyciągnięte z koszmaru. Ale ja... ja nigdy nie zobaczyłem czegoś takiego jak to co widzę teraz.
Annona, całe szkarłatne i błyszczące, cierpiało katusze. Kamienne kolce nagle wysunęły się z ziemi i przedziurawiły energię istoty, aż to skręcało się z bólu. Jak zwykła skała mogła oddziałać na kogoś tak potężnego, nie wiedziałem. Ale to mogło mieć coś wspólnego z tym z kim walczyło.
Złota Istota nie mająca imienia, którego nie znałem i nic o nim nie wiedziałem, ale nauczyłem się o nim dużo w kilka chwil, ponieważ obserwował, jak jego wróg słabł. Był stworzony z innych istot, gatunków, których imion nigdy wcześniej nie słyszałem; odnosił się do siebie jako "my" i "nas", co przyprawiało o gęsią skórkę. Ale jego argument z Annona był łatwy do zobaczenia.
"Sny moich ludzi dają mi życie "powiedziała złota istota,” i w zamian czynię ich sny prawdziwe. A oni śnią o twojej śmierci, Annona."
"Wiem o tym" odpowiedziała Annona. "Dlaczego myślisz, że cię odszukałem, kreaturo? Sny są moim posiłkiem i napojem. Z nimi, jestem mocą. Bez nich, jestem niczym."
Złota istota wzruszyła ramionami i odwróciła się. Jego zwolennicy, wojownicy, którzy walczyli z pustymi obrazami stworzonymi przez Annona, poszli za nim. Widocznie, Annona była zbyt umierająca by móc podtrzymać swoje iluzje.
"To nie robi mi różnicy czym jesteś" powiedziała złota istota lekceważąco " tak długo jak nie żyjesz."
W tym właśnie momencie poczułem zadowolenie. Kreatura, która zniszczyła moje plemię miała umrzeć, i nie przez moją rękę, to poczułem jak sprawiedliwości stało się zadość. Powinienem wiedzieć lepiej.
Dookoła złotej istoty jego wojownicy zaczęli upadać. Jakiś osunął się na kolana, inny bełkotał chorobliwie, inni dobyli swojej broni i zaczęli ruszać na ich przywódcę. Zgaduję że moc złotej istoty osłabła. Annona wyrwała się z kolców, a z jego centrum wydobył się śmiech.
"Zawsze wolałem jeść swoje posiłki wolno "powiedziało. "Jeszcze nigdy wcześniej nie zmęczyłem się konsumpcją całej energii snów z tylu istot naraz. Ale widzę, że skutek jest taki sam. Szaleństwo."
Złota Istota wyglądała na przestraszoną. Nie podobało mi się to. Za nim, jego twierdza zaczynała drgać i zanikać. Gorzej, tam były... rzeczy... pojawiające się w oknach. Inne ślizgające się albo pełzając.
"Ty... imbecylu! "złota istota podczas wykrzyczała. "Nie rozumiesz. Daje życie snom, nawet złym snom. Zdajesz sobie sprawę co to oznacza?
Zrozumiałem. To wszystko, było jak pójście na spacer do głowy mojego kumpla Tellurisa--ziemia wyginała się, twierdza roztapiała, i co do wojowników... nigdy łatwo nie dostawałem niesmaku, ale sny doprowadzające do obłędu są strasznie okropnymi rzeczami.
Annona świeciła jaśniej. Wątpiłem, żeby to kiedykolwiek miało tak dużo energii wcześniej. Jakby to nie było dość niebezpieczne, to jeszcze rozglądało się gotowe spalić każdego, kto się zbliżył. Chciałem uciec do oceanu i przepłynąć planetę, ale wiedziałem, że nie ma żadnego miejsca na świecie, które byłoby bezpieczne.
Paru wojowników zareagowało na podejście Annona przez podniesienie broni i szarżę. Była to ostatnia zła decyzja w ich życiu. Twierdza całkowicie zniknęła; horyzont był pełny dziwnych rzeczy, niektóre właściwie bezkształtne, inne z formami, które wciąż można było zobaczyć gdy zamknęło się oczy.
Złota Istota wycofała się do nich. Koniec miał nastąpić w przeciągu kilku minut. Gdy nagle Telluris przerwał: wyskoczył z naszej kryjówki, krzyczał i machał gałęzią, którą podniósł z plaży. Skierował się prosto w kierunku Annona.
Jeśli to opowieść, Metus i ja narazilibyśmy nasze życia próbując go zatrzymać. Ale to nie jest opowieść. Nie ten rodzaj w każdym razie. I żaden z nas nie zamierzał umrzeć za Tellurisa. Nie był tego warty. Nie sądzę by ktokolwiek był.
Doceniam go, dostał do obrębu pola rażenia Annona, ale to było wszystko co dostał. Zginął w pół-krzyku. To był głupi, lekkomyślny, idiotyczny sposób iść, i właśnie miałem to powtórzyć ale nie miałem dzisiaj w planach umierania. Znowu, stare powiedzenie, "Jeśli chcesz rozśmieszyć Wielkie Istoty, powiedz im o swoich planach".
Liczyłem, że złota istota będzie miała moc by pokonać Annona gdyby miał szansie użyć tego. To oznaczało zdjęcie mojego wroga z jego tyłów na kilka chwil. Pomyślałem, że widzę sposób jak to zrobić. Jedynymi rzeczami stworzonymi przez złotą istotę były wciąż nietknięte skalne kolce. Nie wiedziałem dlaczego mogły zadać ból Annona, może ktoś śnił, że mogą. Właśnie miały zadać mu ból jeszcze raz.
"No dalej!" powiedziałem do Metusa. "Musimy odłamać jeden z tych kolców."
"Zwariowałeś "odpowiedział. "Nie idę tam."
Położyłem twardo rękę na jego ramieniu.
"Pamiętasz jak byłeś wężem?" zapytałem. "Pamiętasz jak się czułeś?"
"Pewnie," powiedział Metus.
"Tak więc, mogę sprawić, że poczujesz się dużo gorzej, i nie potrzebuję magicznego miecza żeby to zrobić," warknąłem. "Teraz chodź!"
Razem rzuciliśmy się do biegu, wymijając oszalałych wojowników i mając nadzieję, że Annona było zbyt upite mocą by na zauważyć. Wbiegliśmy do gniazda kolców, ale potem Metus zauważył jeden problem.
"Oni są z litej skały" powiedział. "Czego mamy użyć by je rozbić?"
Skłaniałem się do sugestii, że wykorzystamy jego głowę. Za to, zauważyłem, że jeden z kolców został osłabiony gdy Annona walczyła by się uwolnić. Z pomocą Metusa, odłamałem go. To nie była bardzo długa broń ale spiczasty koniec był nietknięty, i to było wszystko, o co się troszczyłem.
"Zostaniesz tu „powiedziałem do Metusa. "Jeśli mi się nie powiedzie, spróbuj odłamać inny kolec i sam spróbuj. Co mówię; zamierzasz biec gdy tylko się odwrócę. W porządku, jeśli zginę, nie mów nikomu jak. Nie chcę by ludzie myśleli, że jestem tak obłąkany i zidiociały w swoich ostatnich momentach. "
Podniosłem kolec i pobiegłem. Ponieważ zbliżyłem się do Annona, zdałem sobie sprawę, że muszę zamknąć oczy albo stracę wzrok, więc zamknąłem. Gdy tylko gorąco stało się nieznośne, wiedziałem, że jestem jak blisko. Wychyliłem się i rzuciłem kolcem tak mocno jak mogłem. Usłyszałem trzask, a potem krzyk.
Wiesz, krzyk może być zachwycającym dźwiękiem jeśli będzie go wydawać właściwa osoba. Cofnąłem się do tyłu aż nie czułem już gorąca. Zaryzykowałem i otworzyłem jedno oko. Annona przestała posuwać do przodu. Skalny kolec był.. wbity... obok jednej z jego energetycznych macek, która dołączyła do swojego korpusu. To utknęło na prawy od tej macki nie mogła sięgnąć by to wyjąć. To nie był śmiertelny cios, daleki był od tego, ale to go trochę spowolniło.
Zobaczyłem złotą istotę. Patrzył prosto na mnie. Jakoś mogłem usłyszeć co mówił nawet tak daleko. Potem wiedziałem co miałem zrobić.
Obie te potężne istoty znały się świetnie na snach. Annona żywiła się tymi, które masz wieczorem, dobre albo złe. Złota istota brała te w twoim sercu, albo najbardziej mrocznych części twojej duszy, aspiracje, nadzieje, pragnienia - i urzeczywistniała je. Było setki sposobów jak mógł zaatakować Annona, ale tylko jeden naprawdę mógł zranić.
Zamknąłem oczy jeszcze raz; śniłem sen. I w moim śnie, nikt na Spherus Magna, nikt na jakimkolwiek świecie, nigdzie nie mógł śnić albo mieć pragnień albo mieć nadzieję. Śniłem, że nie ma już snów. Otworzyłem oczy i poczułem to: pustka, pozostawiona po snami. Właśnie tak czuło się moje plemię wcześniej, że umierają. Ale tym razem energia nie weszła do Annona, to nie poszła nigdzie. Właśnie przestała istnieć. Złota Istota uczyniła ostatni sen prawdziwym.
Zobaczyłem jak osłabł. Zobaczyłem jak Annona zapłonęła jaśniej. Nagle, to uświadomiło sobie, że nawet gdyby to dziś wygrało, nie ma już więcej posiłków. Zostało złapane w pułapkę na Spherus Magna ponieważ jego mieszkańcy oszaleją i umrą, a to umarłoby z głodu dużo wcześniej niż ostatni Agori by zginął.
Spodziewałem się że Annona wścieknie się i zacznie krzyczeć; ale to wisiało w powietrzu i mówiło bezpośrednio do złotej istoty.
"Zrobiłeś to" powiedziało. "Dlaczego?"
"Może... ponieważ potwory należą do snów, a nie sny do potworów," złota istota podczas odpowiedziała. "Albo może... że pragnę twojej śmierci."
Była długa cisza. Potem Annona powiedziała: "Umowa."
"Jaka umowa?"
"Sen, o innym świecie wypełnionym innymi istotami gdzie mogę żyć i żywić się. Twoje imperium będzie bezpieczne a ja będę zaspokojony. "
Złota istota rozważała oferta przez chwilę a następnie powiedziała: "Zgoda."
Zacząłem protestować a następnie coś sprawiło, że się zatrzymałem. Zdałem sobie sprawę, że mogę śnić, że Annona nie istniała wcześniej, ale nie. Może ponieważ jakoś wiedziałem, że to nie zadziała. Jeśli złota istota mogła wyeliminować Annona tak łatwo, zrobiłby tak. Jest ty druga okazja by załatwić tę sprawę, i zrobić to w jakimś stylu.
"Sahmad będzie śnić sen," złota istota powiedziała.
"Nie," Annona odpowiedziała. " Nie zgadzam się."
"Dałem ci swoje słowo " złota istota powiedziała. "Sahmad nie ośmieli się go złamać."
Miał rację. Nie miałem żadnej potrzeby by je łamać. Zamierzałem dać Annona właśnie to o co poprosiło. Zamknąłem swoje oczy. Wyobraziłem sobie bujny zielony świat, raj. Wyobraziłem sobie tam Annona wolnego. I wyobraziłem sobie populację do karmienia, każdy z nich będąc tacy jak Annona. Karmili by siebie nawzajem, i w ciągu roku, nie został by żaden.
Otworzyłem oczy i patrzałem na Annona ponieważ to stopniowo zanikało.
"Złapał cię" powiedziałem.
Gdy zniknęło, złota istota zbliżyła się do mnie.
"Mogłeś śnić żebym nie istniał, jestem zaskoczony że tego nie zrobiłeś."
Zmierzyłem go wzrokiem. Był dziwnym, i prawdopodobnie też w połowie modrym, ale na razie...
"Nie jesteś moim problemem" powiedziałem. "Ta rzecz była, i to teraz już nie jest. Więc możemy pójść różnymi drogami."
"Na razie," złota istota powiedziała. "Po tym jak oddasz światu możliwość snu."
"I oddanie cię twojej mocy," powiedziałem. "W porządku. Zrobione."
"Jeszcze mnie usłyszysz" złota istota powiedziała. "Nie zostanę na tej ziemi wiecznie."
"Dał mi znać gdy ty i twoje wojsko będziecie nadchodzić" odpowiedziałem. " Może przyłącze."
Mogłem zmusić go do zrobienia mi łodzi ale zdecydowałem się iść pieszo. Annona właściwie nie żyła i wiele zdarzyło się na Bara Magna w tych ostatnich dniach. Nie że byłbym tam mile przywitany. Metus też, gdziekolwiek uciekł. Ale było w porządku. Co do mnie, brałem kurs na północ do gór. Byli tam ludzie których straciłem dawno temu, że w końcu mogłem ich pożegnać. Po tem... więc, to będzie całkiem inna opowieść.
Ostatnio zmieniony przez Ultimo dnia Sob 15:56, 13 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Wto 8:58, 17 Sie 2010 |
|
|
Avak42
Dołączył: 03 Paź 2007
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Gdańsk
|
|
|
|
trochę dziwne te istoty władające marzeniami(snami) może nie do końca zrozumiałem teksty nie przetłumaczone(niech ktoś mnie oświeci) ale to opowiadanie nie bardzo mi pasuje do reszty uniwersum.
|
|
Nie 11:58, 04 Wrz 2011 |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|