Autor |
Wiadomość |
Lemonardo
Administrator
Dołączył: 03 Gru 2005
Posty: 4378
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
|
Rządy Cieni |
|
Części trzecią, czwartą, piątą i szóstą przetłumaczył Woozie
Części ósmą, dziewiątą i dziesiątą przetłumaczył Mata Nui
| | Vezon przechodził między światami.
A przynajmniej tak to dla niego wyglądało. Ostatnio, każdy jego krok wydawał się przenosić go zupełnie gdzie indziej. W jednej chwili był w słonecznej krainie, gdzie Mroczni Łowcy pracowali w pełnej harmonii z Matoranami (No, co prawda budowali wielkie działo, ale i tak nieźle się rozumieli). Zaraz potem wszystko się odwróciło i znalazł się w zupełnie innym miejscu. Tutaj grupa zwana jako Wielkie istoty stworzyła 12000 kilometrowego robota o imieniu "Makuta", lecz niestety jego brat Mata Nui planował na niego zamach.
Jak to się zaczęło? Próbował sobie przypomnieć, co w jego przypadku nigdy nie było łatwe. Założył Kanohi Olmak, Maskę Portali Międzywymiarowych którą znalazł na Destralu, wyspie-bazie Bractwa Makuty. Zaraz potem otworzył się przed nim portal. Chcący uciec z wyspy Vezon przeszedł przez niego... i zaraz potem zobaczył pędzącą na niego falę. Wpadł pod wodę lecz nie utonął. Zamiast tego wpadł w następny portal który zaprowadził go na środek bagna. Potem w następny, następny i następny...
Zajęło mu trochę czasu zanim zrozumiał co się z nim stało. Jego ciało i esencja połączyły się a Maską. Od teraz był chodzącą Bramą Międzywymiarową.
Oczywiście musi się jeszcze wiele nauczyć. Czy efekt jest nieodwracalny? Czy kiedykolwiek nauczy się kontrolować tę moc, tak by decydować gdzie trafi? Czy jeśli będzie kogoś dotykał, to czy ta osoba przeniesie się z nim?
Czy nie byłoby to interesujące? pomyślał. Pierwsze co zrobię to znajdę Makutę Teridaxa i dam mu wielki... mocny... uścisk.
________________________________________________
Tahu użył swej mocy by zapalić małe ognisko. Wiedział że to głupota. Wszędzie były Exo-Toa które z łatwością mogły wykryć ciepło. Jednak jako że był Toa Ognia i tak by go wykryły.
Spojrzał na swój obóz i "drużynę". Widok ten raczej nie dawał mu pewności siebie. Zaraz po tym jak Teridax przejął Wszechświat, Toa Nuva się rozdzielili (byli zbyt łatwym celem będąc razem). Razem z innymi uciekinierami szukali bezpiecznych miejsc by przegrupować się i stworzyć plan.
To wyjaśniało dlaczego Tahu siedział w zniszczonych ruinach Karzahni razem z Matoraninem Kopeke, Johmak - członkinią Zakonu Mata Nui mogącą dzięki swej mocy rozsypać się w proch, Krahką - zmiennokształtną Rahi i dwójką Mrocznych Łowców - Strażnikiem i Lariską.
To nie Gali, Lewa i Kopaka, pomyślał Tahu ale muszą mi starczyć.
"Zostaniemy tu na parę godzin, a potem idziemy gdzieś indziej" powiedział. "Onua powiedział że w na południe jest kilku członków Zakonu szukających zbrojowni pełnej broni i zapasów. Dołączymy do nich."
"A co potem?" odburknął Strażnik "Będziemy rzucać kamienie w niebo? Atakować wiat Miotaczami Cordak? Tylko oddalamy to co nieuniknione i dobrze to wiemy."
"A co innego mamy robić?" spytała Johmak. "Kłaniać się Makucie błagając go o jeszcze trochę życia? W takim razie wolę umrzeć jako wolna istota."
"Tahu, co mamy robić?" wyszeptał Kopeke. "Strażnik ma rację. Walczymy z samym Wszechświatem."
"Nieprawda" powiedział Tahu. "Walczymy z szaleńcem kontrolującym Wszechświat. A takiej kontroli nie można nauczyć się tak łatwo jak sterowania nową maszyną w kuźniach Ta-Metru. Trzeba czasu. A my mu tego czasu nie damy. Zrobimy to jak Pohatu"
"Jak Pohatu?" spytał Kopeke.
Tahu uśmiechnął się. "Dokładnie. 'Kiedy nie wiesz co robić rozwalaj wszystko i uciekaj zanim wybuchnie'"
Strażnik wstał i odszedł od ogniska. Nie miał nic do Tahu, ale musiał być lepszy sposób. Może zamiast biegać z miejsca na miejsce trzeba uciec z Wszechświata. Może to miejsce jest już stracone i trzeba iść gdzie indziej. To nie był łatwy wybór, ale Strażnik i tak nigdy takich nie dokonywał.
Pod jego stopami otworzyła się ziemia. Więzy z kamienia owinęły go i przy akompaniamencie jego krzyków wciągnęły pod powierzchnię. Następnie ziemia wróciła na swoje miejsce, a Strażnik zniknął pod spodem.
Drużyna była gotowa do walki. "To Makuta" powiedział Tahu. "Wie gdzie jesteśmy. Bawi się z nami."
"Powiedz nam coś czego nie wiemy" wypaliła Lariska. "Na przykład co mamy zrobić."
Zanim Tahu mógł odpowiedzieć nadszedł tuzin Exo-Toa z uzbrojonymi rakietami wycelowanymi w uciekinierów. Ten który był na czele zaczął przemawiać głosem Makuty.
"Mieszkańcy Świata Makuty, jesteście w nieautoryzowanej strefie. Pójdziecie z tymi Exo-Toa do Metru Nui, gdzie dostaniecie nową pracę która przyniesie korzyść mym poddanym. Będziecie tam żyć w spokoju nie pragnąc niczego, lub tu zginiecie."
"Wiesz co?" spytała Lariska. "To może być najkrótsza rewolucja w historii." |
| | Axonn biegł przez wiele dni i nocy. Po tym jak został przeniesiony z Metru Nui przez moc Teridaksa odnalazł siebie na spustoszonych terenach. Na początku nie znalazł żadnej oznaki życia, ani Rahi, Matoran ani kogokolwiek innego. Zmieniło się to gdy zaczął słyszeć krzyki. Jęki agonii pochodzące od Brutaki, jego dawnego przyjaciela którego nie mógł nigdzie zobaczyć.
Wojownik gnał w stronę wrzasków. Od… Jak długo? Tygodnia? Miesiąca? Przemierzał pustkowia które wydawały się nie kończyć i nie mógł znaleźć Brutaki. Niezwykłe, nie czuł ni głodu ni pragnienia, jedynie potrzebę szukania.
Jednak zaczęły go dręczyć pewne rzeczy, niczym brzęczenie ogników w uszach. Otoczenie się nie zmieniało. Mógłby przysiąc, że już wcześniej widział tę skałę, raz za razem, jakby chodził w kółko. I Brutaka – nikt nie mógłby znieść tych cierpień. Krzyk powinien już dawno wygasnąć.
Wtedy na niebie pojawiło się pęknięcie. Było małe ale wylewało się z niego dużo jasnego światła. To także nie miało sensu. Z chwilą gdy Axonn o tym pomyślał wyrwa powiększyła się. Zaczęły pojawiać się nowe dziury, na niebie, na ziemi, wszędzie dookoła.
To nie może się dziać, pomyślał Axonn. To nie może być prawda. To nie jest prawda!
W następnej chwili Axonn siedział na plaży. Woda podmywała brzeg przed nim, a za nim chłodna bryza delikatnie poruszała dżunglą. Latające Rahi krążyły na niebie i nurkowały do morza by złowić rybę. Nie było śladu nieskończonych pustkowi.
Oczywiście, pomyślał. Nigdy mnie tam nie było. Z jego mocami spotęgowanymi przez przebywanie w ciele Mata Nuiego, Makuta może przełamać nawet osłonę członków Zakonu. Dni i noce biegu, krzyki Brutaki… Wszystko to iluzja.
Wstał. Wciąż miał swą zbroję, maskę i topór. Zastanawiał się czy dla jego maski, która mogła przejrzeć każde oszustwo, istniała różnica między uwięzieniem w fantazji na wieki a jego ucieczką z pułapki Teridaksa.
Nie miał pewności gdzie się teraz znajduje i nie martwił się tym. Wszystko co miało dla niego znaczenie to miejsce w którym znajdował się Teridax i wiedział gdzie to jest. Jakoś, pewnym sposobem, wróci do Metru Nui i Makuta zapłaci za to co zrobił, nawet jeśli Axonn przypłaci to życiem.
Daleko od wyspy Axonna, Tahu i jego drużyna stali naprzeciw potencjalnego końca ich życia. Grupa napotkała na swej drodze oddział ciężko uzbrojonych Exo-Toa przygotowanych do ich uwięzienia lub stracenia. Tahu wątpił w to czy maszyny przejmują się tym, którą wybiorą opcję.
Obliczył szanse. Lariska, Krahka, Johmak i on mogliby zająć się czterema Exo-Toa, może nawet ośmioma. Pozostałyby cztery maszyny gotowe ich ściąć. Kiedyś po prostu zaakceptowałby sytuacje i natarłby na wroga. Teraz próbował używać tak samo umysłu jak i krzepy ponieważ walcząc z Makutą nie mógł pozwolić sobie na daremne ofiary ze swoich towarzyszy.
Ustalał plan – będą udawać, że się poddali i spróbują uciec nim dotrą do Metru Nui… - kiedy ziemia zaczęła się trząść. Na początku myślał, że to kolejny atak ze strony Makuty. Wtedy drgania stały się gwałtowniejsze i kilka Exo-Toa straciło równowagę. Nie musiały martwić się wstawaniem. Pod maszynami otworzyła się rozpadlina i pochłonęła je. Tahu podbiegł do krawędzi, nie widział nic prócz ciemności… Przynajmniej na początku…
-Bracie! Podasz mi rękę?
Tahu uśmiechnął się. Onua Nuva chwycił się skalistej ściany szczeliny. Exo-Toa nie miały tyle szczęścia, spadły w bezdenną przepaść.
Toa Ognia pomógł Toa Ziemi stanąć na solidnym gruncie. Kiwnął w stronę rozpadliny.
-Wciąż odwalasz niezłą robotę.
-Nie zaprzestałem praktyk – odparł Onua.
-Mieliśmy ruszyć na południe, odnaleźć tych członków Zakonu o których mówiłeś, tych szukających broni – rzekł Tahu.
Onua pokręcił głową.
-Nie kłopocz się. Rahkshi ich dopadły, ich i zapasy.
-Więc obieramy inny kierunek – powiedział Tahu – nie pozostawajmy w jednym miejscu.
Lariska podeszła.
-Macie jakieś pomysły? Tam, skąd przyszły te, jest więcej Exo-Toa.
-I Rahkshi – przyznał Tahu.
-Onu-Matoranie – powiedział Onua.
-O czym ty mówisz? – spytała Lariska.
-Onu-Matoranie większość swego życia spędzają pod ziemią – wyjaśnił Toa Ziemi. – Gdy pierwszy raz wyjdą na powierzchnię wielu jest oślepionych na krótki okres czasu, tyle jasnego światła to dla nich za dużo. W końcu przyzwyczają się do nowego środowiska. Tak jest teraz Teridaksem. Nie nawykł jeszcze do tych wszystkich mocy, musi mieć inne uszy i oczy wewnątrz Wszechświata – Rahkshi i Exo-Toa.
-Co chcesz powiedzieć, i czy to będzie coś o eksplozjach? – spytał Tahu z nadzieją w głosie.
-Och, będzie – zapewnił go Onua. – Toa Ziemi są nauczeni – wybaczcie grę słowną – słuchać ziemi. Makuta może jest potężny, ale wciąż musi robić Rahkshi tak jak kiedyś – tworząc robalowate Kraata które potem zmieniają się w jego wojowników. I myślę, że wiem gdzie rodzą się Kraata.
-Zaatakujemy – powiedział Tahu. – Może zdołamy odciąć go od jego zapasów Rahkshi, chwilowo. Na początek.
-Jak daleko stąd? – spytała Lariska.
-Makuta wybrał źródło Energetycznego Protodermis o którym Zakon nie pomyślałby by spróbować je zniszczyć – to na ich wyspie, Daxii. Zburzył ich fortecę i przejął kontrolę nad wyspą. Tam musimy się dostać.
-Strzeżona? – spytała Mroczna Łowczyni.
-Jak skarby Wielkich Istot – odparł Onua. – Weź dodatkowy sztylet.
Misja Lewy była prosta. Dzięki informacjom od ocalałego agenta Zakonu zmierzał na wyspę Artakha. Miał jakoś przekonać potężnego władcę tej krainy do zrobienia czegoś więcej niż siedzenia i robienia broni. Potrzebowali go w walce.
Gdy wyspa pojawiła się w zasięgu jego wzroku stwierdził, że przybył za późno. Rozrzucone Rahkshi zajmowały linię brzegową, lecz większość z nich otoczyła fortecę. Matoranie podjęli desperacką próbę walki. Jedyną nadzieją było ocalenie przez samego Artakhę nim siły Makuty go przezwyciężą.
Lewa właśnie miał zanurkować w dół gdy głos rozbrzmiał w jego głowie.
Nie, powiedział. Jest zbyt późno. Lecz, gdybym upadł, jest jeszcze jeden, który mógłby was wesprzeć. Idź do niego. Przekonaj go by dołączył się do walki.
-O kim mówisz? Gdzie go znajdę – spytał Lewa.
Jest jeszcze czas, powiedział głos Artakhi. Wyślę cię do niego. Reszta należy do ciebie.
Świat zawirował i Lewa nie wisiał już nad wyspą Artakhi. Stał w ciemnej jaskini przed kamienną ścianą. Czuł coś za sobą, tak jak czuło się bagienne pijawki owijające się wokół szyi. Chciał odwrócić się zobaczyć co jest zanim, a zarazem wiedział, że nie chciałby wiedzieć.
Odwróć się.
Ten głos również był tylko w umyśle Lewy, lecz nie miał w sobie nic z przyjemnego i pocieszającego głosu Artakhi. Gdyby było możliwe, by głos miał zapach, ten głos śmierdziałby rozkładem i śmiercią.
-Kim jesteś? Gdzie ja jestem? – spytał Lewa pozostając w bezruchu.
Jesteś na końcu swojej podróży… końcu wszystkich podróży, Toa. A moje imię brzmi Tren Krom. |
| | Kapura poruszał się szybko (jak na niego) pomiędzy cieniami Metru Nui. Znajdował się na peryferiach Ga-Metru, dokładniej w części Archiw pod tym miejscem. Znak wyryty na ścianie jego schronienia powiedział dokąd ma iść i kto chce się z nim spotkać, ale nie powiedział mu najważniejszego: dlaczego.
Ostrożnie wyjrzał zza rogu budynku. Droga wydawała się czysta. Rahkshi pilnowały większości wejść do Archiw, ale nie tego. To prowadziło do wielkiego muzeum, które od bardzo dawna było miejscem niebezpiecznym i opuszczonym. Nawet kiedy Matoranie i Toa uciekli w podziemia po przejęciu wszechświata przez Teridaxa omijali to miejsce.
Poslizgnął się na środku drogi i z wielkim wysiłkiem podniósł właz. Wydał on z siebie piskliwe skrzypnięcie, które pewnie każde Rahkshi w mieście mogło usłyszeć. Kapura zamarł w bezruchu. Czy to nie był ten świszczący dźwięk przelatujących Rahkshi przez miasto? Nie, to była tylko para wodna ulatująca z Ta-Metru. Zaczekał jeszcze chwilę i kiedy żadna wroga siła nie pojawiła się wszedł do tunelu i zamknął właz za sobą.
W środku było ciemno i wilgotno. Słaby odór Muaki unosił się w powietrzu. Kapura przypomniał sobie inną wizytę w Archiwach, podczas której zgubił się w labiryncie przejść, uratował go wtedy Toa Takanuva. Tym razem jednak wziął ze sobą posiłek dla eksponatów, które pouciekały. Życzył sobie, że jego przyjaciółka wybierze inne miejsce na spotkanie... ale potem przypomniał sobie, że tylko w takim mogą się spotkać.
"Spóźniłeś się."
Macku wyszła z niszy w murze. Jej niebieska zbroja była poplamina błotem i poruszała się lekko utykając, była to pamiątka po ucieczce przed Exo-Toa sprzed kilku dni.
"Przepraszam," powiedział Kapura. "Musiałem być pewny, że nikt mnie nie śledzi."
"Zaczekajmy jeszcze chwilę na Hafu," powiedziała Macku. "Wydawała się zmęczona... nie to coś innego," pomyślał Kapura. "Bardziej jakby ledwo trzymywała się przy życiu."
"Czy on dzisiaj nie pracuje?"
Kapura spochmurniał. Wszyscy rzeźbiarze z Po-Metru musieli rzeźbić posągi Makuty w całym mieście. Rozkaz nie został wydany przez ich "Wielkiego Ducha," ale przez nowego "Turagę" Metru Nui - Ahkmou. Nie, on nie był prawdziwym Turagą - nigdy nie był Toa, co było tego warunkiem - ale jego dawne kontakty z Makutą dały mu władzę w mieście.
"Powinniśmy zabić tego nędznego zdrajcę dawno temu," wymamrotała Macku.
Każdy Matoranin pamiętał przęstępstwa Ahkmou popełnione na wyspie Mata Nui, związane ze sprzedarzą piłek kodan zabrudzonych cieniem Makuty. Wielu słyszało opowieści o wcześniejszych popełnionych w Metru Nui na kilka tygodni przed Wielkim Kataklizmem. Mimo, że przez ostatni rok był bardziej ostrożny, nikt naprawdę mu nie ufał. Ale Turaga Vakama upierał się, żeby go nie wygnać. "Lepiej trzymać Żmiję Zguby koło swego łóżka niż wypuścić na wolność. A poza tym będzie wiadomo skąd nadejdzie atak."
Właz otwarł się ponownie z piskiem. Promień światła przeszył mrok Archiw. Macku i Kapura instynktownie ukryli się zanim światło zniknęło. Potem usłyszęli dodający otuchy głos Hafu, mówiący: "Czy ktoś pamięta dlaczego chcięliśmy wrócić do tego miasta?"
Macku roześmiała się, myśląc, że nie ma żadnego powodu do śmiechu. Ale dobrze było znowu mieć blisko siebie tych dwóch Matoran. Zbyt wielu innych już się poddało. Rahkshi i Exo-Toa były wszędzie, a jedyni Toa w pobliżu to Toa Hagah , którzy wydawali się nieświadomi wszystkiego co działo się wokół nich. Zapytani, odpowiadali, że Makuta Teridax został pokonany, a wszystko na Metru Nui jest dobrze. Gorsze było to, że oni naprawdę wierzyli w te kłamstwa.
"Jaka jest sytuacja?" spytał Hafu. "Wiesz, że ten symbol jest używany w razie nagłego wypadku."
"To jest nagły wypadek," zapewniła go Macku. Podjęła wielkie ryzyko rysując symbol "pomocy" - toporny zarys Rahkshi - w pobliżu domów swoich przyjaciół. Ahkmou zabronił tworzenia nielegalnych dzieł.
Ga-Matoranka obróciła się i skierowała się w głębiny Archiw. Kapura i Hafu podążali za nią. Poprowadziła ich drogą w dół, poruszając się jakby znała to miejsce tak dobrze, jak Ga-Metru. Kapura całkiem się pogubił i jak sądził Hafu też.
"Tutaj," powiedziała cicho Macku. Wskazała im dużą komnatę, która była niegdyś zamieszkana przez złośliwy gatunek Rahi. Teraz był tam ktoś jeszcze - Toa Wody, ranna, rozciągnięta na kamiennej podłodze. Ale to nie była Gali, ani Gaaki, ani żadna inna Toa znana Kapurze.
"Kim ona jest? Skąd przyszła?" spytał Hafu. Podejrzliwość brzmiała w jego głosie. Widział zbyt dużo sztuczek Makuta, aby uwierzyć w cokolwiek na pierwszy rzut oka.
"Mówi, że ma na imię Tuyet," powiedziała Macku. "I, że jest tutaj, żeby nam pomóc."
Hafu już słyszał to imię... było jakoś związane z Toa Lhikanem, ale on nie znał tej opowieści. Jeżeli oczywiście powiedziała prawdę. "Nie wygląda na to, żeby mogła pomóc sobie, a co dopiero nam."
"Możesz... być... zaskoczony," powiedziała Toa, podnosząc głowę, aby spojrzeć na Hafu. "Powiedzcie mi, gdzie jest Toa Lhikan?"
"Martwy," powiedział Kapura. "Zabity przez Makutę."
Hafu zerknął na niego. Dzielenie się informacjami z takimi dziwakami jak ona, nie było zbyt mądre.
"A Toa Nidhiki?"
Kapura zerknął na Hafu i wzruszył ramionami. Potem odwrócił się w stronę Tuyet. "Martwy. Makuta... zjadł go, tak sądzę."
"Wiesz, jesteśmy szczęśliwi, że cię widzimy i wogóle," powiedział Hafu. "Ale jeden Toa mniej, czy więcej nic tutaj nie zmieni. Chyba, że masz super broń, która mogłaby oczyścić Metru Nui z sił Makuty."
Tuyet usiadła. Sięgnęła do sakiewki i wyjęła kawałek kryształu, mniej więcej o wielkości jej dłoni. "Właśnie dokładnie to mam."
"I myślisz, że Makuta da ci szansę tego użyć?" spytała Macku. W połowie sceptycznie, w połowie z nadzieją.
"Makuta jest Wielkim Duchem, prawda?" spytała Tuyet. "A Wielki Duch wie wszystko o każdym we wszechświecie... gdzie oni są, co robią... jedyne co musi zrobić, to o nich pomyśleć?"
Kapura przytaknął.
Tuyet uśmiechęła się. "Jestem doskonałym sojusznikiem. Jestem martwa... od ponad 2000 lat." |
| | Makuta Teridax w wielkim mechanicznym ciele należącym niegdyś do Mata Nuiego oglądał świat wokół siebie. Nie było tam nic poza wodą tak daleko, jak mógł sięgnąć wzrokiem. "A kiedy jest się wysokim na 40 milionów stóp," pomyślał Makuta, "widzi się dość daleko."
To był, pomyślał, dość pusty świat. Och, to prawda, że pod powierzchnią oceanu uciekinierzy z Dołu nadal walczyli o przetrwanie. Ale byli nieważni w porównaniu z tak potężną i wspaniałą istotą jak on. Nie mógł co prawda wpłynąć na ich przeznaczenie tak jak na mieszkańców swojego ciała - Toa, Matoran, itd. Jego nowe ciało miało wystarczającą moc aby odparować ten ocean, jeśli by tego potrzebował. Może zrobi to zanim opuści ten świat, tylko dla zabawy.
I nie popełni żadnego błędu - opuści tę planetę nieskończonego oceanu. Istnieją jeszcze inne światy, pełne życia, czekające na podbicie. Dlaczego miałby być usatysfakcjonowany rządzeniem "wszechświatem" we własnym ciele, kiedy mógłby rządzić prawdziwym wszechświatem planet, słońc i gwiazd? To ciało ma moc do niszczenia miast, roztrzaskiwania gór, a Mata Nui nigdy nie użył żadnych z tych mocy. No cóż, Makuta nie będzie taki głupi.
Naturalnie, najpierw trzeba podjąć pewne kroki. Musi stłumić resztki rebeliantów we wszechświecie Matoran. Głupotą byłoby ryzykować awariami pośrodku wojny. Tylko dlatego, że jakieś plemię Matoran zdecyduje się być wolne. Da im wtedy ciężką, zimną śmierć. Kiedy będzie to zrobione, Makuta skieruje się w stronę Czerwonej Gwiazdy i rozpocznie swoją podróż.
W jego myślach pojawił się nowy, o wiele wspanialszy pomysł. Wypędził Maskę Życia z siebie, razem z umysłem Mata Nuiego zamkniętym w masce. Potężna Kanohi wysłana w kosmos, pewnie spali się lub roztrzaska na asteroidzie... albo znajdzie schronienie w jakimś innym miejscu. To nadal była część jego ciała, więc był w stanie ją ponownie odszukać. Może do niej dotrzeć, nieważne gdzie niszcząc cień nadziei, którą Mata Nui mógłby odczuwać. Teraz maska i jej wszystkie moce były solą w oku Makuty, co udowodni miażdżąc ją w pył swoją piętą.
To była miła fantazja, ale były tam inne bardziej realne sprawy do załatwienia. Wyczuwał obeność innego Makuty wśród Matoran, co było niemożliwe. Wszyscy inni Makuta zostali zabici przez niego lub przez agentów Zakonu. Cóż to nie była całkowita prawda, pomyślał... Miserix nadal żył, tyle że były lider Makuta tego nie wiedział. Tak długo jak dawny wróg Teridaxa w to wierzył, był dwuwymiarowym malowidłem na ścianie i wszyscy go tak widzieli. Dawnymi czasy stworzenie takiej wyśmienitej iluzji pochłonęłoby ogrome pokłady energii, szczególnie użyte wobec innego Makuty. Ale dzięki jego nowym mocom praktycznie nie wymagało to żadnego wysiłku.
Ale Makuta, którego wyczuł to nie Miserix. Nie, to był ktoś zupełnie nieznajomy... a jednocześnie niepokojąco znajomy. I była na to tylko jedna odpowiedź.
"Przybył z innego wymiaru. Moi wrogowie zrekrutowali Makutę przeciwko mnie. Jak... przedsiębiorczo z ich strony. Muszę dać ich nowemu rekrutowi właściwe powitanie."
_____________________________________________________________
Mazeka i jego nowy sprzymierzeniec - Makuta znaleźli się w niezamieszkanej części Południowego Kontynentu. Dolina, w której stali była dość ładna i zielona, ale Mazeka dobrze pamiętał opowieści o tym miejscu. Wysokie trawy, które kołysały się na wietrze były strażnikami tego miejsca. Mogły wyczuć ruch i zareagować owinięciem się wokół niechcianego
osobnika, dusząc go. Zwłoki były wciągane pod ziemię, aby dolina znowu wyglądała spokojnie i bezpiecznie.
"Stój spokojnie..." ostrzegł biało-opancerzonego Makutę, stojącego obok. Była to alternatywna wersja Teridaxa z wymiaru, gdzie Makuta nigdy nie stali się źli. Żeby podczas powrotu stamtąd móc zostawić tam swojego starego wroga, musiał wziąść do tego wymiaru jakąś istotę, żeby utrzymać równowagę. Wybrał drugie wcielenie przywódcy Bractwa, mając nadzieję że zdoła przewidzieć działania oryginału.
"Mamy podobne istoty w naszym wymiarze," powiedział spokojnie alternatywny Teridax. "Wiemy, jak sobie z nimi radzić."
Jak zauważył Mazeka, ciemność zaczęła oblegać dolinę. Gdziekolwiek przechodziła, trawa w tym miejscu usychała i więdła.
"Zaczekaj chwilę," powiedział Mazeka, który nagle zrobił się podejrzliwy. "Powiedziałeś mi, że Makuta w twoim świecie pozbyli się każdej cząstki cienia, która w nich tkwiła. W takim razie, jak możesz go kontrolować?"
Na twarzy Teridaxa pojawił się cień uśmiechu. "Nie mogę. Ale mogę wchłaniać światło... a czym jest cień, jeśli nie brakiem światła? A teraz sądzę, że mamy coś innego do załatwienia."
Idąc zacienioną ścieżką, dwaj sojusznicy tworzyli sobie drogę wyjścia z doliny, a ich misja się rozpoczęła.
_____________________________________________________________
Toa Tuyet wprost nie mogła uwierzyć swojemu szczęściu. W tym wymiarze były setki istot, na które mogła się natknąć, a ona akurat spotkała dwójkę, która nie pamiętała jej czynów. To czyniło sprawę łatwiejszą.
Jej chwilowa słabość, efekt męczącej podróży do tego miejsca, zniknęła. Teraz szła przez Archiwa, za dwoma Matoranami, Kapurą i Macku słuchając ich rozmowy. Zrozumienie sytuacji nie zajęło jej zbyt dużo czasu. Jej stare lęki okazały się uzasadnione. Makuta sprzeciwił się Wielkiemu Duchowi i teraz kontroluje cały wszechświat. "Gdyby Lhikan i Nidhiki mnie posłuchali, nic takiego by się nie wydarzyło... ponieważ nie byłoby wtedy żadnych żywych Makuta," pomyślała.
Och, jak dobrze pamiętała to całe zajście. Była Toa na Metru Nui, dawno temu. Używając potężnego artefaktu znanego jako Kamień Nui, próbowała stać się na tyle potężna, by zniszczyć tych których uznawała za przeszkody w utrzymaniu pokoju - Mrocznych Łowców oraz Makuta. Wiedziała, że inni Toa jak Lhikan będą się sprzeciwiać jej działaniom, więc trzymała to w sekrecie.
Niestety, nie mogła ukryć tego na długo. Mroczni Łowcy przybyli na Metru Nui po Kamień Nui, myśląc że to ona go ma. Żeby się ich pozbyć, oskarżyła ich o morderstwa na Matoranach, które sama popełniła. Lhikan i Nidhiki złapali Mrocznych Łowców, ale później dotarli do faktu, że to ona była mordercą i posiadaczką Kamienia. W rozstrzygającej walce Kamień Nui został rozbity a ona złapana.
Toa zamknęli ją w Koloseum, do czasu aż zdecydują co z nią zrobić. Pewnej nocy pojawiła się przed nią złota postać, która przedstawiła się jako Botar z Zakonu Mata Nuiego. Powiedział jej, że kawałki Kamienia Nui wbiły się do jej ciała i pancerza, tworząc z niej żywa baterię mocy Toa. Żadne więzienie nie mogłoby jej zatrzymać, jeśli dookoła byliby Toa, których energię mogłaby zabrać. Ale Zakon chciał czegoś więcej niż zamknąć ją w bezpiecznym miejscu - chciał poznać sekret Kamienia.
Była to tak sekretna próba, że wiedzieli o niej tylko najważniejsi w Zakonie. Botar przeniósł Tuyet do innego wymiaru, gdzie nie istnieli żadni Toa, z których mogłaby wyssać moc. Aby utrzymać to w sekrecie przed mniej ważnymi osobami w Zakonie druga Tuyet - z jeszcze innego wymiaru - została zabrana do Dołu na jej miejsce. Była ona tam, kiedy prawdziwa Tuyet była w zamknięciu, a Zakon poznawał naturę Kamienia Nui.
Przez 1500 lat, Zakon próbował podpatrzeć sekret Kamienia, bez skutku. Do czasu aż zaplanowała swoją ucieczkę. Pracując nad jednym strażnikiem, przekonała go, że działała sprawiedliwie (poza tym, Zakon nie lubi Mrocznych Łowców i Makuta tak samo jak ona). Ostatecznie, strażnik pomógł udać jej śmierć w eksplozji. Wierząc, że jej ciało zostało zniszczone Zakon nie szukał jej. W tym czasie Tuyet użyła technologii z tamtego wymiaru, aby uciec.
Bez mapy powrót do własnego świata zajął jej dwa tysiące lat... dwa tysiące lat wypełnione odwiedzaniem światów z żyjącymi tam Toa, z których czerpała siłę. Ostatecznie znalazła drogę do domu, kończącą się w Archiwach Metru Nui.
O tym co stało się z alternatywną Tuyet nie miała pojęcia. Może Zakon coś wie, a pewnego dnia kiedy będzie znudzona wyciągnie z nich informacje. Ale teraz ma ważniejsze zadania przed sobą.
Tuyet nie miała wątpliwości, że będzie w stanie zorganizować i poprowadzić rebelię przeciw Teridaxowi i go obalić. Ale nie chciała, żeby Mata Nui odzyskał ponownie kontrolę. Tysiące lat, które spędziła na przemyśleniach przekonały ją, że Mata Nui jest słaby i już dawno mógłby pozbyć się z siebie Makuty. Nie, tym czego potrzebuje świat jest władca, który jest silny, zdecydowany, nie znający strachu.
"Ktoś taki jak ja," powiedziała do siebie. "Tak, ktoś taki jak ja." |
| | Zbyt znane mu zamazanie rzeczywistości i fala mdłości uderzyły w Vezona. Naprawdę musi nauczyć się kontrolować swoją moc, a jeśli tego nie zrobi, pewnie się rozchoruje. Nie był pewien, jak istoty podobne Brutace zmuszone do podróżowania między wymiarami nie tracą zdrowego rozsądku... tak jak Vezon, ale może Brutaka nie ma zbyt dużo zdrowego rozsądku do stracenia?
Tak poza tym, był tutaj. Był tutaj. Co oczywiście tworzyło pytanie - gdzie to "tutaj" jest tym razem? Kanohi Olmak, która połączyła się z nim otworzyła bramę międzywymiarową tak jak Matoranie otwierają prezenty w Dzień Imion, a więc niemożliwe było przewidzieć, co jest po drugiej stronie.
Spojrzał w dół. Miał piasek pod stopami. Prawdę mówiąc, miał piasek wszędzie w zasięgu wzroku. Najpierw, pomyślał, że to plaża, ale nigdzie nie było wody. Mógł zobaczyć drzewa i zabudowania w sporej odległości, więc poszedł w tamtym kierunku.
Pustynia, kiedy się właśnie skończyła, nie była zbyt duża. Vezon wszedł do bujnej dżungli, wypełnionej istotami robiącymi to, czego Vezon zawsze unikał - ciężko pracowały. Część była Le-Matoranami... a reszty Vezon nie rozpoznawał, ale wyglądali oni na wieśniaków. Nie cierpiał wieśniaków. Są tacy... pracowici.
Jeden z wieśniaków podszedł do niego używając swoich rąk jako przednich nóg. Spojrzał na niego i uśmiechając się powiedział, "Jesteś przyjacielem Mata Nuiego?"
Vezon zaczął się wahać - nie uśmiechał się. "Dlaczego? Tak, mały... kimkolwiek jesteś, jestem jego przyjacielem."
"Zatem jesteś Toa?"
"Tak, ale nic poza tym," powiedział Vezon, uśmiechając się najbardziej "szlachetnie i bohatersko" jak umiał.
"Więc idź ze mną," powiedział wieśniak popędzając go. "Jesteś spóźniony."
Zaintrygowany Vezon poszedł za nim. To miejsce posiadało Mata Nuiego i Toa, więc było czymś jak dom. Ale kim były te inne małe karły? I gdzie właściwie był?
"Yhm, przepraszam wieśniaku," zaczął Vezon.
"Tarduk!" krzyknął wieśniak do niego. Vezon wykonał unik, tak jak mu powiedziano, ale nie zauważył żadnej smoły w pobliżu. Zajęło mu chwilę, zanim zrozumiał, że wcale nie usłyszał "Smoła, zrób unik!" (ang. Tar, duck!).
"Tak, oczywiście. Gdzie ja jestem?" powiedział Vezon.
Tarduk zatrzymał się i spojrzał przez ramię. "Och, musisz być z północy. To jest Tesara. Teraz się pośpiesz, proszę - Gresh i Toa Kongu potrzebują pomocy."
"Gresh?" powiedział Vezon do siebie. "Co to Gresh? Ale Kongu... on, wiem."
Wyszli z lasu, a Vezon nagle się zatrzymał. Byli tam Toa - całe mnóstwo - i jacyś inni wojownicy, których nie rozpoznawał. Naprawiali wielkią, metalową osłonę. Jaller używał swojej mocy do spawania pęknięcia, kiedy kobieta w niebieskiej zbroi kazała mu się śpieszyć. Nie była to Toa Wody, jak pomyślał Vezon - Toa Wody zazwyczaj nie są tak niegrzeczne.
Vezon wiedział, że nie powinien tam podchodzić - nie był szczególnie popularny wśród Toa. Ale jeśli zaatakują go, może to być bardzo interesujące. Minęły już dwa dni zanim ktoś próbował go zabić i robił się już zdenerwowany.
Podniósł wysoko głowę i poszedł w ich stronę. Kilku Toa skinęło głową w jego stronę. Jeden się uśmiechnął. Jeden Toa Kamienia nawet pomachał! Vezon stwierdził, że nienawidzi tego miejsca.
"Więc kim dokładnie jesteś?" spytał Tarduk.
"Nazywam się... ach... Toa Vezon," powiedział wystarczająco głośno, żeby wszyscy usłyszęli. "Jestem Toa... Toa... Anarchii."
Tarduk zmarszył brwi. "Mieliśmy nadzieję na Lód... przy tej pracy powstaje zbyt dużo gorąca."
Vezon rozejrzał się. Nikt nie zareagował słysząc jego imię... nawet Jaller. Czy to możliwe? Nie, to zbyt straszne, żeby o tym myśleć. Taka tragedia, taka strata, ale musial pogodzić się z faktem:
Ten wszechświat nie posiadał Vezona. Nie było tam żadnego. Inaczej, ktoś by go zaatakował.
"Nie mamy zbyt dużo, yhm, wieści na północy," powiedział do Tarduka. "Co tu się właściwie dzieje?"
"Nie wiesz?" powiedział Tarduk. "Cóż, powinienem wysłać cię do Takuy, ale jest chyba teraz w Roxtusie. W uproszczeniu - Wielkie Istoty i Mata Nui wszystko tu naprawili. Potem Mata Nui wyruszył na północ, po kilku miesiącach Toa i Matoranie oraz wszyscy pozostali pokazali się tutaj."
"A co stało się z Mata Nuim?"
Tarduk wzruszył ramionami. "Tahu Nuva mówił coś o Dolinie Labiryntu i o mocy wracającej tam, gdzie należy. Nie usłyszałem zbyt wiele."
Vezon obrócił się na dźwięk kroków. Wysoka postać, z pewnością Makuta prowadziła kolumnę wojowników w czarnych zbrojach.
"Spóźnili się," powiedział Tarduk. "Od kiedy usunięto Tumę, a Makuta przejęli Skralle, stały się one nieco mniej skuteczne. Cieszę się jednak, że są po naszej stronie."
Kilka nowych pytań pojawił się w głowie Vezona, ale po chwili znalazł na nie odpowiedzi. W tym wszechświecie Makuta nigdy nie zbuntowali się przeciw Mata Nuiemu. Wielki Duch wykonał swoją misję - czymkolwiek ona była - bez żadnych problemów. A potem pozwolił żyć części Matoran i Toa z tutejszymi mieszkańcami. Wliczając w to Makuta, którzy zniszczyli lokalnych przywódców wojskowych i zabrali ich armie.
Vezon zastanawiał się po co armia w takim wesołym, szczęśliwym i nudnym miejscu. A po chwili otrzymał na to odpowiedź, w bardzo dramatyczny sposób. Zza wydm wyszła kolejna armia kierująca się w stronę Tesary. Część z niej rozpoznawał - inni Skakdi jak Piraka, Roodaka ze swoimi Vortixx i Makuta Miserix w formie smoka. Jeźdźców w czarnych zbrojach na dwunogich jaszczurach nie rozpoznawał, ale wątpił czy przyjechali tutaj, żeby przywieźć kosze z owocami.
"To atak!" wrzasnął Tarduk. "Szybko, Toa Vezonie - pomóż Makuta. Użyj swojej mocy. Ja polecę po innych."
"Użyć swojej mocy. Tak," pomyślał Vezon. "Moja moc pozwoli mi się stąd wydostać. Muszę znaleźć tylko sposób jak ją włączyć."
Najeźdzcy przebili się przez oddział Skralli i skierowali się w stronę wioski. Skakdi na przedzie nieśli pochodnie, podpalając dżunglę.
"Teraz bardzo przydałyby się międzywymiarowe wrota do... gdziekolwiek!" powiedział Vezon do siebie. "Dalej. Dalej! Nie chcę umrzeć we wszechświecie, w którym nigdy nie istniałem... kto mnie wtedy zapamięta?"
Ale moc Kanohi Olmak była dziwnie nieaktywna. I jedyną rzeczą którą Vezon mógł zrobić, to patrzeć jak horda wrogów skierowała się w jego stronę... |
| | Vezon miał lepsze dni. Jego nowa umiejętność podróżowania między wymiarami przeniosła go do alternatywnego świata zwanego Spherus Magna, gdzie Makuta, Toa i jakaś inna rasa zwana Agori żyła w pokoju. Cóż, w większości - z wyjątkiem sporej armii Skakdi, Vortixx i rodzimych mieszkańców Spherus Magna, która skierowała się w stronę wioski, w której stał Vezon.
Był to dobry czas na ucieczkę. Ale Vezon nie zdobył jeszcze jakiejkolwiek władzy nad Kanohi Olmak, która się z nim połączyła.
Sześć razy w ciągu ostatniej minuty próbował użyć mocy Olmak, żeby zabrała go z tej rzeczywistości, zanim ta okropna horda go rozdepcze. Tym razem poczuł to samo uczucie poprzedzające otwarcie międzywymiarowej bramy i zobaczył, że świat wkoło niego zaczyna falować. Ale potem stało się coś, co nie stało się nigdy przedtem: wszystko wkoło niego się zatrzymało. Kiedy spróbował dotknąć ręką pobliskiego Toa, ta przeniknęła przez niego. Gorsze było to, że nie podróżował - wyglądało na to, że jest uwięziony w świecie posągów.
"To lepsze niż umrzeć," powiedział do siebie. "Zbytnio nie lepsze, ale i tak lepsze."
Jego zepsuty umysł przeanalizował wszystkie możliwości. Nie wiedział nic o Maskach Mocy, ani o tym jak je naprawiać. Jeśli jest coś nie tak z Olmak, może zostać uwięziony tutaj na zawsze.
Ale czy będzie tak źle? Usłyszał głos w swojej głowie - nie było to codziennym doświadczeniem Vezona, bo normalnie głos, który słyszał był jego głosem.
"Jeśli nie stanie się nic zabawniejszego, niż to, to tak," odpowiedział Vezon. "Z kim rozmawiam?"
Moje imię z niczym by ci się nie skojarzyło. Ludzie ze Spherus Magna nazywają mnie Wielką Istotą.
"A co czyni cię tak wielkim?"
Nie rozmawiam z istotami tego świata. Nigdy mnie nie widzą, ani nie słyszą, wchodzę do ich wyobraźni i pokazuję im jaki jestem, jak myślę i w co wierzę. Wyobrażnia ma nieskończoną pojemność, mogę napełniać ją czymkolwiek chcę.
"To miłe," powiedział Vezon. "Pomożesz mi wydostać się z tej sytuacji?"
Dlaczego nie? Moi ludzie stworzyli pierwsze Maski Mocy. Wiemy dokładnie jak odebrać jakiejś moc. Nie należysz do tego miejsca... Prawdę mówiąc, nie należysz do żadnego miejsca. A więc nigdzie nie jesteś.
"Czy to Wielkie Istoty robią cały dzień? Wtykają swoje widmowe nosy do spraw, które ich nie dotyczą i wchodzą w drogę idealnie dobrej i szalonej istoty niosącej zniszczenie między wymiarami?," spytał Vezon.
Nie jestem typową Wielką Istotą, odpowiedział głos. Wieki temu popełniłem błąd dotykając Maski Życia. W rezultacie, wszystko wokół mnie - meble, wyposażenie, promienie światła - zaczęło ożywać. Dla ich własnego bezpieczeństwa moi towarzysze uwięzili mnie. Teraz więzią mnie żywe kajdany... żywe bloki skalne... i krzyki światła, kiedy mrok je gasi.
Vezon nie wiedział nic o tym, jaki ból może odczuwać żywe światło, ale widział światło na końcu tunelu. "Więc jesteś więźniem, tak jak ja. Uwolnisz mnie... jeśli ja uwolnię ciebie?"
Głos w głowie Vezona długo nie odpowiadał.
_______________________________________________
Lewa nadal się nie ruszał. Artakha teleportował go do jaskini, w której nie był sam. Nie, widocznie dzielił ją z jakąś istotą zwaną Tren Krom... i coś mówiło Lewie, żeby się nie obracał w stronę gospodarza.
Obróć się, powiedział ponownie Tren Krom. Jego telepatyczny "głos" przypominał Lewie gniazdo obślizgłych robali.
"Jest mi dobrze w tym miejscu, dziękuję," powiedział Lewa. "Artakha powiedział..."
Mogę zgadnąć po co przybywasz, Toa, odpowiedział Tren Krom. Ja też słyszałem głos Makuty Teridaxa docierający z każdego zakątka wszechświata. Ale czego możesz ode mnie chcieć? Mam wiedzę, która może być użyta jako broń przeciwko niemu, ale wiedza bez doświadczenia nie jest użyteczna. A ja zostałem uwięziony na tej wyspie przez Wielkie Istoty i nie mogę stąd odejść.
"A jeśli Wielkie Istoty to zrobiły, wątpię, czy mam moc aby uwolnić cię," powiedział Lewa. "Więc ta podróż to kolejna strata czasu."
Może tak... a może, powiedział Tren Krom. Może jest sposób. Ale niesie ze sobą wielkie ryzyko... a sukces, dla ciebie, może być gorszy niż porażka.
"Nie przejmuję się ryzykiem," odpowiedział Lewa. "Wszytko co mnie obchodzi, to Makuta zatruwający świat swoim cieniem. Zrobię wszystko, żeby go zatrzymać."
Może będziesz żałował swojej decyzji, powiedział Tren Krom. Ale już ją podjąłeś.
Lewa poczuł, że macka łapie go za szyję. Podniósł ręce, żeby ją odepchnąć, ale zatrzymały się one w połowie drogi. W następnej chwili świat zaczął się kręcić i poczuł jakby jego wnętrzności zostały wyciągnięte na wierzch. Czuł okrony ból, a wkoło widział samo światło. Kiedy znowu zapadły ciemności, Lewa patrzył na... siebie.
Spojrzał w dół, tylko na mikro-sekundę, ale to wystarczyło, żeby zobaczyć wielką masę macek połączoną z kamieniem. Nagle, zrozumał, że to ciało Tren Kroma, a jego umysł znajduje się w nim.
"Wolność." To słowo wydobyło się z ust Lewy, zostało wypowiedziane jego głosem, ale pochodziło od Tren Kroma. "Po tak długim czasie, mam ciało... silne, potężne ciało, które może zabrać mnie z tego przeklętego miejsca... dzięki tobie."
Lewa spróbował się odezwać, ale nie mógł. Najpierw wystraszył się, ale potem przypomniał sobie, że Tren Krom mówi telepatycznie. Skoncentrował się, a jego słowa doleciały do mózgu "Lewy."
Co ty zrobiłeś? Nie wyraziłem na to zgody.
"Powiedziałeś, że zrobisz wszystko," odpowiedział Tren Krom. "To zadanie właśnie tego wymagało. Ale nie bój się - dotrzymam umowy. Zrobię wszystko, aby zatrzymać Teridaxa. W zamian chcę wolność. Czy życie spędzone w uwięzieniu tutaj jest za wysoką ceną za bezpieczeństwo wszystkich, których znasz i kochasz?"
Zanim Lewa odpowiedział, Tren Krom - w ciele Toa Nuvy Powietrza - opuścił jaskinię. Lewa spróbował go gonić, ale jego ciało było połączone z wyspą. Nie mógł się ruszyć.
A jeśli nie znajdę sposobu, jak wrócić do swojego ciała, powiedział do siebie. Zostanę tutaj uwięziony na dobre. |
| | Tren Krom stał na wybrzeżu tego co było „jego” wyspą przez tak wiele tysiącleci – jego dom, jego więzienie, jego miejsce męki. Od kiedy pamiętał, został tu uwięziony przez moc Wielkich Istot. Miał wszelkie prawo by nienawidzić ich i ich dzieło, Mata Nui, żądając odwetu.
Niezwykłe, nie chciał tego. Tak, gniewał się na tych, którzy go spętali i przysięgał zemstę więcej niż raz. Lecz z czasem zmądrzał, przypominając sobie starą mądrość mówiącą, że „nikt nie walczy w płonącym domu”. Niszczenie dzieła Wielkich Istot nie przyniosłoby mu żadnej korzyści. Co więcej, oznaczałoby to także jego śmierć. I, pomimo zepchnięcia w cień Mata Nui na więcej niż 100 000 lat, Tren Krom wciąż odczuwał odpowiedzialność za Wszechświat którym sam niegdyś się opiekował.
Dlatego oszukał Lewę i zamienili się ciałami, by w końcu móc uciec z wyspy. Nie spodziewał się, że nie otrzyma władzy Lewy nad powietrzem. Bez niej, i bez łodzi lub statku powietrznego, nie było sposobu na opuszczenie brzegu wyspy. Jednak nie było się czym martwić. Wiedział kto wysłał Lewę tak więc znał moce tej osoby.
Artakho, posłuchaj mnie.
Była to telepatyczna wiadomość wysłana na niewyobrażalną odległość. Jednak odpowiedź nadeszła po sekundach.
Jestem, Tren Krom. Widzę, że nie zabrakło ci… zaradności.
Ciało będzie pożyteczne, Tren Krom urwał, jeśli tylko znajdę się w Metru Nui. Możesz sprawić, by się tak stało.
Więc powinienem dopuścić cię do Wszechświata? zdumiał się Artakha. Wielkie Istoty skrępowały cię z tego powodu, by Mata Nui rządził bez rywali.
Tren Krom zaklął.
Przestań się wykręcać, stary głupcze. Jeśli nie chciałeś mnie uwolnić, dlaczego wysłałeś tego Toa? Wiedziałeś co zrobię.
Artakha nie odpowiedział. Zamiast tego świat wokół Tren Kroma zaczął drgać i zanikać. Gdy znów mógł widzieć, stał w podziemnym tunelu wypełnionym zepsutym ekwipunkiem i pokrytymi kurzem artefaktami. Chociaż nigdy nie był tu fizycznie, to wiedział gdzie się znajduje: w Archiwach Metru Nui.
Dziękuję, pomyślał.
Odpowiedź Artakhi była nie znosząca sprzeciwu.
Ustaliłeś czas tej umowy, Tren Krom. Nawet nie myśl o zatrzymaniu ciała które nie należy do ciebie. Znajdę sposób na jego zniszczenie by nie dopuścić byś skradł je na całą wieczność.
Tren Krom zignorował go. Bardziej interesowało go znalezienie drogi tam, gdzie potrzebował się znaleźć nim Makuta Teridax zrobi coś by go powstrzymać. Archiwa były plątaniną tuneli i żaden z umysłów, z którymi obecnie miał styczność, nie znał ich układu. Zagłębił się w poszukiwaniu rozumnej istoty mogącej poprowadzić go przez labirynt.
Znalazł coś zgoła innego. Jego umysł zderzył się z innym, o niewiarygodnie silnej woli i ambicjach. Nim dogłębniej go zbadał usłyszał nadchodzące osoby. Przygotowując broń Lewy, Tren Krom zebrał się do ataku.
-Lewa! Zobaczcie, to Toa Lewa!
Szczęśliwy okrzyk dobiegł od Matoranina. Szybkie zbadanie jego umysłu ujawniło, że nazywa się Kapura a jego kompanem jest Hafu. Lecz to kobieta w błękitnej zbroi która im towarzyszyła najbardziej zaintrygowała Tren Kroma.
-Świetnie, Hafu. Teraz mamy ze sobą dwoje Toa – Lewę i Tuyet.
Tuyet? Tren Kromowi czytanie jej niezbyt delikatnego umysłu zajęło kilka chwil. Zobaczył jej dawne starania o zdobycie władzy nad Wszechświatem i plany dokonania tego w przyszłości. Była potężna i niebezpieczna… i zarówno pożyteczna.
Tuyet po prostu się uśmiechnęła. Wiedziała, ze nie stoi przed Toa Powietrza. Nigdy nie spotkała Lewy, lecz żaden wojownik Powietrza noszący Maskę Lewitacji nie posiadał umysłowych mocy które wyczuła. Kim był więc naprawdę i dlaczego udawał Toa?
-Jeśli jesteś przeciwniczką Makuty, twoja pomoc będzie… miło-widziana – rzekł Tren Krom pośpiesznie dodając mowę nadrzewną by przypodobać się Matoranom.
-Jasne – odparła Tuyet. – Masz plan, mam rację?
-Jeśli nie mam, to na pewno ty go masz – odpowiedział Tren Krom patrząc prosto w jej oczy. – Może możemy sobie… prędko-pomóc… nawzajem?
-Ale przerwa – Kapura się uśmiechnął. – Nie sądzisz, Hafu?
Po-Matoranin spojrzał na Tuyet, której nie ufał, i na Lewę, który wydawał się nieswój.
-Ta, cudowna – mruknął.
Grupka czekała do nadejścia zmierzchu. Wymknęli się z Archiwów, zmierzając w stronę Koloseum. Po drodze minęli Pouksa i Bomongę swobodnie spacerujących po mieście, jak gdyby nic złego się nie działo.
-Kim oni są? – spytała Tuyet. – Zdrajcami?
-To Toa Hagah – wyjaśnił Kapura. – Coś im się stało… nikt nie wie co. Chodzą między Rahkshi jakby nie było tu tych potworów – powiedział wzruszając ramionami.
Zaintrygowany Tren Krom dotknął umysłów dwóch Toa Hagah. Ach, pomyślał, prosta sztuczka. Teridax sprawił, że ci Toa widzą fałszywą rzeczywistość, gdzie panuje pokój i równowaga. Dla nich to bariera nie do pokonania, lecz dla mnie…
Cząstka mocy Tren Kroma rozerwała sztuczną rzeczywistość Makuty na strzępy. Pouks i Bomonga potrząsali głowami jakby obudzili się ze snu. Gdy przywrócił ich do realnego świata, jego moc spłynęła do umysłów innych Toa Hagah również ich wyzwalając.
-Może los uśmiechnie się do Metru Nui i ci Toa wrócą wkrótce do zmysłów – rzekł Tren Krom. – Czas pokaże.
-Tak jak to zwykle czyni – powiedziała Tuyet. – Ciekawe, co zrobi z nami?
Tren Krom spojrzał na nią.
-Oby żadne z nas nie zasłużyło na hańbę.
-Och, nie, oczywiście, że nie – odparła chichocząc.
-Gdzie idziemy? – spytał Hafu. – I czy na pewno chcę znać odpowiedź?
Tren Krom wskazał na Koloseum.
-Tam. Mam wiadomość dla Mata Nui. Może zaważyć na życiu lub śmierci każdego z nas.
-Mata Nui? – spytał Hafu z niedowierzaniem. – Ale Mata Nui tu nie ma. Makuta Teridax wygnał go ze Wszechświata, może go zabił. Jak zamierzasz dostarczyć mu wiadomość? I w jaki sposób może nam to pomóc?
Tren Krom spojrzał na Po-Matoranina. Dziwny uśmiech pojawił się na twarzy Lewy.
-Odpowiedź na oba te pytania jest taka sama, Hafu… zaskoczy cię to. Bardzo.
|
| |
Toa Helryx podjęła decyzję.
Samotna w jej więzieniu, tylko z myślami Teridaxa i z portretem Makuty Miserixa miała czas, by myśleć. Teridax przywiązał wagę do mówienia jej tego, co on planował zrobić – użytkować władzę nad ciałem Wielkiego Ducha i wykorzystać ją, by podbijać inne światy. Ona wiedziała bez wątpienia, że mógłby to zrobić, chyba, że zostałby zatrzymany.
Ale jak?
Oczywistą odpowiedzią byli Matoranie. Był oczywisty związek między ich pracami a zdrowiem Wielkiego Ducha. Po prostu, jeżeli oni by przestali pracować, robot umarłby i Makuta Teridax razem z nim. Problem było to, że Teridax nie będzie tolerować strajku. Bez wątpienia zmasakrował by jakiegoś Matorana, a szczególenie torturował by go, co reszcie dało by do myślenia. Matoranie byli dzielni ale nie mogli by pozwolić na tortury ich przyjaciół.
Był oczywiście też inny problem. Śmierć robota spowodowała by śmierć każdego, który żył wewnątrz niego, – Matoran, Toa, Vortixx, Skakdi, każdy. Planeta zewnętrzna nie miała żadnych znanych mas ziemi i niebyłoby dokąd uciec. Mieszkańcy wszechświata Matoran udusili by się lub zamarzliby w ciemności.
Jako lider Zakonu Mata Nui, Helryx często musiała podjąć decyzje, która wysłała by agentów na pewną śmierć. To nastąpiło wraz ze stanowiskiem. Ale czy ona mogłaby podjąć decyzja, która wysłałaby cały wszechświat na śmierć?
Tak, ponieważ wszystko się obróciło. Ona mogła.
Teridax musiał być zatrzymany zanim zabiłby lub zniewolił miliardy niewinnych istot we wszechświecie. Ona nie była pewna czy mogłaby przynieść jego upadek, ale musiała spróbować. Jej więzienie było bardzo wrażliwym obszarem, zniszczenie go mogłoby wystarczyć, by zabić Makute. Nova blast wody mógłby wyrządzić wystarczające szkody. Nawet jeśli wszystko by się udało, tylko by go skaleczyła, może inni dokończyli by jej dzieła.
Zamknęła oczy i zaczęła kumulować całą jej moc. Jeżeli miałaby jakąś wątpliwość lub żałowałaby tego, zostałaby odepchnięta na bok. Helryx robiła to, co zawsze robiła: wszystko to co było konieczne.
Straszliwie głośne łomotanie rozbiło jej koncentrację. Czy Teridax odkrył, co ona właśnie miała zrobić?
W następnym momencie, ściana rozpadła się. Idąc przez gruz z dwoma Matoranami, Toa Nuva Lewa i postać, którą Helryx nigdy nie myślała, że znów zobaczy: Toa Tuyet.
“Ty!” liderka Zakonu krzyknęła. “Co tu robisz?”
“Witam,” Tuyet odpowiedziała. “Nie miałam żadnego pojęcia, żę zostałaś tu zamknięta, Helryx. Poetycka sprawiedliwość, biorąc pod uwagę twój rodzaj uwięzienia mnie na wieki, nieprawdaż ?”
Helryx spojrzała na Lewe. Tuyet, wolna, była potencjalnie potwornym zagrożeniem. Może, jeżeli ona i Toa Nuva Powietrza zadziałaliby szybko, mogliby obezwładnić złą Toa. Ale Lewa nie zwracał żadnej uwagi na Helryx. Zamiast tego, on wydawał się być zaciekawionym obrazem Miserixa. Makuta Teridax przekształcił swojego starego wroga w formę obrazu ściennego w unikalnym i paskudnym czynie morderstwa.
“Lewa? Co robisz?” spytała.
Toa Powietrza zignorował ją. Zamiast tego, wymamrotał, “Interesujący. Nie martwy, ale tak przekonany, że jest, że mógłby być.”
“Nie miej nic przeciw niemu” , powiedział Tuyet. “On nie jest Lewą. Nie jestem pewna kim jest, wiem tylko, że wiedział jak się tu dostać. I, skoro już tu jesteśmy, jestem pewna, że mogę wykorzystać to, że tu jestem dla mojej korzyści.”
Helryx spojrzała z powrotem na Lewe. Toa Powietrza zamknął oczy i wyciągnął swoją prawą ręką. Ale żaden cyklon nie powstał od jego rozpostartej dłoni. Faktycznie nic się nie zdarzało.
I wtedy, nagle, coś się stało.
Portret Miserixa wygiął się, jak gdyby miał się zwinąć. Chwilę później, Makuta Miserix stał w pokoju, w pełnej postaci. Makuta wyglądał na oszołomionego najpierw, wtedy jego oczy napełniły się wściekłością.
“Gdzie jest Teridax?” ryknął, tak głośno, żę ściany się zatrzęsły.
“Więć” powiedziała Tuyet. “To była niespodzianka.”
“Zamknij się” , Helryx warknęła, “wszyscy.” Zwróciła się do dwóch Matoran. “Hafu, Kapura … to nie jest miejsce dla was. Wróćcie do Metru Nui i przekażcie wiadomość ruchowi oporu. Powiedzcie im żeby byli przygotowani, by działać i powiedzieć im … żeby zawrzeli pokój z Wielkim Duchem i każdym innym.”
Hafu wziął krok naprzód, gotowy podyskutować. Ale Kapura położył swoją rękę i potrząsnął głową. Nie było żadnej nadchodzącej walki, że oni mogli być częścią z … jakoś, on wiedział, że ta Toa Wody rozmawiała na temat końca wszystkiego.
Teraz była kolej Lewy żeby coś powiedzieć. “Wiadomość musi zostać wysłana. Mata Nui musi zostać przygotowany.”
“Kim jesteś?” spytała Helryx.
“Znasz mnie jako Tren Krom,” powiedział Toa. “Ostatnio uciekłem ze swojego więzienia. Teraz mam zadanie do wykonania.”
On posunął się naprzód obok Helryx, poszedł do panelu przy ścianie i zdarł go. Mały brzeg mechanizmu został schowany za tym. Ponieważ zaczął manipulować układami sterowania, Helryx, Tuyet i Miserix ruszyli, by go zatrzymać.
“Stać!”
Każdy w pokoju obrócił się, by zobaczyć, kto to powiedział. Stojącymi w rozsuniętej ścianie byli Brutaka i Axonn. Brutaka lewitował a zielonkawa aura otoczyła go. Lewa ręka Axonna opadała daremnie w jego stronę.
“Tren Krom musi zrobić to, po co wyruszył” , Brutaka powiedział. “Trzy części muszą być jednym. Ten wszechświat musi żyć, żeby świat mógł być całością znowu.”
“Ten wszechświat musi umrzeć i Teridax z nim!” Helryx odpowiedziała. “Axonn, Brutaka, rozkazuje wam powstrzymać te trójkę.”
Brutaka uśmiechnął się. “Już nie słuchamy twoich rozkazów, Toa Helryx. Przyjmujemy rozkazy od przeznaczenia.”
“Mianowicie juz wiesz,” Axonn dodał, “Brutaka miał swoje własne "my" przez parę dni. Długa historia.”
Tuyet przestał zwracać uwagę. Ona zaczęła podsłuchiwać Tren Kroma. Cała wiadomość, którą wysyłał była niesłyszalna, ale teraz zaczął mamrotać coś, co ona mogłaby zrozumieć. A więc ona usłyszała słowa “Ignika” i “złota zbroja.” Obydwoje słowa były bardzo intrygujące.
“Dosyć rozmowy” , warknął Miserix. “Teridax zamieszkuje te metalową muszle, a to oznacza, że zostanie zniszczony, wraz z każdym, kto stanie mi na drodze.”
“Nie zaczynaj czegoś, czego nie możesz skończyć” , ostrzegła Tuyet. “Mogę mieć jeszcze użytek z tego wszechświata.”
“Brutaka, być może Helryx ma rację,” powiedział Axonn. “Być może to jest jedyna pewna droga do zatrzymywania Teridaxa. Być może to jest sposób, który Mata Nui chciałby, byśmy zrobili.”
Przed przestraszanymi oczami Kapury i Hafu, szyki bojowe zostały ustawione. Na jednej stronie stali Helryx, Miserix i Axonn – na drugim Tuyet, Lewa i Brutaka.
“Jeżeli ma się stać to co ma się stać” powiedział Brutaka. “Żeby uratować ten wszechświat … Axonn, Helryx i Miserix muszą zginąć.” |
| | Mazeka stał na szczycie góry. Na dole, widział resztkę wymarłej wsi. Rozpoznał, że był to dom małej grupy Ba-Matoran, których elementem była grawitacja. Wygląda na to, że zostało najechane jakimś czas temu, ale nie było żadnego znaku ani zwłok Matoran. Może wieśniacy uciekli do wzgórz, pomyślał lub być może zostali schwytani.
"Twój wszechświat jest bardzo ... niespokojny" powiedział Makuta Teridax. Biało opancerzony wojownik stał obok Mazeki. Pochodził z innego wszechświata, w którym Makuta nigdy się nie zbuntowali, ale zamiast tego pozostał lojalny Wielkim Istotom. Przyszedł do tego wszechświata z Mazeką żeby spróbować uwolnić go od kontroli jego złego odpowiednika.
"To jest jedno," odpowiedział Mazeka. "Pamiętam czas w moim życiu, kiedy nie walczyłem. Byłem szczęśliwy. Jestem nadal żywy. Ale nie pewny czy matoranie z tej wioski też."
"Jeżeli oni umarli, to była może dla litość," powiedział Teridax. "Być może jest im lepiej, że nie widzą, do czego ich wszechświat zmierza."
"Teraz brzmisz jak nasz Teridax," powiedział Mazeka. "Domyślam się, że wy dwoje aż tak się nie różnicie, tak myślę."
Teridax potrząsnął głową. "Zwrot w lewą zamiast prawa, rana otrzymana lub uniknięta, budzić się ze snu zbyt wcześnie lub zbyt późno. Twój Teridax zrobił krok na ścieżce, okoliczności pozwoliły mi, tego uniknąć. Jeżeli okoliczności byłyby inne, kto wie?"
"Znaczy, że wziąłbyś kontrolę tego wszechświata zamiast niego ...?"
"Musiał bym być niegodziwy," Teridax odpowiedział. "To jest zawsze możliwość."
Dookoła nich, wzmógł się wiatr. W jedną chwilę z delikatnego wietrzyka do strasznej wichury, tak potężnej, że uderzyło Mazeke i przewróciło go na ziemię. Teridax walczył, by się nie przewrócić, ignorując burzę, ponieważ użył jego mocy, by schronić Mazeke przed przewrotami. Ale ziemia wybuchła pod jego stopami, zakłucając jego koncentrację. Mazeka spadł w dół zbocza, podążany szybko przez Teridaxa.
Oni wylądowali między ruinami. Uderzenie Mazeki roztrzaskało martwe zwłoki Visoraka do pięknego czarnego proszku. Teridax uderzył mocno, ale potoczył się ze wzniesienia i wrócił na nogi. Rozglądał się wokoło i widział inne ciała Visoraków, tu i tam. Wieśniacy, którzy tu żyli walczenie walczyli.
Wtedy pojawił się głos z martwych ust Visoraków. Teridax rozpoznał, że był to jego własny głos, ale dotknięty obłędem i złem. "Widzę, że przyniosłeś przedsiębiorstwo, Mazeka ... i takie przedsiębiorstwo."
"To jest Makuta," Mazeka powiedział. "Znalazł nas."
"Tak, nigdy nie zauważyłem twojego przyjścia, muszę przyznać," Makuta powiedział przez martwe pająki. "Ale naprawdę myślałeś, że blada i słaba wersja mnie mogłaby mnie teraz zatrzymać?"
"Słaby?" powiedział biało opancerzony Teridax. "Silniejszy, ponieważ oparłem się pokusom, którym ty nie mogłeś."
"Naprawdę. To pokaż mi czym jest to opieranie się."
Powietrze zatrzeszczało i wtedy przed oczyma Mazeki i Teridaxa, pojawiły się trzy kształty. Każdy był podobny do Takanuvy, legendarnego Toa Światła, ale ich zbroja była czarna i energia cienia wirowała w ich rękach.
"Źle cię przywitałem, bracie," powiedział głos Makuty. "Pozwul, że moi nowi przyjaciele przywitają cię właściwie w moim wszechświecie."
Helryx uniknęła ataku Tuyet. Skorumpowana Toa Wody zatoczyła się wstecz, tylko ledwo unikając przypadkowego uderzenia Brutaki. Bitwa zaczęła się tylko moment przed, ale już jest pokój, w którym oni walczyli, był bałaganem.
Powod dla których walczyli był śmiertelnie poważny. Helryx, Makuta Miserix i Axonn zdecydowali, że kontrola Teridaxa nad wszechświatem musiała zostać skończona, nawet jeśli to oznaczyło zniszczenie samego wszechświata. Tuyet, Brutaka i opętany Lewa Nuva wierzyli, że była nadal nadzieją bez zabijania milionów Matoran.
Miserix myślał, że ma łatwego przeciwnika. Mógłby wyczuć, że Lewa Nuva nie był sobą, ale był pod kontrolą innego. Kimkolwiek był nie miał władzy nad powietrznymi mocami Toa. To uczyniło go podatnym na klęski.
Niestety ciało Lewy było teraz domem dla Tren Kroma, starożytnego bytu z ogromnymi umysłowymi mocami. Pierwsze uderzenie Miserixa zwaliło Lewe na ziemię. Upadły "Toa" odpowiedział z umysłowym wybuchem, który miał zmienić głowę Miserixa w popiół. Mimo to Miserix był przez ostatnie millennium – uwięziony, torturowany, upokorzony – i żadna moc umysłu niebyła wystarczająca by go zatrzymać. Podniósł Lewę do góry i trzasnął nim w ściane, raz, dwa razy, trzy razy.
Serce Axonna nie uczestniczyło w walce. Dopiero co odkrył Brutake i odzyskał jego starą przyjaźń. Nie mógł uwierzyć, ze oni już zaciskali swoje ręce na sobie. I nie był pewny czy Brutaka był zły – być może plany Helryx były zbyt ekstremalne. Być może chciał wypełnić obowiązek ochrony Matoran do ostatniego momentu.
Jednak w tym momencie musiał skoncentrować się na atakach Brutaki. Jedno dobre uderzenie Brutaki urwało by mu głowę.
Helryx nie zawahała się w jej determinacji, ale ona również wiedziała, że ta bitwa była pewna, by zwrócić uwagę Makuty Teridaxa. Jej szansa, by zadziałać mogłaby zniknąć w każdej chwili. Ona musiała zrobić nova blast teraz, zanim ktoś mógłby ją zatrzymać.
Tuyet domuślała się co się miało zaraz stać. Ona uderzyła łokciem Axonna, ponieważ Brutaka uderzył w niego. Korzystając z momentu, ona wzięła siekierę wojownika. Z krzykiem, skoczyła i rozbiła Miserixa siekierą. Z rykiem bólu Miseriź spadł na Helryx.
Szalona Toa uderzyła w ziemię i obrócił się, by oglądnąć koniec jej pracy. Ale do jej niespodzianki, Miserix właśnie miał zgnieść Helryx, ale ona zniknęła. Makuta wylądował w stercie, ale zaledwie się pozbierał i już szukał napastnika.
Tuyet nigdy nie dostała szansy, by się obronić. Helryx była nagle za nią, i chwyciła ją. "Czas powiedzieć do widzenia," powiedziała Helryx. Świat zaczął zamazywać się przed oczami Tuyet. Najpierw, myślała, że Helryx chce ją zabić. Ale wtedy spostrzegła, że każdy spogląda na wejście, gdzie sama przestrzeń wydawała się wyginać. Następnej chwili, masywna istota wyszła stamtąd.
"Wy... imbecyle," istota powiedziała, w głosie zarówno starym i młodym równocześnie. "Wy nieświadome kamienne małpy... jak chcecie ratować wszechświat?" Nikt w pokoju nigdy wcześniej nie widział przybysza. Ale było kilku, którzy znali jego głos i czuli chłód w jego dźwięku . Jedynie Helryx była obecna psychicznie, by powiedzieć imię gościa i powiedziała je w szepcie.
"Artakha" . |
|
|
Pon 20:51, 26 Sty 2009 |
|
|
|
|
Lokisyn
Administrator
Dołączył: 20 Wrz 2007
Posty: 2203
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Część 10
| | Na widok Artakhi, zapadła cisza.
Miał conajmniej 10 stóp wysokości. Jego zbroja była szaro zielona i pokryta runami z początku czasu. Jego maska była najbardziej ozdobioną maską jaką kiedykolwiek ktoś widział – była to więcej niż tylko Kanohi, to było prawdziwe dzieło sztuki. Metaliczne protodermis, od którego została zrobiona zostało rozmieszczone było w zawiłych wzorach i modelach, każdy z nich odzwierciedlał jedną z wielu kultur, które powstały w wszechświecie. Rozcięcia na oczy były kanciaste i spiczaste, dając mu wyraz zarówno mądrości jak i groźby.
Artakha stał w roztrzaskanym wejściu, stając wobec kilku najpotężniejszych istot. Jego pozycja stawiała go na równi, albo wyżej.
Jego zimne oczy patrzyły najpierw na Lewe Nuva. "Wykonałeś swoje zadanie," powiedział. "Wróć skąd przybyłeś."
Lewa Nuva gapił się chwilę na Artakhe, wtedy obrócił się bez słowa i zaczął wychodzić, ale został zablokowany przez przybysza.
"Bez ciała", powiedział Artakha.
Lewa Nuva wzruszył ramionami. "To zapłata za moje usługi"
"Umysł Lewy Nuva jest w pułapce w twoim starym ciele, Tren Krom, jak dobrze wiesz," Artakha odpowiedział. "On zasługuje na coś lepszego niż wycierpieć fatum przeznaczone na ciebie."
Lewa Nuva uśmiechnął się, chociaż był to umysł Tren Kroma, który to zrobił. "Słowa łatwo ci przychodzą, Artakha. Wybrałeś życie jako wygnaniec. Ja nie."
"Żaden z nas nie wybiera sobie przeznaczenia", Artakha odpowiedział. "I żaden z nas nie może mu się przeciwstawić. Idź, Tren Krom. Miej wiarę w Mata Nui, może nagrodzi cię kiedy wszystko wróci do normy."
Lewa Nuva kiwał głową. "Wiara, tak ... kropla wody w oceanie."
Artakha położył prawą dłoń na czole Lewy Nuva. "Tego jest więcej od czasu."
Ciało Toa zaczęło drgać, wówczas upadł na podłogę. Po momencie, oczy Lewy otworzyły i spojrzał wokoło, oszołomiony. "Gdzie ...? Byłem ... w jaskini ... w obrzydliwym ciele ... i ...”
Artakha zignorował go. Helryx podeszła do niego, wpatrując w jego zamaskowaną twarz i bez żadnego wysiłku, pokazała furię. "To nie jest żaden twój interes, Artakha. Działania muszą zostać powzięte, by powstrzymać groźbę Makuta, tutaj i teraz."
"Tworzenie jest moją istotą," Artakha odpowiedział. "I zniszczyłabyś wszystko co istnieje. Nie mogę na to pozwolić."”
" Nie możesz też tego zatrzymać --"
"Ale ja mogę."
Głos rozległ się w izbie. Należał do Makuty Teridaxa.
"Och, kto go zaprosił?" wymamrotał Lewa.
"Zaprosił mnie?" spytał Teridax. "Ponieważ przypomniałem sobie, że wszyscy jesteście gośćmi w moim domu. I jesteście niegrzeczni i niszczący. Niestety będę musiał poprosić was o wyjście."
"A, jeżeli odmówimy?" ryknął Axonn. "Co wtedy zrobisz, ty bezkształtny dziwolągu?"
Teridax lekko się zaśmiał. Wtedy powiedział miękko, "Dlaczego, wtedy ... Będę musiał nalegać."
W jednej chwili, Axonn, Brutaka, Helryx, Artakha, Miserix, Tuyet i dwaj Matoranie byli wewnątrz na pół - zrujnowanej izby głęboko pod Metru Nui. W następnej, płynęli w bez powietrznej, lodowatej przestrzeni kosmicznej, patrząc jak robot Makuta rozkazał wznieść ich w kierunku innego świata.
__________________________________________________
"Mówiłem ci, że to był zły pomysł" powiedział Toa Kongu.
"Spokojnie", syknęła Toa Hahli.
"Czy Zakon jest pewny tych informacji?" spytał Nuparu.
"Raczej są pewni takich informacji" odpowiedział Hewkii.
"Więc lepiej zabierzmy się do pracy," powiedział Jaller.
Pięciu Toa Mahri kucnęło na zachodnim brzegu wyspy Zakaz, domu morderczej rasy Skakdi. Zazwyczaj, to jest miejsce, które jakaś zdrowo psychicznie osoba chciała by odwiedzić, ponieważ od tysiącleci trwa tu wojna domowa. Kiedyś kiedy byli Toa Inika, Jaller z jego zespołem walczyli z sześcioma Skakdi, Piraka i ledwo udało im się ocalić życie.
Ich misja tutaj była tak prosta jak i niebezpieczna. Zakon dowiedział się, że Nektann, potężny gubernator wojskowy Skakdi, sprzymierzył się z Makutą Teridaxem i prowadził jego armię w podróż na południe. Teraz było ważne, by dowiedzieć się, czy jakiś z inny gubernator wojskowy będzie szedł za jego armią.
Na szczycie tego, była tajemnica, która musi zostać rozwiązana. Podążając za powszechnym zniszczeniu na Daxia, morskie węże, którymi byli Piraka zniknęły. Uwierzono, że zostali zakopani w gruzie, ale pogłoski mówiły, że zostali uratowani. Ale nie wiadomo dla jakiego celu.
Aby wykonać te dwie rzeczy, musieli dostać się po strażach Skadi na brzeg. To była robota dla Kongu. Używając mocy powietrza, uniemożliwił oddychanie strażom, aż zemdleli.
Ich następną przeszkodą było małe obozowisko wojowników otoczone przez ścianę grubego kamienia. "Chcesz żebym przyniósł tę ścianę?" spytał Toa Hewkii.
"Tak jak zaplanowaliśmy," kiwnął Jaller.
Hewkii skoncentrował się i użył mocy kamienia na ścianie. W następnym momencie, skały zaczęły eksplodować. Zaalarmowani Skakdi, myśląc, że zostali zaatakowani przez inne plemię, pognali do obrany ... ale nie mogli zauważać wroga. Po kilku minutach "bombardowania", oni zważyli gruz i uciekli w noc.
Jaller zwrócił się do Toa Wody. "Hahli?"
"To jest ta droga," odpowiedziała, biorąc prowadzenie. Toa poruszali się szybko przez nierówny teren, aż dotarli do jaskini. Od teraz, słyszą gnanie wody. Hahli zaprowadziła ich do wewnątrz, gdzie zobaczyli podziemną rzekę.
"Doskonale", powiedział Nuparu.
"Zakon mówił, że to zabierze nas do jednej z większych ruin", powiedziała Hahli. "Wszystko co musimy zrobić to popłynąć."
"Znowu?" spytał Hewkii, w próbie protestu.
Maska Życia przekształciła Toa Inika w Toa Mahri by mogli oddychać pod wodą. Następnie znowu ich przemieniła, robiąc z nich prawdziwe amfibie. Pojedynczo, skaczą do rzeki i zaczynają płynąć przez zimną, ciemną wodę.
Po mniej więcej godzinie, podczas której Nuparu odkrył, że pod Zakaz pływały jakieś paskudne ryby, pojawili się w innej pieczarze. Tylko poza ustami jaskini był to durzy obszar ruin, w ruinach było zebranych około 500 Skakdi. Jeden, oczywiście gubernator wojskowy, przemawiał do zgromadzenia.
"Bractwo Makuta już nie istnieje," ryknął. "Mroczni Łowcy są poobijani ruinami. Toa są rozproszeni i ukrywają się jak kamienne szczury. Kto tu został i się nie boi?"
"Skakdi!" wrzasnął tłum w odpowiedzi.
"Nie lubię tego dźwięku" powiedział Hewkii.
"Myślę, że jest coś co będziesz jeszcze mniej lubiał" powiedział Nuparu. Kucnął na dół, i pokazał na ziemię. "Coś porusza się pod ziemią, być może 20 bio z stąd. Coś dużego."
"Zbyt długo siedzimy na tej wyspie z woli Bractwa," gubernator wojskowy kontynuował. "I teraz jeden z nich kontroluje nasz wszechświat i wierzy, że kontroluje również nas. Ale pokażemy, że się myli!"
"Myślę, że on się tylko rozgrzewa," powiedziała Hahli.
"Pozwólmy naszemu zbawieniu teraz powstać," krzyknął gubernator wojskowy.
"Nadchodzi", powiedział Nuparu.
Teraz czuli huczenie pod ziemią i wkrótce zobaczyli co to spowodowało. Ogromny basen podnosił się w centrum ruin. Jedno spojrzenie i Mahri wiedzieli co w nim było.
"To energetyczne protodermis," szepnął Jaller. "Jak oni to zrobili --?"
"Pytania później", powiedział Kongu. "Patrzcie kto dołączył do przyjęcia."
Skakdi ciągnęli więźniów do basenu. Jeden z nich był Zyglak, dzika rasa wyrzutków, niewrażliwa na moce Toa; następny przyszedł Vortixx, przebiegła rasa, z której pochodziła Roodaka; i następnie, jeden z bydlęcej rasy, która służy jako robotnicy na Stelt.
"To nie ma żadnego sensu," powiedziała Hahli. "Nawet jeśli wrzucą ich do płynu, trzech z nich mogłoby tylko zostać zniszczonych przez to ... prawdopodobnie będzie. Więc jaki jest cel?"
"Żaden", powiedział Nuparu. "Chyba że ... chyba, że, jakoś wiedzą, że te trzy istoty są przeznaczone, by się przekształcić."
"Ale jedynym, który to wie jest --"
"Teridax", skończył Jaller. "Oni prawdopodobnie nawet nie wiedzą, że on włożył ten pomysł do ich głów. To jest jedna z jego chorych gier."
"Albo stał się bardziej chory", powiedział Hewkii. "Albo nie są to ci Piraka, których widzę?"
Toa Kamienia mówił prawdę. Pięciu Skakdi niosło pięć morskich węży. W sygnale gubernatora wojskowego, trzej więźniowie i pięć węży zostali wrzuceni do pobudzonego basenu protodermis. Skakdi byli w takim napięciu, że nie zdołali zauważyć dziwnej, zielonkawej chmury, która pojawiła się od pobliskiego jeziora, unosiła się w powietrzu na moment i wtedy zanurkowała do basenu energetycznego protodermis.
Płyn zaczął pienić się i wrzeć. Toa Mahri zobaczyli kształt formujący się w basenie, był czymś monstrualnym i okropnym.
"Wiesz co", powiedział Kongu, "zawołaj mnie kiedy to się skończy. Myślę, że nie chce na to patrzeć."
"Myślę, że Zakonowi to się nie spodoba," powiedział Nuparu.
"Myślę, że to się nikomu nie spodoba" powiedział Jaller.
I wtedy, przed ich oczyma, nowa i straszna forma życia zaczęła wychodzić z basenu... |
Część 11
| | Jak długi jest ułamek chwili?
Wystarczająco długi dla Lewy Nuva, by zobaczyć innych w izbie – Artakha, Helryx, Miserix, Tuyet, Axonn, Brutaka, Hafu i Kapura – zaczynają migotać i zanikać … i wystarczająco długo by zrozumieć, że nie był teleportowany razem z nimi. Teridax zostawiał Toa Powietrza, bez wątpienia dla jakiegoś ważnego powodu.
Lewa nie chciał go poznać. Zanim ten ułamek chwili się skończył, chwycił Brutakę. To było ryzyko – jedno duże – zamknięcie się portalu w czasie teleportacji. Ale Lewa był zdeterminowany, że dokądkolwiek inni poszli, on też tam pójdzie.
W następnym momencie, zobaczył, że płynie w przestrzeni kosmicznej obok innych. Ze wszystkich , tylko Miserix się nie dusił, odkąd antidermis nie musiało oddychać. Ale zimno przestrzeni kosmicznej w końcu by go zniszczyło. Teridax wyrzucił jedne z najpotężniejszych istot w jego wszechświecie jak śmieci i wyglądało na to, że nie przeżyją tego doświadczenia.
Lewa wezwał swoją elementarną moc, co było dużym wysiłkiem w tym środowisku i utworzył cieńką bańke powietrza, która podzieliła się na głowy wszystkich rozbitków oprócz Miserixa. "Złapcie się wszyscy za ręce!” wrzasnął Toa Powietrza, widząc jak inni zaczynają dryfować coraz dalej od siebie.
Helryx obrócił się, by zobaczyć robota Mata Nui lecącego w znacznej odległości od planety. Świat nieskończonego oceanu był daleko od nich. "Artakha, możesz teleportować nas z powrotem do środka?” spytała.
Artakha zamknął oczy na chwilę, i znów je otworzył, potrząsając głową. "Teridax blokuje nasz powrót. Mogę spróbować przenieść nas do oczywistego celu, ale nie mogę gwarantować, że wszyscy przeżyjemy tę podróż.”
"Bardzo prawdopodobne jest, że zmaterializujemy się wewnątrz drzew i skał,” wymamrotała Tuyet. "Będziemy dokładnie martwi.”
"To nie tak powinien umierać wojownik,” warknął Axonn.
"Teridax musi zostać powstrzymany,” powiedział Brutaka. "Musimy zrobić cokolwiek, co możemy bez względu na bezpieczeństwo.”
Artakha kiwnął głową. Ale zanim użył swojej wielkiej mocy, portal ukazał się w przestrzeni przed nimi. Opancerzona ręka wyłoniła się i chwyciła jego rękę, pociągając innych wraz z nim, do portalu.
Cała dziewiątka uderzyła w wilgotną kamienną podłogę. Kapura był pierwszym, który zrozumiał że kamień się ruszał, by nie wspomnieć, że również oddychał. Krzyknął i wstał, cofając się do ściany. Cegły w ścianie objęły go i szybko złapały.
Opancerzona postać, jego twarz wygięła się w ohydnym szerokim uśmiechu, następnie wpuścił trochę światła przez okno w pokoju. "Przywykłeś do grania na nerwach , nieprawdaż?”
Oczy Miserix zważyły się. "Znam cie. Byłeś między moimi wybawcami na Artidax. Byłeś jedynym, który się nie zamykał. Gdzie nas przeniosłeś?”
Helryx stała najlepiej na ruchomej podłodze, broń miała gotową. "Vezon”, powiedziała. "Wytłumacz się.”
"Nawet nie podziękujecie?” powiedział szalony Skakdi. "Zobacz, ratuję was z ciemności przestrzeni kosmicznej, tylko dlatego, że on mi kazał.”
"On?” powiedział Axonn. "Kto?”
"Och, nie przedstawiłem was? Jaki ja jestem niegrzeczny,” powiedział Vezon. "Tam , w cieniu.”
Mieszkańcy izby obrócili się jednocześnie, by spojrzeć w kierunku wskazywanym przez Vezona. Oni mogliby zaledwie zobaczyć postać siedzącą na podłodze z łańcuchami przyczepionymi do rąk i nóg. Łańcuchy skręcały się jak węże.
"Bądźcie ostrożni”, Vezon dodał, w głośnym szepcie. "Wiecie, że on jest całkiem obłąkany.”
"Matoran”, powiedział głos z ciemności, "zdumiewający … tak jak i reszta was … jaki jestem dumny. Jeżeli mógłbym, objąłbym was wszystkich.”
Helryx podeszła bliżej, mówiąc, "To jest jedna z twoich sztuczek, Vezon? Kto to jest?”
Vezon wysunął rękę, by ją zatrzymać. "Nie robiłbym tego gdybym był tobą.”
"Nie jesteś mną,” Helryx odstrychnęła go na bok.
Ona posunęła się naprzód do krawędź strefy cienia gdy nagle jej zbroja zaczęła ją dusić. Toa Wody cofnęła się, łapiąc oddech powietrza.
"Czułbym bym się lepiej gdybym był tobą” powiedział Vezon. "Mniej boleśnie.”
Axonn przycisnął Vezona do ściany, zaciskając swoją rękę na gardle szaleńca. "Odpowiedz, Vezon. Teraz.”
"Jeżeli chcesz odpowiedzi,” powiedział krztuszący się Vezon "Musisz spytać go. On jest Wielką Istotą, przecież nie mnie.”
Suchy chichot wyłonił się z ciemności. "Wielka Istota, tak … to właśnie oni tak mnie nazywali … i moi bracia i siostry. Angonce raz powiedział, że to imię było złe, ponieważ zaczęliśmy wierzyć, że tacy właśnie jesteśmy. Może miał rację … być może właśnie dlatego jestem tutaj uwięziony. Ale teraz jesteście tu, by mnie uwolnić .”
Lewa Nuva spojrzał za okno. Zachwycił się, bo zobaczył las, który rozciągnął się ile oko widzi, dużo większy niż dżunglę na wyspie Mata Nui. "Gdzie jesteśmy?” spytał.
"Masz rację. Nie wiedziałbyś,” powiedziała Wielka Istota. "Moi przyjaciele witajcie na Bota Magna.”
__________________________________________
Pridak podniósł się z ziemi, wrząc z wściekłości.
Jego umowa z TSO zaczęła się walić. On, Kalmah i Mantax ponownie odbudowali swoje legiony, kiedy Ehlek wrócił do morza, by zebrać jego własne oddziały. Carapar, nie dawał żadnych znaków przez pewien czas. Byli gotowi do uderzenia kiedy TSO użyje wirusa na Makucie Teridaxie. Wszechświat byłby ich, i znowu mogliby rządzić.
Wtedy … nic. Wyznaczony czas przyszedł i minął, z tylko gwałtownym podziemnym wstrząsem, by oznaczyć toktóry mógł oznaczać, że to już czas. Najpierw, Pridak myślał, że to trzęsienie było znakiem, że TSO odniósł sukces. Ale szybko stało się oczywiste, że nic się nie zmieniło. Teridax nadal wszystko kontrolował.
Teraz Pridak miał wybór. Marsz na Metru Nui i ryzykować zniszczenie przez Makutę, albo nie ruszać się i ryzykować bunt jego legionów . Był głupcem, że polegał na kimś innym, zdecydował. TSO używał starego przysłowia jego ludzi, "albo ginąć albo uciekać.”
Pridak spojrzał wokoło. Jego legion był uzbrojony i gotowy. Był wojownikiem, zdobywcą. Nie było żadnego innego wyboru.
"Maszerujemy!” wrzasnął, do jego oddziałów.
W izbie na wyspie Xia, kamienna podłoga była cała zaśmiecana roztrzaskanymi resztką cennych flakoników. Po ich zawartości – i TSO – nie było żadnego śladu. Nikt nie wyglądał by go szukali. Byli zajęci próbowaniem ustalić również dlaczego każdy Vortixx w promieniu kio spotkał się ze straszną śmiercią.
______________________________________
Toa Mahri patrzał w szoku jako nowa forma życia pojawiła się w basenie energetycznego protodermis. Mieszanina Zyglaka, Vortixxa, robotnik Steltian i pięciu żyjących Piraka, to zostało utworzone przez barbarzyńskiego Skakdi w złożonym rytuale. I teraz to było wolne.
To było straszne.
To było piękne.
Wielki na 12 stóp, z błyszczącą złotą skórą, potężnymi mięśniami i przeszywającymi zielonymi oczami, to przyjrzało się zebranym Skakdi z dobrotliwym spojrzeniem twórcy.
" Żyjemy,” to powiedziało. "I jesteśmy głodni.”
" Nie podoba mi się to,” powiedział Jaller.
"Nie lubię tego dźwięku jak wszystkiego w tym roku,” odpowiedział Kongu.
"Czy myślisz … że oni będą posiłkiem?” spytała Hahli.
" Żałuję, że to nie będzie tak proste,” powiedział Hewkii. "Ale jakoś, myślę, że będzie gorzej.”
"Nakarmisz mnie,” powiedziało nowe stworzenie. "I w zamian, dam ci niezwykły prezent.”
Skakdi trochę się przybliżył. Oni nie byli ostrożni z reguły.
"To chce … jeść ?” spytał Nuparu. "Ale co?”
"Nie wiem, ale uważajmy żebyśmy nie byli następnym daniem,” powiedział Jaller. "Skakdi są rozproszeni, i to też … cokolwiek to jest . Bądźcie gotowi.”
"Tak”, powiedziała złoto - skóra istota. "Mam taką smakę. I chce coś dać w zamian.”
"To jest to,” powiedział Jaller. "Cokolwiek to zrobi, zrobi to teraz. Więc do dzieła … do dzieła …”
Jaller zatrzymał się, zdezorientowany. Było coś co Toa Mahri musieli pilnie zrobić. Co to było? On wiedział, że to było ważne.
Nagle, to stało się jasne. Dlaczego on nie zobaczył tego wcześniej? To było tak oczywiste. " Skakdi są wyżsi rasą,” powiedział do jego kolegów z drużyny. "Silniejszy, inteligentniejsi … nie powinniśmy sprzeciwiać się im. Powinniśmy iść za nimi.”
"Czy ty … myślisz, że oni pozwoliliby nam służyć?” spytała Hahli.
"Nawet jeżeli oni nas znajdą … nawet jeżeli oni nas zabiją,” powiedział Hewkii, "Jest lepsza droga by zginąć?”
Obalając ich bronie, pięciu Toa Mahri podniosło się i szło naprzód, gotowych i chętnych, słuchać rozkazów ich nowych mistrzów. |
Ostatnio zmieniony przez Lokisyn dnia Pią 14:38, 20 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Pon 21:39, 26 Sty 2009 |
|
|
Woozie
Dołączył: 10 Maj 2008
Posty: 312
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Już brałem się za tłumaczenie, no ale trudno Ty, Lemonardo byłeś szybszy. Bardzo ciekawy początek tego serialu, zwłaszcza motyw podróży Vezona i ruchu oporu.
|
|
Pon 21:42, 26 Sty 2009 |
|
|
Kraahkanuva
Dołączył: 01 Lut 2008
Posty: 766
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nynrah/Toruń Ranga: Przywódca BCF
|
|
|
|
Trochę nudne... przeczytąłem do końca na siłę, tylko dlatego że nie chcę być z serialami do tyłu.
Wiedziałem że coś stanie się z Vezonem- nie mogł od tej fali EP zginąć, inaczej uniwersalna zasada "głupi ma zawsze szczęście" by isę nie sprawdziła. Cóż, jeżeli Vezon by nauczył isę kontrolowąc swoją moc, to stałby się jedną z najpotęzniejszych istot w MU (Matoran Universe). Byłby nie do pokonania... cóż, skoro nie zginał, to znaczy że ma on jakieś przeznaczenie. :p
Ostatnio zmieniony przez Kraahkanuva dnia Pon 21:46, 26 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Pon 21:45, 26 Sty 2009 |
|
|
Kodan
Moderator
Dołączył: 13 Maj 2008
Posty: 1099
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Heh... Pohatu ma niezły sposób... podróż Vezona może się skończyć bardzo interesująco... A co do Tahu... ciekawą ma drużynę...
|
|
Pon 22:56, 26 Sty 2009 |
|
|
Lemonardo
Administrator
Dołączył: 03 Gru 2005
Posty: 4378
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
|
|
|
Ciekawostka: Pierwszy stworzony przez Międzywymiarowego Vezona portal którym trafił "na środek bagna" to ten sam portal którym Vultraz i Mazeka trafili do alternatywnego Spherus Magna.
|
|
Wto 8:41, 27 Sty 2009 |
|
|
Phanta
Dołączył: 30 Paź 2007
Posty: 1186
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
|
|
|
|
| | Trochę nudne... przeczytąłem do końca na siłę, tylko dlatego że nie chcę być z serialami do tyłu.
Wiedziałem że coś stanie się z Vezonem- nie mogł od tej fali EP zginąć, inaczej uniwersalna zasada "głupi ma zawsze szczęście" by isę nie sprawdziła. Cóż, jeżeli Vezon by nauczył isę kontrolowąc swoją moc, to stałby się jedną z najpotęzniejszych istot w MU (Matoran Universe). Byłby nie do pokonania... cóż, skoro nie zginał, to znaczy że ma on jakieś przeznaczenie. :p |
A może to jest zasada głupi ma żawsze sczęście. Nie musi mieć jakiegoś przeznaczenia, może być dlatego żeby być . No powiedz czy nei weselej jak jest wszystko źle a tu wyskakuje idiota z głupim pomysłem? Bio jest kierowane do młdoych chłopców, A w młodym wieku zło, mrok itakie tam nie zbyt odpowiada wiec niech se zyje taki vezon bo małe dzieci to lubią, a szczegolnie hamerykanskie gdzie każdy ulubieniec bajki to jakiś idiota.
Ostatnio zmieniony przez Phanta dnia Wto 9:45, 27 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Wto 9:42, 27 Sty 2009 |
|
|
Scorpion
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 389
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 5/5 Skąd: z Acocidotego
|
|
|
|
Ja sądzę, że właśnie Makuś wygrał bo Hamerykańskie dzieci ( i nie tylko ) lubią Zuo.
Serial bardzo ciekawy. Być może to właśnie dzięki temu ''idiocie'' wszyscy zwieją gdzieś gdzie nie ma zła, może do Królewstwa?
|
|
Wto 10:00, 27 Sty 2009 |
|
|
Nejo
Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 210
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Katowice
|
|
|
|
No proszę, od razu wiedziałem, że ten "sobowtór" skończy jako fuzja z inną istotą lub rzeczą, ale z Kanohi Olmak... To mi przypomina jak ten Makuta z Królestwa, który złączył się z swoimi Makuta. Powinni zmienić stronę "Vezon" na stronę "Vezon - Brama wymiarów".
Do Lemonarda: jak się pojawi pierwsza część przygód Agori (Riddle of the Great Beings (czyli "Zagadka Wielkich Istot")) to ja przetłumaczę ją, bo kiedy wczoraj utworzyłem "Reign of Shadows" to ty zmieniłeś ją na "Rządy Cienii". Przetłumaczę ją, choćby była z kilkoma błędami i nieprzetłumaczonymi wyrazami (Rany, zaczynam gadać jak Takanuva).
|
|
Wto 11:45, 27 Sty 2009 |
|
|
Akamai
Dołączył: 22 Paź 2008
Posty: 1529
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: mam wiedzieć?
|
|
|
|
Fajny serial, dobrze, że pokazują, co się dzieje na naszej ulubionej planecie. Czekam na drugą część!
|
|
Wto 12:29, 27 Sty 2009 |
|
|
Zakhai
Dawny Moderator
Dołączył: 11 Gru 2005
Posty: 2000
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Legnica\Wrocław
|
|
|
|
| | "Zrobimy to jak Pohatu"
"Jak Pohatu?" spytał Kopeke.
Tahu uśmiechnął się. "Dokładnie. 'Kiedy nie wiesz co robić rozwalaj wszystko i uciekaj zanim wybuchnie'"
|
Epicki tekst, czekam na drugą część
|
|
Wto 13:06, 27 Sty 2009 |
|
|
Asasino
Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 226
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: się bierze dylatacja czasu?
|
|
|
|
Dobry serial, czekam na drugą część.
|
|
Wto 16:36, 27 Sty 2009 |
|
|
Lemonardo
Administrator
Dołączył: 03 Gru 2005
Posty: 4378
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
|
|
|
Wymiar w którym Matoranie i DH budowali działo, to... Królestwo. To działo to maszyna projektu Nuju i Nuparu którą mieszkańcy Królestwa chcą uciec do gwiazd.
|
|
Nie 17:05, 01 Lut 2009 |
|
|
patryx_GLATORIAN
Dołączył: 12 Sty 2009
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 5/5 Skąd: jest św. Mikołaj??
|
|
|
|
Vezon będzie miał cos wspólnego z powrotem Mata Nui
...tak mi sie zdaje...
moje gg 10018237
|
|
Śro 9:55, 04 Lut 2009 |
|
|
Nejo
Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 210
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Katowice
|
|
|
|
| |
Axonn had been running for many days and nights. After being teleported from Metru Nui by the power of Makuta, he had found himself in a vast, barren landscape. At first, there was no sign of any life at all, Matoran or Rahi, or any habitation. That changed when he began to hear the screams. They were cries of agony and they were coming from Brutaka, though his old friend was nowhere to be seen.
The warrior had raced off in the direction of the screams. That had been – how long ago? A week ago? A month? He had crossed the wasteland that never seemed to end, but had been unable to find Brutaka. Strangely, he had felt neither hunger nor thirst on the journey, just an overpowering need to keep searching.
A few things had begun nagging at him, though, like the buzz of a fireflyer in his ear. The landscape never changed. He could swear he had seen the same rock formations time and time again, as if he were running in a circle. And Brutaka – not even he could endure what he seemed to be for weeks at a time. His screams should have died out long ago.
Then the crack appeared in the sky. It was only a small one, but bright light flowed through it from somewhere outside. That, too, made no sense. No sooner had Axonn said that to himself then the crack got bigger. Then more cracks started to appear, in the sky, in the ground, all around him.
This can't be happening, Axonn thought. This can't be real. This... isn't real!
The next instant, Axonn was sitting on a beach. Water lapped against the shore in front of him, and behind, a gentle breeze stirred jungle trees. Flying Rahi circled in the sky overhead, now and then diving down to steal a fish from the sea. There was no sign of the endless waste had been in before.
Of course not, he thought. I was never there. With his powers increased by being in Mata Nui's body, Makuta can pierce even an Order member’s mental shields. My days and nights of running, Brutaka’s screams … all an illusion.
Axonn rose. He still had his armor, his mask, and his axe. He wondered if perhaps his mask, which could see through any deception, had been the difference between his escaping Makuta's trap and being lost in the fantasy forever.
He didn't know for certain where he was, nor did he care at the moment. All that mattered to him was where Makuta was, and he knew that answer. Somehow, some way, he was going to make it back to Metru Nui – and Makuta was going to pay for what he had done, even if it cost Axonn his life.
--------------------------------------------------------------------------------
Far away from Axonn's island, Tahu and his ragtag team were facing the potential end of their own lives. The group was confronted by a squad of heavily armed Exo-Toa, prepared to imprison or execute them. Tahu doubted the machines much cared which option they pursued.
He calculated the odds. Lariska, Krahka, Johmak and he could take out four Exo-Toa, maybe even eight if they caught a break. That would still leave four of the machines free to cut them down. In the past, he would have just accepted the situation and vowed to go down fighting. Now he was trying to use his brain as much as his brawn, because the fight against Makuta could not afford to lose warriors to needless sacrifice.
He had settled on a plan – a mock surrender, followed by an escape attempt before they reached Metru Nui -- when the ground began to shake. At first, he thought it was another attack by Makuta. Then the tremors became more violent and some of the Exo-Toa lost their footing. They didn’t have to bother getting up again. A chasm opened up directly under the machines and swallowed them up. Tahu ran to the edge of it, and saw nothing but darkness. At least, at first...
"Brother! Can you give me a hand?"
Tahu smiled. Onua Nuva was clinging to the rocky wall of the crevice. The Exo-Toa had not been so lucky, having tumbled down into what looked like a bottomless pit.
The Toa of Fire helped the Toa of Earth back to solid ground. He nodded toward the chasm, saying, "You still do good work."
"I have been keeping in practice," said Onua.
"We were just about to head south to find those Order agents you mentioned, the ones looking for weapons," said Tahu.
Onua shook his head. "Don’t bother. Rahkshi got them, and the supplies."
"Then we pick another direction," said Tahu, "and we keep moving."
Lariska walked over, sheathing her dagger. "So. Any bright ideas? There are more Exo-Toa where those came from."
"And more Rahkshi," agreed Tahu.
"Onu-Matoran," said Onua, smiling.
"What are you talking about?" asked Lariska.
"Onu-Matoran live underground most of their lives," explained the Toa of Earth. "The first time they come to the surface, the bright light overwhelms them. Most are blinded for a short time, until they get used to the environment That's how Teridax is now. He's not used to all this new power yet, or trying to see in every direction at once. He needs other eyes and ears within the universe – the Rahkshi and the Exo-Toa."
"What do you have in mind, and does it include explosions?" asked Tahu, hoping it did.
"Oh, it does," Onua assured him. "A Toa of Earth learns to - excuse the pun - keep his ear to the ground. Makuta may be all-powerful, but he still needs to make Rahkshi the same old way – by making worm-like kraata who then turn into his warriors. And I think I may know just where those kraata are coming into being."
"We strike there," said Tahu. "Maybe we can cut off his supply of Rahkshi, temporarily. It's a start."
"How far?" asked Lariska.
"We'll get there," said Onua. "Makuta picked the one source of energized protodermis the Order of Mata Nui wouldn't think to try and shut down – the one on their own island of Daxia. He leveled their fortress and seized control of the island. That's where we have to go."
"Guarded?” asked the Dark Hunter.
"Like it's the treasure of the Great Beings," said Onua. "Bring an extra dagger."
--------------------------------------------------------------------------------
Lewa's mission was simple and straightforward. With the help of information from a surviving Order agent, he was headed for the island of Artakha. Somehow, the powerful ruler of that land had to be convinced to do more than sit back and make armor and weapons. They needed him in the fight.
As he came within sight of the island, he could tell he was already too late. Shattered Rahkshi littered the coastline, but more were advancing on the fortress. Artakha's Matoran workers were fighting a desperate holding action, but it was a lost cause. The only hope was to somehow pull off a rescue of Artakha himself before Makuta’s forces overcame him.
Lewa was about to launch himself into a power dive when a voice echoed in his head. Do not, it said. It is too late. But there is another who can aid you, if I have fallen. Go to him. Persuade him to join your fight.
"Who are you talking about? And where do I find him?" said Lewa.
There is still time, said the voice of Artakha. I will send you to him. The rest is up to you.
The world spun, and then Lewa was no longer in the air above Artakha. Instead, he was standing in a dark cave, facing a blank wall of stone. He could feel something behind him, the way one could feel a bog leech crawling up the back of the neck. Lewa wanted to turn around and see what was there – and at the same time, he knew he really didn't want to see.
Turn. This voice was also in Lewa's mind only, but it had none of the comfort and assurance that could be found in Artakha's. If it was possible for a voice to have a scent, this one reeked of death and decay.
"Who are you? Where am I?" said Lewa, staying right where he was.
You are at the end of your journey … the end of all journeys, Toa. And my name is Tren Krom.
|
Panie i panowie, oto druga część. Co z niej można się dowiedzieć? SPOILER: Tahu znajduje Onuę, Lewa leci na wyspę (miejsca śmierci Carapara), gdzie ma przekonać Tren Kroma do walki przeciw Teridaxowi, Gigantyczny Toporniak (Axonn) chodzi po wyspie, a Jezioro Energetyczne, źródło powstania Rahkshi zostaje zdewastowane.
Ostatnio zmieniony przez Nejo dnia Pią 21:08, 20 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Pią 21:07, 20 Lut 2009 |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|