Autor |
Wiadomość |
Derry
Dawny Moderator
Dołączył: 20 Sty 2006
Posty: 1542
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Wojna Przeznaczenia |
|
Narazie jedna część, potem przetłumaczę dwie pozostałe.
| | Axonn biegł przez Voya Nui, broń była w gotowości. Właśnie dostrzegł dwie materializujące się postacie w Zielonym Pasie. Jedna wyglądała jak Botar, ale oczywiście to nie on. Drugi wyglądał jak Toa, którym jednak nie był- Axonn wiedział. Pierwszą rzeczą jakiej się nauczył po wyznaczeniu do tego miejsca było: najpierw atakować, potem pytać.
Imitacja Botara zauważyła Axonna i próbowała go zablokować. Świst przeciął jego zbroją i istota runęła na ziemie. Axonn rzucił się na Toa trzymając błyszczącą siekiera na gardle intruza.
"Kim jesteś?" Warknął Axonn. "Czego tu chcesz? Gadaj!"
"Nazywam się Krakua," Powiedział Toa, próbując na próżno odsunąć siekierę od szyi. "Wysłano mnie bym cię znalazł. Jesteś potrzebny.
"Kto cię wysłał?" Spytał Axonn
"Helryx. Użyj maski i sprawdź czy mówię prawdę."
Axonn zrobił to używając Kanohi Rode, Maski prawdy. Ku jego zaskoczeniu, zobaczył, że jeniec mówi prawdę. Wstał i pozwolił Krakua mówić. "w takim razie jesteś z Zakonu Mata Nui," powiedział Axonn. "Widzę, że standardy rekrutacji nieco spadły."
Krakua zignorował uwagę. Zamiast tego powiedział "Chodź z nami. Twoja obecność jest niezbędna na Daxia."
Zanim Axonn odpowiedział Bohatro-podobna postać użyła mocy teleportacji. Cała trójka zniknęła z Voya Nui i w chwilę później pojawiła się na Daxia. Axonn był tam wcześniej, więc obecność tu nie była dla niego żadnym zaskoczeniem. Ku swojemu zdumieniu napotkał wzrok swojego partnera, Brutaki. Nie wspominając już o gigantycznym smoku zajmującym prawie całą sale.
"Sytuacja musi być beznadziejna, jeśli wzywają starych wojennych Rahi takich jak ty." Powiedział z uśmiechem Brutaka. "Och a propos. Poznałeś już wielkiego zielonego strasznego? "
"Brutaka!" powiedział Axonn. "Co się z tobą... to znaczy, jak wydostałeś się z Dołu?"
"Wypuścili mnie za dobre sprawowanie," uśmiechnął się Brutaka. "Ale to nie ja jestem tutaj największą atrakcją. To jest to, bracie. Zakon wychodzi z ukrycia od tych wszystkich lat. Helryx mi to powiedziała."
"A konkretnie?"
"Dwa słowa," odparł Brutaka, jego uśmiech powoli znikał. "Wojna przeznaczenia."
***
Mroczny Łowca znany jako Ancient stał na plaży wyspy Odina. Za nim remontowano fortece zniszczoną przez Pohatu Nuva. Wpatrywał się w wodę, oczekując powrotu Lariski z jej misji. Chętnie usłyszałbym informacje, które Mroczna łowczyny zdobyła.
Nagły krzyk przerwał rozważania i zmusił go do odwrócenia się. Dźwięk dobiegał od nietoperzo -podobnego Rahi przelatującego przez niebo, nie był to gatunek często spotykany w tych okolicach. Ancient rozpoznał kreaturę. Wielokrotnie Mroczni łowcy używali tych stworzeń aby przesłać wiadomości swoim szpiegom na innych wyspach. Jednak to latające stworzenie nie zostało przysłane przez żadnego Łowcę. Około pół tuzina innych Rahi-nietoperzy dołączyło do kreatury, tworząc wzór; tylko Ancient na wyspie umiał go zidentyfikować. To była wiadomość przeznaczona dla niego i było to bardzo ważne. Nadszedł czas. Musiał odszukać Mrocznego Przywódcę (The Shadowed One), swojego starego przyjaciela i pokazać mu jedyny sposób przetrwania Mrocznych Łowców. Jeśli Mroczny Przywódca, stary przyjaciel, nie zobaczy tego powodu, Ancient będzie musiał go zabić.
***
Gdzie indziej, Vezon kroczył wewnątrz swojej celi na Daxia. Po drugiej stronie korytarza znajdowały się dwie wielkie cysterny z wodą. W jednym pływało sześciu Piraka, teraz zmutowane węże wodne. W drugim siedziała dziwaczna postać zwana Karzahni która wydawała się Vezonowi całkowicie szalona. No i Vezon znał szaleństwo.
Kiedy zespół Brutaki najpierw uciekł z wyspy Artidax z Makutą Miserixem, drużyna poleciała na suchą, jałową wyspę, która była niewiadomo gdzie. Po krótkim czasie, Brutaka przeniósł ich do innego miejsca, tym razem zwanego Daxia. Brutaka wyjaśnił, że położenie wyspy zawsze było sekretem, ale teraz utrzymanie tego w tajemnicy nie miało sensu. Nikt nie okazał wdzięczności, bo Vezon i Roodaka od razu zostali wrzuceni do celi.
Vezon był szczerze rozczarowany. Pewnie, on próbował ukraść Maskę Życia i oczywiście zabić Toa Inika raz... no właściwie to dwa. No i dobra, wydał swoją drużynę bandzie Zyglaków w zamian za ratowanie własnej skóry, ale to nie było tak. Ale za to on zaoferował swoją pomoc.. dobrze, był zmuszony, właściwie grożono mu, ale mimo wszystko pomógł w ratowaniu Makuty Miserixa. I co za to dostał? Zimna cela, nie troskliwi strażnicy i nie miał nawet możliwości zabicia Piraka. Co to za sprawiedliwość?
Jego rozważania zostały przerwane przez błysk szkarłatnej zbroi Trinuma. Członek Zakonu długo patrzał na Vezona, wzruszył ramionami i potrząsnął głową. Potem otworzył zamek celi. "To twój szczęśliwy dzień szaleńcze," powiedział Trinuma. "Wychodzisz".
"tak?" zapytał Vezon, "Znaczy, oczywiście. Zamykanie istot szlachetnych takich jak ja jest straszliwym marnowaniem środowiska. Za pewne twoi mistrzowie chcą poradzić się mnie w sprawie taktyki czy strategii."
"Nie," odparł Trinuma, "mówili coś, że potrzebują gościa, który może umrzeć w straszliwych mękach a nikt go nie będzie opłakiwał. Więc... naturalnie chodziło o ciebie."
Zepsuty mózg Vezona przetworzył informacje przekazane od Trinumy i uznał je za komplement. "A więc, naturalnie" powiedział. "Prowadź a pokażę wam jak dobrze umierać." |
| | Axonn przykucnął pod niską kamienną ścianą i obserwował ogniste i lodowate pociski przelatujące mu nad głową. Obok niego Brutaka wychylił się zza kruszejących pozostałości kryjówki i atakował podmuchami z miecza.
- Pukać do frontowych drzwi - warknął Axon.. - Piękna strategia, coś mi się zdaje że ten czas, który spędziłeś w Mahri Nui wyprał ci mózg.
- Och, daj spokój - uśmiechnął się Brutaka. Podniósł jednego z napastników, a po nim zaatakował następnego. - Uwielbiasz to i dobrze o tym wiesz. Po tysiącleciach na Voya Nui i oczekiwaniu, aż coś się stanie przyda ci się trening.
Zielonoskóry Skakdi przeskoczył nad ścianą z maczugą w ręku. Axonn szybko sprawił, że tego pożałował.
- To miała być prosta misja. Dotrzeć na Zakaz, znaleźć Nektanna, przekonać go, aby Skakdi zawarli przymierze z Zakonem. A nie dać się przyszpilić na plaży przez wściekłą hordę.
- Przyszpili nas? Nie przyszpilili - odparł Brutaka. - Obserwuj.
Przeskoczył nad ścianą i odpalił pocisk energii w połowicznie rozwalony budynek. Pozbawiona jedynej podpory, struktura zawaliła się na grupę Skakdi. Gdy kurz opadł, wszyscy byli uwięzieni pod gruzami.
- My ICH przyszpililiśmy - skomentował Brutaka.
Axonn westchnął.
- Zupełnie jak za starych dobrych czasów. Już pamiętam, czemu ich nie lubię.
- Skoro podoba ci się ten pomysł, to pokochasz ten - odparł Brutaka i zanim Axonn zdołał zareagować, Brutaka złapał go za kark, postawił na nogi i stanął obok, machając wolną ręką.
- Poddajemy się! - krzyknął do armii Skakdi. - Chodźcie i weźcie nas!
***
Gdzieś indziej.
Handlarzowi na wyspie Stelt w swoim życiu widział już niemało. Wyspa była rozstajem dróg dla złoczyńców, desperatów i tych, którzy szukali łatwego zarobku albo interesu, którego lepiej nie ujawniać Toa. Ten handlarz zobaczył jednak w ostatnich czasach więcej, niżby sobie życzył. Najpierw grupa wojowników, wliczając znienawidzoną Roodakę, ukradła jego najlepszą łódź. Co gorsza w taki sposób, że nikt mu nie wierzył w to co zaszło. Przez pewien czas wszystko wydawało się poukładane: nadrobił sobie stratę łodzi i odzyskał tę część załogi, która jeszcze żyła. Wracał do gry - przynajmniej do momentu, gdy sześciometrowy smok zerwał dach jego sklepiku.
- Gdzie jest Teridax!? - ryknął smok.
- Teridax? Kto albo co to jest? I skąd mam wiedzieć? - zapytał handlarz, sięgając ostrożnie po broń, choć nie miał nic lepszego, niż spękany dysk Kanoka.
- Znam was, Steltian - powiedział smok. - Nui-Rama nie zabzyczy na Półwyspie Tren Krom, żebyście wy, szumowiny, go nie usłyszały. A więc zapytam jeszcze raz: gdzie on jest? Gdzie jest Makuta z Metru Nui?!
- Nie wiem! Przysięgam! - krzyknął handlarz.
Smok złapał go między pazury i podniósł.
- Nie mam na to czasu. Muszę odwiedzić parę miejsc i zabić parę osób. Chcę, abyś przesłał wiadomość do wszystkich swoich przyjaciół, do każdego kto wpływa i wypływa z wyspy. Powiedz im, że Miserix wrócił i gdy go znajdę, zabiję Teridaxa!
***
Jeszcze gdzie indziej.
Vezon siedział w małej łodzi z czarnym żaglem. Trinuma siedział na rufie, obserwując go w oczekiwaniu zagrożenia. Jeśli uznał Vezona za zagrożenie, to jednak tego nie okazywał. Vezon zaś był po prostu szczęśliwy, że nie siedzi w celi. Więzienie było zbyt zamknięte, zresztą chyba o to chodzi. A skoro mówimy o celach istnienia - Trinuma podał mu przepiękny sztylet. Vezon powiedział "dziękuję" po swojemu - nie wsadził go w plecy towarzysza.
- Gdzie płyniemy? - zapytał Vezon. - I po co? W ogóle gdzieś płyniemy, czy pływamy w kółko? A może po spirali? Kiedyś wlazłem w spiralę, wielki, kamienny tunel idący w dół i w dół i w dół i kończył się Zyglakami. Ktokolwiek go zbudował, nie miał wyczucia gustu.
- Możesz być cicho? - zapytał Trinuma. - To jest tajna misja. Wiesz, co to znaczy?
- Oczywiście - odparł Vezon. - Tajna misja oznacza, że jeśli ktoś cię zabije, ja o tym nie powiem. A ty wciąż nie odpowiedziałeś na sto dziesięć pytań, które zadałem od wypłynięcia.
Trinuma westchnął z rezygnacją.
- Płyniemy do miejsca zwanego Destral, i tam zacznie się twoja misja. Jeśli ci się uda, to będziesz mógł pogadać następnego dnia. Jeśli zawiedziesz, zginiesz okropną śmiercią. Jasne?
- Jasne... Destral, Destral... Zaraz, to jest baza Makuta! Spiriah był Makuta, przynajmniej dopóki Miserix go nie zabił. Leciałem z Miserixem, mówiłem ci? A przynajmniej do momentu, gdy zrobił te pętle i mnie zrzucił. Woda była naprawdę zimna, niech ci nikt nie wmawia że jest inaczej. Więc co mam zrobić na Destralu? Kradzież? Zabójstwo? Bieg z ostrymi przedmiotami?
- Masz do wykonania najważniejsze zadanie - odparł Trinuma. - Masz zdradzić Zakon i cały świat, a ja ci teraz powiem, jak masz to zrobić. |
| | Jedną ze zdumiewających cech fortecy władcy Skakdi jest kompletny brak lochów, sal tortur, obozu jenieckiego. Historia nauczyła ich, że torturowanie Skakdi nie ma najmniejszego sensu, skoro nigdy nie puszczają pary z gęby, chyba że w zamian za coś, zwykle wolność, na co zgadza się niewielu torturujących. A posiadanie obozu jenieckiego oznaczało tylko wysłuchiwanie niekończących się próśb o takie drobiazgi jak woda, żywność i porządna maczuga do rozprawienia się ze składającymi nocne wizyty Szczurami Skalnymi.
Więc gdy Brutaka i Axonn weszli na teren Nektanna, nikt nie był pewien, co z nimi zrobić. Dobrze by było zgładzić ich od razu, ale wówczas nie mogliby się dowiedzieć po co przyszli. Inaczej niż nekrozięby z gór Zakazu, inne istoty nie potrafiły śpiewać po swojej śmierci. Axonn zażądał, aby zabrać ich do Nektanna. Nektann był nieco większy od zwykłego Skakdi, a przynajmniej tak to wyglądało, gdy siedział na tronie ozdobionym broniami wrogów. Towarzyszyło mu jego zwierzątko, wyglądające jak Muaka w pancerzu. Nektann, gospodarz w każdym calu, zapytał ich czy chcą coś powiedzieć, zanim zostaną brutalnie pozbawieni życia.
- Owszem - odparł Axonn. - Bractwo Makuta.
Nektann splunął na ziemię. Muaka warknął.
- Co z nimi? - zapytał władca.
- Chcemy ci zaoferować możliwość zrównania z ziemią ich fortec, złupienia broni, zgładzenia ich wojowników - powiedział Axonn.
- Dodałbym "zmuszenia ich kobiet do płaczu", ale czy widziałeś kiedyś Makutę płci pięknej? - wtrącił Brutaka. - Niepiękna rzecz.
- Po co was słucham, skoro szybciej i łatwiej byłoby was cisnąć do zagrody Tahtoraków?
- Bo widzieliśmy się już z innymi władcami na Zakazie - skłamał Axonn. - Co, myślałeś że najpierw odwiedzimy tę dziurę? Już się zgodzili by nam pomóc. Jak chcesz to grzej dalej ten tron i patrz jak rosną w siłę i bogactwo.
Nektann zmarszczył brew, a był to chyba jedyny wyraz twarzy brzydszy niż uśmiech Skakdi. Żaden szanujący się władca nie chciał stracić wspaniałej bitwy i jeszcze wspanialszych łupów. W końcu skinął głową.
- Czemu mu powiedziałeś, że już byliśmy w zmowie z innymi? - szepnął Brutaka. - W dalszym ciągu musimy tam iść i ich przekonać.
- To sporo roboty - odparł Axonn, - więc może lepiej już zacznijmy.
***
Toa Mahri Jaller stał w centrum Metru Nui, patrząc na posąg Matoro. Został wykonany przez samego Turagę Onewę, ku pamięci poległego bohatera. Cieszył się, że jego towarzysz zostanie zapamiętany tak, jak powinien być, ale wciąż czuł smutek po jego śmierci. Musiał przyznać, że rozważanie o Matoro wciąż go rozpraszało. Gdy inni odeszli, by odszukać Toa Takanuvę, on został w tyle. Kiedy wrócili, wciąż bez śladu po Takanuvie, ledwo zwrócił na to uwagę. Było dla niego trudną sprawą, że Toa Mahri musieli wypełnić swoje przeznaczenie, poświęcając jednego z nich. Usłyszał za sobą rozmowy pozostałych Toa Mahri. Metru Nui było teraz spokojne, po pokonaniu Kardasa i zapędzeniu większości Rahi do Archiwów, ale nikt nie mógł przewidzieć, co się stanie za chwilę.
Nagle rozbłysło światło. Gdy Jaller odzyskał wzrok, zobaczył sześcioro Toa stojących przed nim. Nie poznał żadnego z nich. Instynktownie naszykował broń.
- Witamy w Metru Nui - powiedział. - Kim jesteście i czego tu chcecie.
Jeden z przybyszów, też Toa Ognia, podszedł bliżej.
- Nazywam się Norik, jestem z Toa Hagah, Prosimy, odsuńcie się, abyśmy nie musieli nikogo zranić podczas wykonywania naszego zadania.
- Toa Mahri nie odsuwają się nikomu - powiedział Hewkii, występując. - Powiedz nam, czego tu szukacie albo uznamy was za wrogów.
- Szukamy - odparł Norik - czegoś prostego i strasznego. Musimy zniszczyć Koloseum.
***
Vezon wylądował twardo na kamiennej podłodze Fortecy Makuta na Destralu. Został złapany przez Rahkshi w mniej niż dwie minuty po tym, jak Trinuma wyrzucił go na brzeg wyspy. Vezon nigdy nie spotkał Rahkshi i teraz uznał, że ich nie lubi. Większość istot miała swój zapach, przyjemny albo nie: Rahkshi pachniały chłodnym metalem i śmiercią. Makuta, który go powitał miał purpurowo-szkarłatną zbroję. Choć Vezon był na tyle uprzejmy, aby się przedstawić, Makuta nie wyjawił swojego imienia. Vezon już chciał zwrócić mu na to uwagę, ale włócznia, ta ociekająca kwasem i przyciśnięta mu do gardła, skłoniła go do porzucenia tego zamiaru.
- Kim jesteś? - zapytał Makuta. - CZYM jesteś? I skąd się tu wziąłeś?
- Jestem Vezon, wasza mroczność i zostałem tu przysłany przez agenta sił, które źle życzą tobie i Bractwu. Kazali mi tu przyjść i wyjawić ci plan ataku na wyspę, ale tego nie uczynię, nie, nie, nie.
- Już to zrobiłeś - odparł Makuta. Za Vezonem podeszły trzy Rahkshi z gotowymi włóczniami.
- Owszem, powiedziałem ci, ale tylko po to by ci powiedzieć że tego nie chcę - odparł Vezon, poirytowany. Jak taka powolna istota mogła mieć nadzieję na podbicie świata? - Wiesz, to jest taka sztuczka. Chcieli, abym ich zdradził. Chceli abyś skoncentrował swoje natarcie tutaj, przeciw siłom, które nie nadejdą. Ale pomyślałem sobie: czemu udawać zdradę, skoro prawdziwa zdrada jest o wiele bardziej ekscytująca?
Makuta złapał go za gardło i uderzył o ścianę.
- Gadaj, głupcze! I pamiętaj, niech z twoich ust spłynie prawda i tylko prawda, jeśli chcesz je zachować
- Prawda i tylko prawda... Prawda i tylko prawda... Chyba ich nie znam - odparł Vezon. - Zadowolisz się "drżącym i pobladłym ze strachu? Zakon mata Nui chce skoncentrować armię i siły morskie przeciw Destralowi, zmuszając go do teleportacji z dala od miejsca, w którym jesteśmy, a wówczas...
Gdy Vezon urwał, Makuta zacieśnił uścisk.
- Dobra, dobra! Spauzowałem dla efektu! Mają szpiega w fortecy. Sabotażował wasze źródła teleportacji. Kiedy będziecie chcieli ich użyć... Cóż, nie mam ochoty ci mówić, co się stanie, więc na tym poprzestańmy. A skoro już o tym wiesz, to powiedz mi, co z tym zrobicie? |
| | Axonn i Brutaka stanęli na wzniesieniu, obserwując pole bitwy. Pod nimi zebrane siły Skakdi z Zakazu wdały się w walkę z z małą armią Rahkshi. Znajdowali się na nie nazwanej wysepce w południowym łańcuchu wysp, będącym przystankiem Makuta w drodze do podbicia głównego kontynentu. Rahkshi zostały tu przywiezione w tajemnicy i wypuszczone, aby ćiwczyły swe umiejętności na rozproszonych po wyspie Matoranach. Nie trzeba mówić, że wkrótce była to bezmatorańska wyspa. Na początku Skakdi odnieśli potężne straty, ale mieli coś, co Rahkshi mogły tylko udawać: gniew. Głodni zwycięstwa, przepełnieni nienawiścią wobec wroga, barbarzyńcy przegrupowali się i przedarli przez szeregi Rahkshi. Było to przytłaczające, porywające i odpychające zarazem.
- Chodź - powiedział Brutaka, odrywając wzrok od bitwy. - Wiesz, po co przybyliśmy.
Razem zeszli na dół wzgórza i w głąb małego kanionu. Pośrodku, pod warstwą skał i gleby, znajdowały się kwadratowe wrota z żelaznym pierścieniem. Gdy Axonn rozbił skały swoim toporem, Brutaka złapał pierścień i otworzył wrota. Ze środka buchnął dziwny zapach. Zapach wieku i nieprawości, rozkładu i gnicia. Dwaj członkowie Zakonu zeszli na dół.
Axonn przesłał energię do swojego toporu, oświetlając komnatę. Stało się oczywiste, że nikt tu nie wchodził być może od początku znanego czasu. Komnatę wypełniały jedynie skały, nie licząc jedynie małego zbiornika pośrodku. Woda była zielono-czarna i wirowała groźnie, choć nie było najmniejszej bryzy, aby ją poruszyć.
- To jest to, prawda? - zapytał Brutaka. Axonn skinął głową.
- Tak. W tym miejscu Wielki Duch stworzył Makuta. I jest to jedyne miejsce, z którego mogą narodzić się nowi Makuta. Z tego zbiornika wyszła ich esencja, zmieniona w żywe istoty przez moc Mata Nui, nim czas przemienił ich w czystą energię.
- A więc, jeśli zniszczymy to...?
- Tak, nie będzie już więcej Makuta. Ale czy mamy prawo, aby unicestwiać ten gatunek?
Brutaka z szeroko otwartymi oczyma spoglądał na zbiornik.
- Chętnie wdałbym się z tobą w filozoficzne dysputy, ale chyba mamy problem.
Woda nagle eksplodowała w górę i na boki. Obrzydliwa, parząca ciecz trysnęła na Axonna i Brutakę, sącząc się przez otwory w ich maskach i pancerzach. Syczała i parzyła, jak żywa istota, paląc wszędzie gdziekolwiek dotknęła. Oślepieni bólem, dwaj wojownicy zachwiali się i potknęli, wpadając do zbiornika.
***
Toa Helryx siedziała w komnacie swojej fortecy na Daxii. Wojna przeciw Bractwu Makuty zaczęła się, lecz nie zaczęła się pomyslnie. Choć Zakon dzięki Łowcom zdobył Xia, nie udało im się przegnać sił Makuta z wyspy Nynrah. W innych miejscach niespodziewany atak Zakonu spotkał się z zaciekłym oporem Rahkshi i Exo-Toa. Zawsze wiedziała, że bycie przywódcą oznacza podejmowanie trudnych decyzji... W swoim czasie wysyłała swoich ludzi na misje, o których wiedziała, że mogą się okazać ich ostatnimi. Skazała na śmierć wszystkich, którzy znali lokalizację Artakhi.
Teraz musiała podjąć dwie decyzje, które mogły poprowadzić ją do zwycięstwa lub tragedii. Pierwsza była w sumie łatwa. Wysłała posłańca do Metru Nui wraz z Sercem Visoraków. Artefakt ten mógł przywołać Visoraki z dowolnego miejsca na świecie. Został oddany w ręce Toa Mahri z poleceniem wyniesienia go na wulkaniczną wyspę Artidax i użyć go w tamtym miejscu. Druga była trudniejsza.
Brutaka poinformował ją o obecności Hydraxona w Dole, tak jak o wydarzeniach, które miały tam miejsce. Drugi posłaniec został wysłany do Dołu z rozkazami dla strażnika. Nie była pewna, czy ich posłucha, znając ich naturę, nie wiedziała też, czy przypadkiem nie handluje końcem Bractwa za cenę większego zła. Ale to musiało zostać zrobione.
Czasem nienawidziła dowodzić.
***
Hydraxon przemierzał ciemną, pełną jaskiń komnatę, jaką był Dół. W ręku trzymał tabliczkę z rozkazami od Helryx. Instrukcje na niej wyryte były wprost trudne do uwierzenia.
Drzwi komnaty się otworzyły. Do środka wszedł Lesovikk, prowadząc kolejnego więźnia. Choć w czasie swojego pierwszego spotkania nieźle się pożarli, wkrótce stali się sprzymierzeńcami w wyłapywaniu zbiegów z tego rozległego więzienia. Hydraxon zawahał się, czy pokazać rozkazy Lesovikkowi. W końcu istnienie Zakonu Mata Nui miało być pilną tajemnicą, ale jeśli sytuacja opisana na tabliczce była prawdziwa, to najwyraźniej tajemnica już nie istniała.
Lesovikk gwizdnął głośno, gdy przeczytał tabliczkę.
- Więc co zrobisz? - zapytał.
- To, co robię przez całe moje życie - odparł Hydraxon. - Wykonam rozkaz.
Zszedł po żelaznej drabinie prowadzącej do najniższych cel. Tam zostali uwięzieni Pridak, Kalmah, Mantax i Ehlek. Czterej Barraki spojrzeli na strażnika z nieukrywaną niechęcią.
- Przyszedłeś, by nas dręczyć? - warknął Mantax.
Pridak uśmiechnął się, odsłaniając rząd ostrych zębów.
- Już raz cię zabiliśmy. Możemy to zrobić jeszcze raz.
Hydraxon zignorował oczywisty przejaw szaleństwa. W końcu były cały i zdrowy, to było oczywiste, że nie mógł być martwy.
- Przynoszę wam... propozycję - powiedział z wymuszeniem każdego słowa. - Trwa wojna. Wojna mająca na celu skończyć z Bractwem Makuta. Przyłączcie się do walki z nimi, a otrzymacie wolność.
- A jeśli się nie zgodzimy? - zapytał Kalmah. - Po co mamy ryzykować dla kogoś życie?
- Jeśli odmówicie - odparł Hydraxon, - to zobaczycie, że są głębsze miejsca, w których możemy was pogrzebać, niż dół.
- Kolejna szansa - powiedział Pridak, - aby walczyć, aby prowadzić armie, aby podbijać. A gdy Bractwo Makuta upadnie, Liga Sześciu Królestw powstanie ponownie. |
| | The Shadowed One - władca Mrocznych Łowców, śmiertelny wróg Makuta, zabójca i zdobywca - odczuwał nudę. Odkąd on i jego ludzie zostali odesłani na misję okupacyjną na wyspę Xia przez Zakon Mata Nui, naprawdę nie miał co robić. Wyspa została zdobyta w ciągu kilku godzin. Nie licząc dwóch lub trzech Łowców wysłanych na misję, pełnia mocy Łowców dopiero czekała na swą chwilę. TSO nie lubił czuć się przykuty do tej wyspy lub ignorowany. Dlatego tego dnia włóczył się po fabrykach Xia, szukając rozrywki. Choć kładł duży nacisk na przywrócenie manufaktur do pracy, wiele budynków wciąż leżało w gruzach po walce Tahtoraka i Smoka Kanohi. Kiedy szedł w pobliżu jednego z takich budynków, natknął się na Vortixx, czyszczącego jakieś rumowisko z fanatycznym zapałem.
- Co tu robisz? - zapytał TSO.
Vortixx zamarł, zaskoczony. Kiedy zobaczył, kto do niego mówi, opadł na jedno kolano i skłonił głowę. Najwyraźniej już od dłuższego czasu wiedział, komu i kiedy się poddawać.
- Nic, Wielki Panie - powiedział Vortixx. - Po prostu... oczyszczam teren, tak, żeby fabryki mogły znów pracować, jak kazałeś.
TSO nic nie odpowiedział. Wiedział, jak brzmi kłamstwo - sam miał ich dużo na swym sumieniu. Po kilku chwilach, powiedział:
- Więc ci pomogę.
- Nie! - jęknął Vortixx. - Znaczy się... to niepotrzebne. To praca dla robotnika, nie takiego władcy, jak ty.
Błysk energii z włóczni TSO owinął wokół ust Vortixx knebel z kryształu i protodermis.
- Powiedziałem: pomogę ci - powtórzył TSO.
Pochylił się nad stosem gruzu i zaczął kopać, nie spuszczając Vortixx z oka. Im głębiej się dokopywał, tym bardziej zaniepokojony Vortixx się wydawał.
- Co też może się kryć na dnie tej dziury? - zastanawiał się TSO.
Wkrótce się dowiedział. Kilka stóp poniżej leżało pudełko z Protostali. Na pokrywce był wypalony symbol Bractwa Makuta. Pudełko było zamknięte, ale zamek nie stanowił żadnego wyzwania dla ciekawości Łowcy. Otworzył je ostrożnie - w końcu to mogła być pułapka. Ale gdy zobaczył, co jest w środku, oczy mu się rozszerzyły.
- No, no, no - powiedział TSO, patrząc na coś, co mogło go uczynić panem tego świata.
---
Vezon, szczerze mówiąc, miał bardzo unikalne perspektywy w swoim życiu. Może powodem było to, że żył zaledwie od paru tygodni. Może to czas spędzony z Maską Życia na głowie. A może chodziło o to, że był beznadziejnie porąbany. Ale dziś, musiał to przyznać, poznał nową perspektywę - odwrotną. Makuta, którego spotkał w fortecy Destralu, ze śmiechem przedstawił się jako Tridax, nie uwierzył w jego opowieść o ataku i kontrataku. Zdecydował się zadać kilka standardowych pytań - takich z cyklu zadawanych więźniowi wiszącemu za kostki do góry nogami.
- Sprawdziłem naszą technologię teleportacyjną - powiedział Tridax. - Nie ma żadnego śladu sabotażu. Jesteś kłamcą.
- Cóż, nikt nie zalicza Makuta do bystrych obserwatorów - odparł Vezon. - Skąd możesz być pewien? Może uszkodziłem ją sam używając niesamowitej mocy mojego umysłu.
- Nie masz żadnych mocy - odparł Makuta, podnosząc nieznośnie poszarpane ostrze. - Umysłu tym bardziej. A za chwilę nie będziesz miał nawet głowy.
- Masz rację, masz rację! - paplał Vezon. - Nie ma żadnej armii ani opóźnienia, chciałem po prostu nacieszyć się waszym towarzystwem. No, może "nacieszyć się" to zbyt mocne określenie. A mówiłem ci, że nosiłem kiedyś Maskę Życia? Jeden jej cios i nie zostałby z ciebie marny pył. Tęsknię za tymi dniami. Ale z drugiej strony, możesz czuć się dumnym mając rację. Nic nie grozi Destralowi.
Ściany fortecy zatrzęsły się gwałtownie od potężnego uderzenia.
- Z wyjątkiem tego - dodał wesoło Vezon.
Pył zleciał z sufitu, mnóstwo broni spadło na podłogę, nawet łańcuchy Vezona zaczęły się obluzowywać. Drugi podmuch wyrwał dziurę w ścianie i posłał kilka Rahkshi w locie przez komnatę. Tridax nie zwrócił na to uwagi. Jego rozkazy były proste - utrzymać Destral na pozycji, póki to możliwe. W razie zagrożenia ze strony Łowców albo Toa teleportować wyspę ku brzegom Metru Nui i opanować miasto. Odszedł, aby wykonać swoje powinności; Vezon poszedł za nim, niezauważony.
- O, tak - pomyślał były więzień, - zaprowadź mnie do swoich sekretów. Ach, ten plan jest tak sprytny, że mógłby być moim. Być może, zresztą, wkrótce nim będzie...
---
Z dala na wschód, Pridak obserwował płonącą fortecę z uśmiechem. Miał farta odkąd uwolnili go z Dołu. Jego ludzie skombinowali mu statki i zasoby potrzebne do zgromadzenia armii. Z najgorszych nor na świecie ściągnął byłych Łowców, wygnanych Vortixx, nawet Skakdi albo dwóch na swoją krucjatę. Zanim Kalmah zdołał ułożyć sobie plan natarcia, Pridak wypłynął już na wyprawę. Czuł się dobrze - paląc i rabując i jeszcze trochę niszcząc; czując na swoim ciele światło kryształków światła, choć jego wypełniony wodą hełm nie pozwalał mu czuć cudownego dymu i odoru walki. Wrócił, wrócił by pozostać. Jego ludzie pobili siły Bractwa Makuta na tej wyspie, ale nie znaleźli żadnego Makuta.
Teraz, gdy obejrzał swoje zdobycze, zauważył coś nietypowego: budowla nie była oryginalna, tylko odbudowana na poprzedniej, mocnej lokalizacji. Niższe poziomy wciąż były niekompletne, a podczas przeszukiwań odkrył dziwny pokój. Głęboko pod piwnicami znajdowała się sala pełna gruzów. Ściany były potrzaskane, pozostawiając tylko zbitą ziemię za sobą, a szczątki ściany były rozrzucone po podłodze. Zaintrygowany, podniósł jeden z odłamków i zauważył napisy.
Nie miały dla niego żadnego znaczenia i już miał odrzucić kamyk, gdy zauważył, że kolejny ma takie same napisy. Wreszcie odkrył, że wszystkie odłamki były zapisane. Była na nich jakaś wiadomości. Ktoś próbował ją zniszczyć, roztrzaskując ściany, ale wiadomość wciąż była czytelna dla kogoś, kto miał dosyć cierpliwości, aby ją odcyfrować. A skoro zawarte w nich wieści były warte zniszczenia, musiały być dosyć interesujące. Z nieskończoną cierpliwością urodzonego łowcy, Pridak zaczął składać kamienie. |
| | Axonn się topił. Zielonkawo-czarny płyn wypełnił mu płuca i usta, zanim zdążył zareagować. Jego mocarne ramię zakręciło się dookoła, bezskutecznie szukając czegoś, czego mogło się chwycić. Gdy się zanurzał, Axonn zrozumiał, że to tu, w miejscu narodzin Makuta, on umrze. Wtem nagle uniósł się przez gęstą ciecz. Czyjaś ręka go pochwyciła i odciągała go od ponurego losu. Chwilę potem poczuł pod sobą litą skałę pod stopami. Zakaszlał i wciągnął powietrze. Kiedy mroczki przestały mu wirować przed oczyma, spojrzał na swego wybawcę. Brutaka unosił się półtorej metra nad posadzką. Zielony płomień trzaskał w jego oczach i na czubkach palców. Jego pancerz popękał w miejscach, gdzie tkanka się powiększyła. Otaczała go aura czystej mocy, tak jasna, że Axonn wzniósł dłoń i zasłonił oczy.
- Axonn - powiedział Brutaka. - Cieszymy się, że przeżyłeś?
- "My"? Brutaka, co ci jest?
- Ja... my jesteśmy esencją gatunku Makuta. Wiemy, co mieli wiedzieć, ale o tym zapomnieli. Widzimy ich błąd. Defekty. Tyle do naprawy: lecz tego nie da się zrobić.
Axonn wstał, szykując topór. Znał efekty Antidermis na Brutace. Pochłanianie go czyniło go silniejszym, ale nigdy nie widział czegoś takiego jak to. To było cialo Brutaki i głos Brutaki, ale słowa nie wychodziły od jego przyjaciela.
- Spherus Magna, podzielenie - mruknął Brutaka, najwyraźniej do siebie. - Troje musi pozostać jednym... dwoje musi uczynić je jednym.
Brutaka gwałtownie wychylił się i złapał ramię Axonna w żelazny uścisk. Jego dotyk palił, ale Axonn powstrzymał pokusę krzyku.
- Musi pamiętać, musi być przygotowany na to, by zobaczyć, albo 100.000 lat pójdzie na nic. Ukrywa się, czekając na spotkanie przeznaczenia. Musimy tam iść, naprawić to, co złe. Tyle zła, zanim podzielenie może się zakończyć.
***
Ancient wspinał się ostrożnie na pagórek, starając się uniknąć potknięcia na gruzach fabryki Xia. Szukał TSO od ponad godziny. Mieli przedyskutować plan obrony miasta, ale nigdzie nie było widać TSO. Był zmartwiony. Toa Helryx poprosiła Ancienta, swojego szpiega wśród Łowców, o regularne raporty o stanie Xia i akcjach TSO. Oczekiwała że BoM zaatakuje wyspę, a on już był do tyłu ze swoim ostatnim raportem.
Dotarł na szczyt pagórka. Pierwszą rzeczą jaką zobaczył, byl TSO, stojący nieruchomo na szczycie gruzów. Trzymał małą skrzynkę i wpatrywał się w zawartość z groźnym uśmiechem. Gdy Ancient podszedł bliżej, zauważył dwie inne rzeczy: martwego Vortixx z twarzą otoczoną kryształowym protodermis i zawartość skrzynki: trzy fiolki.
- Co znalazłeś? - zapytał. - Czyżby ten Vortixx był na tyle głupi, aby rzucać ci wyzwanie?
TSO spojrzał na niego, zaskoczony, ale rozluźnił się, widząc, że to Ancient.
- Coś niesamowitego - powiedział. - Słyszałeś kiedyś o Makucie Kojolu?
Ancient skinął głową. Znał te historię od OoMN: Kojol odwiedził Xię, by przedyskutować dodanie wirusów do broni Vortixx dla Makuta. Podczas tej wizyty został "przypadkiem" zabity przez innego wirusa. Tylko, że to nie był przypadek, ale zamach OoMN, mający na celu zabicie go.
- Przywiózł ze sobą wiele wirusów, gdy tu przybył - powiedzial TSO. - Niektórych nie odnaleziony. Według legendy, spłonęły wraz z jego pancerzem. Ale nie spłonęły, a ja je znalazłem.
Ancient starał się nie okazywać swojego zaniepokojenia. Wirusy Makuta w rękach DH były tragedią gotową do rozegrania się.
- Wspaniale - powiedział. - Możemy je opchnąć za niezłą cenę.
- Opchnąć je? - zapytał TSO. - Nie, nie, mam zamiar ich użyć. Nauczę się, czym są i do czego do czego służą, a wówczas Helryx i Makuta odpowiedzą za wszystko! Ale potrzebuję czasu... dużo czasu i prywatności. Nikt nie może wiedzieć, że je mam. Dlatego ten Vortixx musiał zginąć. I dlatego...
Dwa promienie wystrzeliły z oczu TSO, uderzając Ancienta. Łowca zniknął, zniszczony przez uderzenie.
- Wybacz mi, stary przyjacielu - powiedział TSO. - Ale wiesz, co się mówi: gdy podzielisz się sekretem, przestaje nim być...
***
Vezon skradał się przez fortecę Destralu, podążając możliwie po cichu za Makutą Tridaxem. Ściany starożytnej struktury trzęsły się w posadach od potężnego ostrzału: OoMN przypuścił wreszcie swój atak na bazę Makuta. Misja Vezona była prosta, tak prosta że nawet jego umysł potrafił ją pojąć. Miał podążyć za Tridaxem, odnaleźć sposób, w jaki Makuta teleportują wyspę i uszkodzić go. Najpewniej zostanie wtedy zabity, ale przecież każdy plan ma słabe strony.
Na początku wszystko szło tak, jak oczekiwał: Tridax poszedł do piwnic, najwyraźniej nie wiedząc, że ktoś za nim idzie. Na dnie piwnicy znajdowała się wielka komnata. To, co się w niej znajdowało, wstrząsnęło nawet Vezonem. Ściany miało około 40 stóp. Pod nimi ustawiono blisko sto tub hibernacyjnych. A w każdej znajdowała się identyczna postać. Niektóre miały czarny pancerz, większość złoto-biały, ale najwyraźniej wszystkie były tą samą istotą. Były w stanie zbliżonym do śpiączki. Tridax dotarł na środek komnaty, do małego stołu. Na stole leżała Kanohi. Tridax podniósł ją, obrócił się nagle i wystrzelił strumień Cienia w Vezona. Zanim zdołał się uchylić, został przyszpilony do ściany.
- Naprawdę myślałeś, że nie słyszę twych żałosnych prób skradania się? - zapytał Tridax. - Bardzo dobrze, śmieciu. Chcesz poznać największy sekret Destralu? Chcesz mieć satysfakcję dowiedzenia się tego przed śmiercią? Obejrzyj się.
Vezon rozejrzał się, ale nie zrozumiał.
- Piękna kolekcja - powiedział. - Ja zbieram muszelki. Czasem liście. A, albo głowy wrogów, ale one zajmują za dużo miejsca.
Tridax uśmiechnął się, podnosząc Maskę.
- Wiesz, co to jest? Kanohi Olmak, Maska Portali. Jedna z dwóch, jakie istnieją. Niedawno, mój towarzysz Mutran i ja zaczęliśmy tworzyć istoty zwane Robactwem Cienia; kreatury mogące wyssać światło z istot i zmienić je w stwory Cienia. Wtedy przyszedł mi do głowy pomysł. Wiedziałem, że ta Maska pozwala sięgnąć nie tylko innych miejsc w tym świecie, ale nawet innych rzeczywistości. Zacząłem podróżować przez nie i zbierać Toa Takanuvy z każdego świata, przyprowadzając je tutaj i oddając na posiłek moim zwierzaczkom. Kiedy skończę, będę miał armię Toa Cienia, wszystkich stworzonych z najgroźniejszych wrogów Makuta.
Ściany znów się zatrzęsły.
- Więc lepiej się pośpiesz i kończ - podpowiedział Vezon.
- Nie trzeba - odrzekł Tridax. - Muszę tylko wypuścić Mrocznych Takanuva, których już stworzyłem, a oni zajmą się napastnikami. Wtedy wrócę i będę mógł popracować w spokoju. A wówczas...
Tridax urwał na dźwięk kruszącego się kryształu. Wystraszony, pozwolił Cieniowi opaść. Vezon opadł na posadzkę, lecz zdążył wcześniej ujrzeć spoglądającego w przerażeniu na swe ramię. Coś rozpuszczało jego rękawicę na jego oczach, jego Antidermis wyciekało w powietrze. Dwie postacie wyszły z cienia: Matoran i ktoś z innego gatunku, bardzo wysoki i groźnie wyglądający. Spojrzał na Makutę i wybuchnął śmiechem - szorstkim i pełnym znienawidzenia.
- Najgroźniejszy wróg Makuta? - zapytał Tobduk. - Przygotuj się, zaraz go poznasz! |
| | Toa Helryx, lider OoMN, szła przez to, co zostało z pola bitwy. Była na plaży wyspy Nynrah, miejscu walki między Bractwem Makuta i Zakonem. Po długiej i zaciekłej walce, Zakon wygrał - przepędzając siły Makuta z wyspy lub pokonując je na plaży. Teraz włóczyła się pośród piasku, od czasu do czasu podnosząc, oglądając i wyrzucając kawałki Rahkshi.
W tym szaleństwie była metoda: Helryx, za pomocą swojej maski, potrafiła odczytać przeszłość obiektu, którego dotykała. Jej cel był prosty: Rahkshi tworzono, używając potężnej substancji, zwanej Energetyczne Protodermis. Zakon chciał znać wszystkie źródła tej substancji używane przez Makuta, by je przejąć lub zniszczyć. Bez tego żadne Rahkshi nie mogłoby już powstać.
Jak dotąd wszystkie źródła, jakie widziała, Zakon już znał. Ale w dalszym ciągu warte to było wysiłku. Łatwiej było odciąć Makuta od ich źródeł mocy zamiast pokonać ich w bitwie.
Podniosła szkarłatny odłamek pancerza i wezwała moc Maski. Tym razem zobaczyła miejsce, którego nie znała: był tam Makuta Chirox i srebrny zbiornik, ale nie taki zwykły zbiornik. Z jego wnętrza wyłaniała się istota, stworzona z Energetycznego Protodermis. Skoncentrowała się i poznała, gdzie to jest: wyspa, leżąca na północ od miejsca z którego ochodził jej sojusznik.
Helryx wyrzuciła odłamek i zwróciła się do Keetongu. Rahi zgodził się z chęcią, by porzucić zamiary leczenia ofiar Visoraków na tyle, by pomóc w wojnie. W zamian Helryx obiecała, że Visoraki już nikomu nie zagrożą.
- Musimy iść - powiedziała. - Mamy nowe źródło.
Podróż była krótka. Ich cel na pierwszy rzut oka wydawał się niezamieszkany. Ale to wrażenie szybko zniknęło. Helryx zauważyła... coś, czającego się między skałami. Nie byli to Matoranie ani Rahi, wyglądali jak coś pomiędzy. Mieli uczucie, że coś tu było nie tak. Powietrze, ziemia, mieszkańcy - to wszystko w jakiś sposób sprawiało, że Keetongu czuł się niepewnie. Nie było tu budynków... stojących, w każdym razie. Największym elementem krajobrazu była duża jaskinia. Helryx i Keetongu weszli do niej ostrożnie. Przejście zwężało się w głębi, zmuszając ich do przeczołgania się. Helryx nie mogła pozbyć się myśli, że to miejsce to doskonała pułapka.
Gdy przejście znów się poszerzyło, Helryx zobaczyła więcej stworzeń. To na pewno były Rahi, ale nigdy takich nie widziała. Były niskie, blade, dwunożne, z wielkim żółtymi oczyma i koślawymi kończynami. Odsunęły się na bok, gdy ona i jej towarzysz szli dalej. Ale gdy już ich minęli, znów się zebrały i zaczęły iść za nimi.
Helryx i Keetongu weszli do ogromnej komnaty. Pośrodku był nie tyle zbiornik, co całe jezioro Energetycznego Protodermis. Pośrodku wznosiła się istota z tej substancji. Głowa, ramiona i tors kończyły się w jeziorze. Detale były ledwie widoczne, była cała srebrna. Helryx przypomniała sobie na jej widok, że agent Zakonu zaraportował, iż Vakama wspominał o Istocie EP, z którą walczyli jako Toa Metru. Czy to była ta sama istota?
- Czekałem na was - powiedziała istota. - Czułem, jak tacy jak wy majstrują przy mojej substancji w całym wszechświecie. Praca niszczycielska, lecz bezsensowna. Naruszcie mój fragment, a on pojawi się ponownie gdzie indziej.
- A więc zniszczymy cię i tutaj - odparła Helryx. - Czym jesteś?
- Jestem stworzeniem i zniszczeniem - odparła Istota. - Jestem mocą zmiany i zniszczenia; jestem każdą kroplą Energetycznego Protodermis, która istnieje, a każda kropla jest mną. Jestem czymś więcej niż wy, istoty z pancerza i tkanki, gdyż wy jesteście czymś niewiele więcej od robaka.
- Po co tu jesteś? - zapytała Helryx.
- Nie jestem tu z własnej woli. Żyłem w centrum planety, gdy pewnego dnia część mojej substancji wypłynęła na powierzchnię. Mieszkańcom nie zajęło długo, by odkryć moje właściwości; ani zacząć nad nią pracować. Ale część tego, co daje mi mój kształt, została zabrana i umieszczona w tym świecie i tak uniknąłem kataklizmu, który nawiedził ten świat.
- A teraz?
- Teraz eksperymentuję z istotami i przedmiotami dookoła - odparła Istota. - Czasem nawet pozwalałem innym używać mojej mocy, jeśli ich zamiary były dostatecznie interesujące.
- Pomogłeś stworzyć istoty, które przyniosły strach i śmierć tysiącom innym - powiedziała Helryx. - To się musi skończyć.
- Czy broń jest odpowiedzialna, za to jak ktoś jej używa?
- Być może nie - powiedziała Helryx, - ale można ją zniszczyć, aby nikt jej więcej nie użył.
Łagodny dźwięk, przypominający śmiech wydostał się z Istoty.
- Spotkałem już takich jak ty. Tacy pewni swojej mocy, pewni że mogą mnie przejąć, kontrolować, zniszczyć. Jesteście niczym więcej niż Małpami Kamiennymi, sięgającymi po gwiazdy licząc, że mogą je zgasić, gdy już je złapią.
Jezioro zaczęło się gotować i marszczyć; potężna fala Protodermis wzniosła się za Istotą, szeroka jak cała jaskinia i zaczęła się zbliżać do Helryx i Keetongu.
- Przemiana, czy zagłada - powiedziała Istota. - Jakie będzie wasze przeznaczenie? Odkryjmy je razem. |
| | Nie było dokąd uciekać. Nie było się gdzie kryć. Fala Energetycznego Protodermis zbliżała się ku Toa Helryx i Keetongu. Gdy w nich uderzy, może zrobić dwie rzeczy: zmienić ich na zawsze w Mata Nui wie co, albo zniszczyć ich oboje. Zdesperowana, Helryx sięgnęła po swoją moc Żywiołu. Choć spędziła wiele tysięcy lat na próbach opanowania swojej mocy, to nic nie dało. Zenergizowane Protodermis, choć płynne, nie było wodą i było odporne na jej moc. Ich zagłada zbliżała się wraz z falą.
Keetongu zawarczał. Helryx spojrzała na niego i zorientowała się, że jego uwaga skierowana była na coś za nimi. A dokładnie, na dziurę w przestrzeni, która się właśnie otworzyła. Myśli zaczęły biegać przez głowę Helryx. Czy to Brutaka przybył, by ich uratować? Dokąd prowadził portal? Lecz nie było czasu na odpowiedzi, tylko na ucieczkę. Złapała Keetongu za rękę i pociągnęła do środka. Zanurzyli się w portalu, nie wiedząc nawet, dokąd prowadzi.
W tej samej chwili ktoś się pojawił w środku. Wyszedł do środka komnaty. Gdyby ktoś w niej był, mógłby rozpoznać szalonego Vezona, z twarzą ukrytą za Kanohi Olmak, Maską Portali. A gdyby podszedł bliżej, mógłby ujrzeć jego rozszerzone oczy na widok sunącej ku niemu ściany Protodermis.
- Ojoj - mruknął.
***
Turaga Vakama szedł powoli korytarzami Koloseum. To było jego miejsce pracy od powrotu do Metru Nui. Teraz to był także jego dom, tak jak innych Turaga. Wiele się zmieniło w ciągu ostatnich kilku dni - niekoniecznie na lepsze. Przewaga przechyliła się przeciwko Bractwa Makuta. Wiele zajętych przez Makuta wysp zostało zdobytych, także sam Destral. Niemalże przekraczało to najśmielsze marzenia - być może gdy Wielki Duch znów się obudzi, odkryje że jego wrogowie zniknęli na dobre.
Minął swoją komnatę i skierował się na dół do pomieszczenia obrony. Tam trzymał broń, memoriały ku czci Toa Mangai i pewną ważną Kanohi. Choć Vakama wiedział, że to najbezpieczniejszy punkt w mieście, codziennie sprawdzał, czy tam była. Gdyby wpadła ona w złe ręce... nie chciał nawet o tym myśleć.
Vakama był w połowie drogi, gdy usłyszał łoskot. Pobiegł na dół i zobaczył pół tuzina uzbrojonych Matoran, rozrzuconych jak liście na wietrze. Drzwi do komnaty były potrzaskane - ze starości. Przechodził przez nie ktoś, kogo Vakama miał nadzieję już nigdy więcej nie spotkać. Nieco ponad tysiąc lat wstecz, jeszcze jako Toa, walczył z istotą zwaną Voporak. Otoczony przez pole energii, które postarzało każdego z kim się stykało, Voporak wydawał się niemożliwym do pokonania - nawet Makuta ledwo dał mu radę. Voporak pracował dla Mrocznych Łowców i poszukiwał jednej jedynej rzeczy na Metru Nui; teraz trzymał ją w ręku - Maskę Czasu.
Vakama zamarł. Chciał zaatakować, pomścić zmarłych przyjaciół, ale wiedział, że nie może pokonać tej istoty. Voporak też to wiedział; spojrzał na Vakamę z czymś, co przypominało lekceważenie. Potem wzruszył ramionami i odszedł. Vakama poszedł za nim. Chwilę później zobaczył, jak Voporak wychodzi przez dziurę w Koloseum. Czwororęki wojownik, trzymający topór o kilku ostrzach, wzdrygnął się na jego widok i zaatakował. Voporak złapał napastnika. W jedną chwilę wojownik postarzał się o dziesiątki tysięcy lat, zanim upadł na ziemię. Voporak wciąż szedł, a Vakama wiedział, że nic nie może go powstrzymać.
***
Kalmah szedł ostrożnie przez główny kompleks produkcyjny Xia, wraz z Mantaxem i Ehlekiem. Nie chciał tu być. Wolał by, żeby poprowadzić swoją flotę przeciwko Bractwu Makuta, ale Pridak skontaktował się z nim i przekazał, że ich dawne sny o obaleniu Mata Nui mogą wciąż żyć. Przed nim, na własnoręcznie zbudowanym tronie, siedział The Shadowed One, lider Mrocznych Łowców. Spojrzał chłodno na trójokiego Barraki. Wysoko na krokwiach nad nimi przykucnął Darkness, obserwujący TSO, choć nie miał zamiaru go bronić. Nie, Darkness oczekiwał na najdrobniejszą oznakę słabości, by zabić TSO i przejąć władzę nad Łowcami.
- The Shadowed One, przynosimy ci pozdrowienia od Pridaka - zaczął Kalmah. - I gratulacje z powodu przejęcia tej wyspy.
TSO tylko skinął głową, nie spuszczając oka z potwornej twarzy Kalmaha.
- Pridak wierzy, że Barraki i Łowcy mogliby świetnie ze sobą współpracować - mówił dalej Kalmah. - Gdy ten chaos się już skończy, ktoś będzie musiał poskładać ten świat do całości. Widzimy szczęśliwe okoliczności ku temu.
- A czymże chcecie mi zaimponować, poza waszymi reputacjami? - zakpił TSO.
Kalmah tylko się uśmiechnął.
- Informacjami. Wiemy, że Makuta Teridax uśpił Wielkiego Ducha i wiemy jak to zrobił. Wiemy też, że prototyp tego wirusa jest na tej wyspie, i że ty go masz.
- Ja? - zdziwił się TSO. - Jestem tylko skromnym zarządcą Xia, zaledwie skromnym sługą. Niczym więcej.
Kalmah wybuchnął śmiechem.
- Jesteś kłamliwym, zdradzieckim smrodem oddechu Żmiji Zguby. Ale jesteś także bardzo zmyślny. Och, tak, słyszeliśmy wiele o twojej organizacji odkąd nas wypuścili. Jeśli ten wirus jest na Xia, to ty go masz.
Twarz TSO pociemniała. Każda inna istota zadrżałaby ze strachu na ten widok. Ale Barraki nie byli każdymi innymi istotami.
- A jeśli tak?
- Ty wiesz, gdzie on jest... my wiemy, jak go użyć. Więc, dobijemy targu?
TSO zastanowił się. Mógłby zabić ich tak, jak Ancienta, ale jeśli naprawdę wiedzieli, jak skorzystać z tych fiolek, które znalazł, była to cenna wiedza. Zresztą na zabicie ich zawsze znajdzie chwilę.
- Pod jednym warunkiem - rzekł. - Ja i Pridak spotkamy się na neutralnym gruncie, w krainie Karzahni. Jeśli będę usatysfakcjonowany waszą ofertą, być może Barraki i Mroczni Łowcy ramię w ramię ruszą ku nowemu świtowi. |
| | Toa Mahri zajęło wiele czasu, by dotrzeć z Artidax do Metru Nui. Być może za dużo, pomyślał Jaller, gdy dopłynęli na miejsce. Metru Nui zostało zaatakowane. W pierwszym momencie myślał, że to Miasto Legend; otoczone było wysokimi murami z masą broni na szczycie każdego, miotającego ogień i dym w stronę napastników. Mury wypełniali wojownicy, jakich Jaller nigdy nie widział, Nie, momencik - ten walczący z trzema przeciwnikami naraz wyglądał zupełnie jak Hewkii.
- Co się dzieje? - zapytał Nuparu. - Tu się toczy totalna wojna!
- No, dobrze, płynęliśmy przez długi czas - rzekła Hahli, - ale najwyraźniej jesteśmy w domu.
Widok był niesamowity. Statki pod banderą Bractwa Makuta otoczyły miasto, Rahkshi w powietrzu atakowały z każdej strony, jedne miotające energię ze swoich bereł, inne niszczące mury. W jednym z miejsc mur pękł, a obrońcy próbowali utrzymać napastników z dala od wyrwy.
- Przebijają się! - krzyknął Nuparu.
- Do roboty - powiedział Jaller. - Albo obronimy nasz dom... albo padniemy razem z nim.
Trójka Toa zaatakowała napastników od tyłu, używając Ognia, Wody i Ziemi, aby przebić się przez szeregi Rahkshi. Dotarli do miasta; między oddziałami Zakonu Mata Nui, dostrzegli Turaga.
Jaller podbiegł do Vakamy.
- Turaga, co tu się dzieje? Jak to się stało?
- Powinniśmy podziękować za to Zakonowi - odparł Vakama. - Teraz, mamy na głowie co innego: zakończyć tę bitwę, zanim zdołają zniszczyć miasto.
- Maska Czasu - powiedziała Hahli. - Możecie jej użyć, żeby... sama nie wiem... spowolnić jakoś Rahkshi?
- Chciałbym móc to zrobić - powiedział Vakama, - ale Maskę ukradł Mroczny Łowca. To on wywalił dziurę w murze, przez którą weszliście.
Jaller się rozejrzał. Gdy był jeszcze kapitanem Gwardii Ta-Koro, poznał co nieco dotyczące strategii. Rzut oka na pole bitwy i już wiedział, że Zakon srogo zlekceważył potęgę natarcia Makuta. Rahkshi już zdobywały szczyty murów w trzech czy czterech miejscach, a w sekcji południowej dostały się już za mury. Obrońcy padali jak muchy, napastnicy wdzierali się do miasta.
- Potrzebujemy wsparcia - powiedział. - Czegoś, czego Rahkshi się nie spodziewają.
- Przybędzie więcej Toa - powiedział Vakama. - Ale nie zdążą na czas. Lecz jest pewien Toa, który mógłby nam teraz pomóc. Posłuchajcie uważnie...
To Hahli znalazła tego Toa - Toa Dźwięków imieniem Krakua. Gdy usłyszał plan od Vakamy, spojrzał na nią jakby oszalała.
- WYjaśnijmy to sobie - powiedział, niszcząc Rahkshi z użyciem podmuchów dźwięku. - Vakama chce, żebym użył różnych częstotliwości zanim nie znajdę tej, która obudzi Bohroki?
- Tak - powiedziała Hahli. - Wiemy... cóż, podejrzewamy... że sygnał, który je obudził, był dźwiękowy, ale nie wiemy dokładnie jaki, ani jak go wzbudzić. Jeśli uda nam się obudzić te pod Metru Nui, jeśli Rahkshi zaczną z nimi walczyć... może kupimy sobie trochę czasu na zaplanowanie czegoś innego.
- Dobra, spróbuję - powiedział Krakua. - Niczego nie obiecuję.
Hahli odeszła. Jej następnym krokiem było użycie swoich mocy, aby wzburzyć ocean dookoła i zniszczyć statki Bractwa Makuta. Ale zanim zdołała to zrobić, wszystko się zmieniło. Gwiazdy pojaśniały, bryza zrobiła się cieplejsza, lekki wstrząs targnął ziemią. Nie wiedziała jak, ale jedno było pewne: Wielki Duch Mata Nui został obudzony.
Za murami miasta rozpoczęła się burza, rzucająca flotą Makuta jak zabawkami. Ale to nie powstrzymywało wciąż nacierających Rahkshi. Przebiły się przez mury w czterech miejscach i atakowały Ta-Metru. Nic nie mogło ich zatrzymać... przynajmniej, dopóki grunt przed nimi nie eksplodował, gdy wyszła z niego horda Bohroków. Nie było ich wiele, tylko te, które spały pod Archiwami i mniejszymi gniazdami, ale to wystarczyło. Rahkshi natychmiast zaatakowały, a Bohroki odpowiedziały atakiem na atak. Obie strony atakowały siebie nawzajem, a gdy walczyły, Toa Mahri i agenci Zakonu odzyskali kontrolę nad sytuacją. Rahkshi nigdy nie domyśliły się, że wszystko czego chcą Bohroki, to dostać się na Mata Nui. Gdyby to odkryły, byłoby po bitwie.
Miasto zatrzęsło się od serii eksplozji; gdy ktoś z Zakonu krzyknął "Nadlatują!", Hahli spojrzała w górę i ujrzała trzy niesamowicie szybkie pojazdy na niebie, kierujące się ku miejscu, gdzie czekały statki. Jeden z nich zwolnił i zanurkował w jej stronę, a wówczas poznałą Pohatu na miejscu pilota. Toa Nuva przybyli.
Pohatu zawrócił ku miastu, by wykończyć statki. W międzyczasie Lewa i Kopaka zanurkowali, atakując Rahkshi z użyciem Midaków. Przewaga przechylała się w stronę obrońców, którzy powrócili do wyrw w murach, dowodzeni przez Jallera i Hewkii, odpierając atak Rahkshi.
Wreszcie burza ucichła. Statki Bractwa zniknęły z powierzchnii Srebrnego Morza, mury wprawdzie legły w gruzach, lecz były usiane martwymi Kraata i potrzaskanymi pancerzami Rahkshi. Ci napastnicy, którzy przeżyli, odpływali, licząc że unikną ataków Jetraxa, Rockoha i Axalary. Metru Nui było bezpieczne. Turaga Dume i Vakama pojawili się ramię w ramię, by ogłosić, że jutro nastąpi dzień ogólnomiejskiej celebracji w Koloseum.
Ale Hahli nie chciała świętować, nawet teraz. Nie mogła zapomnieć o Matoro, który poświęcił się, aby Mata Nui mógł żyć. Pomimo, że tylu obrońców padło lub zostało rannych, wciąż miała wrażenie, że to wszystko poszło... za łatwo. Mieli wprawdzie chwile nieoczekiwanego wsparcia: statki powietrzne, Bohroki, burzę. Ale stali twarzą w twarz przeciwko armii Rahkshi. Coś jej mówiło, że nie mieli prawa wygrać, a w każdym razie nie z tak małymi stratami w budynkach. Uśmiechnęła się. Turaga Nokama mogłaby jej powiedzieć, że nazbyt się martwi. Nieważne, co się stało, Wielki Duch obudził się po raz pierwszy od tysiąca lat. Światło zatryumfowało ponad mrokiem, czyż nie? Toa wypełnili swoje przeznaczenie i ocalili świat, czyż nie? Wszystko było w porządku; nie mogło stać się już nic złego, prawda?
Hahli skierowała się ku Ga-Metru, nucąc piosenkę, której nauczyła jej Nokama. Napisana wiele lat temu, mówiła o nadziei na jutro. Być może gdyby nie nuciła, mogłaby usłyszeć mroczny śmiech, unoszący się na wietrze... |
Ostatnio zmieniony przez Derry dnia Czw 18:24, 31 Lip 2008, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Śro 12:50, 30 Lip 2008 |
|
|
|
|
Vahki530
Dołączył: 02 Mar 2006
Posty: 636
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdynia
|
|
|
|
Oooo....Zapowiada się ciekawie! OoMN wychodzi z ukrycia...Czy poznamy więcej członków Zakonu? Będzie fajnie!
|
|
Śro 12:57, 30 Lip 2008 |
|
|
Takanui
Dołączył: 14 Sie 2007
Posty: 1803
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Eh, początki rzadko są ciekawe, tak samo jest tutaj. Mam nadzieje że się rozkręci.
|
|
Śro 13:48, 30 Lip 2008 |
|
|
Nukor
Dołączył: 17 Maj 2008
Posty: 106
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: Order Of Mata Nui
|
|
|
|
Ciekawe!Nie wiedziałem że Krakua był na VN.Ale zapowiada się nieźle.
|
|
Śro 14:32, 30 Lip 2008 |
|
|
DD
Dołączył: 23 Gru 2006
Posty: 3797
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: się bierze dyfrakcja światła?
|
|
|
|
Eee tam. Wstępy zawsze sa fajne. Dopiero potem się rozkręca lub spada. Tak to jest.
Narazie nie oceniam.
|
|
Śro 15:21, 30 Lip 2008 |
|
|
Nuparu2
Dawny Administrator
Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 2178
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Zaklepujesz tę opowieść dla siebie, czy jak kto pierwszy zobaczy, to tłumaczy?
Jeśli zaklepujesz, ja zaklepuję tę o Toa Hagah.
Jutro zrobię reszte, ale bierz jak chcesz.- Shadow
|
|
Śro 16:32, 30 Lip 2008 |
|
|
Sefer93
Dołączył: 08 Maj 2008
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: ze Skierniewic
|
|
|
|
Zapowiada sie niezle juz nie moge sie doczekac kolejnych czesci
|
|
Śro 17:58, 30 Lip 2008 |
|
|
ARES PRIME
Dołączył: 06 Maj 2006
Posty: 2291
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zabytek zwany Sandomierzem
|
|
|
|
Wstęp niezły , i całe wejście Axonna. Nasz wielki mocarz wrócił i ma się dobrze.
Zapowiada się nieźle.
BTW : Ciekawe jakie są warunki rekrutacji do OoMN ?
|
|
Śro 19:06, 30 Lip 2008 |
|
|
Lokisyn
Administrator
Dołączył: 20 Wrz 2007
Posty: 2203
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Axonnowi chodziło o to że Toa nie mogą być w Zakonie. To jedyny znany warunek, istota musi być z innej rasy.
EDIT: W DW pojawią się Toa Mahri.
Ostatnio zmieniony przez Lokisyn dnia Śro 22:00, 30 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Śro 21:46, 30 Lip 2008 |
|
|
Adamziomal
Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 196
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń
|
|
|
|
Opowiadanko na razie średnie, trochę mało akcji....Mam nadzięję, że później się rozkręci.
A co chodzi z tą fortecą zniszczoną przez Pohatu Nuva??
EDIT: ano tak, zapomniałem - miażdżyca
Ostatnio zmieniony przez Adamziomal dnia Czw 18:37, 31 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Czw 18:05, 31 Lip 2008 |
|
|
Derry
Dawny Moderator
Dołączył: 20 Sty 2006
Posty: 1542
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Całość dodana, można komentować. Wg. mnie zapowiada się całkiem fajnie... na początku myślałem, ze te nietoperze to jakiś Makuta.
|
|
Czw 18:06, 31 Lip 2008 |
|
|
Scorpion
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 389
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 5/5 Skąd: z Acocidotego
|
|
|
|
Super... Vezon był świetny jak zwykle. Widocznie Roodace i jemu nie wybaczono zbrodni nawet po pomocy w uratowaniu Miserixa.
|
|
Czw 18:18, 31 Lip 2008 |
|
|
Lokisyn
Administrator
Dołączył: 20 Wrz 2007
Posty: 2203
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
| | Opowiadanko na razie średnie, trochę mało akcji....Mam nadzięję, że później się rozkręci.
A co chodzi z tą fortecą zniszczoną przez Pohatu Nuva?? |
Pohatu w jednej części Blogu Toa Nuva zniszczył kamienie w fortecy, czyli samą fortecę.
|
|
Czw 18:32, 31 Lip 2008 |
|
|
Woozie
Dołączył: 10 Maj 2008
Posty: 312
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Fajnie się zaczyna, naprawdę bardzo ciekawe. Vezon jak zwykle był szalony... i to w nim lubię
|
|
Czw 20:22, 31 Lip 2008 |
|
|
SejfMan
Dołączył: 31 Mar 2007
Posty: 2499
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chojnice
|
|
|
|
Vezon rlz xD Genialnie się zapowiada
|
|
Czw 21:21, 31 Lip 2008 |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|