Autor |
Wiadomość |
Lirken
Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 1048
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Ci, Którzy Władali Światem |
|
To nowy serial, który pojawił się już dawno na Bionicle Story, ale jakoś nikt się tym nie przejął. No nic. Część pierwsza przetłumaczona przez Akuumo, Nektanna i Vezoka999 z EB.
Część pierwsza:
Toa Gaaki usiadła na skale, wyczerpana. Wraz z kilkoma innymi Toa Wody, pracowała przez dni, by pomóc przy tworzenia morza i innych oceanów, by pomóc migrować mieszkańcom zniszczonego robota Makuty, na bezpieczne Aqua Magna. To była wyczerpująca praca, szczególnie, gdy ich najsilniejsza Toa – Gali Nuva – została wysłana przez Tahu na specjalną misję.
Utworzyła delikatny deszcz, by się ostudzić. Krople były jednak zimniejsze, niż oczekiwała i Gaaki zadrżała. Obróciła się i zobaczyła powód nagłej zmiany temperatury. Szedł tu Toa Nuva Lodu, Kopaka.
"Widziałaś Tahu?" spytał szybko.
"Poszedł na północ z Gali, by szukać miejsca dla Nowego Atero," odpowiedziała Gaaki. "O co chodzi?"
"Toa Mahri są w niebezpieczeństwie," powiedział Kopaka. "Najprawdopodobniej, my wszyscy jesteśmy. Nienawidzę, gdy jest coś, czego nie mogę zrobić sam."
Gaaki nie znała dobrze Kopaki, ale słyszała wystarczająco dużo, by wiedzieć, że to był poważny problem. Nie pierwszy raz, żałowała, że nie miała żadnej prawdziwej kontroli nad swoją Maską Jasnowidztwa. To dawałoby jej wizje bliskiej przyszłości, kiedy by chciała, a nie przypadkowo. Jednak, nie musiała używać mocy maski, by dowiedzieć się, co widział Kopaka.
"Jesteś zmęczony," powiedziała. "Nie wiem kiedy wróci Tahu, ale to brzmi, jak coś, co nie może czekać. Opowiedz mi to, a moja drużyna się tym zajmie."
Kopaka opowiedział, jak zobaczył grupę barbarzyńskich Skakdi, ciągniętych przez drużynę Toa Mahri, podczas podróży przez Bara Magna. Obie grupy szły za dziwnym, złoto-skórnym stworzeniem, niepodobnym do niczego, co Kopaka widział przedtem. Zobaczył też masywny zamek, utworzony machnięciem jego ręki. Pobiegł z powrotem do obozu ostrzec innych Toa i znaleźć pomoc.
To było wbrew naturze Kopaki, by pozwolić komuś wykonać jego pracę za niego. Ale musiał przyznać, że Gaaki miała rację: był wyczerpany. Gdyby włączył się teraz do bitwy, sprowadziłby niebezpieczeństwo zarówno na siebie, jak i na swoich towarzyszy. Obiecała mu, że gdy Toa Hagah zrozumieją sytuacją, poinformują go, przed powzięciem jakiegokolwiek działania.
Kopaka spędził dużą część dnia obserwując wysiłki drużyn ratowniczych i pomagał, jeśli mógł. Wieczorem spotkał się z Pohatu Nuva i obaj poszli razem, by utworzyć chłodne schronienie na pustyni Bara Magna. Gdy to zrobili, zobaczyli dziwnego Toa Powietrza dumnie kroczącego do nich przez piasek.
"Jak mogliście pozwolić im to zrobić?" zapytał zielono-opancerzony Toa. "Jak każdy z was mógł pozwolić im to zrobić?"
Pohatu użył swojej Maski Szybkości i pobiegł naprzód do przybysza. "Uspokój się," powiedział Toa Nuva Kamienia. "Zrobić co? O czym mówisz?"
"Karzahni," splunął Toa. "Najbardziej pokręcona, zła, sadystyczna istota, którą kiedykolwiek spotkałem – i ktoś go uwolnił. Jest gdzieś na tej planecie, a ja go szukam."
"Świetnie," powiedział Pohatu, próbując ukryć swój burkliwy ton. "Być może mój przyjaciel i ja, możemy ci pomóc. Ale byłoby lepiej, jeśli najpierw się dowiemy, kim jesteś."
"Jestem Lesovikk," powiedział Toa Powietrza. "I nie potrzebuję twojej pomocy. Tylko powiedz mi, gdzie znaleźć Karzahni, a ja zajmę się resztą."
Pohatu wzruszył ramionami. "Nie wiem. Nigdy go nie spotkałem."
"Toa Mahri zajęli się tym Karzahni," powiedział Kopaka. "Ale oni są... chwilowo zajęci. Ale, wiemy, że jest bardzo niebezpieczny. Jeśli jest na wolności, zorganizujemy poszukiwania o świcie."
Lesovikk potrząsnął głową. "O świcie będzie za późno. Musimy znaleźć go teraz. Jeśli chcecie mi pomóc, możecie ruszyć za mną o świcie."
Lesovikk zniknął w rosnącej ciemności. Pohatu patrzył, jak odchodził. "Zawzięty," powiedział.
"I to mocno," powiedział Kopaka.
"Przypomina mi kogoś, kogo znam," powiedział Toa Kamienia.
Kopaka spojrzał na niego. "Nie mogę sobie wyobrazić, kogo."
Następnego ranka, Kopaka i Pohatu wyruszyli za Lesovikkiem. Kopaka rozkazał, że jeśli Gaaki i Toa Hagah wrócą z jakąś wiadomością, ma zostać natychmiast poinformowany. Ślad Toa Powietrza prowadził na wschód, do wsi Vulcanus. Gdy zbliżali się tam, wiatr zasypał piaskiem znaki przejazdu Lesovikka.
"Może zmienił kierunek," powiedział Pohatu. "Możemy zabłądzić."
"Może," powiedział Kopaka. "Albo zdecydował, że będzie mądrzej, gdy zatrze ślady."
"Będę patrzył przed siebie," powiedział Pohatu.
"Bądź ostrożny."
"Nie muszę," odpowiedział, uśmiechając się Toa Kamienia. "Jestem szybki.”
Pohatu zniknął. Chwilę potem, wrócił. Ale bez uśmiechu.
"Lepiej żebyś to zobaczył," powiedział. Chwycił Kopakę i znów użył mocy maski pędząc przez piasek. Zatrzymali się na krawędzi Żelaznego Kanionu.
"Spójrz," powiedział Pohatu.
Kopaka spojrzał w dół kanionu. Na dnie zobaczył roztrzaskane ciało.
"Martwy?" spytał Kopaka.
"Nie jestem pewien," powiedział Pohatu. "Zaczekaj. Zaraz sprawdzę."
Pohatu poprowadził Kopakę w dół stromego zbocza na dno kanionu. Nawet Toa Lodu, który widział już wiele strasznych rzeczy, uderzyła przerażająca scena. Tylko jedno spojrzenie wystarczyło, by potwierdzić, że trup dokładnie pasował do opisu Karzahni Toa Jallera.
"Więc uciekał z obozu, był już daleko, potknął się i spadł do kanionu," powiedział Kopaka. "Nieprzyjemna śmierć, ale zdarza się."
"Jeśli zginął od upadku," odpowiedział Pohatu. "Popatrz na jego plecy."
Kopaka klęknął. W zbroi Karzahni było głębokie cięcie. Zrobione przez broń, albo jedną z ostrych skał, podczas upadku.
"A teraz popatrz na to," powiedział Toa Kamienia. Wyciągnął rękę i chwycił miecz z zakrzywionym ostrzem. Kopaka widział go już kiedyś. Należał do Lesovikka.
"Myślisz... ?"
"Mogło tak być," pokiwał głową Pohatu. "Znajduje Karzahni, rani go, a jego wróg spada z klifu do kanionu."
"Jeśli to prawda, złamał Kodeks Toa," powiedział Kopaka. "Musimy go znaleźć."
Pohatu chciał coś odpowiedzieć, ale jego głos utonął w się w wyciu wiatru. Cyklon pędził przez kanion, bezpośrednio na dwóch Toa.
"Jeśli nam się uda, bracie," powiedział Pohatu. "Jeśli nam się uda."
|
|
Czw 18:53, 19 Sie 2010 |
|
|
|
|
Nocturn
Dołączył: 10 Maj 2008
Posty: 607
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
|
|
|
|
Yeah. Fajny serial! Bardzo mi się podoba. Czekam na kolejną część. Dziwię się tylko dlaczego Toa Nuva dalej przestrzegaja kodeksu! Po jaką choinkę? Skoro wszystko okazało się dziełem innych istot a nie ich cięzkim życiem jak się to im zdawało... to przecież mogą mieć w nosie jakieś zasady.
|
|
Czw 19:50, 19 Sie 2010 |
|
|
Lemonardo
Administrator
Dołączył: 03 Gru 2005
Posty: 4378
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
|
|
|
Idiom "The Powers That Be", oznacza dosłownie "rządzący", "władze", "ci którzy podejmują decyzje". Fakt, że serial na razie nie był tłumaczony, spowodowany był chyba właśnie problemem z tłumaczeniem tytułu.
|
|
Czw 20:06, 19 Sie 2010 |
|
|
matiozof
Dołączył: 29 Paź 2009
Posty: 172
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Szkoda, że Karzahni (jedna z moich ulubionych postaci) zginęła na samym początku. Myślałem, że odegra tu jakąś ważną role. W ogóle jak zwykły toa sam mógł zabić taką potężną istotę. Wcześniej musiał użyć zasadzki a teraz po prostu go zabił? Ale serial i tak fajny... Podoba mi się. Czekam na kolejne odcinki.
|
|
Pią 7:40, 20 Sie 2010 |
|
|
Lokisyn
Administrator
Dołączył: 20 Wrz 2007
Posty: 2203
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Trzeba pamiętać, że po wydarzeniach z 2007, a konkretniej walce z Makutą, Karzahni stał się "warzywkiem". Aż dziw, że odszedł tak daleko od miejsca upadku robota (jeśli ktoś mu w tym nie pomógł). Zabicie go to prościzna.
BTW, już nie pamiętam czy było to w opowiadaniu, ale Greg powiedział, że Olisi się roztrzaskała. Szkoda.
Ciekawi mnie bardzo kto i dlaczego zabija. Nie sądzę, by był to Lesovikk, nie zostawiłby tak swojej broni. To ona utrzymuje go przy życiu, no i to po prostu przyznanie się do zabójstwa, chyba, że już mu nie zależy.
Ktoś mógłby chcieć go wrobić, ale musiałby być strasznym naiwniakiem uważając, że ktoś by się na to nabierze. Dowód nie może być tak jednoznacznie i bezsprzecznie wskazywać winnego. A jeśli jest to ktoś inny, musiał przy okazji zabić Lesovikka. Nie mógłby dopuścić do tego, by niewinny Lesovikk wszędzie się pałętał.
Mają być też inne ofiary poza Karzahnim (i hipotetycznym Lesovikkiem), i wg Grega wskazówka jest w tytule. Lesovikk tu nie pasuje (to była śmierć konieczna), ale są jeszcze tacy jak Barraki, Bahragi, Cień, Artakha, Helryx, Turaga Metru Nui...
Artakhę i Helryx trudno byłoby zabić, zważywszy na to, że niewielu wie o istnieniu Helryx, która przy okazji jest razem z Artakhą w więzieniu Wielkiej Istoty na Bota Magna. No i oni są dobrzy, kto chciałby ich zabijać? Jakiś anarchista?
Jeśli giną sami źli, prawdopodobny jest według mnie Cień albo któryś z Barraki.
|
|
Pią 10:24, 20 Sie 2010 |
|
|
Ahok
Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 260
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bydgoszcz
|
|
|
|
Świetny serial.
Wg. mnie to baterra zabijają, albo marendar.
|
|
Sob 10:33, 25 Wrz 2010 |
|
|
Ultimo
Dawny Moderator
Dołączył: 17 Cze 2009
Posty: 2726
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: przylatuje Jemiołuszka i Czeczotka?
|
|
|
|
Nowa część.
Pohatu reached out to grab Kopaka. A burst of super-speed and they could both outrace the oncoming cyclone. Kopaka shook him off.
“Some things, brother, I can do for myself,” said the Toa Nuva of Ice.
With that, Kopaka unleashed a blast of ice from his blizzard blade. It formed a wall three feet thick across the canyon. The cyclone hit it head-on. The ice wall began to fragment. Kopaka applied more power to shore it up.
“Why don’t we just --?” said Pohatu.
“Quiet,” Kopaka answered. “I have to concentrate.”
Pohatu shrugged. Sometimes, Kopaka chose to do things the most difficult way, just to be stubborn. In fact, most of the time he did that, and it never bothered Pohatu all that much. But doing it now, when they were standing over a dead body with a potential murderer on the loose, seemed like bad timing.
Triggering his mask power, Pohatu shot off toward the cyclone, vibrating through Kopaka’s ice wall as he went. Racing around and around it counter to the direction of its spin, he cancelled out the whirlwind’s power. It dissipated rapidly and Pohatu skidded to a stop on the rocky ground. He looked back toward Kopaka, but all he could see was the white wall. Annoyed, Pohatu kicked a boulder at it, punching a hole right in the center. Through the hole, he could see a startled Kopaka.
“The best defense is a good offense, right?” said Pohatu.
“Not when you’re trying to prove a point,” snapped Kopaka.
Pohatu sped back to the side of the Toa of Ice. “Which was?”
“Think about it. If Lewa sent a cyclone at someone, would a wall – any wall – stop it? Or would he just make his creation go up and over the barrier? But this whirlwind just kept battering the wall.”
“So Lesovikk wasn’t here to direct it, or …” began Pohatu.
“Or he didn’t create it in the first place,” finished Kopaka. “Sometimes a cyclone is just a cyclone … not an attempt to destroy evidence.”
Pohatu looked around the canyon floor. It was dotted with caves, rocky outcroppings, and a thousand other places someone could hide. “Can we get out of here? This place has ‘ambush’ written all over it.”
Kopaka gestured to the corpse of Karzahni. “I think he’d agree.”
The two Toa gathered up the body and brought it back to the Agori/Matoran camp. Tahu and Gali had returned from their scouting mission to the north. The Toa of Fire listened to the news with a grim expression. When Kopaka had finished telling the story, Tahu knelt to examine the body. After a moment, he rose and walked away, beckoning Kopaka to follow him.
“This is bad,” Tahu said quietly. “We have to earn the trust of these Agori and Glatorian if we want to carry out Mata Nui’s wishes and build a peaceful society here. We’re a long way from finding a site for New Atero. All we need right now is some rogue Toa running around pursuing his private wars.”
“Lesovikk is still our best suspect,” Kopaka agreed. “But we have no idea where he’s gone.”
“I do,” said Tahu.
“We saw him heading north,” Gali said to Pohatu. “And, come to think of it … I don’t think he had his sword with him.”
Pohatu frowned. “Well, that’s not good. But why leave it behind?”
“I don’t know,” said Gali. “Maybe someone should go ask him?”
“Maybe so,” Pohatu replied. “So how did your trip go?”
Gali shrugged. “Not so good. We searched all over, but nothing looked right to Tahu. We’re a long way from finding a site for New Atero. But we’ll get there. We owe it to our people and the people of Spherus Magna.”
Pohatu nodded. A cluster of Agori nearby caught his attention. They were whispering among themselves and pointing toward the Toa. Rumors were already spreading about a murder in the desert. Pohatu wondered if the Agori were thinking that he and Kopaka had not just found the body, but had done the killing.
Looks like we have one more reason to find Lesovikk, he thought. And it had better be soon.
The next morning, with mounts and provisions, the two Toa headed north. Tahu had offered to come along, but Kopaka said no. “If the Agori are getting suspicious of us, we need our leader here to keep a lid on things,” the Toa of Ice had reasoned. “You and Gali talk with Ackar, let him know what’s going on. Pohatu and I will handle the rest.”
Now, a few hours’ ride from the camp, Pohatu thought it was time to pose the question. “So how are we going to handle him?”
“What do you mean?” asked Kopaka.
“Look, we fought Tahu back on the island when he had that Rahkshi poison in him,” said Pohatu. “And other Toa have gone bad in the past and had to be stopped. But … he’s still one of us, and there aren’t too many of ‘us’ left these days. Besides, from what I hear … if he did kill Karzahni … he had good reason.”
“Maybe that’s the problem,” said Kopaka. “He felt he was justified. Karzahni was an abomination, after all. But fighting monsters is what we do. If we start thinking we have good reason to kill them, and we do it, then we become no better than they are. We’re meant to be defenders, not executioners.”
“I’m just saying …”
“I know what you’re saying … believe me, I do,” said Kopaka. “But there’s a fine line between being a hero and being a monster. If Lesovikk crossed it, we stop him. Cold.”
The two Toa rode north for three days. The land turned from brown to green, lush forest replacing sand dunes. They saw no sign of Lesovikk or anyone else. More than once, Pohatu wondered aloud what had happened to Lewa, the Toa Nuva of Air. Perhaps one air-wielder would be able to find another more easily, he suggested. But Lewa had vanished before the defeat of Makuta and not been seen since.
For his part, Kopaka was focusing on the murder. All the evidence pointed in one direction, but what if it wasn’t the right direction? Sure, Lesovikk had means, motive and opportunity to kill Karzahni, but so did a lot of others. For that matter, what if this wasn’t about Karzahni, not personally?
Pohatu didn’t get where his friend was going. “Someone stabbed him with a sword and pushed him over a cliff. How is that not personal?”
Kopaka shrugged. “I don’t know. It’s simply … what if it wasn’t about something Karzahni had done, so much as what he represented?”
“Crazy people with patchwork masks and really bad attitudes? Yeah, I can see Karzahni representing that.”
Before the debate could go any further, Kopaka held up a hand to signal for silence. Something was moving in the forest up ahead. Lesovikk? Someone else? Kopaka summoned his elemental energies, prepared for an attack.
Nothing could prepare either Toa for what happened next. A scream ripped through their minds, one made up of pure agony and something more … complete shock. The mental cry was so powerful both Toa fell from their mounts, hands covering their audio receptors. That did no good. The scream wasn’t a physical one, but a telepathic one, and it brought with it flashes of imagery neither Toa would ever forget.
When it finally subsided, Kopaka was the first to his feet. Before Pohatu could stop him, he ran for the woods. When the Toa of Stone caught up to him, he found Kopaka standing over what looked like a piece of scarlet gelatin. Pohatu glanced around and saw that similar objects covered the ground for hundreds of yards.
“Is that --?”
Kopaka nodded. “Even if I hadn’t heard a description of sorts, that mental flash told the story. That’s Tren Krom, all over.”
Pohatu’s eyes widened. “The Tren Krom? ‘Look at him and you go insane, used to rule the universe’ Tren Krom? What could do … that … to him?”
Kopaka didn’t answer. Tren Krom was supposed to be at a power level that dwarfed Karzahni. But someone or something had reduced him to pieces in an instant and left no obvious clues behind. It was certainly a crime a Toa of Air had the power to carry out, except for one thing. There had been one image telepathically sent into Kopaka’s mind that didn’t point to Lesovikk. It was a simple, clear image of a single object.
A red star.
EDIT:
Logo serialu:
EDIT2:
3 część
Kopaka and Pohatu stood in the forest, staring at the remains of Tren Krom. Once one of the most powerful entities in the Matoran Universe, now Tren Krom was just pieces scattered among the foliage, a truly disturbing sight for more reasons than one.
“I wonder who’s next,” said Pohatu.
“What are you talking about?” asked Kopaka.
“You don’t see it? First Karzahni, now Tren Krom … there’s a pattern here. Beings with great power dying, one after another.”
“Two deaths is hardly a pattern,” replied the Toa Nuva of Ice. “Two widely different locations, two different methods of murder … I’ll admit I wondered if Lesovikk might have killed Tren Krom, but I can’t see what motive he would have.”
Pohatu shook his head. “Lesovikk didn’t kill him. At least, I don’t think so. Lesovikk was angry at Karzahni, out for revenge, but he wasn’t insane. Whoever did this … well, let’s just say there were cleaner ways to get rid of Tren Krom.”
Kopaka crouched down to examine the remains. “That’s true. Plus we have to ask, who could have gotten close enough to Tren Krom to do this? His mind was strong enough to sense another intellect even at long range, as I understand it.”
“Maybe someone he trusted?” asked Pohatu.
Kopaka stood and looked around the forest. It felt oppressively still. “I doubt he trusted many, if anyone at all. But consider this: he was supposed to be physically bound to his island in our old universe, unable to move. But when the Order of Mata Nui agents went to retrieve him, he was gone. Next thing we know, he’s here, and dead.”
“The Order … do you think they --?”
Pohatu’s question was cut off by a sound from up above. Someone or something was in the trees. Pohatu couldn’t see it clearly, but could tell that whatever it was, it had huge wings.
“Shall I?” he asked Kopaka.
“Please,” said the Toa of Ice. “Some things I can do for myself.”
Kopaka summoned his elemental energies and hurled a blast of frost at the watcher in the trees. The effect was to ice up its wings and send the stranger tumbling from its perch and onto the ground.
Pohatu watched as the new arrival, dazed, tried to rise. It did indeed have scalloped wings, along with quite long arms and legs. It wore a Kanohi mask and a sword of fire had slipped from its hands when it fell. Not a native of Spherus Magna, then, Pohatu thought. It’s one of ours.
“Who are you?” demanded Kopaka. “Why were you spying on us?”
“Not spying,” gasped the winged stranger. “Hunting.”
“Like you hunted Tren Krom here?” said Pohatu.
The thing shook its head. “I didn’t hunt him … someone else did. But then he left without feasting, so the food became mine.”
“Who left? Who killed him?” asked Kopaka.
“I tried to see,” said the creature. “But he knew I was there. A howling wind knocked me from my watching spot and broke many limbs off the trees. By the time I touched the sky again, he was gone.”
“I scouted around,” said Pohatu. “I saw no tracks coming in or out of this area.”
“If I were one of your kind, you would believe,” said the creature, bitterly. “But I suppose you think truth is as alien to me as my appearance is to you.”
Pohatu glanced at Kopaka, then back at the winged being. “What’s your name?”
“When there was anyone to call me by name, it was Gaardus. But that was long ago, when I lived in a koro. Now I am just what you see.”
“You … were a Matoran?” asked Kopaka, trying and failing to keep the disbelief out of his voice.
Gaardus shook the remaining fragments of ice off his wings and rose to his feet. “You say the name as if there was some honor attached to it. Yes, I was a Matoran. I had a home, a job, a life. Then I was taken by a band of my brothers who had been exiled for crimes too horrible to relate. They were Nynrah Ghosts, hated and feared by even their own.”
“I’ve heard of the Nynrah,” said Kopaka. “Weaponsmiths.”
“So you say,” Gaardus replied. It shuddered as if the memories themselves were bringing pain. “They decided to make a living weapon … I was the result. But I was too smart for them. I escaped … and I hunted … until none of them were left.”
Pohatu was stunned. What kind of Matoran could so mutate another of their own species? How had the other Nynrah allowed this to happen? Were they so obsessed with the secrecy of their culture that they never thought to summon a Toa to stop their exiles from doing something so horrible?
“You got out of the robot, somehow,” said Pohatu. “Maybe with the Rahi, so you wouldn’t be noticed. My guess is you’re good at hiding by now. Then you headed north, as far away from your … the Matoran as possible.”
“I wanted to get away from the rage,” answered Gaardus. “But it followed me even to this peaceful place.”
Kopaka couldn’t help but feel pity for the tragic creature before him. But there were two deaths that had to be explained, and no time to redress old wrongs. Perhaps when this was all over...
“What did you see? Tell us everything,” he said.
“The one you call Tren Krom appeared in the forest, from nowhere,” Gaardus began, speaking slowly and carefully. “He was... confused. He could move, but not very far or very fast. I was going to hunt, but his mind touched mine, and it hurt. Then … there was someone else, and the winds came, and I saw the star, and...”
“Wait!” said Kopaka. “You saw a star? What star?”
“The red star,” Gaardus said, as if the answer was obvious. “I saw it in my mind.”
Kopaka was intrigued. He, too, had seen an image of the red star, projected telepathically by Tren Krom in his dying moments. The red star had hovered above the island of Mata Nui in the days when Kopaka and his allies first arrived. Much later, he and the others learned that the star was in fact some kind of booster rocket system used by the Mata Nui robot to break free of a planet’s gravitational pull. It was not a true star, but an engine. None of which explained why Tren Krom would be thinking of it so urgently at such a dire moment.
“I had not thought of the star in so long,” Gaardus continued. “Not since the death of the Nynrah. The star was why I stayed in the Nynrah’s village for so long after my escape. Now I wonder if what I was waiting for was up there, not down among the land and water.”
Kopaka looked up. The star was in the sky now above Spherus Magna, and had been since the arrival of the Mata Nui robot on the planet. With the robot destroyed, the red star would not be summoned into use again. Yet still it hung among the true stars, waiting, waiting for a call that would never come.
“If only we could get up there …” Kopaka said, more to himself than anyone else.
“The hunting would be poor,” said Gaardus.
“Not for what we’re seeking,” Pohatu said. “Doesn’t matter, though, neither one of us is equipped for space flight.”
Gaardus looked down at the ground for a long time. Then he said, very quietly, “I could bring you. But I do not want to return there. No one ever does.”
“Get us there how?” asked Kopaka.
“I was built to be a hunter,” said Gaardus. “And a hunter returns to the grounds that are rich in prey. Anywhere I have ever been, I can return to... even such a place as that.”
“Then take us there,” Kopaka said.
“Um, Kopaka?” said Pohatu. “Can I have a word?”
The Toa of Ice and Stone walked a few feet away from Gaardus and spoke in low tones. “Do we really want to leave the driving to the winged wonder over there? What if he doesn’t like Toa any better than Matoran?”
“Do you have a better suggestion? Tren Krom used his last seconds of life to tell us about the star... or warn us. There’s something up there connected to his death. We have to find out what it is.”
“Okay,” said Pohatu. “But this isn’t the first time I’ve wondered if you don’t have your Kanohi on too tight.”
The two Toa turned back to Gaardus. “If you can get us there, we need to go,” said Kopaka.
“And quickly, before one of us changes his mind, namely me,” added Pohatu.
If Gaardus thought they had both gone mad, he obviously saw no point in saying. He merely stepped up to them, unwrapped his wings, and then folded them around the two heroes. And in that instant, all three were gone.
Pohatu wasn’t sure what to expect – he had never been inside a “star” before. When Gaardus opened his wings and stepped away, the Toa of Stone looked around. He was inside a curved hallway. The walls seemed to be a combination of metal bands and organic tissue, much the way he imagined the inside of a Toa would look. Steeling himself, he reached out and touched one of the surfaces. Both metal and tissue were still and cold as ice.
At least I’m not inside something that’s alive, he thought. Kind of had enough of that.
“Company,” said Kopaka, under his breath.
Pohatu looked down the hallway. Three small beings clad in purple and black armor were moving toward them. Something about them seemed vaguely familiar, like Pohatu had heard them described before, but he couldn’t remember when. As soon as they saw the two Toa and their winged companion, they seemed to grow very alarmed.
“What are you doing here?” one of the beings asked. “You need to go back. You should be gone by now.”
“No,” said another. “Don’t you remember what happened the last time? They wouldn’t go back and we had to --”
The third interrupted, pointing at Gaardus. “That one has been here before. He was the last. He must know why no one can go now.”
“But look at them!” said the first to speak. “It must be working again, or how could they be here like that?”
The others paused, as if acknowledging their friend had a point. The one who had remembered Gaardus nodded, saying, “Very well. But if it doesn’t work, do we need to end them like the other ones?”
All three little beings produced wicked looking hand weapons. “Naturally,” said the first. “How else are we to make things right?”
Ostatnio zmieniony przez Ultimo dnia Pią 13:12, 05 Lis 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Pon 20:27, 25 Paź 2010 |
|
|
Filo
Dołączył: 14 Gru 2008
Posty: 698
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: Garwolin
|
|
|
|
Dzisiaj dopiero przeczytałem serial! Super! Jak dla mnie to Leskovik przecież mógł to zrobić- przecież sam siebie nie uznaje za toa .
|
|
Nie 11:40, 28 Lis 2010 |
|
|
Shelaka
Dołączył: 01 Maj 2008
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Od dawna nikogo ale serial istnieje.
Nareszcie cos o Lesovikku! Bardzo dobrze! Karzahni nie zyje Tren Krom - tez - szkoda troche ich - fajni chlopcy byli. Serial jest bardzo dobry ... jak na razie 8/10
|
|
Wto 15:45, 28 Gru 2010 |
|
|
Lokisyn
Administrator
Dołączył: 20 Wrz 2007
Posty: 2203
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
4 część jest już na BIONICLEstory (wchodźcie tam, to może LEGO przywróci serię jeśli zobaczą ruch na stronie )
[link widoczny dla zalogowanych]
Bardzo "ostry" jest ten odcinek ; o
Greg się postarał, teraz to mój ulubiony serial z tych obecnych, a jeszcze przed chwilą lubiłem go najmniej - wydawał mi się odgrzewanym kotletem, ze starymi, "dobrymi" Toa z Mata Nui.
Dziwne też, że użył nazwy Akaku, kiedyś mówił, że stara się nie używać takich nazw, bo niektórzy fani (w domyśle dzieci) mogą ich nie znać.
Czytało się inaczej, niż inne seriale.
Przetłumaczyłem na szybko (naprawdę szybko) te kawałki, które są w Czerwonej Gwieździe
| | Kopaka, Pohatu i Gaardus stali naprzeciw trzech niskich istot uzbrojonych w energetyczną broń. Toa wciąż nie wiedzieli, czy naprawdę znajdują się we wnętrzu Czerwonej Gwiazdy, ani kim są ich dziwni przeciwnicy. Podejrzewali jednak, że Gaardus wie o tym więcej, niż im powiedział.
-Ten konus mówi, że już tu byłeś – Pohatu zwrócił się do skrzydlatego towarzysz. – Jak to jest?
-Wiesz przecież – odpowiedział Gaardus. – Już wam mówiłem.
-Nie wspominałeś o tych… kimkolwiek oni są – powiedział Kopaka. – Co jeszcze zachowałeś dla siebie?
-Mówiłem, że nie chcę tu wracać. Teraz wiecie dlaczego.
-Jesteśmy Kestora – powiedziała jedna z purpurowo czarnych istot. – Utrzymujemy to miejsce sprawnym. Ale niedawno przestało działać. I to jego wina – dodał, wskazując na Gaardusa.
-Nic nie zrobiłem – syknął Gaardus, rozkładając wielkie skrzydła. – Nie chciałem tu trafić. Nie chciałem odejść.
-Nikt nie chce – odparł Kestora.
-Może odłożycie broń, i porozmawiamy jak cywilizowane istoty? – poprosił Pohatu.
W odpowiedzi trzej Kestora unieśli je wyżej, naciskając na spusty. Pohatu nadle zniknął. Gdy znów się pojawił, Kestora zostali rozbrojeni, a on trzymał ich broń.
-Chciałem powiedzieć… och, nie ważne, sami wiecie – zachichotał. – O co tu chodzi? Co to, jakiś transporter?
-W pewnym sensie – powiedział jeden z Kestora.
-Można to tak nazwać – powiedział drugi.
-Albo i nie – wtrącił trzeci. – Tak czy inaczej, wasza trójka musi stąd odejść. Macie, czego chcieliście, czas na was.
-Mamy czego…? – powtórzył Kopaka. – Na Mata Nui, kiedy spotkam wroga który odpowiada rzeczowo na proste pytania, to będzie dla mnie szok i…
-W końcu się uśmiechniesz? – dokończył Pohatu. Zwrócił się do trzech małych istot: Słuchajcie, gdzie niby mamy pójść?
-Do Mata Nui, oczywiście – powiedział jeden z nich, takim tonem, jakby rozmawiał z dzieckiem. – Tam, dokąd należycie.
-Mata Nui to teraz złom na pustyni Bara Magna – powiedział Pohatu. – Nie jesteście na czasie.
-Jeśli to prawda, to nie możemy ich odesłać – powiedział Kestora. – Nie mamy ich dokąd odesłać.
-Ale nie mogą zostać tutaj – powiedział definitywnie drugi. – Mamy ich tu za dużo.
-Możemy ich zatrzymać – zasugerował trzeci. – Może sekcja powie nam czemu nie mogą wrócić. Już tego próbowaliśmy, i skończyło się bałaganem… bałaganami, tak właściwie… ale może tym razem…
Kopaka skrzywił się, uniósł swą broń i wyzwolił podmuch lodu. Zamroził wszystkich trzech Kestora.
-I po co to było? – spytał go Pohatu. – Mogliśmy się czegoś dowiedzieć, ty ich zabiłeś.
-Nie zabiłem – powiedział Kopaka, i już szedł w drugą stronę. – Tylko zamroziłem. Kiedyś odtają. Męczą mnie bełkoczący złole. Rozejrzyjmy się.
Pohatu odwrócił się do Gaardusa chcąc zapytać, czy widział kiedyś coś takiego, ale uskrzydlona postać zniknęła. Toa Kamienia pospieszył do Kopaki, by mu o tym powiedzieć. Potrzebowali Gaardusa żeby się stąd wydostać.
Zamrożeni Kestora odprowadzili och wzrokiem.
Wieść o zniknięciu Gaardusa nie ucieszyła Kopaki, ale nie była też zaskoczeniem. Prawdopodobnie odszedł na dobre, jeśli miał choć trochę rozumu.
-Lepiej dla nas, żeby ci Kestora się mylili, i było stąd jakieś wyjście – powiedział Toa Lodu. – Inaczej…
-Inaczej będziemy skazani na swoje towarzystwo – przyznał Pohatu. – Mam udać się na zwiady?
-Nie, ja… - zaczął Kopka, ale Pohatu zniknął, i znów się pojawił.
-Za późno, już to zrobiłem. Niewiele do oglądania. Laboratoria. Jakaś stara maszyneria, poprawiana jakby prowizorycznie, na szybko. Chyba widziałem, jak ktoś się ruszał, ale nie jestem pewien.
-Więcej Kestora?
-Może, tego samego wzrostu.
-Znajdźmy ich.
Toa przeszli ze sto metrów, gdy nagle światła zgasły. Teraz słyszeli ruchy dochodzące z każde strony. I szepty, ale nie rozumieli z nich ani słowa. Kopaka, używając swej Akaku Nuva, patrzył przez ściany dzięki promieniom Roentgena. Z jednej strony nie było nic, za wyjątkiem kosmosu. Z drugiej zobaczył rzeczy – wiele rzeczy – których wolałby sobie oszczędzić.
-Musimy iść – powiedział nagląco. – Już.
-Co jest?
-Nie chcesz wiedzieć. Złap mnie za rękę, znajdziemy stąd wyjście.
Odgłosy były coraz bliżej. Jedne brzmiały jak tupot gryzoni, inne jak ciała ciągnięte po metalowej podłodze. Zobaczyli przed sobą oświetlony korytarz, ale światła zgasły gdy się zbliżyli.
Głosy zaczęły dochodzić zarówno zza ich pleców, jak i z przodu.
-Chyba nas otoczyli.
-Nie otoczyli – poprawił go Pohatu. – My po prostu wolimy być w centrum wydarzeń.
Na prawo otworzyła się szczelina, z której wydobywało się światło. Była tam niska postać wołająca do Toa.
-Chodźcie, tędy.
Kopaka użył swojej Akaku, aby sprawdzić, czy w środku nie ma więcej postaci. Jeśli to była pułapka, to raczej nie najlepsza. Toa weszli do środka, a niska istota zamknęła za nimi drzwi.
-Nie jest tam bezpiecznie – powiedział ich wybawca. – Ale już się chyba o tym przekonaliście. Wielu tam nieszczęśników.
Toa ze zdziwieniem stwierdzili, że ich gospodarz nie był Kestora, tylko Matoraninem. Konkretniej Onu-Matoraninem, ale żadnym z tych, których znali.
-Kim jesteś? – spytał Pohatu. – Co tu robisz?
-Przypuszczam, że to samo, co wy – odpowiedział Matoranin. – A jeśli chodzi o moje imię – nazywam się Mavrah. |
Kiedyś była teoria, że Karzahni to "piekło" do którego idą umarli, źli Matoranie. Uważałem, że to głupi pomysł, ale teraz odnoszę wrażenie, że Czerwona Gwiazda jest właśnie takim miejscem (pomijając jej funkcję odrzutową).
Dla nieobeznanych - Mavrah to Matoranin z Metru Nui, który znajdował upodobanie w gigantycznych, "krwiożerczych", morskich Rahi (pierwszych Rahi), i w trakcie potyczki z Toa Metru zmyła go fala. Przypuszczalnie umarł.
Kestora (fajna nazwa, ale lepiej, żeby Greg nazwał rasę Glatorian ) to ci tutaj [link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Śro 12:46, 30 Mar 2011 |
|
|
Lirken
Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 1048
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Fajny odcinek. Fragment. Jeśli niebo/piekło Matoran to Czerwona Gwiazda, to daje nam ciekawe możliwość. Np. powrót mojego ulubionego Matoro. Z niecierpliwością czekam na pełne tłumaczenie, ponieważ stwierdzam, że Bionicle, chodź już nie tak szybko, rozwija się teraz w stronę dojrzalszych fanów, co mi się podoba, bo daje to ciekawe możliwości rozwijania wątków.
|
|
Sob 18:14, 02 Kwi 2011 |
|
|
Avak42
Dołączył: 03 Paź 2007
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Gdańsk
|
|
|
|
No nareszcie tłumaczenia. Pohatu tutaj był chyba najciekawszy. Te jego docinki wobec Kopaki nawet mnie bawiły, no i w końcu używa swojej maski(odnoszę wrażenie że wcześniej tego nie robił.
|
|
Nie 10:55, 03 Kwi 2011 |
|
|
Filo
Dołączył: 14 Gru 2008
Posty: 698
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: Garwolin
|
|
|
|
Jako, że nie jest to przetłumaczone do końca, a na EB przetłumaczyli to daję tu całość z EB:
Część 1
Toa Gaaki usiadła na skale, wyczerpana. Wraz z kilkoma innymi Toa Wody, pracowała przez dni, by pomóc przy tworzenia morza i innych oceanów, by pomóc migrować mieszkańcom zniszczonego robota Makuty, na bezpieczne Aqua Magna. To była wyczerpująca praca, szczególnie, gdy ich najsilniejsza Toa – Gali Nuva – została wysłana przez Tahu na specjalną misję.
Utworzyła delikatny deszcz, by się ostudzić. Krople były jednak zimniejsze, niż oczekiwała i Gaaki zadrżała. Obróciła się i zobaczyła powód nagłej zmiany temperatury. Szedł tu Toa Nuva Lodu, Kopaka.
"Widziałaś Tahu?" spytał szybko.
"Poszedł na północ z Gali, by szukać miejsca dla Nowego Atero," odpowiedziała Gaaki. "O co chodzi?"
"Toa Mahri są w niebezpieczeństwie," powiedział Kopaka. "Najprawdopodobniej, my wszyscy jesteśmy. Nienawidzę, gdy jest coś, czego nie mogę zrobić sam."
Gaaki nie znała dobrze Kopaki, ale słyszała wystarczająco dużo, by wiedzieć, że to był poważny problem. Nie pierwszy raz, żałowała, że nie miała żadnej prawdziwej kontroli nad swoją Maską Jasnowidztwa. To dawałoby jej wizje bliskiej przyszłości, kiedy by chciała, a nie przypadkowo. Jednak, nie musiała używać mocy maski, by dowiedzieć się, co widział Kopaka.
"Jesteś zmęczony," powiedziała. "Nie wiem kiedy wróci Tahu, ale to brzmi, jak coś, co nie może czekać. Opowiedz mi to, a moja drużyna się tym zajmie."
Kopaka opowiedział, jak zobaczył grupę barbarzyńskich Skakdi, ciągniętych przez drużynę Toa Mahri, podczas podróży przez Bara Magna. Obie grupy szły za dziwnym, złoto-skórnym stworzeniem, niepodobnym do niczego, co Kopaka widział przedtem. Zobaczył też masywny zamek, utworzony machnięciem jego ręki. Pobiegł z powrotem do obozu ostrzec innych Toa i znaleźć pomoc.
To było wbrew naturze Kopaki, by pozwolić komuś wykonać jego pracę za niego. Ale musiał przyznać, że Gaaki miała rację: był wyczerpany. Gdyby włączył się teraz do bitwy, sprowadziłby niebezpieczeństwo zarówno na siebie, jak i na swoich towarzyszy. Obiecała mu, że gdy Toa Hagah zrozumieją sytuacją, poinformują go, przed powzięciem jakiegokolwiek działania.
Kopaka spędził dużą część dnia obserwując wysiłki drużyn ratowniczych i pomagał, jeśli mógł. Wieczorem spotkał się z Pohatu Nuva i obaj poszli razem, by utworzyć chłodne schronienie na pustyni Bara Magna. Gdy to zrobili, zobaczyli dziwnego Toa Powietrza dumnie kroczącego do nich przez piasek.
"Jak mogliście pozwolić im to zrobić?" zapytał zielono-opancerzony Toa. "Jak każdy z was mógł pozwolić im to zrobić?"
Pohatu użył swojej Maski Szybkości i pobiegł naprzód do przybysza. "Uspokój się," powiedział Toa Nuva Kamienia. "Zrobić co? O czym mówisz?"
"Karzahni," splunął Toa. "Najbardziej pokręcona, zła, sadystyczna istota, którą kiedykolwiek spotkałem – i ktoś go uwolnił. Jest gdzieś na tej planecie, a ja go szukam."
"Świetnie," powiedział Pohatu, próbując ukryć swój burkliwy ton. "Być może mój przyjaciel i ja, możemy ci pomóc. Ale byłoby lepiej, jeśli najpierw się dowiemy, kim jesteś."
"Jestem Lesovikk," powiedział Toa Powietrza. "I nie potrzebuję twojej pomocy. Tylko powiedz mi, gdzie znaleźć Karzahni, a ja zajmę się resztą."
Pohatu wzruszył ramionami. "Nie wiem. Nigdy go nie spotkałem."
"Toa Mahri zajęli się tym Karzahni," powiedział Kopaka. "Ale oni są... chwilowo zajęci. Ale, wiemy, że jest bardzo niebezpieczny. Jeśli jest na wolności, zorganizujemy poszukiwania o świcie."
Lesovikk potrząsnął głową. "O świcie będzie za późno. Musimy znaleźć go teraz. Jeśli chcecie mi pomóc, możecie ruszyć za mną o świcie."
Lesovikk zniknął w rosnącej ciemności. Pohatu patrzył, jak odchodził. "Zawzięty," powiedział.
"I to mocno," powiedział Kopaka.
"Przypomina mi kogoś, kogo znam," powiedział Toa Kamienia.
Kopaka spojrzał na niego. "Nie mogę sobie wyobrazić, kogo."
Następnego ranka, Kopaka i Pohatu wyruszyli za Lesovikkiem. Kopaka rozkazał, że jeśli Gaaki i Toa Hagah wrócą z jakąś wiadomością, ma zostać natychmiast poinformowany. Ślad Toa Powietrza prowadził na wschód, do wsi Vulcanus. Gdy zbliżali się tam, wiatr zasypał piaskiem znaki przejazdu Lesovikka.
"Może zmienił kierunek," powiedział Pohatu. "Możemy zabłądzić."
"Może," powiedział Kopaka. "Albo zdecydował, że będzie mądrzej, gdy zatrze ślady."
"Będę patrzył przed siebie," powiedział Pohatu.
"Bądź ostrożny."
"Nie muszę," odpowiedział, uśmiechając się Toa Kamienia. "Jestem szybki.”
Pohatu zniknął. Chwilę potem, wrócił. Ale bez uśmiechu.
"Lepiej żebyś to zobaczył," powiedział. Chwycił Kopakę i znów użył mocy maski pędząc przez piasek. Zatrzymali się na krawędzi Żelaznego Kanionu.
"Spójrz," powiedział Pohatu.
Kopaka spojrzał w dół kanionu. Na dnie zobaczył roztrzaskane ciało.
"Martwy?" spytał Kopaka.
"Nie jestem pewien," powiedział Pohatu. "Zaczekaj. Zaraz sprawdzę."
Pohatu poprowadził Kopakę w dół stromego zbocza na dno kanionu. Nawet Toa Lodu, który widział już wiele strasznych rzeczy, uderzyła przerażająca scena. Tylko jedno spojrzenie wystarczyło, by potwierdzić, że trup dokładnie pasował do opisu Karzahni Toa Jallera.
"Więc uciekał z obozu, był już daleko, potknął się i spadł do kanionu," powiedział Kopaka. "Nieprzyjemna śmierć, ale zdarza się."
"Jeśli zginął od upadku," odpowiedział Pohatu. "Popatrz na jego plecy."
Kopaka klęknął. W zbroi Karzahni było głębokie cięcie. Zrobione przez broń, albo jedną z ostrych skał, podczas upadku.
"A teraz popatrz na to," powiedział Toa Kamienia. Wyciągnął rękę i chwycił miecz z zakrzywionym ostrzem. Kopaka widział go już kiedyś. Należał do Lesovikka.
"Myślisz... ?"
"Mogło tak być," pokiwał głową Pohatu. "Znajduje Karzahni, rani go, a jego wróg spada z klifu do kanionu."
"Jeśli to prawda, złamał Kodeks Toa," powiedział Kopaka. "Musimy go znaleźć."
Pohatu chciał coś odpowiedzieć, ale jego głos utonął w wyciu wiatru. Cyklon pędził przez kanion, bezpośrednio na dwóch Toa.
"Jeśli nam się uda, bracie," powiedział Pohatu. "Jeśli nam się uda."
Część 2
Pohatu złapał Kopakę. Użyłby swojej mocy i mogliby uciec przed cyklonem. Jednak Kopaka go puścił.
"Są takie rzeczy bracie, które mogę sam zrobić" powiedział Toa Nuva Lodu.
Kopaka uwolnił strumień lodu ze swojego Ostrza Zamieci Utworzył ścianę przez kanion grubą na trzy stopy. Cyklon uderzył w nią. Ściana lodu zaczęła się rozpadać. Kopaka użył więcej swojej mocy, by ją wzmocnić.
"Czemu nie zrobimy tego razem-?" powiedział Pohatu.
"Spokojnie," odpowiedział Kopaka. "Muszę się skupić."
Pohatu wzruszył ramionami. Kopaka potrafił wykonać najtrudniejsze zadanie, bo był uparty. Faktycznie, robił tak często i to nigdy Pohatu nie przeszkadzało. Ale robiąc to teraz, kiedy stali nad zwłokami w pobliżu prawdopodobnego mordercy, nie podobało mu się to.
Używając mocy swojej maski, Pohatu popędził obok ściany Kopaki. Biegał wokół cyklonu w odwrotnym kierunku i by go zatrzymać. Ulotnił się, a Pohatu zatrzymał się na skalistej ziemi. Rozejrzał się za Kopaką, ale zasłaniała go biała ściana. Zirytowany Pohatu uderzył w ścianę i przez dziurę zobaczył zaskoczonego Kopakę.
"Najlepsza obroną jest atak, prawda?" powiedział Pohatu.
"Nie, gdy robisz z siebie cel," wycharczał Kopaka.
Pohatu popędził z powrotem do Toa Lodu. "Ale kto?"
"Pomyśl o tym. Jeśli Lewa posłałby cyklon na kogoś, czy ściana - jakakolwiek ściana - mogłaby go zatrzymać? Albo nie mógłby po poprostu posłać go ponad barierą? Ten tu tylko w nią uderzył."
"Więc, albo Lesovik go tu nie skierował..." zaczął Pohatu.
"Albo go nie stworzył" dokończył Kopaka. "Czasami cyklon jest tylko cyklonem... A nie próbą zniszczenia czegoś."
Pohatu obejrzał powierzchnię kanionu. Było usiane jaskiniami, skalistymi wychodniami oraz tysiącem innych miejsc, w których ktoś mógłby się schować. "Czy możemy już stąd wyjść? To miejsce ma na czole wypisane "zasadzka"."
Kopaka spojrzał na trupa Karzahni. "Myślę, że nie miałby nic przeciwko temu."
Dwaj Toa wnieśli ciało na górę i zabrali je z powrotem do obozu Agori/Matoran. Tahu i Gali wrócili ze swojej zwiadowczej misji na północ. Toa Ognia wysłuchał wiadomości z ponurą miną. Kiedy Kopaka skończył mówić, Tahu klęknął, by przyjrzeć się ciału. Po chwili podniósł się i odszedł daleko, kiwając Kopace, by poszedł za nim.
"Jest źle," powiedział cicho. "Musimy zdobyć zaufanie Agori i Glatorian, jeśli chcemy wypełnić prośbę Mata Nui i zbudować pokojowe społeczeństwo. Jesteśmy daleko od znalezienia miejsca dla Nowego Atero. Wszystko, czego potrzebujemy właśnie teraz, to jakiś zbuntowany Toa będący ściganym za morderstwo.
"Lesovikk nadal jest naszym podejrzanym," zgodził się Kopaka. "Ale nie mamy żadnego pomysłu, gdzie może być."
"Rozumiem," powiedział Tahu.
"Widzieliśmy go zmierzającego na północ," powiedziała Gali Pohatu. "I nie pamiętam... żeby miał przy sobie miecz."
Pohatu zmarszczył brwi. "To nie dobrze. Ale dlaczego go zostawił?"
"Nie wiem," powiedziała Gali. "Może ktoś powinien pójść go zapytać?"
"Może," odpowiedział Pohatu. "Jak poszła wam podróż?"
Gali wzruszyła ramionami. "Nie zbyt dobrze. Szukaliśmy miejsa, bez skutecznie. Spojrzała w prawo na Tahu. Jesteśmy daleko od znalezienia miejsca dla Nowego Atero. Ale znajdziemy je. Jesteśmy to winni naszym ludziom i ludziom Spherus Magna."
Pohatu pokiwał głową. Grono Agori w pobliżu zwróciło jego uwagę. Szeptali między sobą i wskazywali na Toa. Już rozniosły się plotki o morderstwie na pustyni. Pohatu zastanawiał się, czy Agori myśleli, że on i Kopaka nie znaleźli ciała, tylko zabili.
Wygląda na to, że mamy jeszcze jeden powód, by znaleźć Lesovikka, myślał. I lepiej zrobić to szybko.
Następnego ranka, z wierzchowcami i zaopatrzeniami dwaj Toa wyruszyli na północ. Tahu zaoferował pomoc, ale Kopaka powiedział nie. "Jeśli Agori staną się co do nas podejrzani, musimy mieć naszego lidera tutaj, by trzymać rękę na pulsie," powiedział Toa Lodu. "Ty i Gali porozmawiajcie z Ackarem, dajcie mu znać, co się dzieje. Pohatu i ja zrobimy resztę."
Teraz, gdy byli już kilka godziny drogi od obozu, Pohatu pomyślał, że czas postawić pytanie. "Jak będziemy z nim walczyć?"
"Co masz na myśli?" spytał Kopaka.
"Zobacz, uratowaliśmy Tahu na wyspie, kiedy był zatruty trucizną Rahkshi," powiedział Pohatu. "I gdy inny Toa kiedyś zszedł na złą drogę, zdołaliśmy go powstrzymać. Ale… on jest nadal jednym z nas i nie zostało nas zbyt dużo, przez ostanie dni. Poza tym, z tego, co rozumiem... jeśli zabił Karzahni... miał dobry powód."
"Być może to jest problem," powiedział Kopaka. "On czuł, że jego czyn będzie usprawiedliwiony. Karzahni był straszny. Ale walczenie z potworami jest tym, co robimy. Jeśli zaczynamy myśleć, że mamy dobry powód, by ich zabić i robimy to, wtedy stajemy się nie lepsi niż oni. Naszym przeznaczeniem jest być obrońcami, nie katami."
"Chciałem tylko powiedzieć..."
"Wiem, co chciałeś powiedzieć... uwierz mi. Wiem," powiedział Kopaka. "Ale jest cienka granica, między byciem bohaterem i byciem potworem. Jeśli Lesovikk ją przekroczył, zatrzymamy go. Musimy."
Dwaj Toa jechali na północ przez trzy dni. Ziemia z brązowego koloru pokryła się zielonym kolorem bujnego lasu zastępującego wydmy z piasku. Nie znaleźli żadnego śladu Lesovikka albo kogoś innego. Często Pohatu zastanawiał się na głos co stało się z Lewą, Toa Nuva Powietrza. Być może, gdyby był przy nich, łatwiej byłoby znaleźć Lesovikka, myślał. Ale Lewa zniknął przed klęską Makuty.
Co do niego, Kopaka skupiał się na morderstwie. Wszystkie dowody wskazywały w jednym kierunku, ale co, jeśli to nie był właściwy kierunek? Oczywiście, Lesovikk miał chęć, motyw i okazję, by zabić Karzahniego, ale mógł zrobić wiele innych rzeczy. Jeśli śmierć Karzahni nie była dla niego osobista?
Pohatu nie popierał przypuszczeń przyjaciela. "Ktoś zadźgał go mieczem i zepchnął z klifu. Jak to może być nieosobiste?...
Kopaka wzruszył ramionami. "Nie wiem. To jest po prostu.. co, jeśli to nie było czymś, co Karzahni zrobił, tak bardzo jak on reprezentowało?...
"Zwariowani ludzie ze strasznymi maskami i naprawdę złymi zamiarami? Tak, już to widzę."
Zanim rozmowa mogła pójść trochę dalej, Kopaka uniósł rękę, by zasygnalizować ciszę. Coś poruszało się w lesie przed nimi. Lesovikk? Ktoś inny? Kopaka przygotował swoją moc na atak.
Nic nie mogło przygotować obu Toa na to, co zdarzył się potem. Krzyk przedostał się przez ich umysły, krzyk złożony z czystej agonii i czegoś więcej... kompletnego szoku. Umysłowy krzyk był tak potężnym ciosem, że Toa spadli z wierzchowców, rękami zakrywając receptory słuchowe. To nie wróżyło nic dobrego. Wrzask nie był fizyczny, ale telepatyczny i to z obrazem, którego żaden Toa nigdy by nie zapomniał.
Kiedy to w końcu ucichło, Kopaka wstał. Zanim Pohatu mógł go zatrzymać, popędził do lasu. Kiedy Toa Kamienia dotarł do niego, zauważył, że Kopaka był otoczony jak coś, co wyglądało jak kawałki szkarłatnej żelatyny. Pohatu spojrzał wokół i zobaczył to samo na setkach jardów.
"Czy to-?"
Kopaka pokiwał głową. "Nawet, jeśli dobrze nie pamiętam opisów, umysłowy atak mówi wszystko. To jest Tren Krom."
Oczy Pohatu poszerzyły się. "Tren Krom? "Spojrzysz na niego i oszalejesz, stworzony, by podtrzymywać Wszechświat, Tren Krom? Co mogło sprawić,... że... on?"
Kopaka nie odpowiedział. Tren Krom posiadał moc podobną do Karzahni. Ale ktoś, albo coś zniszczyło go na kawałki i nie zostawiło żadnych wskazówek. To była na pewno zbrodnia, którą mógł wykonać Toa Powietrza, ale jednej rzeczy nie. Był telepatyczny obraz wysłany do umysłu Kopaki, który nie wskazywał na Lesovikka. To był wyraźny obraz jednej rzeczy.
Czerwonej Gwiazdy.
Część 3
Kopaka I Pohatu stali w lesie, patrząc na zwłoki Tren Kroma. Kiedyś najmocniejsza istota we wszechświecie Matoran, teraz Tren Krom był tylko skrawkami rozsypanymi na listowiu, bardzo niepokojąco wyglądające i był nie tylko jeden powód, dlaczego.
„Zastanawiam się, kto będzie następny,” powiedział Pohatu.
„O czym ty mówisz?” zapytał Kopaka.
„Nie rozumiesz? Najpierw Karzahni, teraz Tren Krom... jest w tym jakiś szlak. Istoty o wielkiej mocy, umierające jedna po drugiej. „
„Dwie śmierci bez żadnego szlaku,” odpowiedział Toa Nuva Lodu. „Dwa bardzo różne miejsca, dwa sposoby uśmiercenia... Przyznam się, że zastanawiam się, czy Lesovikk nie zabił Tren Kroma, ale nie mam pojęcia, dlaczego miałby to zrobić.”
Pohatu kiwnął głową. „Lesovikk go nie zabił. Przynajmniej tak myślę. Lesovikk był zły na Karzahniego, przez zemstę, ale przez to nie oszalał. Ktokolwiek to zrobił... powiedzmy, że był czystszy sposób pozbycia się Tren Kroma.”
Kopaka przykucnął, aby zbadać zwłoki. „To prawda. Do tego jeszcze dochodzi pytanie, kto zbliżył się tak blisko Tren Kroma, aby to zrobić? Jego umysł był tak silny, że mógł wyczuć inny umysł nawet na dużą odległość, jak ja to rozumiem.
„Może ktoś, komu ufał?” zapytał Pohatu.
Kopaka wstał i popatrzył dookoła lasu. Wydawał się represyjnie stały. „Wątpię, aby ufał wielu, jeśli w ogóle komuś ufał. Ale pomyśl: powinien być fizycznie ograniczony do jego własnej wyspy w naszym starym wszechświecie, nie mogąc się przemieszczać. Ale kiedy Zakon Mata Nui próbował go odzyskać, zniknął. Następnie dowiadujemy się, że jest tutaj, nieżywy.
„Zakon... Myślisz, że oni --„
Pytanie Pohatu było przerwane przez odgłos dochodzący z góry. Ktoś lub coś było w drzewach. Pohatu nie mógł dojrzeć tego dokładnie, ale cokolwiek to było, miało duże skrzydła.
„Mogę?” zapytał Kopakę.
„Proszę,” powiedział Toa Lodu. „Niektóre rzeczy umiem zrobić sam.”
Kopaka wezwał swoje elementarne moce i rzucił podmuch mrozu na istotę w drzewach. Miało to zamrozić skrzydła intruza i zesłać go prosto na ziemię.
Pohatu patrzył jak, nowy nabytek próbował wstać. To coś rzeczywiście miało skrzydła z łuskami wraz z dość długimi ramionami i nogami. Miało także na sobie maskę Kanohi i ognisty miecz, który wypadł z rąk tej istoty, gdy spadła na ziemię. Więc, nie pochodzi ze Spherus Magna, pomyślał Pohatu, to jeden z naszych.
„Kim jesteś?” zapytał Kopaka. „Dlaczego nas szpiegowałeś?”
„Nikogo nie szpiegowałem,” dyszał obcy. „Polowałem.”
„Podobnie, jak nie zabiłeś tu Tren Kroma?” Powiedział Pohatu.
Istota potrząsnęła głową. „Nie zabiłem go... ktoś inny to zrobił. Ale odszedł, nie jedząc niczego, więc jedzenie jest teraz moje.
„Kto odszedł? Kto go zabił?” zapytał Kopkaka.
„Próbowałem zobaczyć,” powiedziała istota. „Ale ten ktoś wiedział, że jestem w pobliżu. Wyjący wiatr zwalił mnie z mojego miejsca oglądania i złamałem sobie wiele kończyn o drzewa. Poleciałem w znów niebo, ale już go nie było.”
„Zbadałem okolicę,’ powiedział Pohatu. „Nie widziałem żadnych śladów pochodzących z lub prowadzących do tego miejsca.”
„Gdybym był jednym z was, uwierzylibyście,” powiedziała z goryczą istota. „Jednak przypuszczam, że prawda jest mi tak obca jak moja obecność wam.”
Pohatu spojrzał na Kopakę, potem znów na istotę. „Jak masz na imię?”
„Jeśli byłby ktoś, kto by nazywał mnie po imieniu, brzmiałoby Gaardus. Ale to było dawno temu, kiedy jeszcze mieszkałem w pewnym Koro. Teraz jestem tym, co widzicie.”
„Byłeś... Matoraninem?” zapytał Kopaka, próbując usunąć niedowierzanie ze swojego głosu.
Gaardus otrząsną się z pozostałych fragmentów lodu na jego skrzydłach i stanął na nogach. „Wymawiasz tę nazwę, jakby miała jakiś honor przyczepiony do niej. Tak, byłem Matoraninem. Miałem dom, pracę, życie. Wtedy zostałem porwany przez bandę moich braci, którzy zostali wygnani za zbrodnie tak bardzo okrutne, że aż boję się o nich wspomnieć. Byli Duchami Nynrah, znienawidzeni i bojący się samych siebie.”
„Słyszałem o Nynrah,” powiedział Kopkaka. ”Mistrzowie wyrobu broni.”
„I tacy byli,” odpowiedział Gaardus. Wzdrygnął się, jakby wspomnienia przynosiły mu ból. „Próbowali stworzyć żywą broń... Ja jestem faktem ich dzieła. Ale byłem dla nich zbyt sprytny... i polowałem... aż dotąd, gdy ani jeden z nich nie pozostał.”
Pohatu był oszołomiony. Jaki Matoranin mógł zmutować jednego z własnego gatunku? Jak inni Nynrah mogli na to pozwolić? Czy mieli tak wielką obsesję na punkcie tajności ich kultury, że żadnemu z nich nie przyszło do głowy, żeby przysłać Toa, aby powstrzymali wygnańców od zrobienia czegoś tak okropnego?
„Wydostałeś się jakoś z robota,” powiedział Pohatu. „Może z Rahi, aby nikt cię nie zauważył. Wydaje mi się, że byłeś już dawno dobry w ukrywaniu się. Wtedy udałeś się najdalej na północ, z dala od twoich... od Matoran.”
„Chciałem uciec od gniewu,” odparł Gaardus. „Ale on i tak przyszedł za mną do tego spokojnego miejsca.”
Kopaka nie mógł poradzić nic na to, że czuł żal do tragicznej istoty przed nim. Ale zdarzyły się dwa morderstwa, które musiały być wyjaśnione i nie było czasu na naprawienie błędów z przeszłości. Może, kiedy to wszystko się skończy...
„Co widziałeś? Opowiedz nam o wszystkim,” powiedział.
„Ten, którego nazywacie Tren Krom, pojawił się w lesie znikąd,” zaczął Gaardus, mówiąc powoli i wyraźnie. „Był... zmieszany. Mógł się poruszać, ale niedaleko i bardzo wolno. Miałem go upolować, ale jego umysł dotknął mojego i to bolało. Wtedy... był jeszcze ktoś inny i zobaczyłem gwiazdę i...”
„Czekaj!” powiedział Kopaka. „Widziałeś gwiazdę? Jaką gwiazdę?”
„Czerwoną gwiazdę,” odpowiedział Gaardus, jakby odpowiedź była oczywista. „Widziałem ją w moim umyśle.”
Kopaka był zaintrygowany. On też widział obraz czerwonej gwiazdy, progazowaną telepatycznie przez Tren Kroma w chwili jego śmierci. Ta gwiazda krążyła nad wyspą Mata Nui, w czasach, gdy Kopaka i reszta Toa przybyli po raz pierwszy na Mata Nui. Potem dowiedzieli się, że gwiazda była swego rodzaju rakietą, która pozwalała robotowi Mata Nui odpychać się od planet grawitacyjnych. Nie była to prawdziwa gwiazda, lecz silnik. Nic z tego nie wyjaśniło, dlaczego Tren Krom myślał o tym tak intensywnie w tak tragicznej chwili.
„Nie myślałem o gwieździe tak długo,” Gaardus kontynuował. „Od czasu śmierci Nynrah. Gwiazda jest powodem, dlaczego byłem tak długo w wiosce Nynrah po mojej ucieczce. Teraz zastanawiam się, czy to, na co czekałem jest tam w górze, nie na dole między wodami i lądem.”
Kopaka popatrzył do góry. Gwiazda była teraz na niebie, nad Spherus Magna, i była tam od chwili, gdy robot Mata Nui znalazł się na planecie. Z roawalonym robotem, gwiazda jest bezużyteczna. Ale dalej wisiała pośród innych gwiazd na niebie, czekając i czekając na wezwanie, które nigdy do niej niedojdzie.
„Gdybysmy tylko mogli tam dotrzeć...” powiedział Kopaka, bardziej do siebie niż do kogoś innego.
„Nie będzie łatwo tam dotrzeć,” powiedział Gaardus.
„Nie będzie łatwo dotrzeć tam, gdzie my chcemy dotrzeć,” powiedział Pohatu. „Nie ma znaczenia, kto, bo żaden z nas nie ma odpowiedniego uzbrojebia do latania w kosmosie.”
Gaardus patrzył w ziemię przez dłuższy czas. Wtedy powiedział, bardzo cicho, „Mogę was tam podrzucić. Ale nie chcę tam wracać. Nikt nigdy nie chce.”
„Jak chcesz nas tam zabrać?” zapytał Kopaka.
„Zostałem zbudowany, aby być myśliwym,” powiedział Gaardus. „a myśliwy powraca do miejsc, które są bogate w zdobycz. Gdziekolwiek byłem, mogę tam powrócić... nawet w takie miejsce jak to.”
„Więc podrzuć nas tam,” powiedział Kopaka.
„Yyy, Kopaka?” powiedział Pohatu. „Mogę na chwilę?”
Toa Lodu i Kamienia oddalili się o parę stóp od Gaardusa i zaczęli rozmawiać niskim tonem. „Czy naprawdę chcesz, aby to skrzydlate coś prowadziło? Co jeśli on nienawidzi Toa bardziej niż Matoran?”
„Masz lepszy pomysł? Tren Krom użył ostatnich sekund swojego życia aby powiedzieć nam o gwieździe... albo nas ostrzec. Tam na górze jest coś, co jest związane z jego śmiercią. Musimy się dowiedzieć, co to takiego.”
„Dobrze,” powiedział Pohatu. „Ale to nie pierwszy raz, gdy zastanawiam się, czy masz dobrze założoną Kanohi na twarzy.”
Dwoje Toa odwrócili się do Gaardusa.
„I szybko, zanim jeden z nas zmieni zdanie, a mianowicie ja", dodał Pohatu.
Jeśli Gaardus pomyślał, że obydwoje oszaleli, nie widział powodu do odzywania się. Podszedł tylko do nich, rozszerzył swoje skrzydła, a następnie złożył je wokół dwóch bohaterów. I w tym momencie, wszyscy troje zniknęli.
Poahtu nie wiedział, czego się spodziewać – nigdy przedtem nie był wewnątrz „gwiazdy”. Gdy Gaardus otworzył swoje skrzydła i cofnął się, Toa Kamienia popatrzył dookoła. Był w środku kulistego korytarza. Ściany przypominały miksturę metalu i organicznej tkanki, Pohatu myślał, że tak wygląda wnętrze Toa. Hartując się, wyciągnął rękę i dotknął powierzchni. Tkanka zarówno jak metal były zimne jak lód.
Przynajmniej nie jestem wewnątrz czegoś żywego, pomyślał. Jakoś miałem już tego dość.
„Kampania.” powiedział pod nosem Kopaka.
Pohatu popatrzył na korytarz. Trzy małe istoty obdziane w fioletowo-czrną zbroję zaczęły się zbliżać w ich kierunku. Było w nich coś dziwnie znajmego, jakby Pohatu słuszał juz o nich pzredtem, ale niemógł sobie przypomnieć, kiedy. Gdy istoty zobaczyły dwóch Toa i jego skrzydlatego towarzysza, zaczęły się bardzo niepokoić.
„Co wy tutaj robicie?” zapytała jedna z istot . Musicie wrócić. Musicie natychmist wrócić.”
„Nie.” powiedziała druga istota. „Nie pamiętasz, co się stało ostatnim razem. Nie chcieli wrócić i wtedy musieliśmy --„
Trzecia istota wtrąciła się, pokazując na Gaardusa. „On już tu raz był. On był ostatni. On musi wiedzieć dlaczego nikt nie może iść.”
„Ale popatrz na nich!” powiesział pierwszy z nich. „Musi znów działać, inaczej nie było by ich tutaj?”
Reszta przestała, jakby zgodzili się z ich przyjacielem. Ten, który rozpoznał Gaardusa, kiwnął głową, mówiąc, „Ale jeśli to nie działa, musimy się ich pozbyć, tak jak innych?”
Wszystkie trzy istoty zrobiły ręcznie groźnie wyglądające bronie. „Naturalnie,” powiedział pierwszy. „Jak inaczej mamy to zrobić dobrze?”
Ostatnio zmieniony przez Filo dnia Pią 12:52, 11 Lis 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Pią 12:49, 11 Lis 2011 |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|