Autor |
Wiadomość |
Derry
Dawny Moderator
Dołączył: 20 Sty 2006
Posty: 1542
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
[Fan Fic] O Matoranie, który nie miał przeszłości. |
|
Niedługo, opowieść o jednym z członków Bractwa, którego imię juz znacie (patrz mój nick). Oparty w krótce na wielu wydarzeniach z BIONICLE.
Prolog
| | Wielu członków Zakonu Mata Nui mówi, że Wielki Duch został stworzony, aby zapewnić równowagę w Świecie Matoran. Prawda jest jednak taka, że równowaga istniała zawsze i Wielkie Istoty od samego początku tworzyły stworzenia na zasadzie kontrastu- tak było na pewno w przypadku Matoran.
Istnieli Matoranie Światła i Matoranie Cienia. Wiele niezamieszkałych lądów było skupiskiem dzikich Rahi, na których eksperymentowali Twórcy czy Artakha, więc Matoranie na początku zamieszkiwali jeden ląd znany większości jako po prostu Wielki Kontynent- potem oczywiście jak wszyscy wiecie, Matoranie Światła przenieśli się do Karda Nui podczas gdy nas pozostała garstka- niestety… świat wszystko koryguje (a raczej jego mieszkańcy). Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego Zakon działa w tak wielkiej tajemnicy? Po to żeby chronić Ducha? Czy po to, aby zapewnić bezpieczeństwo sprawiedliwym i uchronić ich od sił „zła” (jak to nazywają)? Prawda jest taka, że są tajniakami dlatego, żeby ukryć czyny jakich dokonali. Podczas, gdy nas oskarża się o okrucieństwo, sabotaż i nieuczciwą walkę, członkowie Zakonu dopuścili się o wiele więcej niegodziwych czynów- i nadal to robią. Weźmy na przykład ostatnie wydarzenia na odległej wyspie Voya Nui. Istota imieniem Brutaka wydawała się być zaufanym i jednym z najlepiej wyszkolonych członków… niestety nie wytrzymała żądzy władzy i ruszyła z mieczem na swojego niegdyś przyjaciela, aby zdobyć Kanohi Ignika. Nasza organizacja dawno już przejrzała na oczy i wykształciła się do tego stopnia, aby odróżniać to, co „korzystne” i to, co „niepotrzebne”. Minęło wiele lat odkąd przestaliśmy działać pod przykrywką Wielkiego Ducha spełniając jego wszelkie zachcianki i nazywać go „swoim bratem”, podczas gdy Matoranie pełnymi garściami gotowi byli zabić się za jego wolę. O tak… doprowadził do tego jeden z nielicznych, jeden z niewielu myślących członków naszego ugrupowania- miał na imię Teridax.
Stoję teraz naprzeciwko kryształowej skały wypełnionej Mrokiem wpatrując się w głębie kolorów i przeplatającej się Ciemną esencją. Postanowiłem spisać tą historię podobnie jak mój przyjaciel Mutran- teraz mamy tak mało do roboty…
|
Notatki część pierwsza
| | Data: 6.000 lat przed WK
Miejsce: Wielki Kontynent
Notka: …Tabula Rasa
Nie na darmo nazwałem powyżej Mutrana przyjacielem. Co prawda wiele czasu spędzał z Chiroxem (którego mimo wszystko nie trawiłem za jego wszelkie i często nieudane dążenie do porównywania swoich Rahi z Mutranem) to tworzylismy zgrany zespół. Makuta ten stacjonował w mojej krainie od wieki wieków, a ja spędzając czas pośród Matoran Światła i Cienie podziwiałem jego zdolności. Często przecierałem oczy zza maski aby dobrze przyjrzeć się szybującej po niebie esencji Makuty- zielono czarnej smudze dymu, która po chwili przyjmowała kształt i wyłaniała się postać niezwykle potężna. Mutran stacjonował w wielu miejscach poczynając od Valmai a kończąc na podziemnych jaskiniach. Pewnego dnia jednak coś się stało… Mutran nie przybył (tak mi się przynajmniej wydawało). Matoranie organizowali jedno ze swoich świąt- dzień imion. Nie miałem ochoty spotykać się na forum i dyskutować o zasługach moim pobrateńców- zawsze mnie to denerwowało. Wybrałem się na spacer wędrując pośród polan dookoła Vlamai. Skręcając na lewo w głąb lasu usłyszałem za sobą dziwni dźwięk „Szuu-szuuuu-Szuu”. Wydawało mi się, jakby jakiś Husi szybowały w powietrzu (zaraz, przecież Husi nie latają!). Obejrzałem się kilka razy dookoła siebie po czym dopiero po kilku sekundach spostrzegłem ciemny kształt na niebie.
Wyglądało to mniej więcej tak, jakby jakiś czarny wór z zagiętymi pazurami jak szpony Muaki zbliżał się do mnie z ogromną prędkościom. Zdążyłem tylko poprawić maskę, kiedy już szybowałem w przestworzach (że co?). Z głupią miną wpatrywałem się w idealnie wyżłobione pazury istoty, które owinęły się na moim ramieniu. Przez chwilę wydawało mi się, że skądś je znam (no dalej, przypomnij sobie!) ale jakoś nie mogłem skojarzyć… można powiedzieć, że dumałem w chmurach.
(No dalej, myśl durny Matoranie, przecież to nie może być Rahi- znasz się na nich)
-M-Mutran?- wyszeptałem ochrypłym głosem. Maska Biomechanicznej istoty przekręciła się automatycznie wydając przy tym ciche „Bzzyy” pokazując ostre, czerwone oczy. Wykrzywiłem twarz widząc mojego „idola” z tak bliska. Makuta szybkim ruchem przekręcił łeb po czym powiedział dość głośno, lecz jakby z lekkim niepokojem w głosie (czyżby się czegoś obawiał?) (Nie wiem, nie pytaj mnie, właśnie lecę!)
-Nie bój się, już niedługo będziemy na miejscu.
|
Notatki Część Druga
| | Data: 6.000 lat przed WK
Miejsce: Destral
Notka: Jedyny? Nie, to niemożliwe.
-….wściekły… dobrze wiesz, jak reaguje na… ci kark!
-Decyzja podjęta-ęta-ęta… możesz zostać-ostać… decydujesz, twoja sprawa.
-Dobrze-obrze, pójdę z tobąąą…
-Obudził….?
-Ech…- Westchnąłem budząc się na zimnej posadzce. Dookoła czułem odór, którego źródła nie udało mi się zidentyfikować oraz wilgoć. Pomieszczenie wydawało się nie mieć końca, wszystko było ciemne, wypełnione zieloną substancją a przede mną stały ze 4 postacie
(hej, obudź się, jesteś pewien że jest ich czwórka?)
Dopiero po tej myśli uświadomiłem sobie, że to tylko dwie istoty. Jedna z nich trzymała się za głowę i jakby nerwowo kręciła nogą. Druga miała założoną rękę na rękę i w prawie bojowej pozycji przyglądała się tej drugiej. Kiedy usiadłem oboje zwrócili w moją stronę swoje twarze. Wydawało się, że nosili maski. Wśród nich rozpoznałem zakłopotanego Mutrana i innego Makutę, który był pełen wielkiego i ciężkiego pancerze. Mutran, kiwnął głową na swojego kompana i tamten opuścił pomieszczenie, praktycznie znikając w ciemności.
-Gdzie ja jestem?- zapytałem przecierając oczy. Głowa mi pulsowała.
-Nic ci nie będzie. Pamiętasz co się stało? – powiedział i przekrzywił głowę, nie zmieniając kamiennego wyrazu twarzy.
- potrzebujemy cię… właściwie twoją wiedzę o Rahi. Wybacz nie komfortowy transport- odrzekł i wykrzywił wagi w uśmiechu.
Patrzyłem na niego przez chwilę po czym odparłem- Makuta… czego możecie ode mnie oczekiwać? To wy przecież specjalizujecie się w Rahi, ja jestem tylko zwykłym Matoranem, który uczy się od was, który ma cząstkową wiedzę….
-Dobrze. Porozmawiamy o tym potem. Teraz wstań i chodź do mnie, musimy się pospieszyć.
Mroczna istota złapała mnie za ramię i wyciągnęła z pomieszczenia. Ledwo dotykałem posadzki stopami, bo ten ciągnął mnie z taką szybkością, że nawet nie zdążyłem zaprotestować. Po chwili znaleźliśmy się po za pokojem i weszliśmy do o wiele jaśniejszej Sali wypełnionej Świetlistymi Kamieniami. Wystrój był bogaty, na ścianach znajdowało się wiele przedziwnych pism zapisanych w staro -matorańskim dialekcie oraz wiele innych ozdób, na które nie miałem w tym momencie czasu zwrócić uwagi.
-Czemu tak się spieszymy?- Spytałem ledwo łapiąc powietrze. Starożytna istota nie odpowiedział. Z jednej strony czułem strach z powodu mrocznego klimatu pomieszczenia a drugiej strony ogromną fascynację sytuacją. Mutran powiedział „potrzebujemy cię”. Co przez to rozumiał?
Okazało się, że sala, do której mnie wprowadził była zaledwie krótkim korytarzem. Na jego końcu Makuta stanął i westchnął, po czym spojrzał na mnie.
- Teraz proszę cię abyś tu został. Na chwilę obecną to jedyne bezpieczne miejsce.
-Ale…- Nie dokończyłem, bo Mutran otworzył kamienne drzwi i wszedł do środka. Kątem oka zobaczyłem, że w środku jest pełno innych postaci, które szepczą, rozmawiają, niektórzy klaszczą a inni jeszcze oburzają się. „Buum!”- zamknęły się kamienne wrota, których nie próbowałem nawet otworzyć.
W tym momencie zdałem sobie sprawę, co tak naprawdę się stało. Siedzę zamknięty w czterech ścianach przed ogromnymi kamiennym włazem. Poczułem się nagle ogromnie opuszczony… sam nie wiem dlaczego. Może w powodu przebiegu zdarzeń? Nie miałem szczególnych powodów aby sprzeciwiać się Makuta, byli to w końcu obrońcy. Poczułem się smutno, gdy spojrzałem na kamienne wrota… gdy przeszło mi przez myśl, że w pewnym momencie mojego życia będę musiał stanąć przed własnym przeznaczeniem; że drzwi są swego rodzaju początkiem czegoś nowego. Jak spełnię swoją powinność wobec Wielkiego Ducha? Czy zostaną Toa? Czy Mata Nui ześle mi wielki dar, pozwoli mi oficjalnie pełnić rolę stróża… a może pozostanę rzemieślnikiem jak większość Matoran z mojego terenu…. Całe życie spędzę na powtarzających się schematach czy beztrosko podróżując po krainach. Na przykład Takua- Matoranin który nic w swym życiu nie osiągnął i za pewne nie osiągnie… nigdy nie zostanie Toa ani nie spełni ważnej roli we wszechświecie. Ja czułem taką potrzebę.
Przeszedłem się po ciemno niebieskim pomieszczeniu, na którym widniały legendy. Jedna z nich przedstawiała dwa różne symbole, jeśli dobrze się orientuję- światło, było to światło i cień. Potem, nieco poniżej dwa tajemnicze znaki zaczęły na siebie nachodzić, po czym zbiegły się w jeden. Napis głosił „A światło i cień staną się całością”, poniżej brama i promienie. Nie rozumiałem symboliki tego tekstu (wtedy). Na następnych ścianach było nieco więcej wyżłobionych rysunków- byko-podobne Rahi uciekające z jakiegoś lądu, istota o skręcanej masce trzymająca niezidentyfikowane narzędzie, walcząca z drugą, nieco wyższą i wydawałoby się „tą dobrą” a na środku dziwny obiekt i podpis „Maska Kreacji”. Na samej górze dwie zakapturzone postacie niosące muszlę, od której promieniowały wielkim blaskiem promienie. Obok nich coś na wzór trapezu równoramiennego, z którego unosiły się kłęby dymu. Podpis głosił „Na straży wielkiej tajemnicy”. Patrząc tak po ścianach tych przedziwnych rumów, zobaczyłem na górze, raczej na środku, otwór w ścianie. Wydawał się głęboki i chyba bez problemu wspiąłbym się tam. Pozostawiłem wielkie legendy i podszedłem do prostokątnego otworu. Z łatwością wszedłem na górę, po czym dostrzegłem, że jest to swego rodzaju szyb wentylacyjny. Okazało się to istnym labiryntem a ja musiałem się jakoś wydostać (Czy była to potrzeba wyjścia na wolność? Czy może zwykła ciekowość). Postanowiłem skręcić na lewo w stronę dziwnych odgłosów brzmiących jakby ktoś uderzał w bęben. Podszedłem nieco dalej i na końcu tunelu zobaczyłem poziome kraty. Były one jednak zbyt wąskie, żeby się przez nie przedostać.
To, co wtedy zobaczyłem, zdumiało mnie bardzo. Po raz pierwszy widziałem tak ogromne skupisko Makuta. Wszyscy stali w ogromnej wręcz Sali, rozmawiali ze sobą, wymachiwali narzędziami i przekrzykiwali się na wzajem. Mutran wraz z inną, niewidzianą wcześniej przeze mnie postacią stali nieco z tyłu wychylając głowy, aby zobaczyć głównego zainteresowanego. Był nim pancerny Makuta, który wydawałoby się przemawiał do reszty. (Czy to nie jego widziałeś, jak rozmawiał z Mutranem?) (Hmm…może?)
Wtem do pomieszczenia weszła inna postać, o tak, tą dobrze znałem z opowieści- Miserix- władca Bractwa.
Czy to właśnie czekało cię za ścianą? Czy to miał być początek nowego życia. Jeśli tak… nadal nie mogłem zrozumieć jego sensu.
|
Notatki część Trzecia
| | Data: 6.000 lat przed WK
Miejsce: Destral
Notka: Czy na pewno chodziło ci oto? Pewnie, że nie
Przyglądałem się wszystkiemu. Władca Bractwa podszedł do pancernego i warknął
- Zdrada. Gorzej! - głupota. Jeśli twój plan ci się powiedzie, stawką będzie życie wszechświata.
- To ryzyko – odrzekł drugi, strzepując pył z pancerza, - które jestem gotowy podjąć.
- A jak uda ci się zaatakować Wielkiego Ducha? - zadrwił Miserix. - Swoją mroczną ręką? Garstką Rahkshi? Jesteś robakiem w oczach Mata Nui... i moich.
Wtedy stało się coś bardzo niesłychanego, gdybym mógł to zapewne bym podskoczył. Pancerny skoczył przez komnatę i złapał Miserixa za gardło. Cisnął liderem o jedną ścianę, potem o drugą, wreszcie cisnął nim o posadzkę. Zanim Miserix zareagować, poczuł ostrze na gardle.
- Jesteś przeżytkiem - wydyszał. - Ten świat należy do silnych, a twój status mocy czyni cię słabym. -To zdanie utkwiło mi w pamięci.
Miserix schwycił ostrze, przewodząc przez nie strumień błyskawic, który odrzucił tamtego.
- Bezczelny robak! - krzyknął, wstając. - Poprowadzisz Bractwo do zniszczenia i rozpadu!
- Poprowadzę je... do wszechwładzy - odparł. - Wszechwładzy, która prawnie należy do nas. - odwrócił się do reszty zgromadzonych Makuta. - Pozostawiam wam wybór... za kim chcecie podążać.
Kilku niezwłocznie przeszli na jego stronę. Za nimi wielu pozostałych. Spojrzałem na Mutrana i dostrzegłem, że ten waha się przez chwilę. Tylko mała garstka Makuta pozostała przy Miserixie. Potem już nikt…- Obejmuję władzę nad Bractwem poprzez wolę Zgromadzenia - powiedział opancerzony - Plan zostanie wykonany. A moim pierwszym aktem władzy... skazuję ciebie, Miserixie, na śmierć. Krika, Spiriah, czyńcie honory.
Miserix, oszołomiony i wściekły, spojrzał na zgromadzonych Makuta.
- Wy głupcy, zadzieracie z porządkiem całego wszechświata. A ten... ten maniak poprowadzi was wprost ku bramom śmierci!
Dawny lider spojrzał hardo w czerwone oczy przeciwnika.
- To nie koniec, Teridax. Zabij mnie, roznieś moje szczątki stąd do Metru Nui... ale któregoś dnia zostanę pomszczony.
Teridax, bo tak jak odkryłem nazywała się ta postać, nakazał kilku pozostałym wyprowadzić lidera z komnaty a Mutrana i jego przyjaciela wziął na bok. Szybko wyszedłem z szybu i stanąłem w korytarzu legend, żeby tylko nikt nie zauważył, co takiego zrobiłem. Patrzyłem się w pustą przestrzeń słysząc jak Makuta rozmawiają między sobą coraz bardziej nerwowo. Po niespełna piętnastu minutach, Mutran wszedł do komnaty z nieokreśloną miną, możliwe oszołomiony i stanął przede mną.
-Czytałeś legendy…-wymamrotał. Kiwnąłem głową. Mutran zrobił krok do przodu i wskazał na zauważone przeze mnie dwa symbole. –To… wiesz co ona oznacza?- spytał.
-… wydaje mi się, że te znaki to „światło i cień”. Skrzyżowanie ich wydaje się być połączeniem tych dwóch żywiołów.- odparłem niepewnie.
Mutran uśmiechnął się i spojrzał mi głęboko w oczy swoimi, martwymi, prawie niewidocznymi ślepiami. Nie można było określić co czuje.
-Właśnie dlatego jesteś nam potrzebny.
-Co tam się stało? Słyszałem hałasy- skłamałem.
Mutran chyba przełknął ślinę (za pewne chciał to ukryć), wyprostował się i odrzekł – Zgromadzenie… reformy i takie tam. Nic istotnego.
(Jesteś przeżytkiem. Ten świat należy do silnych, a twój status mocy czyni cię słabym)
-Rozumiem…
(….Ten świat należy do silnych.) (Przestań!!)
-Pozwolisz ze mną?- spytał i poklepał mnie po plecach.
(….Jesteś przeży…)
-Jeśli sądzisz, że się przydam- z wielką przyjemnością pomogę.
|
Notatki część czwarta
| | Data: 6.000 lat przed WK
Miejsce: Destral
Notka: Mam być twoją zabawką?
Mutran trzymał w ręku zwój pergaminowy i coś na nim pisał. Stał przy kamiennym stole wpatrując się w wielki papier. Koło niego Chirox i Spiriah (których przed chwilą poznałem). Od początku pobytu tutaj nie odezwali się ani słowem oprócz gestu powitalnego. Wydawało mi się, że porozumiewają się telepatycznie (może nie chcą, żebym wiedział, o czym rozmawiają?).
-Dobrze… wprowadź ją.- Powiedział Spiriah i Chirox wyszedł z pomieszczenia. Mutran spojrzał na mnie przez chwilę i podszedł. Siedziałem na drewnianym podeście i przerzucałem w rękach kolorowe kamienie przedstawiające Toa i Turaga. Spiriah spojrzał pytająco na Mutrana. Ten zamknął oczy i odparł krótko -Vortixx
Makuta zbliżył się do mnie i powiedział -Patrz.- wyciągnął swą orlą dłoń i przyłożył lekko do mojego ciała. Nagle poczułem jakby cała energia wypływała ze mnie… i analogicznie. Poczułem wręcz symbiozę, swego rodzaju połączenie z tym Makuta. Otworzyłem szeroko oczy, wyciągnąłem dłoń i przystawiłem do ciała Mutrana. Stało się to samo- wymiana energii. Moje głębokie oczy utkwiły na cienkich, ale podłużnych szparkach Mutrana.
(Czy o tym mówiłeś? To jest przeznaczenie?)
-O co w tym chodzi?- Spytałem
-Wiesz kim jesteś?- odpowiedział pytaniem.
-Sądzę, że tak. Matoraninem?
-Matoraninem Cienia.- dopowiedział.
-Czy jest w tym coś, co cię niepokoi?- zapytał tracąc cierpliwość.
Mutran spojrzał na mnie jak na idiotę. Jego oczy mówiły (oczy przecież nie mówią…) „nie rozumiesz? Jak możesz tego nie rozumieć?”
-Czego?- Spytałem na głos.
-Właśnie tego.- Zaśmiał się Makuta i popukał się po górnej części maski. –Jesteś jednym z nas. Jesteś jednym z nielicznych, być może obecnie jedynym.
Milczałem, czekałem aż ten powie coś jeszcze… i mówił.
-We wszechświecie występuje pewna schematyczność- Matoranie na Toa, Toa na Turaga i tak dalej.
-Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że … zostanę Toa?- powiedziałem bezmyślnie. Stojący i obserwujący nas Spiriah wydał krótki stłumiony śmiech.
-Ależ skąd. Chcę ci powiedzieć, że od teraz jesteś jednym z nas.
Patrzyłem się na niego. Jeden z nas? (nie udawaj idioty!) Matoranie, Toa, Toa, Turaga, Turaga…Toa… ale co ja mam z tym wspólnego? Czy chce mi powiedzieć… że mam zostać Makutą?
-Dokładnie.- Odparł Mutran.
-Co? Skąd wiedziałeś….- ale odpowiedź już znałem.
-Z takiego samego powodu co ty. Jesteśmy ze sobą połączeni- Matoranie Cienie i Makuta.
Spuściłem wzrok i spojrzałem na kamienie, które trzymałem w dłoni. Dopiero teraz dostrzegłem, że Turaga nie ma maski, jest karykaturą prawdziwego, mądrego wodza a Toa z pół przebitą zbroją ma rozwarte oczy i ślepo gapi się w przestrzeń. Podniosłem głowę.
-Makuta…-wyszeptałem. –Co z moim światem, co z moim życiem, co jeśli tamci zaczną się o mnie obawiać. To wszystko stało się tak szybko, jak to możliwe! Przybyłeś, porwałeś mnie, przyprowadziłeś tutaj… ja.. ja nie chcę! (Chceszzzz!!)
Makuta rozłożył dłonie i odsunął się, jakby chciał pokazać, że nie jest uzbrojony i nie chce mi zrobić krzywdy. Rozbawiło mnie to.
-Jak mówiłem, wybacz dyskomfort.
-Czy wy nadal bronicie świata?- Zapytałem zupełnie nieoczekiwanie.
Spiriah westchnął i zrobił dziwny ruch, który był czymś w stylu uniku. Mutran przekręcił głowę na prawo i lego i jego oczy pobiegły w kierunku sufitu.
-Tak.- Odrzekł Spiriah. –Po to jesteśmy.
Mutran spojrzał na mnie i pokiwał głową.
Wszystko to było zupełnie nieoczekiwanym dla mnie zabiegiem. W latach młodości, przy ognisku wraz z Turaga zbieraliśmy się i słuchaliśmy ich opowieści o przeznaczeniu. O tym, jak ważna jest praca w zespole, że każdy z nas ma jakiś los w życiu- a jest nim ochrona wielkiego Ducha.
(….Ten świat należy do silnych.)
Nasze rozmowy zazwyczaj opierały się oto, że należy składać cześć Wielkiemu Duchowi, że to go należy czcić, ofiarować dary i nawet ginąć w jego imię. Nie raz widziałem jak Mutran stacjonujący na wyspie przysłuchiwał się tym historią i z biegiem czasu coraz częściej odwracał się i szedł w inne miejsce. Może to nie Wielki Duch? (o czym ty mówisz?) Może to właśnie Makuta… oni mu służą. Nadzorują Matoran, tworzą Rahi, pomagają. A co robi Wielki Duch? On… JEST. Ale kto tak naprawdę jest naszym protektorem? Kto nas ochorni? Wielokrotnie widziałem jak wspomniany Takua- Matoran Światła na wielkim kontynencie podróżował po skalnych rzeźbach Valmai i o mało nie wpadał do rżącej lawy gdyby nie Makuta. To oni ratowali nam skórę, a my mimo to oddawaliśmy cześć komuś wyżej, komuś kto może nawet o nas zapomniał. Ten świat należy do silnych… do tych, którzy mają władzę i nie boją się jej użyć, do tych którzy…..
-Dobrze.- Zgodziłem się. –Jestem gotów.
Mutran nie pytał o więcej. Najwidoczniej prześwietlił mój umysł odkąd tu byłem. Do Sali wszedł Chirox a tuż za nim wyższa, smukła postać o podłużnych niebieskich oczach.
-Roodaka, rasa Vortixx- Powiedział krótko.
Potem już tylko sekundy. Nie zdążyłem nawet powiedzieć własnego imienia, kiedy Mutran szybkim susem zanurzył dłoń w czymś co przypominało kokon (skąd to się tu wzięło?) i wyciągnął fioletową poczwarę, która syczała i wywijała się na wszystkie strony. Za nim zdążyłem zaprotestować, Spiriah złapał mnie swoimi cienkimi szponiastymi pazurami, a Mutran włożył mi Kraata pod maskę, nie mogłem oddychać. Potem stało się coś jeszcze gorszego- wbił we mnie od zawsze podziwiane orle szpony i nastąpiła wymiana energii, tym razem ogromnie silna. Vortixx, którą ledwo widziałem, przez wijącą się kreaturę, wystrzeliła okrągły pocisk, zidentyfikowany przeze mnie jako Rhotuka, który trafił we mnie całą swoją mocą. Po tym.. była już tylko ciemność (ta, która tkwiła we mnie od zawsze).
(….Ten świat należy do silnych.)
(… Ty decydujesz…)
(…twój status mocy czyni cię słabym…)
|
Notatki część piąta
| | Data: 6.000 lat przed WK
Miejsce: Destral- labolatorium
Notka: Z tej ciszy coś zrodzić się może
Wilgoć, smród i dziwny dźwięk, dziwny dźwięk światła który często słyszy się w jakiś nowoczesnych, matorańskich sanatoriach. Pomieszczenie było niewiarygodnie małe, ciasne i nie wysokie. Gdy otworzyłem oczy, oślepił mnie blask długiej, podłużnej lampy na górze. Zasłoniłem twarz rękami. Gdy już odzyskałem orientację w terenie dostrzegłem swoje dłonie.. nie było to te same dłonie. Całe moje ramię, obłożone hebanowo- czarną zbroją i cienkie, ostro zakończone pazury. Poruszyłem nią… Spojrzałem na drugie ramie, to samo- kawały opływowego metalu i szpony. Szybko zerwałem się na nogi. Ku mojemu zdumieniu o mało nie walnąłem o sufit- byłem wyższy?
Tak, przynajmniej ze dwa razy. Stopy wykrzywione były do środka, a na samym dole wybijały się do przodu, pokrywały je ogromna, blaszana srebrna część, a cała noga ozdobiona była przeróżnymi przewodami i odkrytymi tkankami.
-A więc to nie sen…-wyszeptałem i usłyszałem własny głos bardziej wyraźniej, niż kiedykolwiek indziej. Dotknąłem twarzy. Nie miałem na sobie maski- cała moja głowa uległa okropnej deformacji, wszystkie rysy zaokrągliły się, twarz wydłużyła a z tyłu głowy wyrastała mi biologiczna część, coś na wzór ogona/płetwy. O tym mówiłem? Czy to nazwałem przeznaczeniem? Dałem się zmutować, po czym wylądowałem w klatce dla Rahi. Nie… tak nie powinno być. Niemniej jednak to, co zauważyłem bardzo mi imponowało. Postać, którą obecnie byłem wymagała respektu… była to prawdziwa zbroja wojownika.
Dopiero po niespełna kilku minutach doszło do mnie, że znajduję się w celi… bez krat. Śmiało podszedłem do wyjścia i całą siłą walnąłem w niewidzialną szybę.
-Argh..!!- zawyłem i o mało nie spadłem na ziemię. Położyłem obie ręce na szybkie i zacząłem walić w nie cała siłą. –Wypuście mnie! Natychmiast!
-Hej, wystarczy.- Powiedział głodnie kobiecy głos. Zza rogu wyłoniła się Vortixx. Dopiero teraz dostrzegłem, jak bardzo jest atrakcyjna. Każdy jej ruch wydawał się trwać wieczność a błękitne oczy wpatrywały się we mnie przez cały czas. Odsunąłem się od przeszkody i opuściłem ręcę. Xianka uśmiechnęła się po czym nacisnęła kilka przycisków przy mojej celi. Szyba w mgnieniu oka podniosła się do góry. Stałem tak przez kilka sekund wpatrując się w głębokie, ale jakże puste oczy jadowitej.
-Witaj w domu.- powiedziała po czym odwróciła się napięcie i ruszyła w przeciwną stronę. Wyszedłem jak najszybciej, żeby dorównać jej kroku.
-To.. co mi zrobiliście. Czy to jest bezpieczne? Czuję się dość nieswojo.
-Nie masz powodów do obaw. Transformacja przebiegła zgodnie z planem. Na sam początek, chciałabym, żebyś… witaj Pridak.- Powiedziała i skinęła ręką na sprzątającego nieopodal.
-… żebyś spotkał się z gospodarzem.
-„gospodarzem”?-
-dowódcą …- powiedziała wyraźnie akcentując.
Przeszliśmy do nowoczesnej Sali, w której korytarze rozchodziły się w dwóch kierunkach. Poszliśmy bez słowa na prawo
-Możesz mi powiedzieć, co się wczoraj stało? Czym były te krzyki i odgłosy walki?
Vortixx stanęła jakby oszołomiona. Jej oczy zrobiły się większe i mechanicznie zwróciła głowę na mnie.
-To… znaczy, że masz pamięć?- Spytała niedowierzanie.
-Jak najbardziej. Wiem, co stało się wczoraj, wiem co stało się przedwczoraj i jeszcze wcześniej i…
Xianka zaklęła. –Chodź… nic się nie da już zrobić.
Wprowadziła mnie do nowoczesnego pokoju, bogatego w stosy książek, kamienne biuro a na ścianie wisiało wiele narzędzi oraz masek.
Za biurkiem siedziała jakaś postać pisząc coś na kamiennej tablicy.
-Teridaxie- powiedziała Xianka.- Oto on…
- Zostaw nas samych.
Smukła postać wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Makuta wstał pokazując swą zbroję, pełną zadrapań, śladów walki.
Teiridax westchnął i podszedł do okna. Na zewnątrz panował mrok. Wszystko okrywała gęsta mgła a powietrze było filetowe.
-Dużo czasu minęło zanim zaczęliśmy rozumieć… sens naszego powołania.
Milczałem.
-Dużo czasu, zanim zdecydowaliśmy przestać się płaszczyć przed Mata Nui…-kontynuował- Mój drogi, ten świat należy do silnych.- powiedział po czym spojrzał mi w oczy. Jego ślepia były martwe, czerwone i puste. Widziałem w nich tylko głęboką wiarę we własne słowa.
-Widziałem cię wczoraj na zgromadzeniu- Powiedziałem.
Teridax zmarszczył brwi i prawie błyskawicznie odpowiedział
-widzę… że wiesz. Widzę to w twoim umyśle. Czy twoim zdaniem, to co widziałeś było słusznością?
I teraz poczułem o co w tym chodzi. Zrozumiałem jak bardzo zmieniło się moje nastawienie do równowagi wszechświata Matoran, jak bardzo przestałem wierzyć w moc Wielkiego Ducha. Moja wczorajsze przemyślenia o tym, że Mata Nui jest nikim innym jak istotą na pokaz, kimś kto jest a tak naprawdę nie istnieje, były… słuszne. Były tak samo słuszne, jak te do których doszedł Teridax i reszta Makuta na zgromadzeniu. Świat należy (a raczej powinien należeć) do tych, którzy mają moc. A ja, jeden z niewielu licznych- jak to określił Mutran- zostałem przez nich wybrany. Zostałem powołany, och tak.. Turaga nie kłamali, każdy ma swój los w życiu, jednak z całą pewnością nie jest nim sprzątanie po Mata Nui.
Pokiwałem głową.
-Tak, uważam, że tak.- Odparłem. Teridax ponownie odwrócił głowę i spojrzał w mroczną przestrzeń.
-Zostało was tak niewielu… Zakon Mata Nui zrobi wszystko, żeby wytępić wszystkich Matoran Cienia, którzy żyją na tym świecie. A wiesz dlaczego?
-Ponieważ się boją?
-Ponieważ się boją…-potwierdził Makuta.- ponieważ wiedzą dobrze, że nikt jak oni sami nie posprząta bałaganu pozostawionego po ich wielkim guru. Boją się, że Matoranie Cienia mogą stać się potężnymi istotami, których pradawne plemiona i czas twoich były przyjaciół okrzyknął mianem „Makuta”.
-Co w takim razie teraz będziemy robić?- Spytałem.
-My… tak my. Jednak, żeby być Makutą, nie wystarczy należeć do rasy. Trzeba się zasłużyć.- odparł poważnie. – Widzisz te maski? Były one noszone przez byłych naszych członków nie dość inteligentnych żeby wybrać dogodną pozycję… czy ty jesteś gotów do poświęceń?
-Zrobię wszystko.. żeby móc stanąć między wami.- powiedziałem i spuściłem głowę.
Teirdax podszedł do swojego arsenału broni i zdjął najwyżej położone narzędzie. Była to długa, mocno wygięta i ostro zakończona kosa.
-Należała do Makuty stacjonującego na terenie Artakhi.- Powiedział. – Teraz jest twoja. Witaj w Bractwie.- dodał i uśmiechnął się szorstko.
I tak to się zaczęło…
Data: 5.000 lat przed WK
Miejsce: Destral
Notka: Bo śmierć zapuka wkrótce
-Broń się!- Krzyknęła Lariska wykonując akrobacyjne ruchy w powietrzu. Zrobiłem z łatwością unik i odskoczyłem od wirującego dysku Kanoka. Mroczna Łowczyni wyjęła dwa ostre jak zęby Muaki sztylety i zeskoczyła z lewitujących dysków. Trzęsąc się jeszcze obróciłem w dłoni kosę, która odbiła atak. Lariska ponownie zrobiła salto i pojawiła się za mną. Odwróciwszy się błyskawicznie, schyliłem się i uderzyłem ją dolną częścią broni. Lariska upadła kilka metrów dalej i natychmiast wstała. Używając sztyletów zamachnęła się i rzuciła nimi. Nie zdążyłem zareagować. Jeden z nich wbił mi się w zbroję, a drugi przeleciał koło głowy. Warknąłem z bólu. Cienki strumień mrocznej energii wypłynął spod mojej zbroi .
-Nic ci nie jest!?- Krzyknęła Łowczyni i podbiegła.
Klęczałem na brązowym żwirze i przytrzymywałem pęknięty pancerz, z którego nie przestawała się sączyć mroczna esencja.
-Nic… mi nie jest, tylko…jestem nieco zaskoczony.- Odpowiedziałem przez zęby.
-Musisz nauczyć się zmiany kształtu. Opanowanie tego wcale nie jest trudne z tego co mi wiadomo. To coś w stylu wypuszczenia Nova Blast przez Toa o średnim stopniu doświadczenia.
-Dziwi mnie to, że esencja ze mnie wypływa… sądziłem, że zostałem obdarowany tylko zbroją.
-Jak widać zmutowali cię Shadow Kraata.- Odparła i poklepała mnie po ramieniu.
Były to czasy dobre. Mroczni Łowcy i Bractwo żyli w jako takiej zgodzie a ja codziennie spędzałem czas na próbnych walkach z Larską i Mrocznym Łowcą imieniem Ancient.. Intrygowała mnie ta postać… patrzył na mnie z nienawiścią i za każdym razem gdy podejmowałem z nim trening, ten powalał mnie na plecy. Z biegiem dni, poznałem coraz więcej członków mojego ugrupowania, w tym Krike i okropnie wybredną i agresywną Gorast. Wiele czasu minęło zanim otrzymałem od Bractwa pierwsze zdanie. Możecie mi wierzyć, był to moment przełomowy w moim życiu. Posłuchajcie tego…
|
Notatki część szósta
| |
Data: 5.000 lat przed WK
Miejsce: Gdzieś
Notka: Na końcu świata
Długo nie pisałem, ale nie wiedziałem jak się do tego zabrać. Tyle wspomnień do zebrania… tyle zatartych i niewyraźnych scen, które wydawały się trwać minuty, sekundy podczas gdy moja podróż trwała miesiące, może nawet lata- czas biegł wtedy zupełnie inaczej, jakby stał się bardziej… miękki.
Jestem nad morzem. Nie to nie morze. To jakiś zbiornik wodny, ale nie morze. Woda, unosi się. Nie, ona powinno płynąć, ale stoi w miejscu. Płynie. Jest czerwono czarna. Gdzie ja jestem? Gdzieś. Wszystko wydaje się obracać wolno, ale szybko bo obraz się zmienia. Skały, lasy, woda, góra… wieża. Duża, szeroka, biała. Metalowa. Ona nie ma znaczenia. Coś jest w wieży. Gdzie ona jest? Gdzieś. Woda jest w wieży. Coś jest w tej wodzie. Coś okrągłego, małego, pięknego. Metalowego. Wyłania się w wody jakby zawsze tam było. Góry, las, wieża, kula. Wyłania się. Jest niewielkie, jest skarbem. Jest na wysokości moich oczu. Otwiera się z każdej strony. Płynie światło. Nie, to mrok. Zaczyna się składać. Formuje się. Biorę ją. I płynę.
-Arghh!!!- warknąłem i zerwałem się na równe nogi. O mało nie uderzyłem głową o stalaktytowy sufit. Spałem w ciepłym pokoju w którego skład wchodziło kamienny blat służący mi za łóżko, kamienie, kamienie i kamienie. Przyłożyłem nową dłoń do nowej twarzy.
-Sen… a może wizja?- Zapytałem siebie.
Przez kilka minut siedziałem i tępym wzrokiem wpatrywałem się w przestrzeń. Czym była ta mała rzecz i dlaczego sen był taki… wyraźny.
-Wszystko to wina transformacji…- dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że powiedziałem to na głos.
Jak to możliwe, że moje życie zmieniło się zaledwie w kilkanaście dni? Od miesięcy i lat trenują z Larską i innymi Mrocznymi Łowcami, jakbym od początku był Makutą. Wszystko działo się tak szybko… Bractwo dopuściło się zdrady a ja nie protestowałem. No i Rodaka… czyżby chciała żebym nie miał wspomnień? Przecież pamiętam kim byłem… Wszystko to jednak staje się rozmyte, niewyraźne. Mam wrażenie, jakby to co działo się kiedyś już dawno przeminęło, było tylko słowami a nie historią prawdziwą.
Gdy wyszedłem ze swojej komnaty, wszyscy wydawali się być nieco zaniepokojeni. Chirox szedł zamyślony nad jakąś kamienną tabliczką, Gorast krzyczała na jakiegoś niskiego Matorana, Rodaka stała i kiwała głową, podczas gdy jakiś nieznany mi Makuta tłumaczył jej coś. Przez korytarz przebiegł jakiś czteronożny mutant i wpadł do jakiejś komnaty, zatrzaskując za sobą drewnianą płytę. Nagle spostrzegłem Makute Kojola (niezbyt ciekawą postać, wręcz przeciwnie) stojącego na balkonie i z dziwnym uśmieszkiem wpatrującego się w niebo.
-Co się dzieje?- zapytałem.
Kojol spojrzał na mnie, oczy mu błysnęły.
-Nic nie wiesz co? Znalazłem… skarb.- rzucił i uśmiechnął się jeszcze szczerzej. –Maska Światła, Teridax chce ją mieć.
-Co to takiego?
-Nazywa się Avokhi i podobno stworzono ją w Arthace... Przynoszę dobrze wieści, a Mutran oczywiście ma pretensje! Jestem gotowy, do ataku, poprowadzę ich na wyspę i …..
Dalej go już nie słuchałem. Cały czas myślałem o mojej małej okrągłej kulce. Teridax zajęty jest przygotowywaniem ataku na Artakhę, Roodaka zapewne będzie mu towarzyszyła. Z tego co usłyszałem, grają o dość dużą stawkę, jaką jest Kanohi o zupełnie przeciwnej mocy… niech sobie walczą. Niech ją zdobędą, tam gdzieś-kiedyś istnieje inny skarb otoczony żelazną, białą wieżą i metalicznym jeziorem protodermis…
Z uśmiechem i szaleńczą fascynacją minąłem zajętych Makuta i udałem się do biblioteki, na dział ksiąg zakazanych…
Czyżbym tracił zmysły?
~Makuta_Shadow__Karda Nui, bez odbioru… <?>
|
Notatki część siódma
| |
Data: 5.000 lat przed WK
Miejsce: Biblioteka
Notka: Jest tam kto?
Mutran przez cały wieczór tłumaczył mi gdzie mogą, a gdzie nie mogę iść. Pokazał mi tunele, kręte korytarze, wskazał tysiące mikstur i Rahi, które należy nakarmić, a od których należy trzymać się z daleka. Czemu ja..?
Oprócz mnie w bazie został jeszcze Vamprah, pochłonięty polowaniem, Lariska, która szykowała się do powrotu na Odinę, Krika z Bitilem, zajęci testowaniem owado-podobnych stworzeń na zewnątrz oraz kilku bezimiennych trenujących wykorzystanie Cienia w otoczeniu. Nauka żywiołu należy do jednej z najprostszych rzeczy jakiej przyszło mi się uczyć, można porównać to do nauki czytania. Na początku uczysz się od innych, potem sam poznajesz a na końcu, sam wykorzystujesz. Z Cieniem jest tak samo. Ukrywanie się i ataki z zaskoczenia były dla mnie najłatwiejsze, dlatego wśród nauczycieli (w skład których wchodziła Lariska, sztywny Ancient oraz niekiedy Mutran) nazywany byłem Shadow (z wyjątkiem Icaraxa, który nazywał mnie „Słabym Rahi”), podobało mi się.
Pusta baza Destral wygląda jak jakiś nawiedzony przez zmutowane Protodites zamek, często spotykany w starożytnych powieściach Matoran. Mijając sale treningową, laboratorium oraz komnaty kilku członków, skręciłem do biblioteki. Było to jedne z miejsc do których Mutran zabronił mi wchodzić. Pomieszczenie wydawało się niewyobrażalnie duże, z ogromnymi półkami, pełnymi kamiennych tablic, zwojów oraz ksiąg. Postanowiłem skręcić w najmniej oświetlony korytarz nad którym widniał dumny napis „KSIĘGI ZAKAZANE- Wstęp tylko dla członków laboratorium i starożytnych”. Panowała tu cisza. Stanąłem przed wielką, lekko krzywą, drewnianą półką na której znajdowało się około trzystu ksiąg, pięćdziesięciu zwojów i kilka połamanych tablic. Nagle poczułem dziwnie kłucie w głowie. Warknąłem lekko i wróciłem do przeglądania. Nagle ból powrócił, nasilił się a potem podwoił. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i straciłem równowagę. Uderzyłem torsem o półkę, z której spadła księga i po chwili odzyskałem panowanie nad sobą. Usiadłem na drewnianym blacie i kilka razy nabrałem powietrza.
-Jak cię znajdę?- zapytałem myśląc o tajemniczym śnie. Przeczesanie tego wszystkie zajęłoby mi około pięciu dni, kiedy ja nie mam nawet jednego. Teridax i jego armia powinna wrócić do jutra ze swoją zdobyczą a jak ktoś znajdzie mnie tutaj na dziale ksiąg zakazanych… Wstałem i poniosłem książkę. Już miałem ją odłożyć, gdy na jej grzbiecie znalazłem coś bardzo interesującego:
O Sinqul- mity starożytnych światów O
Gdy przyjrzałem się bardziej „O” dostrzegłem, że nie są to litery, lecz… okręgi- dwu wymiarowa wersja skarbu z mojego snu. Szarpnąłem książkę i spojrzałem na okładkę. Była stara, zniszczona, zrobiona z dziwnego materiały. Na środku ktoś wyrzeźbił większą wersje kuli. Widać było na niej nacięcia, każde skręcające pod kątem dziewięćdziesięciu stopni. Dotknąłem księgi i otworzyłem ją. W lewym dolnym rogu drugiej strony, w staromatorańskim języku było napisane „Dla Tennehera, bohatera, który udowodnił mi wszystko.” Tennehera? Nie byłem pewien. Może Tennirha? Lub.. Tenira. Nieważne. Przewróciłem stronę. Ku moim oczom pokazały się wyblakłe strony, a na nich naniesiony cienki, lekko zakrzywiony druk. Czytanie sprawiało mi duży problem, bo wszystko napisane było w języki nieistniejącym od kilku tysięcy lat. To, co jednak udało mi się wyłapać, było zaskakujące.. Słuchajcie...
|
Notki część ósma
| | Data: 5.000 lat przed Wielkim Kataklizmem
Miejsce: Brak
Notka: Cytat z księgi „Sinqul- mity starożytnych światów”
„ Kiedy świat był jeszcze młody, Wielkie Istoty poszukiwały miejsc na ukrycie swych skarbów. Jednym z nich był wulkan Valmai, rzucony pośród pustkowia Wielkiego Kontynentu. W nim właśnie wędrowcy ukryli potężną Maskę Życia. Kolejny artefakt, mocą równy masce albo i silniejszy, zwano Kamień Sinqul, imieniem Wędrowca, który go do świata powołał, a nosił w sobie moc przemożną. Zawiła jego konstrukcja składała się ze stopni sześciu, z czego kazdy podzielon naokół kamienia na kolejnych sześć element. Miejsce dlań wybrano na lądzie przedziwnym, o kształtach iście geometrycznych. Ci co ląd widzieli, pomarli lat temu tysiące, ale ze słów przezeń pozostawion badacz wywnioskuje, iż wyspa owa nie istniała wcześniej, jak w czasie wojny Karazhani i Dartaki. Powiadają, iż wznosi się tam wieża do nieba wysoka, bije zeń światło jaśniejsze ode dwu słońc, na tle nieba o kolorze owocu granatu, i bezkresu oceanu. Kamień umieszczon w wieży jakoby najniżej, umoczon i szczelnie zamknion, pilnowan przez braci naszych najmilszych. Podobnież prócz Braci żyją tam kreatury zamknione w zbrojach mechanicznych. Skrzydła złote mają, które nie są organiczne. Włócznie dzierżą, których ostrze jest jasną energią, tak jasną jak sama wieża. Stoją oni niby posągi i na w dół zmierzających czyhają.
Ten, kto Sinqul dzierży, moc na Braci i niejeden raz zapomni jak zatoczy koło, które jest jego życiem. Będzie władał je nie znając wieży, nie znając Braci, nie znając Sinqul.
Bo ten, kto nie widzi radości z podróżowania jest ślepcem.”
Przez długi czas wpatrywałem się w słowa zapisane w księdze. Tekst był równie tajemniczy, jak dedykacja. Nie wyjaśniał do końca, czym był owy „kamień”, jak go nazywał autor. Gdzie jest wyspa o „kształtach iście geometrycznych”? Kim są „bracia”? Mimo tajemnicy, która okrywała mój Sinqul, wszystko zaczynało się powoli układać. Nie, może to zbyt pochopne stwierdzenie. To jak spojrzenie na obrazek, z którego należy ułożyć puzzle. Znasz schemat, ale dobór elementów to już zupełnie inna sprawa. Od czasów gdy nasz kochany, sprzątający Pridak przestał być kochanym, sprzątającym Pridakiem i zaczął przejmować wyspy, jedną po drugiej, aż w końcu poprowadził armię do ataku na Wielkiego Ducha, Teridax snuje swoje szalone plany przejęcia kontroli nad Mata Nui. Niech snuje…
Moja nowa zabawa zaczęła nabierać rumieńców i stała się obsesją. Poczekam, pomyślę… Popytam. Tylko od czego zacząć? Autora księgi raczej nie znajdę, pewnie jakieś trzy tysiące lat temu jego zwłoki stały się wspaniałym obiadem Muaka. Bardziej realne byłoby znalezienie owego Tennehera czy Tenira. Chyba powinienem się martwić, że tracę zmysły. Ale się nie martwię. To coś jak zaproszenie. „Hej, chcesz się pobawić?”
Tak, chcę. Naprawdę bardzo, bardzo chcę. |
DALSZA CZĘŚĆ HISTORI NA DRUGIEJ STRONIE POD TYM LINKIEM
Ostatnio zmieniony przez Derry dnia Nie 12:10, 30 Lis 2008, w całości zmieniany 14 razy
|
|
Sob 12:33, 19 Kwi 2008 |
|
|
|
|
SejfMan
Dołączył: 31 Mar 2007
Posty: 2499
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chojnice
|
|
|
|
Uuu... wiedziałem, że ty napiszesz coś wspaniałego Oby tak dalej.
|
|
Sob 12:42, 19 Kwi 2008 |
|
|
DD
Dołączył: 23 Gru 2006
Posty: 3797
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: się bierze dyfrakcja światła?
|
|
|
|
"Prawda żalezy od punktu widzenia"
Niezłe, naprawde fajne. Kroniki Mutrana jako wzorzec? Nienajgorszy pomysł.
|
|
Sob 13:51, 19 Kwi 2008 |
|
|
Nivawk Nuva
Dawny Administrator
Dołączył: 07 Maj 2006
Posty: 520
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Bionicle nie miało tego FFowego klimatu od dawien dawna... Fakt, że dawno nie czytałem tekstów od Nupara. Ale z drugiej strony, nikt już nie robi takich; solidnie wykonanych, bez ortuf "lodów" może niezupełnie bez... i z sensem. Teraz należy cierpliwie czekać na akcji rozwój i rozdziałów siępojawienie.
|
|
Sob 16:37, 19 Kwi 2008 |
|
|
Karmazynowy Król
Dawny Moderator
Dołączył: 22 Gru 2006
Posty: 1546
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 4/5
|
|
|
|
Mojego nie czytałeś, NN ;p.
Ładny FF, prolog trochę krótki, ale zgrabnie napisany. Pojedyncze błędy, ale ogólnie prawie niezauważalne. Trzeba poczekać aż akcja się rozwidnie, ale zapowiada się naprawdę dobrze.
~Tenir
|
|
Sob 16:42, 19 Kwi 2008 |
|
|
Derry
Dawny Moderator
Dołączył: 20 Sty 2006
Posty: 1542
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Z okazji tego, że prolog i Notatki cz. 1 tworzą logiczną całość, to zapodam je dziś. Ale ludzie... dajcie komentarze: krytykujcie, podziwiajcie, PYTAJCIE, snujcie domysły, byle nie SPAMujecie, ale piszcie.
|
|
Sob 17:14, 19 Kwi 2008 |
|
|
SejfMan
Dołączył: 31 Mar 2007
Posty: 2499
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chojnice
|
|
|
|
Gdyby nie te głupie dopiski w nawiasach byłoby świetnie. Czasem fabuła się trochę miesza. 8/10.
|
|
Sob 18:09, 19 Kwi 2008 |
|
|
Derry
Dawny Moderator
Dołączył: 20 Sty 2006
Posty: 1542
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
| | Gdyby nie te głupie dopiski w nawiasach byłoby świetnie. Czasem fabuła się trochę miesza. 8/10. |
Głupie? To jest styl Stephena Kinga, trochę zgapiłem, ale uznałem to za fajny pomysł.
Kilka info:
-W tym FF'ie pominięty zostanie ogromn kawał z historii Shadow'a, wszystko skupi się na początkach legendy.
-Wprowadzony zostanie wątek MIserixa vs. Teridaxa i zmienne uczucia Shadow'a w stosunku do sytuacji.
-Po tym FF'ie zabieram się za coś w stylu Trillera osadzonego w Matorańskim świecie. Opowiadać będzie o więźniach złapanych przez Vahki, których coś łączy... ale o tym jeszcze póóóóóźniej.
Ostatnio zmieniony przez Derry dnia Sob 18:40, 19 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Sob 18:15, 19 Kwi 2008 |
|
|
DD
Dołączył: 23 Gru 2006
Posty: 3797
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: się bierze dyfrakcja światła?
|
|
|
|
[quote="MADShadow"] | |
-Po tym FF'ie zabieram się za coś w stylu Trillera osadzonego w Matorańskim świecie. Opowiadać będzie o więźniach złapanych przez Vahi, których coś łączy... ale o tym jeszcze póóóóóźniej. |
Matoran złapała maska czasu...zabójcze
A ff niezły, lecz 2 cz. słabsza.
VahKi, sorry literówka ;].
|
|
Sob 18:18, 19 Kwi 2008 |
|
|
Karmazynowy Król
Dawny Moderator
Dołączył: 22 Gru 2006
Posty: 1546
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 4/5
|
|
|
|
Te dopiski nie pasują . king opisywał wydarzenia rzeczywiste. Gdyby Shadow rzeczywiście w tym momencie leciał dopisek "(Nie pytaj mnie bo właśnie lecę!)" byłby jak najbardziej na miejscy, ale tak nie jest w w chwili gdy Shadow to pisze na pewno nie unosi się w powietrzu i doskonale wie co się za chwilę stanie bo już to przeżył. Tak to jest z pamiętnikami .
Ogólnie fajnie, ale jest kilka nieścisłości i gdzie - nie gdzie akcja za szybko przeskakuje. Niech Ci będzie 8/10. Podoba mi się klimat .
~Tenir
|
|
Sob 18:21, 19 Kwi 2008 |
|
|
Tahtorak
Dawny Moderator
Dołączył: 23 Sty 2007
Posty: 929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Opowieść ciekawa. Z oceną poczekam, bo jak na razie troche za mało.
Ale i tak mi się podoba Ma w sobie klimat Bionicle, jak zauważył NN.
Ostatnio zmieniony przez Tahtorak dnia Sob 19:27, 19 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Sob 19:27, 19 Kwi 2008 |
|
|
Lokisyn
Administrator
Dołączył: 20 Wrz 2007
Posty: 2203
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Tenir, NN nie skomentuje Twojego ffa bo Tobą gardzi.
Nie rób z siebie idioty - NN
Tak, to ja na każdym kroku okazuję swą niechęć do Tenira za to że powiedział nam że BIONICLE są głupie i uciekł na jakiś czas.
Tak jak powiedział Tenir, dopiski nie pasują. Fan fic ciekawy, fajny styl. Za to co teraz napisałeś (kolejno):
10/10
9/10
Ostatnio zmieniony przez Lokisyn dnia Sob 22:04, 19 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Sob 19:34, 19 Kwi 2008 |
|
|
Nivawk Nuva
Dawny Administrator
Dołączył: 07 Maj 2006
Posty: 520
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Whoa. Matoranin wzruszony Makuta Mutranem, podziwiający go, przy tym nielubiący imprez publicznych (AFAIC rzadko się u Matoran introwertycy zdarzają). Wybitne i klimatyczne, niestety bardzo przeszkadzają błędy w składni oraz stylistyce, a także treści w nawiasach jakby żywcem wyjęte z FFa jakiegoś n00ba. Pseudosuspenseowe zakończenie, które jakbym już gdzieś widział, nie psuje na szczęście klimatu pierwszych dwu akapitów.
|
|
Sob 21:37, 19 Kwi 2008 |
|
|
Derry
Dawny Moderator
Dołączył: 20 Sty 2006
Posty: 1542
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Kolejna część notatek, tym razem dłuższa. Proszę o ocenkę.
|
|
Nie 7:36, 20 Kwi 2008 |
|
|
Takanui
Dołączył: 14 Sie 2007
Posty: 1803
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Fajne opowiadania, a jest tak dużo ciekawych rzeczy, to mój post byłby dłuższy od twojego pierwszego posta (joke, ale jest naprawdę parę fajnych rzeczy). - 9/10.
|
|
Nie 19:09, 20 Kwi 2008 |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|