Autor |
Wiadomość |
Nuparu2
Dawny Administrator
Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 2178
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
[Fan-Fick] Historia Phantoma |
|
Najkrótszy z moich fan-ficów, ale bardzo go lubię.
Aby zobaczyć mój MOCek Phantoma wejdźcie TU
| | Wyspa Nynrah, dom cudownej technologii i wspaniałych rzemieślników. Dom słynnych Duchów z Nynrah, o ironio - sław, których tak naprawdę nikt nie widział. Ich zdolności rzemieślnicze przekraczały zdolności Vortixx i niemal dorównywały ludziom Artakhi.
Duchy z Nynrah nie czuły się jednak bezpiecznie. Zaawansowana technologia to nie wszystko, jeśli chodzi o obronę swego domu. Potrzebowali bohatera, który mógłby im pomóc.
Wkrótce nadarzyła się okazja. Rzemieślnicy wybrali jednego ze swoich, aby poddać go eksperymentom i stworzyć dla siebie bohatera, gotowego bronić ich przed niebezpieczeństwem.
Fe-Matoran imieniem Niakone zgodził się wziąć udział w eksperymencie. Został zabrany do warsztatów i zaczęto przymierzać mu zbroję.
- Sugeruję dodać tu repulsory – powiedział jeden z techników.
- Pozostawcie miejsce na osłony nóg! – uprzedził inny.
- Zawartość protostali w pazurach 17%? – zapytał jeszcze następny. – Za mało! Podbijać do osiemdziesięciu!
Niakone słuchał tego bez słowa sprzeciwu. Choć w sumie nie mógł mówić, gdyż został uśpiony na czas zkładania mu zbroi. Czuł, jak jego ciało zostaje po kawałku obłożone materiałami, aż w końcu na zewnątrz pozostała tylko jego głowa w Kanohi Miru.
- Teraz – powiedział jeden z rzemieślników, unosząc srebrną igłę, - czas na nasz ostatni element.
Wbił igłę w ramię Niakone, wzbudzając u Matorana dreszcz krótkiego bólu. Niakone nie wiedział, co się kryje wewnątrz fiolki przyczepionej do igły.
Nagle targnął nim wstrząs. Głowa opadła mu do tyłu, dostał drgawek. Fe-Matoranie obserwowali to z niepokojem, czy pancerz Matorana wytrzyma, albowiem nie spodziewali się takiej reakcji. Niakone miotał się na linkach, na których był uniesiony, starając się pozbyć paskudnego uczucia, że maszyny stapiają się z jego ciałem… Wreszcie po krótkiej chwili zemdlał.
Obudził się jakieś pół godziny potem, choć wydawało mu się, że minęła zaledwie minuta. Leżał na czymś w rodzaju metalowego stołu, w oczy świeciły mu mocne lampy. Na prawo od niego ktoś coś mówił.
- Okropność… Nie spodziewałem się takiej gwałtownej reakcji na protodermis energetyczne.
- Straszny wypadek, straszny – ktoś potwierdził z boku.
- Musimy mu zapewnić stałą opiekę – wtrącił głos z lewej strony.
- Tak, wieści o tym eksperymencie nie mogą się wydostać dalej – dodał ktoś z naciskiem.
Niakone chciał się podnieść, ale nie mógł. Obrócił głowę w prawo, lecz nie mógł dostrzec, kto stoi przy konsoli.
- „Cholera, chciałbym coś dojrzeć” – pomyślał.
Wtem nagle jego oko wykonało najazd niczym teleobiektyw i ujrzał grupę Matoran stojących blisko niego. Szarpnął się w lewo, szybko jednak żałując – wciąż miał „zoom” w oczach i zobaczył z bliska lampkę. Jęknął i zakrył oczy dłonią, widząc doskonale jej zarys.
Matoranie najwyraźniej go usłyszeli, bo ktoś powiedział:
- Jest przytomny!
- Niemożliwe – odparł głos z lewej. – Przy takiej dawce środka nasennego powinien spać do jutra!
- Lepiej podajmy mu szybko nową dawkę.
- Odmawiam. Nie wiemy, jak zareaguje jego organizm.
- Może mi ktoś powie, co się ze mną dzieje? – zapytał Niakone, odpychając wiszącego nad nim Matorana. Poczuł, że znów ma władzę w mięśniach, więc podniósł się – i brzdęknął w nisko wiszącą lampę. Opadł z powrotem z krótkim „Ouf!”, a Matorańscy naukowcy opadli go jak muchy padlinę.
- Jak się czujesz, Niakone? – zapytał jeden z nich.
- Głowa mnie boli, ale to od tego brzdęknięcia.
- Masz jakieś sensacje, jakby pod skórą?
- Nie, żadnych.
- To dobrze – odezwał się inny Matoran. – To oznacza, że mięśnie i tkanka przyjęły się. Eksperyment się udał.
- Mogę wstać? – zapytał niepewnie Niakone.
- Tak, wstań – pozwolił mu Matoran, podnosząc wyżej lampę.
Niakone podniósł się w górę… i w górę… i w górę. Teraz miał dobre dwa Bio wzrostu, był wyższy od Toa. Pomacał twarz – Kanohi Miru pozostała niezmieniona, może tylko jej krawędzie wydawały się ostrzejsze.
- Macie tu lustro? – zapytał.
- Mamy, ale nastaw się na szok – uprzedził go Fe-Matoran na prawo i poprowadził do lustra na ścianie tego, co okazało się salą leczniczą.
Niakone zobaczył swoje odbicie w lustrze. Ogólnie rzecz biorąc, nie było tak źle. Miał srebrny pancerz na piersi i rękach, a ciemnoszary na nogach. Jego Miru pozostało srebrne, za to oczy zrobiły czerwone. Na dłoniach i stopach pojawiły się pazury. Obrócił się: plecy niewiele różniły się od pleców Toa, których widział. W sumie, to nawet się sobie podobał.
- Z Ducha z Nynrah – powiedział, opierając dłoń na lustrze, - w bohatera z Nynrah. Całkiem nieźle, jak na jeden dzień pracy.
Matoranie uśmiechali się, choć Niakone widział w nich coś sztucznego. Matoran, który odmówił ponownego uśpienia poprowadził go na zewnątrz; jednak zanim zamknęły się drzwi, usłyszał, jak jeden z lekarzy westchnął:
- Mata Nui, co myśmy uczynili?
***
Niakone siedział w swoim laboratorium na wyspie Odina i raz jeszcze począł myśleć, co właściwie Duchy z Nynrah zobaczyły w eksperymencie, że zdecydowały się go przerwać. Niakone został opuszczony przez swoich byłych przyjaciół, wywieziony gdzieś daleko, niby na trening i porzucony. Matoran, z którym popłynął, jak się dowiedział, został wkrótce zabity, aby nie wyjawić nikomu położenia Niakone. Wszelako jednak, ktoś się dowiedział. Wysoki, czarno-żółty osobnik wraz z ochroną pojawił się na maleńkiej wyspie i złożył mu propozycję współpracy. Niakone się zgodził.
Przywieziony na Odinę, został poddany treningowi. Tam odkrył, że oprócz teleskopowego wzroku posiada również umiejętność ograniczonego lotu, jest bardzo silny i potrafi czasowo stawać się niewidzialny. To zdecydowało o wyborze jego nowego imienia: Phantom.
The Shadowed One, bo tak nazywał się lider Mrocznych Łowców, przyjął go z otwartymi ramionami i od razu posłał na pierwszą misję. Miał zdobyć pewien artefakt i przywieźć go na Odinę. Udało mu się, ale The Shadowed One nie był do końca zadowolony. Miał pewne przeczucie, które przerodziło się w pewność po innych misjach, które polegały na eliminacji celu. Phantom nie za bardzo garnął się do tej pracy. The Shadowed One odkrył w nim poważną słabość dla kogoś w branży Łowców: sumienie. Tak więc Phantom okazał się bronią na chude lata i od tamtej pory The Shadowed One bardzo rzadko wysyłał go na misję.
Dla byłego Fe-Matorana i Ducha z Nynrah brak dostępu do technologii był jak brak wody i jedzenia. W tajemnicy przed The Shadowed One zbudował zatem laboratorium, mieszczące się pod dnem morza Odiny, dokładnie – między klifami a Wybrzeżem Nidhiki. Tam już nie sięgała mentalna władza The Shadowed One. Phantom wymykał się potajemnie i znikał tam na całe godziny. Oczywiście z czasem The Shadowed One nabrał podejrzeń. Phantom poświęcił więc kilka dni i zbudował dziesiątki egzemplarzy broni (albo raczej: ulepszeń) i podarowywał je The Shadowed One, mówiąc, że z nudów wyrusza na misje grabieżcze. The Shadowed One najwyraźniej połknął haczyk. Phantom uznał, że to z niewiedzy, że można zbudować takie rzeczy z kawałków złomu po urządzeniach treningowych.
Wszelako Phantomowi dokuczała samotność. Tułał się od kwatery do laboratorium i czasem nie miał już ręki, aby po coś sięgnąć. Zbudował zatem, kosztem paru skradzionych części, sztuczne ręce montowane na plecach. To jednak nie było to. Jego laboratorium było za duże. Potrzebował pomocnika.
Na żadnego z Łowców nie mógł liczyć. Nie było tu dosyć osobników o podobnej mu naturze. No, może Mimic, ale on zbyt rzadko przebywał na Odinie. Phantom pozbierał zatem po cichu części – korpus od jakiegoś Rahi, miotacz skradziony z Nynrah, do którego dorobił ostrze, głowę i nogi Rahkshi i wkrótce miał wymarzonego pomocnika. Niewysoki, bo mierzący ledwie półtora metra robot służył mu bardzo dobrze i rzadko się psuł. Z biegiem czasu Phantom coraz bardziej o niego dbał, aż stał się on jego jedynym zaufanym przyjacielem. Często rozmawiał do późna, a potem zostawiał w laboratorium, wyłączonego. Wprawdziw robot nie miał ani fotowokodera, ani żadnego innego urządzenia dźwiękowego, ale bardzo dobrze go rozumiał. |
| | Naturalnie, byli i tacy, którzy wykorzystywali w sumie niewinnego Łowcę. Niektórzy czasem oferowali mu spore sumy za usprawnienie ich broni i pancerzy, kosztem nawet kar od The Shadowed One. Lariska, na przykład, poprosiła o zmienienie parametrów jej ramienia, aby było lżejsze i miało krótszy czas reakcji. Z kolei Ravager dostał od niego wzmocnioną wersję tarczy, która pozwalała mu pokonywać wrogów; teraz mogła wytrzymać więcej.
W końcu musiał jednak nadejść ktoś, kto przemocą wedrze się w egzystencję Phantoma. Wiele lat po jego przybyciu, znajdował się w laboratorium, kończąc projekt broni, nad którą pracował na wyspie. Wiedział, że Vortixx masowo produkuje je na Xii, ale ta miała być lżejsza, dostosowana do rąk Matorana.
- Podaj mi klucz, dobrze? – poprosił robota, wystawiając rękę. Czarna maszyna wzięła klucz z szafki i podała swemu panu. Uśmiechnął się do robota i przykręcił śruby. Broń była prawie gotowa.
Wtem, ku jego zdumieniu, drzwi się otworzyły. Odwrócił się, zasłaniając wyrzutnię. Do środka wszedł Spinner – jak zwykle otoczony trującymi oparami. Phantom do dziś miał kaszel, odkąd Spinner zażądał od niego uskutecznienia swojego hełmu. Spoglądał na laboratorium swoimi oczyma ze spiralnym wzorem, ukrytymi za zielonym metalem i żółtymi szkiełkami.
- Skąd się tu wziąłeś? – zapytał Phantom, wstając z krzesła. Robot schował się za nim.
Spinner wszedł niespiesznie do środka. Obejrzał wnętrze: ciemnoszare konsole i szafki ustawione pod jasnopomarańczowymi ścianami ze skał.
- Ale masz tu przytulnie – powiedział z lekką ironią. – Prawie że jak… - przeciągnął pazurami po ścianie, pozostawiając trzy długie ślady. - …w trumnie.
- Czego chcesz, Spinner? – zapytał niechętnie Phantom. Postanowił nie pytać, skąd Spinner wie o tym pokoju. – Znasz zasady. Spotkaj się na plaży, zostaw zamówienie, a ja ci je przyniosę, gdy już je skończę. A może hełm ci znów nawala?
- Mam zamówienie specjalne – odparł Spinner, obchodząc stół i podchodząc bliżej. – Guardian został wysłany na misję. Skarbiec The Shadowed One jest słabo chroniony, a jest w nim coś, co chcę odzyskać.
- Część łupu, której nie chciałeś oddać The Shadowed One i za to cię ukarał?
- Bardzo dowcipny jesteś, zachęćmy cię jednak do poważnej rozmowy – powiedział Spinner i wyciągnął jedną ze swoich włóczni. Zaczął demolować konsolę na prawo.
- Przestań! Przestań! – zawołał Spinner, łapiąc go za rękę. – Dlaczego to robisz?
- Dlaczego? – uśmiech rozciągnął Spinnerowi twarz, gdy odtrącił Phantoma. – Powiem ci, dlaczego. Choć nie zwykłem się tłumaczyć przed takimi jak ty. Masz sumienie. To niezbyt szczęśliwa cecha w tej branży. Bez gróźb, jestem tego pewien, nie podejmiesz się zadania.
Podniósł Phantoma, cisnął nim o drzwi i wziął robota do ręki, przystawiając mu pazury do głowy.
- Więc jak? Pomożesz mi? Czy mam zobaczyć, jaki kolor ma jego jednostka sterująca?
Phantom wstał z podłogi i rzekł:
- Niech ci będzie. Pomogę ci. Co chcesz, żebym zrobił?
Spinner uśmiechnął się i puścił robota, który zwalił się na podłogę.
- Plan jest prosty. Skonstruuj trochę towaru, który pozwoli nam przebić się do skarbca. Potem pójdziesz ze mną – jako zabezpieczenie, na wypadek gdyby twoje cudeńka nie działały – nachylił się nad niższym o głowę Łowcą. – Jeśli mnie zawiedziesz, The Shadowed One będzie miał dodatkowy pokój w swojej fortecy.
Szturchając Phantoma na bok, Spinner opuścił komnatę. Phantom opadł z powrotem na krzesło.
- Co za Łowca – mruknął, sprawdzając, czy robot nie doznał uszkodzeń.
***
Na noc The Shadowed One zarządzał powrót wszystkich jednostek do fortecy, na wypadek próby ataku. Phantom spał w swojej celi, kiedy usłyszał głos pod drzwiami:
- Rusz się, rzemieślniku. Już czas.
Wstał i spojrzał: w kratowanym okienku pojawiła się twarz Spinnera.
- Wreszcie, koniec czekania – mruknął, stając na nogi. Wyciągnął sztuczne ramiona z ukrytego schowka w ścianie pod łóżkiem i założył na siebie.
- Ty znasz drogę – powiedział do Spinnera, - więc prowadź.
- Nie mów mi, że nigdy nie byłeś w skarbcu.
- Nie miałem takiego szczęścia.
- Trudno, prowadzę – Spinner odwrócił się i poszedł korytarzem, pokrytym takim samym żółtopomarańczowym pyłem, co ściany laboratorium Phantoma. W miejscu pochodni żarzyły się żółte kryształki światła. Poruszali się cicho korytarzem, uważając na okazyjne przechodzących strażników – Smoków Hordika. Spinner zręcznie oszukiwał zastawione pułapki na nieostrożnych Łowców. Phantom podążał za nim krok w krok.
Niestety, przez lata zwinnego przekradania się u byłego Toa Powietrza wyrobił się samozachwyt – coś, czego zdecydowanie nie potrzebujesz, gdy skradasz się nocą do skarbca jednej z najgroźniejszych istot świata. Zza rogu wyszedł jeden ze Smoków. Phantom natychmiast stał się niewidzialny, ale Spinner nie chował się, nawet się nie schylił. Polegając zbytnio na broni Phantoma i swoich umiejętnościach, po prostu wyjął miotacz i wystrzelił w stronę Smoka. Strażnik uskoczył na bok i rzucił się na niego, na pazurach wszystkich czterech rąk zajaśniały iskry. Phantom, nie wychodząc z niewidzialności, doskoczył do niego i wbił mu jeden z manipulatorów w twarz. Smok zatoczył się, a wówczas Spinner ogłuszył go ciężką włócznią.
- Pamiętasz Tyranta? – zapytał Phantom.
- Pewnie.
- Wiesz, co się z nim stało?
- Mhm. The Shadowed One wrzucił go do morza.
- Wiesz, dlaczego tak się stało?
- Nie?
- Przez jego pychę. Teraz zapamiętaj dobrze, to co zrobiłeś i nie rób tego więcej.
Wiedział, że tym tekstem może zrujnować całą operację, ale nie mógł się powstrzymać. Dodał więc, aby Spinner nie zdążył sobie wziąć tego zbytni do serca:
- Więc, którędy do skarbca?
- Głęboko pod powierzchnią. Przed nami jeszcze dwa piętra, więc idziemy. Nie ociągaj się.
Phantom zdusił w sobie czekającą na końcu języka ripostę. Musiał być ostrożny. Nie chciał stracić swojego asystenta.
Pierwsze piętro minęli bez problemu. Na drugim o mało nie wpadli na kolejnego Smoka, ale przeszli niezauważeni. Wreszcie znaleźli się u drzwi skarbca. Była to okrągła płyta z protostali, zamówiona u Vortixx i poprawiona u Duchów z Nynrah. Phantom od razu poznał technologię swej rodzinnej wyspy. Zadanie nagle wydało mu się dziecinnie łatwe.
- No? – zapytał nagląco Spinner. – Otwierasz?
- Zaczekaj chwilę – powiedział Phantom. Nie chciał po sobie pokazać, że mógł je otworzyć trzema ruchami ręki, więc rozpłaszczył ucho na drzwiach i zaczął eksperymentalnie obracać rączką zamka. Idea polegała na tym, że drzwi otwierały się, gdy natrafiło się na właściwą kombinację wszystkich elementów. Duchy z Nynrah znały pewną sztuczkę, która pozwalała im otworzyć swoje własne wyroby. Mimo to Phanom przez chwilę wykonał kilka bezużytecznych gestów i wreszcie uczynił te trzy najważniejsze. Drzwi odsunęły się, skrzypiąc lekko. Spinner doskoczył do nich, odpychając Phantoma i otworzył je.
Wewnątrz piętrzyły się stosy złota, srebra i cennych zdobyczy Mrocznych Łowców. Phantom rozpoznał dzieło Nynrahów – miotacze Zamor wiszące na ścianie. Spinner najwyraźniej szukał czegoś dawno odebranego, bo grzebał w stosie złota, jakby chciał się do czegoś dokopać.
Wtem, drzwi ukryte w boku skarbca otworzyły się i do środka weszli The Shadowed One z małą gwardią przyboczną: Sentrakhiem i Voporakiem. The Shadowed One spojrzał spode łba na włamywaczy i skinął na Sentrakha. Zanim Spinner albo Phantom zdążyli wykonać jakikolwiek ruch, Na ich rękach pojawiły się więzy energii. Sentrakh chwycił ich za szyje i uniósł, wynosząc na zewnątrz. The Shadowed One nie powiedział do nich ani słowa, a Phantom nawet nie patrzył mu w oczy. Zostali zamknięci w dwóch osobnych celach, znacznie oddalonych od siebie. Przed zabraniem Phantom słyszał jeszcze głośne klnięcie Spinnera. Gdy Sentrakh zamknął go w celi, położył się i wkrótce przysnął.
Kwadrans później drzwi celi otworzyły się i wszedł The Shadowed One z Sentrakhiem.
- Jestem z ciebie dumny, Phantom – powiedział, podając mu rękę.
Phantom uścisnął mu dłoń.
- Dziękuję, panie.
- Nagroda cię, oczywiście, nie ominie.
- Nie chcę nagrody, panie. Każdy ci lojalny zrobiłby to samo.
- Dobrze – The Shadowed One skinął głową, odsuwając się. – Możesz wyjść.
Phantom wyszedł, w duchu błogosławiąc się za to, co zrobił. Gdy już odszedł, Sentrakh skierował wzrok na The Shadowed One.
- Możesz mi wyjaśnić, co się dzieje? – zapytał Sentrakh. Tylko on i Voporak mogli być The Shadowed One na ty.
- Wczoraj wieczorem Phantom przyszedł do mnie, aby mi powiedzieć o planie Spinnera. Poprosił mnie, abym zostawił mu wolną rękę i czekał w skarbcu, tak aby Spinner nie nabrał podejrzeń, że został zdradzony.
- Interesujące – Sentrakh uniósł łeb w zamyśle.
- Co takiego?
- Czy ty też masz wrażenie – powiedział Sentrakh, znów kierując wzrok na The Shadowed One, - że Phantom próbuje coś przed nami ukryć? |
| | Próba Spinnera i ciągle narastające „zamówienia” Łowców skłoniły wreszcie Phantoma do opracowania planu nad opuszczeniem Odiny i Mrocznych Łowców. Zamykał się coraz częściej w laboratorium i coraz częściej na jego planach gościła wszelkiej maści broń.
W trzy miesiące po wejściu do skarbca Phantom opracował lekką wyrzutnię pocisków od Cordaków, mogącą zmieścić się na jego ramieniu. Jednak wciąż brakowało mu amunicji do miotacza. Wreszcie zdobył się na ryzykowny krok: pod osłoną nocy przebił się do arsenału strzeżonego przez dwa Smoki Hordika i ukradł całą skrzynię pocisków. O mały włos nie wpadł na patrol i musiał ogłuszyć jednego ze Smoków. Doniósł jednak pociski do laboratorium. Potem dokonywał regularnych wypadów do arsenału. Z czasem zaczęło mu brakować części. Jeśli ich nie kradł, to przekupywał wracających z wypraw Łowców, aby pozwolili mu obejrzeć towar, a w razie znalezienia dobrej części odkupywał je. Czasem nawet sam posyłał Łowców na misje. Była to ryzykowna gra: jeden błąd i ktoś może poinformować o wszystki The Shadowed One.
Pewnego dnia Phantom w laboratorium pracował nad nową bronią, używając jako amunicji kul Zamor. Zastanawiał się, czego użyć, aby wzmocnić jej działanie. Robot (wyposażony w dwustronny miotacz i tarczę), który mu pomagał, wyglądał na zmartwionego niepowodzeniem swojego stwórcy.
- Wirus pożerający pancerze… - mruczał pod nosem Phantom. – Nie… zbyt łatwo może się wymknąć spod kontroli. Hm, może poprosić Airwatchera, żeby dał mi trochę swojego kwasu do analizy? Nieee… Pokaż temu głupkowi nagrodę, a on ją zje. Przecież nie opuszczę Odiny z samym zmodyfikowanym Cordakiem…
Spojrzał na robota i uśmiechnął się, klepiąc go po plecach, jakby chciał powiedzieć: nie martw się, mały, długo tu nie zabawimy. Potem oparł ręce na stole, schował twarz w dłoniach i mruknął do siebie:
- Co jeszcze przegapiłeś, Niakone? Myśl! Myśl!
Myśl? Phantom uniósł głowę. To było to! Należy zamienić kule tak, aby wypełnić umysł trafionego projekcją swego umysłu! Mógłby wówczas, na przykład, przekazać mu koszmarne wizje i unieruchomić na pewien czas. Przysunął do siebie najbliżej leżącą płytę metalu, założył na palec mały laser i zaczął wypalać wzory.
Lufa musi być długa, żeby zmieściła dużo pocisków i miała dużą siłę ognia… Tutaj można by właściwie przenieść sekcję miotającą na przód, zwiększając liczbę kul mogących się pomieścić… Kula, którą wystrzeli musi być połączona z jego ciałem, najlepiej pociągnąć kabel do swojej ręki… Tak, to się mogło udać. Phantom zaczął gromadzić na stole pośrodku sali potrzebne elementy. Plan powiesił na linkach nad nimi; gdy miał już odpowiedni element, wypełniał go czerwoną farbą. Wreszcie…
- Co jest?
Okazało się, że jednej części brakuje. Kluczowej części – miotającej kule. Phantom wywrócił całe laboratorium do góry nogami, aby ja znaleźć, ale bezskutecznie. Po prostu jej nie miał. Opadł zmęczony na krzesło, jego robot podszedł do niego, wzrokiem pytając, czy może mu pomóc.
- Nie, nie pomożesz mi, mały – powiedział, znów klepiąc go po plecach. – W arsenale nie będzie takiej części, nawet w warsztacie jej nie będzie. Produkują je tylko na Nynrah. Nie pomoże nam nikt… z wyjątkiem…
Uniósł głowę, jego usta się otworzyły. Naraz zrozumiał, że jest nadzieja, aby zbudować tę broń.
- Zostań tu – polecił robotowi, wybiegając z laboratorium. Udał się na górę, do sali treningowej Łowców. On zawsze tam był o tej porze, zawsze… a teraz jak na złość go nie ma.
- Gdzie on, cholera, jest? – zaklął Phantom, tupiąc nogą.
- Kogo szukasz, Phantom? – zapytał ktoś z lewej strony.
Obrócił się. Vanisher.
- Nie orientujesz się, gdzie jest Gatherer?
- Za kwadrans odpływa na misję – odparł Vanisher. Phantom wyminął go bez słowa i udał się do portu na skraju Wybrzeża Nidhiki. Gorączkowo wypatrywał poszukiwanego. Wreszcie go zobaczył: stał przy pomoście i odwiązywał łódź.
- Gatherer! Ej, Gatherer! – zawołał za nim. Gatherer obrócił się ku niemu.
- Czego chciałeś? – burknął zamiast powitania. – Mam trochę napięty harmonogram. A najzabawniejsze jest to, że wcale się nie śpieszę.
- Słuchaj, obróć się na chwilę, dobrze? – powiedział Phantom. Gatherer nie zadawał pytań, tylko odwrócił się. Były Duch z Nynrah zobaczył to, czego szukał – część, która miała być ostatnim fragmentem broni. Była przymocowana do ramienia Łowcy.
- Słuchaj, skąd to masz? – zapytał.
- Zabrałem z miotacza jednego Toa, gdy walczyłem w pobliżu wyspy Nynrah – mruknął Gatherer.
Nynrah. Strzał w dychę.
- Słuchaj, to jest mi bardzo potrzebne. Ile za nią chcesz?
Duży błąd. Gdy mówisz Łowcy, że czegoś bardzo potrzebujesz, to zasiewasz w jego mózgu woń interesu. Gatherer obrócił się ku niemu.
- Do czego ci to potrzebne?
- Nie mogę powiedzieć. Jaka jest twoja cena?
- Moja cena…? Hm, niech pomyślę…
Nagle złapał Phantoma i cisnął go do łodzi, wskoczył do środka i rozwinął żagiel. Łódź odpłynęła z nabrzeża, zanim Phantom zdołał się oswobodzić z lin i żyłek.
- Co ty wyrabiasz?
- Pomożesz mi – odparł Gatherer. – Płyniemy na Zakaz, by odzyskać coś, co Skakdi ukradli naszemu panu. Pomożesz mi, dostaniesz część. Nie pomożesz, będziesz karmą dla Ryb Makuty.
Phantom niechętnie usiadł na tyle łodzi.
- Co mam robić?
- Na razie nic – odparł Gatherer. – Możesz pilnować kompasu. Później przydasz mi się, gdy będziemy się przekradać przez systemy obronne Skakdi.
Coś poruszyło się niespokojnie w pudełku, na którym usiadł Phantom. Zerwał się gwałtownie.
- Co tam jest?
- Kinloka – odparł. – Będziemy je przepuszczać przodem, żeby aktywowały pułapki.
Łódź żeglowała poprzez spokojne wody, nie napotykając żadnych kaprysów matki natury. Phantom głównie siedział z tyłu, wpatrując się w niebo, czasem tylko sprawdzał kompas albo poprawiał żagiel. Gatherer sterował, czasem rzucając jakieś polecenie albo pytanie. Najdłużej gadał w nocy, gdy opowiadał Phantomowi o swojej ostatniej misji. Wreszcie, drugiego dnia podróży, Gatherer oznajmił:
- Jesteśmy. To Zakaz.
Phantom podniósł się. Przed nimi znajdowała się skalista wyspa, pokryta widocznymi z daleka ruinami. Na wybrzeżu trwało jakieś poruszenie. Phantom użył swojego teleskopowego wzroku i dojrzał walczących ze sobą Skakdi.
- Urocze – mruknął, widząc, jak wbijają w siebie nawzajem swoje bronie.
- Zwiń żagiel i schyl się – mruknął Gatherer. – Poczekamy do wieczora. Nie byłoby dobrze wystawiać się Skakdi jako tarcze treningowe.
Phantom złapał żagiel i pociągnął w dół, zakrywając siebie i Gatherera. Przez głowę Phantoma przebiegła myśl, aby złapać część, odlecieć na najbliższą wysepkę i tam szukać pomocy. Zrezygnował jednak z tego planu. Gatherer z pewnością o wszystkim powiedziałby The Shadowed One, nawet pomimo faktu, że ukarze go za zabranie Phantoma. Obaj wkrótce zapadli w sen.
Obudzili się wieczorem. Słońce zaszło, pojawiły się gwiazdy. Phantom widział teraz ognie pól bitewnych i obozowisk Skakdi.
- Nie idziemy na ognisko, młody, więc posłuchaj uważnie. Twoim zadaniem jest zniknąć im z oczu i zrobić zamieszanie. Ja w tym czasie przekradnę się do skarbca i odbiorę „zamówienie”. Pytania?
- Mam prośbę. Boję się, że ta część przepadnie razem z tobą. Mógłbyś ją tu zostawić.
Gatherer spojrzał na niego.
- Żebyś ją zabrał i odpłynął, tak? Nie jestem naiwny.
- Wiesz… gdybym naprawdę tak zrobił, to tylko dlatego, że właśnie podsunąłeś mi ten pomysł.
Gatherer mimo woli uśmiechnął się do Phantoma.
- Zaczynamy – powiedział i wyciągnął wynalazek Phantoma – „gaśnik”. Maszynka potrafiła wysłać łuki elektryczne wyłączające wszelkie maszyny, w które trafiły. Wziął zamach i rzucił prosto w środek pola pułapkowego Skakdi. Po pięciu sekundach „gaśnik” się włączył i w górę wystrzeliły błękitne iskry, które zamieniły się w łuki rażące pułapki Skakdi. Po chwili wszystkie zostały zdezaktywowane. Gatherer pochwycił pudło z Kinloka i wyskoczył do wody, płynąc żwawo ku Zakazowi. Phantom również wyskoczył i uniósł się lekko dzięki repulsorom z Nynrah. Opadł na plażę, stał się niewidzialny i zaczął zabawę.
Najbliżsi Skakdi padli od uderzeń jego protostalowych pazurów. Reszta w oszołomieniu szukała niewidocznego wroga. Phantom wycofał się na tyły ich szeregu i gdy podeszli do zabitych, otworzył im ogień w plecy. Mało grzeczne, ale skutecznie. Pięciu padło od razu, jednego dobił z wyrzutni na ramieniu. Kolejne oddziały jednak zbliżały się, a Phantom był pewien, że ktoś z nich może go zobaczyć. Schował się za pobliskim klifem. Z drugiej jego strony nadciągnęła kolejna grupa. Pierwsza uznała, że atak nadszedł z jej strony i otworzyła do nich ogień. Phantom znalazł się w doskonałe pozycji; pociski nie przelatywały blisko.
Naraz usłyszał jęk. Skakdi nie zwrócili na niego uwagi, ale on poczuł ognisko w brzuchu. Gatherer dostał.
Wysunął się ze swojego stanowiska i spojrzał na pole bitwy. Gatherer leżał zwinięty w kłąb, obok niego leżało coś w kształcie włóczni. Phantom przykucnął i najszybciej jak mógł przemieścił się do towarzysza. Sprawdził, co mu jest. Na szczęście to nie było nic poważnego – po prostu dostał w słabo osłonięte podbrzusze, stąd ten ból.
- Możesz iść? – zapytał.
- Phantom? – odparł Gatherer. Skrzywił się. – Chyba nie. Weź towar i uciekaj stąd, zanim cię złapią.
- Mowy nie ma, zabieram cię ze sobą – odparł Phantom, podnosząc ciężkiego kolegę i włócznię i spojrzał na walczących Skakdi. Westchnął; innej drogi nie było.
Uniósł rękę, na której nosił miotacz Rhotuka i wystrzelił w stronę walczących, powodując silną eksplozję pośrodku. Wbiegł prosto w środek fali uderzeniowej, odtrącając na bok niedobitki.
- Intruzi! – usłyszał za sobą ochrypły głos. Było jednak za późno: Phantom i Gatherer byli już na brzegu Zakazu. Używając repulsorów, przeleciał nad wodą i znalazł się w łódce, układając Gatherera na rufie.
- Spływamy stąd – powiedział, stawiając żagiel. Łódź obróciła się.
- Zaczekaj – powiedział Gatherer. – Tam są pułapki.
Phantom spojrzał przed siebie. Nic nie widział w ciemności.
- Jesteś pewny?
- Zaraz cos wymyślę – powiedział Gatherer i przymknął oczy. Nie minęła chwila, a nagle pośrodku morza zaczęły eksplodować miny. W pewnym momencie coś złapało się burty łodzi i wciągnęło na pokład. Był to kret archiwiczny. Pośrodku morza?
Nagle Phantom przypomniał sobie, że Gatherer umie przywoływać podziemne Rahi i najwyraźniej używał tej mocy, aby zwoływać na pod dno i wynurzać się, detonując pułapki. Wreszcie mieli wolną drogę, usłaną szczątkami Rahi i pułapek. Łódź odpłynęła od Zakazu.
Do Odiny dotarli na drugi dzień. Gatherer poszedł oddać zabraną włócznię do The Shadowed One i wkrótce wyszedł na zewnątrz. Phantom już na niego czekał.
- Spełniłem swoją część umowy – powiedział, wyciągając rękę. – Teraz, czy dotrzymasz swojej?
Spodziewał się, że wdzięczny za uratowanie życia Gatherer bez problemu odda mu częśc. Ale zamiast tego wybuchnął śmiechem.
- Niby dlaczego? – powiedział, krztusząc się. – Zrobiłem co swoje i mam nagrodę. Spadaj, młody.
Odszedł, pozostawiając przepełnionego furią Phantoma. Łowca dawno nie był tak rozeźlony. Uratował mu życie, ba, uratował mu życie wraz z towarem, a ten nie chce mu oddać jednej marnej części!
Po krótkiej chwili zastanowienia, w jego głowie zakiełkował nagle pomysł.
- „Pomożesz, dostaniesz część” Tak powiedział – pomyślał. – Nie powiedział, że mi ją da. Sam ją sobie wezmę.
Następnego dnia Łowcy zgromadzili się przed lecznicą Odiny. The Shadowed One osobiście udał się tam, aby sprawdzić, skąd to całe zamieszanie.
Najwyraźniej ktoś w nocy napadł na Gatherera, raniąc go i wprowadzając w stan oszołomienia i szoku. The Shadowed One spojrzał na niego. Leżał jak martwy na łożu, wpatrując się tępo w sufit. Usta miał otwarte, nie reagował na światło. W jego pancerzu na ramieniu ziała dziura, jakby ktoś wydarł mu kawał części.
- Co mu jest? – zapytał The Shadowed One.
- Najwyraźniej ktoś przyprawił go o koszmar – odparł Łowca-medyk. – Dziwne… w naszych szeregach nie ma już nikogo takiego. Dweller wciąż jest w Metru Nui.
- Taaak – mruknął The Shadowed One, wychodząc. – Ale ja już chyba rozumiem, Phantom – dodał w myślach. – Chcesz opuścić wyspę, która cię tak serdecznie powitała? Twoją nową rodzinę? Wrócić do zdrajców, którzy cię wydali? Nie… Wkrótce dowiem się wszystkich twoich tajemnic… i odbiorę ci trzeźwość osądów i powód istnienia.
Phantom wracał do laboratorium ze spotkania z Seekerem, któremu naprawił Włócznię Sejsmiczną. Szedł korytarzem do laboratorium, gdy nagle spostrzegł, że drzwi są wyważone, a ze srodka leci dym. Pomyślał o znajdującym się wewnątrz asystencie.
- Nie! – krzyknął, wpadając do środka. Pomieszczenie było zdewastowane. Na podłodze unosiła się lekka mgiełka, barwy zgniłej wody.
- „Spinner” – pomyślał z rozpaczą Phantom. Opadł na krzesło i rozejrzał się. Nigdzie nie widział robota ani jego części.
Naraz stuknął łokciem o coś na konsoli. Była to płytka o wymiarach jednej na pół stopy, z napisanym:
- „Mam twojego robota. Jeśli opuścisz Odinę, zginie. Jeśli spróbujesz go odbić, zginiecie obydwaj.”
Ukrył twarz w dłoniach. To była najgorsza chwila w jego życiu. Jego przyjaciel był w potrzebie, a on nie wiedział nawet, gdzie go szukać.
Co ma zrobić?
Gdzie ma znaleźć pomoc?
Chyba po raz pierwszy w historii Duchowi z Nynrah zabrakło pomysłów.
|
| | Phantom snuł się od korytarza do korytarza fortecy, nie za bardzo wiedząc, co robić. W jego głowie determinacja biła się z beznadzieją.
- „Nie możesz po prostu usiąść i płakać!” – mówiła jedna jego strona. – „Trzeba go odnaleźć i odbić”.
- „Tylko jak?” – odpowiadała jego pesymistyczna strona. – „Nie wiem, gdzie jest Spinner, ani dokąd go zabrał. Nie mam nic, co by mi pomogło”.
Myśląc tak, nie patrzał dokąd idzie i wreszcie nadepnął komuś na stopę.
- Oj, przepraszam – speszył się. Podniósł wzrok i zobaczył wysoką, czerwono-niebieską postać. Guardian.
- Szukasz kogoś? – zapytał jak zawsze cichym głosem Guardian.
Phantom zawahał się. Guardian zawsze strzegł sekretów Łowców, mogli mu się zwierzać. Opowiedział mu więc wszystko, o laboratorium, robocie i podejrzeniach co do Spinnera. Guardian wysłuchał go bez słowa, a potem położył dłoń na ramieniu i zaciągnął w kąt.
- Słuchaj mnie. Jestem teraz na wojennej ścieżce z The Shadowed One. Wysłał mnie na misję, żebym zabił dawnego znajomego i dobrze o tym wiedział. Dlatego chcę zemsty. Posłuchaj: widziałem wczoraj, jak Spinner poszedł do The Shadowed One, prowadząc twojego przyjaciela.
A więc to tak. The Shadowed One domyślił się, że Phantom chce uciec, i wykorzystał Spinnera, aby go zatrzymać.
- Wiesz, gdzie on jest? – Phantom zrobił krok w stronę Guardiana.
- Spinner zabrał go do najgłębszych lochów. Nie da się tam zejść samemu, ale jest tajny korytarz, którym poruszał się sam The Shadowed One. Możesz się nim dostać do cel. Ale jest jeszcze coś. Możesz mieć sprzymierzeńca.
- Pójdziesz ze mną? – zapytał z bijącym sercem Phantom. Guardian zachichotał.
- Z tobą? O, nie. Mówię o Mimicu.
- Mimic? Nie rozumiem…
- Bo mi przerywasz. Mimic trafił do Łowców, bo The Shadowed One porwał jego przyjaciółkę podczas katastrofy na ich rodzinnej wyspie. Na pewno pójdzie z tobą, gdy mu o tym powiesz.
Phantom skinął głową i rzucił podziękowanie, gdy Guardian go zatrzymał:
- Jeszcze jedno. Pod żadnym pozorem nie mów o tym nikomu więcej. I zabierz tyle ekwipunku ile będziesz mógł.
Phantom ponownie skinął głową i ruszył do cel Łowców. Wiedział, gdzie mieszkał Mimic, mógł mieć tylko nadzieję, ze jest na wyspie. Ale zaraz w głowie zakiełkowała mu myśl, że skor The Shadowed One trzyma przyjaciółkę Mimica na Odinie, to Łowca będzie głównie na misjach, aby nie odkryć prawdy. Przyspieszył. Może dopisze mu szczęście?
Kwatery Łowców zajmowały sporą część pierwszego poziomu podziemnego. Phantom znalazł celę Mimica i zapukał. Nigdy w życiu, ani wcześniej, ani później, czyjś głos nie sprawił mu takiej ulgi.
- Proszę – odparł zza drzwi Mimic. Phantom wpadł do środka. Mimic siedział na krześle przy stole w swojej celi, wpatrzony w jakąś tabliczkę. Odłożył ją na bok i zapytał:
- Phantom? W jakiej sprawie do mnie przybywasz? Zapłaciłem ci za ostatnie ulepszenia.
- Nie przychodzę w tej sprawie – pokręcił głową Phantom. – Mam dla ciebie ważną wiadomość.
Nagle przypomniała mu się strona o Mimicu, którą przeczytał w spisie Mrocznych Łowców pożyczonym od The Shadowed One. Zapisał tam:
„Nie ma bardziej magicznej rzeczy od przyjaźni. Tak mi przynajmniej powiedziano. Może sprawić, że ktoś niewiarygodnie zaryzykuje i podejmie prawdziwe głupstwa, z niewielką chęcią nagrody. Może również sprawić, że ktoś stanie się naprawdę łatwym do zmanipulowania. Mimic jest jednym z nich.”
Czyżby robił właśnie to, czego oczekiwał The Shadowed One? Dał się zmanipulować? Odtrącił tę myśl.
- Chodzi o twoją przyjaciółkę.
Mimic wstał tak gwałtownie, że Phantom wystraszył się, cofnął i wywrócił.
- Wiesz, gdzie ona jest? – zapytał Mimic, wytrzeszczając oczy spod swojego złotego hełmu.
- Wiem – odparł Phantom, wstając. – To The Shadowed One ją porwał. Chciał w ten sposób dołączyć cię do swojej galerii osobliwości.
- Jak on śmiał…
- Jest w lochach na najgłębszym poziomie Odiny. Więc sprawa przedstawia się tak: The Shadowed One porwał też mojego przyjaciela. Pomóż mi zejść do lochów, a odbijemy również twoją przyjaciółkę.
- Idziemy – Mimic zdecydowanym krokiem ruszył ku drzwiom, ale Phantom go przytrzymał.
- Moment! Nie da się wejść ot, tak sobie do więzienia The Shadowed One! To znaczy, wiem że przyjaźń przenosi góry, ale potrzebujemy czegoś więcej. To ma być misja ratunkowa, a nie samobójcza.
- Ile ci to zajmie czasu? – zapytał niechętnie Mimic.
- Zrobimy to w nocy – odparł Phantom. – Idziemy do mojego laboratorium.
- Teraz?
- Na co czekasz, na Dzień Imion?! – wywalił oczyma Phantom. – Jasne, że teraz!
W laboratorium Phantom założył na siebie każdą broń, jaką miał pod ręką; sztuczne ramiona, z których zdjął manipulatory i nałożył haki i ostrza, dodał wyrzutnię, nałożył dodatkowy pancerz na nogi, płytę na rękę z miotaczem Rhotuka, stelaże na kule do miotacza i pociski na plecy, wreszcie – założył skonstruowaną wyrzutnię na rękę. Teraz mógł już właściwie iść do skarbca. Było jednak jeszcze zbyt jasno. Nie chciał ryzykować, że w półmroku kryje się Eliminator albo jeszcze inny Łowca.
- To będą najdłuższe godziny w naszym życiu – powiedział, spoglądając na zbudowany przez siebie czasomierz. Podniecenie i strach pulsowały mu w brzuchu. Zapowiadała się niezła rozróba.
Wreszcie nadszedł upragniony zmierzch. Phantom i Mimic wymknęli się z laboratoriów i przeszli do fortecy Łowców. Od tamtego momentu skończyły się wszelkie półdowcipy i komentarze, w ogóle zamilkli. Dotarli do celi Guardiana. Wyszedł po trzykrotnym stuknięciu.
- Jesteście – powiedział cicho, otwierając drzwi tak, aby mogli wejść. – Chodźcie, pokażę wam plan korytarzy.
Dał Phantomowi tabliczkę o wymiarach dwie na jedną stopę. Od razu zorientował się, że każdy Łowca oddałby skórę za takie coś. Były tam wskazane zamaskowane przejścia i tunele, którymi The Shadowed One przechodził do więzienia i skarbca. Phantom był pewien, że gdyby jego przyjaciel nie był zagrożony, na pewno zwiałby już teraz. Czuł ejdnak teraz obowiązek nie tylko wobec robota, ale i Mimica i jego towarzyszki.
- Pokaż – Mimic wziął od niego plan, zerknął i oddał. – Możemy iść.
- Zapamiętałeś?
- Mam fotograficzny refleks – odparł Łowca, odwracając się do Guardiana. – Dziękuję ci. Gdybyś kiedyś również chciał odejść...
- Nie – odparł Guardian, kłaniając się lekko. – Moim obowiązkiem jest służyć Łowcom. To co robię to tylko mały akt zemsty. The Shadowed One straci dwóch Łowców, co z tego? Za tydzień i tak zwerbuje nowych.
- Mimo wszystko, raz jeszcze dziękuję – Mimic uścisnął dłoń Phantoma. – Gdyby co, postaram się osiedlić w Metru Nui albo na Wielkim Kontynencie Południowym. Możesz kiedyś do nas przyjechać.
- Być może skorzystam – odparł Guardian. – Mam nadzieję, że nie z misją.
- Bywaj, Guardian – pożegnał go Phantom i obaj wyszli z jego celi.
Phantom rzucił okiem na plan, ale Mimic podszedł zdecydowanie do popiersia poległego Łowcy i odsunął je. Obok otworzyło się przejście.
W otworach w podłodze były kryształy światła. Korytarz był dosyć ciasny, The Shadowed One na pewno chodził w nim mocno schylony. Na szczęście ci dwaj byli od niego niżsi, ale i tak musieli się zgarbić. Przez pierwsze pięć metrów był w miarę spokojny, potem ostro opadał w dół. Mimic opadł na kolana i zjechał na dół, zatrzymując się przed rozwidleniem. Poprowadził ich dalej, skręcając w lewo. Wkrótce dotarli do krętych schodów.
- Co zrobisz, gdy odnajdziesz swoją przyjaciółkę? – zapytał Phantom.
- Jestem pewien, że masz jakiś gotowy plan ucieczki z Odiny. To oznacza, że pójdę z tobą.
- A jeśli The Shadowed One stanie nam na drodze?
- Niech Mata Nui ma go w opiece, jeśli spróbuje ponownie skrzywdzić Nymalthę.
- Nymaltha? Tak ma na imię?
- Na naszej wyspie każdy nadawał sobie jakiś tytuł odpowiadający jego osobowości. Ja byłem Mimic, jak teraz, a Nymaltha oznacza „kwitnący płomień”. Gdybyś widział ją w boju... potrafi zedrzeć głowę Skakdi z kręgosłupa jednym ciosem...
Uśmiech Mimica zdawał się jarzyć bardziej niż kryształy. Nagle jednak potknął się; upadając, pociągnął Phantoma za sobą i obaj zlecieli na dół, po pochyłej posadzce tunelu. Wylecieli twardo na dół. Phantom wstał i rozejrzał się.
To zdecydowanie były głębokie podziemia. Ściany nie były już jasnożółte, tylko ciemnozielone od nalotu. W pochodniach płonęły zielone płomienie. Cele miały mocne, żelazne drzwi bez okienek.
- O rany – tchnął Phantom. – Guardian nie powiedział nam, czyja cela należy do Nymalthy.
- Znajdziemy ją – powiedział stanowczo Mimic.
- Tylko jej nie wołaj – jęknął Phantom.
I tak było już za późno. Nagle zza rogu wychynęły trzy Smoki Hordika, które bez chwili namysłu rzuciły się na Mimica i Phantoma. Duch z Nynrah odleciał na mały dystans, rażąc jednego z nich kulą koszmarów; przerażony, zwinął się w kłąb, leżąc pod ścianą. Mimic naomiast skopiował umiejętność rażenia prądem drugiego i powalił trzeciego. Pozostały próbował uciec, ale Phantom przygwoździł go skokiem do podłogi.
- Myślałem, że pamięć fotograficzna odnosi się do, no nie wiem... walki mieczem albo czegoś w tym stylu?
- Nie, umiem kopiować cudze moce – odparł Mimic. – Ale tylko na krótki czas. Jeśli będzie ich więcej, mamy problem.
- I tak już na pewno znaleźliśmy kłopoty – odparł ponuro Phantom. – Lepiej znajdźmy Nymalthę i mojego pomocnika i spadajmy z tej wyspy.
Wtem zza rogu wyszedł Łowca, którego najbardziej się tu obawiał – Eliminator. Szedł ku nim powolnym krokiem, jakby nic nie mogło powstrzymać ich zagłady. Mimic skopiował jego umiejętność krycia się w mroku i zniknął, ale Eliminator tylko sięgnął w cień, wyciągnął go, złapał obiema rękoma, uderzył kolanem w plecy i cisnął za siebie. Mimic legł, oszołomiony i obolały, na posadzce.
Eliminator zmierzał prosto na Phantoma. Łowca skierował ku niemu miotacz wizji i odczekał, aż Eliminator uniesie rękę, aby zadać cios. Wówczas ryknął:
- Idź spać, potworze! – i strzelił mu prosto w twarz. Eliminator zachwiał się mocno, ale nie upadł. Phantom wystrzelił jeszcze dwie kule. Eliminator wreszcie upadł, krzycząc na widok koszmarnych wizji w swoim umyśle. Phantom przeskoczył nad nim i pognał do Mimica.
- Żyjesz? – zapytał, nachylając się nad nim. Jego towarzysz wstał.
- Żyję... partnerze – odparł.
Mimic wstał, a Phantom jeszcze raz rzucił okiem na plan. Byli na przedostatnim poziomie; Nymaltha i robot byli piętro niżej.
Jednocześnie, coś mu się tu nie zgadzało. Według planu, przed nimi powinno być skrzyżowanie w kształcie „Y”, ale było w kształcie „K”. Błąd w rysunku?
- Mimic, możesz na to spojrzeć? – zapytał, pokazując mu detal. – Guardian chyba się pomylił przy rysowaniu.
Mimic spojrzał na plan i pokręcił powoli głową.
- The Shadowed One – mruknął. – Codziennie zmienia układ lochów. Nawet jeśli ten plan narysowano wczoraj, dziś jest już bezużyteczny.
- To co robimy?
- Przebijamy się – odparł Mimic.
- Zapomnij. To cicha robota.
- Nie będę się pytał o zdanie, gdy idzie o życie Nymalthy – odparł Mimic i skopiował wielką siłę Phantoma, uderzając pięścią o podłogę; posadzka pękła i obaj spadli piętro niżej. Gruz opadł na nich.
- To ma być misja ratunkowa czy egzekucja? – zapytał ze złością Phantom, gdy odgarnął gruzy na bok. Sprawdził uzbrojenie: miał wszystko, ale kul do miotacza wizji było już niewiele, bo zużył trzy z siedmiu. Miał dużo pocisków do wyrzutni w „garbie”, ale były zbyt niszczycielskie, aby ich często używać. Odwrócił się do Mimica.
- Jak znajdziesz Nymalthę? – zapytał.
- Na naszej wyspie łączyła nas mentalna więź, ale nie jestem pewien, czy pękła, czy po prostu ściany cel nie pozwalały nam się odnaleźć. Tak czy siak, będzie w pobliżu.
Tutaj cele miały jeszcze grubsze drzwi i ściany, ale przynajmniej było ich mniej. Stukali po kolei; większość była pusta, w jednym usłyszeli męski jęk, ale go zignorowali. Wreszcie przy następnym uderzeniu serce Phantoma zabiło mocniej. Usłyszał dźwięk trybików i przekładni, a więc mógł to być jego robot. Skierował wyrzutnię na drzwi i wyważył je jednym strzałem.
Kiedy kurz i pył opadły, zamiast oczekiwanych robota i Nymalthy – z celi wyszedł, krocząc powoli, Prototype. Porażeni Włócznią Fuzji Toa Ognia i Ziemi w jednym ciele spojrzeli na Phantoma i w jego mózgu wybuchła ślepa furia. Będąc pewnym, że Łowca go atakuje, Prototype opuścił w jego stronę ramię z potężnymi pazurami, jednak Phantom odskoczył. Mimic doskoczył do walczących i skopiował elementarne moce Prototype’a oraz odporność pancerza i stanął z nim do walki, wkrótce przezwyciężając go swoimi zdolnościami manewrowymi.
- Zmiażdżymy cię! – odgrażał się Prototype. – Nikt, kto nas atakuje, nie wychodzi z tego żywy.
ŁUP!
Prototype najpierw się zachwiał, a potem upadł z hukiem po tym, jak Phantom wskoczył mu na głowę i zdzielił łokciem w słaby punkt u nasady karku.
- Dobra robota – Łowcy przybili sobie piątki. – Teraz skończmy zadanie.
Po dodatkowych paru minutach, Mimic zawołał do Phantoma (co przyprawiło go niemal o zawał):
- Phantom! Mam ich!
Phantom pobiegł do drzwi celi. Mimic opierał dłoń na zimnym metalu, były Duch z Nynrah wywnioskował, że z drugiej strony jest dłoń Nymalthy.
- Odsuńcie się, oboje – poradził Phantom i zniszczył drzwi z wyrzutni. Odsunął ich pozostałości na bok i spojrzał do celi.
Nymaltha okazała się piękną istotą wielkości Toa, odznaczającą się smukłą, ale, najwyraźniej przez lata spędzone w celi, kruchą i delikatną budową. Miała złoto-biały pancerz i najżółtsze oczy, jakie widział. W tej chwili uśmiechała się do Mimica, ale była zbyt słaba, aby wstać. Jego robot podbiegł do niego natychmiast, wzbudzając uśmiech i Phantoma.
- Już dobrze – powiedział, przykucając i kładąc mu dłoń na ramieniu. – To wszystko się zaraz skończy.
- Kto... to jest? – zapytała Nymaltha, wynoszona przez Mimica.
- Mój przyjaciel – powiedział Mimic, zwracając wzrok na Phantoma. – Pomaga nam się stąd wydostać.
Naraz poczuł powiew. Niby przyjemny w dusznej atmosferze lochu, ale jednak niósł ze sobą niepokojący dreszcz. Wtem loch wypełnił się zielonymi oparami. Wszyscy poza robotem zaczęli kaszleć i upadli na ziemię.
Z trującej chmury wyszedł Spinner.
- Jesteś teraz mój, Phantom – powiedział, chwytając Łowcę za szyję i unosząc mu głowę. – Czekałem wiele lat, by ci się odpłacić za tę noc ze skarbcem.
Spinner już miał dźgnąć Phantoma włócznią, gdy jego robot zaatakował Spinnera. Z lufy na drugim końcu miotacza Zamor wystrzelił ku niemu czymś w rodzaju skrystalizowanego światła – świeciło jak laser, ale odbijało się jak kule. Spinner puścił Phantoma i odwrócił się.
- Za kogo się uważasz, worze śrubek? – warknął. – Żadna maszyna nie będzie się sprzeciwiać Łowcy.
Zamachnął się pięścią, ale robot zasłonił się tarczą. Spinner trafił w dwa kryształy pośrodku i po jego ręce aż po sam mózg pobiegł impuls elektryczny. Spinner wrzasnął i szarpnął się, ale wytworzone pole magnetyczne nie pozwoliło mu się oderwać. Robota poderwało wraz z tarczą, ale nie puścił. Wreszcie Spinner otoczony błękitnymi iskrami zemdlał i runął na ziemię. Trujące opary zniknęły.
Robot podszedł do wszystkich i zaczął ich budzić. Phantom zakaszlał i spojrzał na niego.
- Dzięki, mały – powiedział. Wstał i spojrzał na Mimica - Teraz musimy przebić się do mojego pojazdu. Jest razem z resztą na górze.
- Którędy będzie najłatwiej? – zapytał Mimic.
- Prosto w górę – odparł Phantom, unosząc dłoń z Rhotuka. Wir czarnej energii wbił się w sufit, wypalając dziurę w sam raz na całą czwórkę. Pozwolił Mimicowi skopiować zdolność lotu i wzbili się na piętro, na którym znajdował się jego pojazd.
Wówczas rozpętało się piekło.
Zaalarmowani hałasem Łowcy rzucili się na uciekinierów, chcąc ich powstrzymać (tylko po to, by być w łasce u The Shadowed One). Zajęli pozycje na końcu korytarza i otworzyli do nich ogień. Phantom wysunął lekko głowę z wnęki, w której się schowali i niemal natychmiast ją cofnął, gdy zobaczył pędzącego ku niemu Rhotuka. Jego robot osłaniał dzielnie Nymalthę, jednocześnie strzelając do Łowców z lufy zamontowanej na drugim końcu miotacza Zamor. Phantom zauważył, że to na nich skupiają największą siłę ognia.
- „Tacy jesteście równi goście?” – pomyślał z furią. – „Atakujecie najsłabszych i niewinnych, żeby silniejsi się poddali? Ja wam dam! Ja wam pokażę, co potrafi Duch z Nynrah!
Wyskoczył zza rogu i pobiegł w stronę Łowców, wskakując na jednego z nich, ogłuszając go ciosem i przeskakując na następnego, który poległ od kopnięcia opancerzonej nogi. Phantom zrobił obrót w powietrzu i w środek grupy wrogów wystrzelił pocisk z wyrzutni. Wybuch odrzucił jego i Łowców, jednak tylko on miękko wylądował. W międzyczasie Mimic, ze skopiowaną siłą Phantoma, dawał łupnia tuzinowi Łowców. Nymaltha i robot stacjonowali we wnęce, głównie w defensywie, choć celownik robota umożliwiał mu zdejmowanie Łowców, gdy tylko podeszli za blisko.
Wtem, Phantom i Mimic usłyszeli krzyk Nymalthy. Obrócili się i zobaczyli, że oboje zniknęli. Wówczas korytarz zaczął się zmieniać; z wąskiego przejścia zaczął się rozrastać, ściany się odsunęły, tworząc bardzo szerokie przejście. Na drugim końcu korytarza otworzyły się drzwi i przez tłum Łowców przeszli The Shadowed One, Sentrakh i Voporak, w asyście Vanishera, który zniknął w tłumie Łowców. Ochroniarz The Shadowed One trzymał w rękach Nymalthę i robota.
- Szach i mat, drogi Phantomie – powiedział chłodno lider Łowców.
Phantom ocenił sytuację. Miał wprawdzie wolny strzał, ale wiedział, że nie zdąży załatwić jednocześnie Sentrakha i The Shadowed One.
- Chyba wiesz, Phantomie, że służba u Łowców to służba na całe życie. Dobrze też wiesz, jak traktujemy zdrajców. Teraz, podnieś ręce do góry i poddaj się, albo poproszę Sentrakha, aby oddał twoich przyjaciół Voporakowi.
Phantom wiedział, że w starciu nie ma żadnych szans. Postanowił zaryzykować najwyższą cenę. Skierował swoje myśli do miotacza wizji, wyjął z niego pomarańczową kulę i pokazał The Shadowed One.
- Widzisz to? Jest w niej cała wiedza Duchów z Nynrah. Oddaj ich, a dam ci ją.
- Masz wiedzę Duchów z Nynrah? – zainteresował się The Shadowed One.
- Ja JESTEM Duchem z Nynrah. Idziesz na to czy nie?
The Shadowed One patrzył na niego przez chwilę, a potem pokręcił głową.
- Wydaje mi się, że wezmę sobie tę wiedzę tak czy siak. Sentrakh, rób co swoje.
- NIEEEE! – ryknął Mimic, rzucając się naprzód. Łowcy natychmiast rzucili się, aby go powstrzymać; jego skopiowana siła już zniknęła, więc nie mógł robić nic, tylko się odgrażać:
- Nie, puśćcie mnie! Puszczajcie! Nymaltha!
Phantom poczuł, że sytuacja pozbawiła go chyba instynktu samozachowawczego. Bo oto postanowił zrobić rzecz szaloną – zaatakował Sentrakha.
Strażnik cofnął się, zaskoczony, puszczając Nymalthę i robota. Phantom wskoczył mu na pierś, podbił się i wylądował na grzbiecie. Oderwał kabel od miotacza wizji i przymocował do jednego z ostrzy, wbijając je w Sentrakha. Strażnik zawył i zatoczył się, gdy najkoszmarniejsze i chore wizje, które przesyłał mu Phantom, wypełniły jego umysł. W tym czasie uniósł rękę i dwa czarne Rhotuka poraziły The Shadowed One i Voporaka. Phantom zeskoczył z nieprzytomnego Sentrakha i jednym ciosem odtrącił Łowców atakujących Mimica. Zabrał Nymalthę i robota i cała czwórka pobiegła do miejsca, gdzie znajdował się pojazd Phantoma, z Łowcami depczącymi im po piętach.
Sala z pojazdami znajdowała się trzy piętra nad ziemią. Była to zmodyfikowana łódź, z długim, płaskim, srebrnym pokładem i parą pomarańczowych żagli na energię słoneczną zasilających silnik. Stał blisko, Phantom specjalnie go tak ustawił na okazję ucieczki. Był nieco większy niż potrzeba, gdyż Phantom liczył, że zabierze ze sobą trochę ekwipunku, toteż Mimic i Nymaltha wskoczyli na tył statku. Phantom zablokował wejście do sali i zajął pozycję na statku. Uruchomił silnik i unieśli się w powietrze. Na ich drodze stała jednak kopuła sali.
- Schylcie się – powiedział, unosząc wyrzutnię. Wystrzelił w kopułę wszystkie pociski jakie miał, zrzucając gruzy i otwierając wyjście. Statek pochylił się lekko w przód, gdy Phantom przyspieszył i wyleciał przez ziejącą dziurę.
Łowcy przebili się przez wrota i zajęli pozycje na gruzowisku, otwierając ogień do stateczku. Różnokolorowe promienie i sieci Rhotuka mijały ich, jednak żadna nie trafiała. Wreszcie wylecieli poza zasięg Odiny.
- UDAŁO SIĘ! – zawołał z radością Mimic, chwytając Nymalthę w ramiona i obracając się. Robot Phantoma z radości uściskał nogę swojego pana, bo wyżej nie mógł dosięgnąć.
- Wiesz, co to oznacza? – zapytał Phantom, kucając przy robocie. – Jesteśmy... wolni. Możemy lecieć dokąd chcemy. Nikt nas nie będzie zatrzymywał.
- Wracasz na Nynrah? – zapytał Mimic.
Phantom zastanowił się chwilę i pokręcił głową.
- Nie, chyba nie. Na Nynrah nie ma nikogo, kto by na mnie czekał. Wolę spożytkować swoje talenty gdzieś indziej. Więc, co powiecie na to, że po prostu pójdziemy razem?
Mimic spojrzał na niego i się uśmiechnął.
- Zgoda... partnerze.
Phantom odwzajemnił uśmiech. Łódź latająca zniknęła na nocnym niebie.
***
Sentrakh był wściekły. Już od dawna nikt nie uciekł z Odiny.
- Za nimi – warknął do najbliższych lataczy, ale The Shadowed One odparł:
- Zostaw ich, Sentrakh. Niech lecą.
Sentrakh myślał, że się przesłyszał.
- Pozwalasz im odejść?
The Shadowed One kiwnął powoli głową.
- To, co zrobili, to nie był akt zemsty, akt wrogości, akt żądzy władzy. To był zwyczajny akt przyjaźni. Może coś jest w tym małym cudzie, czego nie rozumiem. W każdym razie Phantom udowodnił, że zasłużył na wolność. Pozwólcie im odejść. Niech lecą.
Odwrócił się i wyszedł z sali, tylko na moment się odwracając, aby zerknąć na złotą plamkę silników statku na niebie. Potem wrócił do swojej komnaty.
- Niech ci szczęście sprzyja, Duchu z Nynrah, gdziekolwiek cię wiatr poniesie – powiedział, otwierając księgę o Mrocznych Łowcach i wpisując zakończenie historii Phantoma.
|
Ostatnio zmieniony przez Nuparu2 dnia Śro 13:32, 25 Cze 2008, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Pon 11:40, 23 Cze 2008 |
|
|
|
|
Stephiroth
Dołączył: 05 Lis 2007
Posty: 532
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z zadupia
|
|
|
|
Zapowiada się baaardzoo ciekawie
Jak narazie moja ocena to 10/10
Czekam na kolejne części )
EDIT:
nie chciałem robić double posta wię daje to w edicie:
Moja ocenka to nadal 10/10
Zapowiada się jeszcze ciekawiej
Ciekawe co Phantom próbuje ukryć
2.EDIT:
ech...
Wyprzedzili mnie o dwa posty...
Ostatnio zmieniony przez Stephiroth dnia Pon 19:25, 23 Cze 2008, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Pon 12:09, 23 Cze 2008 |
|
|
Nuparu2
Dawny Administrator
Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 2178
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Mało ocen, zachęcę was nową częścią.
|
|
Pon 18:36, 23 Cze 2008 |
|
|
Draptyrio
Dołączył: 05 Lis 2006
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/5 Skąd: Nakaz
|
|
|
|
No widzę nawet fajne tylko ech...Znowu Mroczni Łowcy.....
9/10 bo powód taki jak na górze.
Tak qogóle to fajne
|
|
Pon 19:04, 23 Cze 2008 |
|
|
DD
Dołączył: 23 Gru 2006
Posty: 3797
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: się bierze dyfrakcja światła?
|
|
|
|
Hmmm...matoranie Nynrajh? Technologia? Zbroja? Porażka?
Co to Doctor Ocktopus? ;p (ba, i 4 ręce ma)
Bardzo ciekawe, jak wszystkie twoje fan fici. No ale cuż...ocene trza dac, więc of coz 10/10
|
|
Pon 19:13, 23 Cze 2008 |
|
|
Toa Mahajło
Dołączył: 29 Mar 2008
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 5/5
|
|
|
|
Jeszcze większą ilością FF'ów było pozaśmiecać forum. Już nawet czytać mi się tego nie chce, dlatego nie dam oceny.
Chciałem tylko napisać, że niedługo nawet kubasio będzie robił "opowiadania". Coraz mniej ludzi czyta FF'y.
[Nawet ja zakwalifikuję ten post jako spam. Jak kogoś fan-fick nie interesuje - nie pisać. Nawet ja tak robię. Dobrze, że ocena nie jest negatywna, bo by na mnie wskoczyli, że to za nią. N2]
|
|
Pon 22:04, 23 Cze 2008 |
|
|
Toa Protodermis
Redaktor
Dołączył: 19 Paź 2007
Posty: 2090
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Fajne, podoba mi się Bardzo ciekawi mnie, jak skończy się ta historia.
|
|
Pon 23:00, 23 Cze 2008 |
|
|
Nuparu2
Dawny Administrator
Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 2178
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Przedostatnia część gotowa.
Jutro dam ostatnią.
|
|
Wto 10:40, 24 Cze 2008 |
|
|
Mertis
Dawny Moderator
Dołączył: 10 Lut 2006
Posty: 1900
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 5/5 Skąd: z Gliwic
|
|
|
|
| | Coraz mniej ludzi czyta FF'y. |
Umiejętność czytania jest bardzo ceniona w dzisiejszym świecie.
Jak coś jest podpisane twoim nickiem to musi być świetne. Przekonałem się przy poprzednich opowiadaniach. Mam nadzieje że się nie zawiodę i na końcówce tego ;]. Genialne. Drobne potknięcia ale nikt nie wymaga od ciebie abyś pisał niczym Pilipiuk czy King XP.
Ostatnio zmieniony przez Mertis dnia Wto 10:55, 24 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Wto 10:54, 24 Cze 2008 |
|
|
Nuparu2
Dawny Administrator
Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 2178
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Ostatnia częśc gotowa.
|
|
Śro 13:32, 25 Cze 2008 |
|
|
Kodan
Moderator
Dołączył: 13 Maj 2008
Posty: 1099
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Fajna historia, ale koniec taki trochę banalny. 9/10
|
|
Śro 14:02, 25 Cze 2008 |
|
|
Phanta
Dołączył: 30 Paź 2007
Posty: 1186
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
|
|
|
|
FF-y żadko czytam, prawie wcale, ale z nudów przeczytałem twój i inne części i wystawiam ocene 10/10
|
|
Śro 14:31, 25 Cze 2008 |
|
|
Stephiroth
Dołączył: 05 Lis 2007
Posty: 532
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z zadupia
|
|
|
|
Najlepszy FF jaki czytałem (bo czytałem tylko ten )
Daje taką samą ocene jak we wszystkich
Czyli: 10/10
|
|
Śro 14:39, 25 Cze 2008 |
|
|
Toa Protodermis
Redaktor
Dołączył: 19 Paź 2007
Posty: 2090
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Świetny Fan-fick, nie ustrzegł się kilku błędów, głównie powtórzeń, ale to się często zdarza. Banalne zakończenie, spodziewałem się śmierci głównych bohaterów I niezbyt realistyczna bitwa - zwykły łowca nie miałby żadnych szans z TSO i Voporakiem. Ale historia rzeczywiście niesamowita i wciągająca aż do samego końca. I dobrze że ma koniec bo czytałem FFy, które go nie miały i to był ich największy minus.
|
|
Czw 23:17, 26 Cze 2008 |
|
|
Nuparu2
Dawny Administrator
Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 2178
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
| | Banalne zakończenie, spodziewałem się śmierci głównych bohaterów I niezbyt realistyczna bitwa - zwykły łowca nie miałby żadnych szans z TSO i Voporakiem. |
Każdy ma szansę z TSO, gdy go weźmie z zaskoczenia.
Szczerze mówiąc miałem pomysł, aby na końcu jeden z pocisków trafił łódź latającą i strącił Mimica i Nymalthę; Phantom chciał im pomóc, ale Mimic w ostatniej chwili stwierdził, że teraz nikt i nic ich nie rozdzieli i wraz z nią spadł na ziemię, a Phantom odleciał uszkodzoną łodzią.
|
|
Pią 9:19, 27 Cze 2008 |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|