Forum PFB Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Fan Ficki & Komiksy Dedeja.
Idź do strony 1, 2, 3 ... 11, 12, 13  Następny
 
Odpowiedz do tematu    Forum PFB Strona Główna » Tekst Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Fan Ficki & Komiksy Dedeja.
Autor Wiadomość
DD



Dołączył: 23 Gru 2006
Posty: 3797
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: się bierze dyfrakcja światła?

Post Fan Ficki & Komiksy Dedeja.
Pomyslałem że będę tu pisał krótkie opowiadania ( i robił komiksy!). Każde kolejne będzie o czymś innym, ale związanym z BIO.

Kolejne części będą się ukazywać dokładnie raz na jakiś czas.

KOMIKSY W POWER POINT (bo hipster - radzę czekać min. 3 sekundy przed kolejnym kliknięciem)):
[link widoczny dla zalogowanych]
[url]http://mega.co.nz/#!eh4XTJ7I!qMhDrlE6DeeW_zY4f3MEgn6KSv8mHCqw2TT-8Y7634I[/url]

Cytat:
KOMIKSY:

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]


FF'y:

Cytat:
Przemierzając wąskie uliczki dzielnicy Le-Metru, Matoranka wody o imieniu, którego z powodu programu ochrony świadków wyjawić nie mogę, wolnym krokiem i ze spuszczoną, pogrążoną w myślach głową kierowała się do mieszkania swojego nowego "przyjaciela".
Naturalnie zapytacie - czym może sobie zaprzątać głowę matoranka w Mieście Legend? Widzicie, prawdopodobnie związane to było z obecną sytuacją miasta. Z przyczyn do końca nam nieznanych, cała metropolia jawiła się w tylko dwóch barwach - czerni i bieli. Nasza rezolutna bohaterka, będąc osobą wykształconą, miała oczywiście kilka teorii na temat stanu obecnego. Teoria pierwsza - Prawdopodobnie znów coś wyciekło z Ta-Metru. Względnie zbiorowa dysfunkcja wizjerów w maskach, a miasto ma się dobrze. Naturalnie istniała też obawa że ktoś kręci ambitny film o przemijaniu, lub co gorsza - nasza matoranka jest postacią w powieści typu Noir.

Jednak to nie to chodziło jej po głowie. W swym umyśle wracała pamięcią do wspaniałej randki, i upojnych chwil z zielonym matoraninem, którego dla prostoty nazwiemy tu "Francuzem" (w końcu to Le' Matoranin, prawda?). Nasza przytłoczona rzeczywistością protagonistka obawiała się narastających w niej uczuć. Czy oni mogli być razem? Czy społeczeństwo ich nie wykluczy? Ją, biedną nauczycielkę, i niego - znanego pilota maszyn testowych? Taki mezalians? Oh, co za poniżenie...

Stając u progu jego apartamentu westchnęła ciężko, po czym ugasiła niedopałek papierosa, który przed chwilą skończyła. Czując się wciąż niepewnie, odruchowo, drżącymi dłońmi sięgnęła po następnego. Nie mogąc go odpalić tandetną zapalniczką, którą zabrała z urlopu w Arthace, porzuciła zamysł kontynuacji nałogu.

Wdech. Wydech. "Na Karzahni, weź się w garść dziewczyno!" - pomyślała - "Masz prawo do życia i szczęścia. Możesz oczekiwać czegoś więcej. Chcieć więcej".

Tym razem pełna uporu i determinacji, pociągnęła za klamkę.
- Kochanie...? - zdążyła spytać, zapalając światło. To, co ujrzała, zmroziło jej i tak już zimny płyn chłodniczy w mechanizmach pancerza.

Jej luby leżał martwy na dywanie. Jego porozdzierana maska przypominała coś, w czym zakochać mógłby się tylko zdesperowany Mroczny Łowca, który od lat nie widział kobiety. Z pogruchotanego pancerza wydobywał się swąd, a na dywan ciekły płyny ustrojowe wraz z płynną rdzą, komponując się w coś pięknego i przerażającego zarazem z panoramą miasta znajdującą się na dywanie pod nim.

- Zmusiliście mnie - odparł ochrypły głos za nią.
Przerażona matoranka upadła na nogi, z desperacją na masce odwracając wzrok. Kiedy zmusiła się w akcie ciekawości by spojrzeć na napastnika, ku jej zaskoczeniu ujrzała zakapturzoną Wielką Istotę.

- Narzuciłem wam zasady, a wasza dwójka je złamała - odparł, nie okazując emocji. W jego dłoni dostrzegła nóż, taki sam jaki posiadał set Takadoxa. To przeraziło ją jeszcze bardziej - jakim cudem napastnik w 2004 roku posiada część z roku 2007?! Wraz z przyśpieszającym pulsem w głowie rodziło się jej coraz więcej pytań. Nie miała czasu na nie odpowiedzieć - za chwilę zakończy swój żywot.

Huk. Kiedy się ocknęła, półprzymkniętymi oczami zauważyła że do mieszkania wtargnął odział Vahki, po czym przygwoździł napastnika do ziemi. W czasie kiedy Ko-matorański lekarz badał jej stan, spojrzała ukradkiem na odsłoniętą twarz mordercy, kiedy go zabierali. Ten najwyraźniej poczuł jej spojrzenie, i odwrócił się w jej stronę. Na jego brodatej twarzy pojawił się przerażający, złowieszczy grymas. Był za daleko by mogła go usłyszeć, ale po ruchu warg odczytała jego słowa:

"MIŁOŚĆ JEST NIEKANONICZNA".


____________________________________________________

Cytat:
Spherus Magna, planeta która po wielu mileniach znów jest całością, pełna jest życia i radości jej mieszkańców. W miejscu dawniej znanym jako osada Vulcanus, znajduje się obecnie rezydencja emerytowanego Toa Tahu. Obecnie dnie spędza przechadzając się w samym szlafroku po swojej wytwornej posiadłości, sycąc oczy kunsztem rzeźb Hafu, czy chłonąc liryczne piękno zapisków kronikarza Takuy (który to, niestety, jak każdy artysta - skończył się po zmianie kierunku kariery). Nerwowo zerkając na zegarek naręczny z kanohi vahi, Tahu odetchnął z ulgą, po czym ruszył jeszcze w stronę sporych rozmiarów akwarium, by dokarmić Barraki. Następnie, zadowolony że dokonał dziś wszystko to, co rozpuszczony bogacz zrobić powinien, to jest nic produktywnego, rozłożył się na kanapie i chwycił za pilota.

Była to niezwykła pora. Za chwilę odbyć się miała premierowa emisja serialu animowanego o przygodach Toa Mata, co do którego Toa Ognia udzielał konsultacji. Sięgając po komórkę, Tahu zadzwonił do swojego agenta, by na żywio relacjonowac mu swoje wrażenia.

Zaczyna sie. Na ekranie pojawia się napis "BIONICLE" i obraz rajskiej wyspy.

- Dawno temu, na wyspie Okoto... - snuje narrator. "Okoto?" pyta sam siebie Tahu, po czym dzieli się tym spostrzerzeniem z rozmówcą.

- Tak...widzi Pan, nazwa "Mata Nui" nie jest specialnie medialna. Do tego dochodzą procesy sądowe o wżej wspomnieną nazwę z Plemieniem Maorysów... - odpiera agent odpowiedzią przygotowaną zapewnie już wcześniej.

- Eh. No dobra. Drobne zmiany muszą być. przecież to tylko nazwa - z ulgą stwierdza Tahu.

W tym momencie w serialu pojawia się dwójka braci - Ekimu i Makuta, twórcy masek.

- Momeeent...gdzie Wielki Duch? Twórcy Masek? Czemu oni są matoranami? - zakłopotany Tahu pyta, drapiąc się po głowie. Z każdą sekundą rozumiał coraz mniej.

- Jak wspominałem, nazwa...

- Wiem, niejest medialna. Ale czemu w ogóle nie ma Wielkiego Ducha?

- Widzi Pan, wedle naszych statystyk najwięcej zysku z serii BIONICLE przyniósł nam film "Legendy Metru Nui". Na pisiedzeniu uznaliśmy że podobny protagonista, będący również twórcą masek, sposoba się młodszej widowni.

Na ekranie Ekimu siada samotnie na kamieniu, po czym łkając stwierdza że nie jest godzien bycia mistrzem masek. Po chwili doznaje dziwnej wizji, a kiedy się z niej budzi, jego pobratymcy śmieją się z jego omamów.

- Ale...ale...matoranie - wyjąkał Tahu, z miną jakby mu opadła szczęka, gdyby ją miał.

- To nie są matoranie. To "Defendersi".

- Defendersi?

- Defendersi.

- Defendersi...to jakaś nazwa rasy? Brzmi podobnie jak angielskie :obrońcy" - stwierdza Toa ognia. - Czy to ma jakieś ukryte znaczenie?

- To jest po angielsku - natychmiast potwierdza uradowany agent - Nasze wykresy i sondy uliczne potwierdzają, że przeciętny 7 latek uznaje język angielski za - cytuję - "czadowy", a Maoryski czy łacinę, za "Lamerstwo".
Ah, i nie ma więcej ukrytych znaczeń. Nasz target nie lubi metafor i przenośni. Dlatego zamiast kamieni symbolizujących dobro i zło będą naparzające się wielkie roboty. W końcu jesteśmy programem edukacyjnym.

- Skoro nie ma nazw w innych językach, to co z TO...

W tym momencie w serialu pojawiają się "Mastersi" - grupa potężnych , władających żywiołami istot chroniących Okoto. Zaopatrzeni w różnokolorowe pancerze, które skupiają uwagę, oraz mnóstwo złotych i srebrnych części, które błyszcząc, rozpraszają widza i odwracają jego wzrok od głupot fabularnych.

-PFFF! - Tahu w szoku wypluwa swoje Martini z Lawą - CZEMU NIE JESTEŚMY JUŻ TOA?!? - krzyczy.

- Ta nazwa zdaje się być zbyt skomplikowana dla naszych milusińskich - z uśmiechem tak dosadnym, ze widać go przez rozmowę telefoniczną, agent zdaje się nie być świadom narastającego gniewu w głosie Toa ognia.

- DZIECI. NIE. POTRAFIĄ. ZAPAMIĘTAĆ. TRZECH. LITER?!?! - kładąc nacisk na każde wypowiedziane słowo, Tahu wrze ze wściekłości.

- TAK! DOKŁADNIE! Widzę że się rozumiemy. Oho, za chwilę pojawią się wasi przeciwnicy! - przerywa mu rozmówca.

- To Visoraki - stwierdza beznamiętnie Tahu, który w tym momencie poddał się.

- O nie, myli się Pan! To Czaszkojąki, totalnie co innego!

- To małe Visoraki. Nieważne. Czemu nie używamy mocy masek w walce?

- Ależ używacie. Korzysta pan przecież z mocy ognia. To... nie jest moc Pańskiej maski? - odpowiada zakłopotany agent.

- To moc żywiołu. Moc maski to co innego. Po co mi maska ognia, skoro mam już moc ognia? Może jeszcze dacie mi złota maskę, która da mi "więcej mocy ognia"? - kąśliwie komentuje Tahu.

W tym momencie serialowy Pryncypał Pożaru zakłada złotą maskę, która daje mu więcej mocy ognia.

Reszta serialu była dla Tahu prawdziwym horrorem. Pryncypałowie połączyli siły i użyli MegaZordów, by pokonać Lorda Pająków, który znacząco zwiększył swe rozmiary. Po wygranej pokazały się prywatne filmiki protagonistów ze zwierzeniami, przypominające klipy z klasycznych kiczowatych reality show. Następnie opowiedzieli oni parę sucharów z mnóstwem odniesień do popkultury rodem z MTV, a na końcu zareklamowali tazosy do zbierania z ich podobiznami. W tle gra najnowsza piosenka Miley Cyrus.

W oczach Tahu tliły się iskry rodzącego się szaleństwa. Nie potrafił wyprzeć ze swojego umysłu obrazu serialowego siebie, w masce z ogromnym podbródkiem i oczami tak blisko siebie, że bliski był zdiagnozowania mongolizmu.

Następnie wstał, i beznamiętnie wybrał ze swojej obszernej kolekcji płytę, po czym wsunął ją do odtwarzacza.

Padł na kolana, szepcząc sam do siebie "Nawet to jest lepsze od tego co widziałem".

Na ekranie auto odtwarzanie uruchamia losowy odcinek serialu "Hero Factory" znajdujący się na płycie.

Tahu pada twarzą na podłogę, aby po chwili ułożyć się w pozycję embrionalną i zacząć płakać.


_____________________________________________________
Cytat:


Wyspa PFB spowita była mroźną, listopadową nocą. Pierwszy szron okalał okna a ponury wicher syczał między alejkami miasta. W jednym z mieszkań żył nie kto inny niż Lemonardo - aktualny administrator wyspy (pierwszy - Nuparu 2 - zdał sobie sprawę że jest dorosły czy coś, zaś drugi - Lokisyn - nawet nie zauważył że Lemon zabrał mu stanowisko sprzed nosa, i nadal uważa ze tym wszystkim kręci). W jego ukrytej pod sennymi marami jaźni tliły się przemyślenia na temat najnowszego zwiastuna Avengers.

- Nie ma na mnie STRINGÓW - zalotnie powiedział Ultron, figlarnie pozując przed zaskoczoną grupą Mścicieli.

- I have the weirdest Banner right now - stwierdził Bruce, nie mogąc oderwać oczu.

Ten niedorzeczny erotyczny fan fic zbudził Lemona ze snu. Na jego masce widniały krople potu, a jego oddech był nieregularny.

Wiedząc że teraz przez jakiś czas nie zaśnie, postanowił położyć się i rozmyślać o aktualnych sprawach, którymi musi się zająć. "Trzeba przygotować forum na falę nowych fanów w 2015. Jakiś koleś wpierdziela chmury nad wyspą - jakie to będzie miało meteorologiczne konsekwencje? Dodatkowo brązowy Skakdi cały czas go obserwuje i cynicznie komentuje to na żywo. No pogrzało ich , no. Dedej coś wspominał czy może użyć mojej osoby w swoim ff'ie. Ha! - Niedoczekanie.
Skoro Proton ma ładunek dodatni, czemu ma takie negatywne nastawienie? Lubię Grejpfruty. Czy dobrze by mi było w różowym?
No i najważniejsze zagadnienie, nad którym głowię się od tygodnia - Dlaczego Dziobak Jest?"

Te arcyciekawe rozmyślania musiały zostać przerwane, ponieważ żołądek Pryncypała Cytryn domagał się pokarmu. Wstając, sapnął ciężko, po czym zapalił światło w pokoju, które momentalnie odebrało mu wzrok. Kierując się po omacku w stronę kuchni, Lemonardo zastanawiał się czy jak Daredevil w nocy zapala światło, to chwilowo odzyskuje wzrok, żeby to miało sens.

Otwierając lodówkę, napotkał jedynie parę cytrusów, w tym dwa tak stare i zgniłe, że wytworzone z nich toksyny uśpiłyby Wielkiego Ducha.

"Kup Pryncypałki" - odparł głos w jego głowie.

A cóż to? Czyzby druga osobowość admina odezwała się? Ale dlaczego nie w czwartek, jak ustalał z nią wcześniej, jak poradził mu DD w swoim doświadczeniu z niejaką Magdą? Nie, to musi być coś innego.

Może to wspazówka zesłana mu przez któregoś z Wielkich Przedwiecznych? Czyżby Cthulhu, Trek Krom, czy nawet sam Porucznik Borewicz w swoich kosmicznych planach postanowili użyć go jako nikczemnego pionka?

I dlaczego akurat Pryncypałki? Czemu człowiek od urodzenia oddany Wafelkowi Teatralnemu miałby ot - tak nagle - zmienić swoje upodobania żywieniowe? Przecież istniały też przypadki zamiany istoty w wafelka, po czym niechybnej śmierci (wspomniany wyżej Cumulonimbus Pożeratus jest w tej sprawie jednym z głównych podejrzanych).

Po kilku minutach niepewności admin zadecydował, że z Wielkimi Przedwiecznymi się nie dyskutuje, po czym wyjrzał przez okno, wypatrując sklepu całodobowego niczym Bear Gryllis dorodnej foki w arktycznych wodach (temperatura by się nawet zgadzała).

Dostrzegając swój cel, Lemon, poganiany głodem, na prędce ubrał się w gustowną różową kurtkę oraz stylowe filcaki pasujące mu do koloru maski.

Wychodząc, admin musiał zmierzyć się z temperaturą zdolną zabić Tahtoraka oraz porywistym wiatrem. Skupiając wzrok na anielskiej poświacie wydobywającej się z wnętrza sklepu, Lemonardo starał się iść w linni prostej, lecz każdy kolejny krok przyprawiał go o ból.

Czuł, jak szron powoli, lecz nieubłaganie, osadza się na jego masce. Niczym ciemne objęcia śmierci, jego palce poczynały sztywnieć, a zmysł czucia w nich - zanikać. Jeszcze parę kroków, a jego nogi zaczęły by powoli się wykruszać, niczym T- 1000 w Terminatorze 2.

Ale Lemonardo nie był zwykłym, słabym userem ubranym w obciachową kurtkę. O nie. Był ADMINEM ubranym w obciachową kurtkę. Zbierając w sobie resztki ciepła, determinacji i sił witalnych, jakie mu pozostały, Lem ruszył przed siebie niczym rozgrzany do czerwoności metal wlewający się do formy miecza w kuźni średniowiecznego kowala.

Kiedy sięgnął do klamki znajdującej się u drzwi sklepu, pociągnął za nią (tracąc z zimna 2 palce), a w głowie pojawiło mu się wrażenie że ten krótki spacer trwał przepastne eony, i podczas niego urodziło się, rozkwitło i zginęło wiele wspaniałych cywilizacji.

Wycieńczony z głodu i zimna, admin zadał pytanie, które bardziej niż słowa przypominało stęknięcie:

- Czy...czy są "Pryncypałki"?

- Chwileczkę, już szukam - odparł uprzejmie sprzedawca, mimo że miał zaraz zamykać, i wrócić do domu by oglądać mecz Kolhi.

Kiedy sprzedawca zniknął za ladą, Administrator Polskiego Forum Bionicle rozglądał się nerwowo po asortymencie sklepu (który, jak każdy szanujący się sklep całodobowy, posiadał nawet środek do udrożniania rur o kojącym zapachu moczu Pohatu) a minuty zdawały się być godzinami.

-Szybciej, ty Skakdisynu... - mruknął Pryncypał Cytrusów.

- Proszę- odparł sprzedawca, a Kanohi cyTryna, którą miał na sobie admin, promieniała z radości (chyba że w euforii niechcący użył mocy maski) - należy się 6, 80 widgets.

Uradowany admin zaczął grzebać po kieszeniach swojej gustownej różowej kurtki. Kiedy dobrał się do monet, na granicy śmierci głodowej, wyciągnął je w otwartej dłoni, po czym spojrzał na nią.

Miał przy sobie tylko 5, 20.


______________________________________________________
Cytat:

„Cień Dobry!” Cień Dobry!” – buczał poranny dźwięk dzwonka w budziku znajdującym się w mieszkaniu na Destral.

Zaspany właściciel przeciągnął się, po czym wyłączył budzik. W jego myślach krążyło rutynowe stwierdzenie „ Ale się nie wyspałem”. Powolnym chodem ruszył w kierunku łazienki, a odgłosy jego kroków odbijały się echem po korytarzu. Kiedy znalazł się na miejscu, zapalił światło, ukazując w lustrze swoje wielce zaspane oblicze.

To Terry Ducks – młody, ambitny i osiągający sukcesy pracownik korporacji Makuta. Zaspanymi oczami przyjrzał się swojemu odbiciu, po czym przystąpił do porannego mycia, zastanawiając się, czy dobrze robił kończąc studia. Może gdyby od razu ruszył do pracy, miałby teraz spokojną posadkę na Zakaz, zamiast w tym korporacyjnym potworze, którego tak nie znosił.

W tym momencie zaciął się w maskę podczas golenia, co zaowocowało wydostawaniem się z niej mocy cienia.

Mimo wszystko Terry był zadowolony ze swojego życia. Parę tysięcy lat temu otrzymał awans, zostając Makutą z Metru Nui. Klienci z samej stolicy! Mimo tego nie był usatysfakcjonowany. Od urodzenia był ambitny, marzył o poszerzeniu swojej działalności na cały znany wszechświat. Ale był świadom że jest tylko trybikiem w firmie, niczym komórka w większym organiźmie.

Przez chwilę Makuta zastanawiał się, czy on i wszyscy których zna nie są jedynie komórkami w większej istocie, dajmy na to - ogromnym, przemierzającym wszechświat w poszukiwaniu wiedzy robocie.

Terry przez chwilę zatrzymał się na tej dziwnej myśli z zakłopotaniem na twarzy, po czym powrócił do wycierania się ręcznikiem.

Ducks starannie narzucił na siebie świeżo wyprasowaną koszulę, następnie drogi garnitur, który zakupił na Południowym Kontynencie, kończąc nałożeniem czerwonego krawatu z motywem Rahkshi. Czuł, że to może być dobry dzień.

Będąc już w pracy, pośród kolegów siedzących na słuchawkach i odgłosów stukania w klawiaturę, rozejrzał się za gorącym Antydermis, bez którego nie mógł się obyć.
- Już zalałam – uśmiechnęła się Gorast, wskazując na kubek znajdujący się kilka biurek dalej. Kiedy odchodziła, obejrzała się jeszcze z zadziornym uśmiechem.
„Chyba jej się podobam” – połechtał swoje ego w myślach Terry, po czym używając ręki cienia sięgnął po kubek z napisem „ I am nothing” na boku - prezent od szefa z okazji awansu, zawierający w sobie zarówno jego poczucie humoru jak i opinię o podwładnych.

Jednak, zapewne z powodu niedospania, badz zwyczajnego rozkojarzenia, Terry nie chwycił napoju w porę, a jego zawartość rozlała się na koszulę i krawat w Rahkshi. Dodatkowo, kubek, którego tak lubił, został przez niego wchłonięty do pancerza.

- Niech to! – mruknął pod nosem – Straciłem mój ulubiony kubek. Nigdy nie byłem dobry w tej ręce cienia. Kiedyś zginę przygnieciony wielkim kamieniem jak nie będę uważał przy jej używaniu.

Podenerwowany przysiadł do komputera, i przeglądając maile oddzwaniał do klientów.

- Halo? Cień Dobry, z tej strony Makuta Terry Ducks, w czym mogę pomóc? Tak? Aha. Rozumiem. Zyglaki zabiły wszystkie rahi na wyspie? Rozumiem. Rozumiem. W ciągu najbliższych 12 godzin prześlemy Państwu Rahi zastępcze, a ja już teraz przekazuję zlecenie stworzenia nowych Makucie Mutranowi. Tak. Tak. Nie ma sprawy, miło że mogłem pomóc.

„Nie było aż tak źle” – pomyślał Terry – „Może ten dzień nie będzie znowu taki najgorszy?”

Makuta spojrzał na siebie i swoje poplamione ubranie. Nie było by w tym nic niezwykłego, ale w pobliżu stał Antroz, a on pewnie miałby z tego incydentu temat do plotek na najbliższe tysiąclecie. Postanowił że przebierze się w zapasowe ciuchy, które miał w szatni obok łazienki.

W drodze do szafki Terry rozmyślał o swoich opcjach kariery i przyszłości zawodowej. Kiedy na korytarzu zagadał go Toa Norik, po czym ruszył swoją droga, Ducks obejrzał się i zauważył że stoi na przeciw gabinetu kierownika - opasłych drzwi z napisem "MIStER IKS - kierownik" na szybie.

"Co za bufon" - pomyślał, miętosząc w ręku mokry fragment koszuli - "Tyle lat tu pracuję a on nie potrafi docenić mojego wkładu i pomysłów. Tworzenie Rahi, też mi coś. Przez staromodne podejście nie jesteśmy poważnie traktowani na rynku. Pomyślcie chociażby o Dłoni Arthaki, czy Barraki - o, akcje tych to dopiero skaczą w górę! A wszystko przez to że ich działalność postawiła na podbój, który aktualnie przynosi profit. A nie jakieś pieprzone rahi. Przez tego zapatrzonego w siebie bęcwała ten zakład niedługo upadnie. A ja nie mam zamiaru szukać nowej pracy".

Po czym ruszył dalej, ale zanim dotarł do szafki, w głowie Terry'ego Ducksa zakiełkowała już myśl o przejęciu kompanii i zmianie typu jej działalności na politykę bardziej...agresywną.

_______________________________________________________

Cytat:
Po klęsce Teridaxa, na Spherus Magna nastały czasy pokoju. Cała społeczność zebrała się w pobliżu poległego Wszechświata Matoran, by w tej chwili wytchnienia pochować poległych, rozmyślać o dawnych poświęceniach i pogrążyć się w zadumie.

Kiedy Turaga Nokama zaczęła w wielu językach cytować Pierwszy List do Metruan, Toa Tahu zapalił malutkie płomyki nad bezimiennymi kopcami symbolizującymi zmarłych. Nowa, odrodzona cywilizacja pogrążyła się w smutku, i uczciła dawnych herosów minutą ciszy.

- Hej, kogo to pogrzeb? - zapytał znienacka toa stojący obok Turagi Vakamy.

- Między innymi twój - odparł starzec, zerkając na rozmówcę pół okiem.

- Fajno.

- Zaraz, zaraz - CO?!?! - wykrzyknął Turaga i spojrzał z rozdziawioną maską na toa. Był to bowiem Toa lhikan, w całej swojej żywej i bohaterskiej postaci. Za nim stała grupa postaci, które również od lat nie widziano wśród żywych, min. Carapar, którego pierwszą czynnością było rozbicie głowy Takadoxa pięścią.

- Ale...ale...ale jak?!? - zapytał Whenua.

- Czerwona Gwiazda. Tam się odradzamy po śmierci i wracamy z powrotem, ale druga cześć jest możliwa dopiero od niedawna. Co, nie wiedzieliście o tym? - zapytał Lhikan, uznając to co powiedział za oczywiste.

Wszystkich zatkało, a uczucie to potęgowała dobijająca cisza.

- Oczywiście że nie wiedzieliśmy! Przecież nikt z nas nie był na Czerwonej Gwieździe! - wyrwał się poirytowany sytuacją Lewa.

- To...nie do końca prawda - rzucili nieśmiałe razem Toa Mahri Jaller i Takanuva, toa światła.

Oczy wszystkich pytająco spoglądały na tę dwójkę.

- No...byliśmy nieżywi przez pewien czas, prawda? Ja zmarłem z powodu Rahkshi, a Takua jak rozdzielił się z Teridaxem - ciągnął temat toa ognia - Potem zrobiliście to jakieś magiczne kółko przyjaźni i coś tam coś tam.

W tym momencie Axonn pomyślał, że w tym świecie śmierć jest mniej warta niż w komiksach Marvela.

- Moment. Momentmomentmoment - wtrącił się Turaga Matau - przecież umarłeś jako Turaga!

- Tak, ale na gwieździe odbudowując cię w twojej najsilniejszej postaci - oznajmił toa, uradowany że jest w centrum uwagi.

Na tą wieść Matau wybałuszył oczy i pobiegł do najbliższego wulkanu, ale Lewa domyślając się co planuje zrobić, powstrzymał go przed skokiem.

Toa Lhikan chciał pochwalić Vakamę za to, że dojrzał po tym jak został toa i jest z niego dumny, ale rozmyślił się kiedy ten zaczął ślinić się na jego widok i prosić o podpisanie się na masce.

Po chwili przyjrzał się innym "ożywieńcom", a jego uwagę zrócił Carapar, który w tym momencie robił z Takadoxa prawdziwą miazgę, za wszystkie lata hipnotyzowania i upokorzeń.

-Spokój tam, psujecie mój pogrzeb! - wykrzyknął Lhikan.

- To jest też mój pogrzeb i będę na nim robił co będę chciał! - warknął jeden z Barraki.

Takadox padł trupem, ale już po chwili promień z Czerwonej Gwiazdy wysłał jego nowe ciało z powrotem. Zanim jednak zdążył zrozumieć, co się tak właściwie stało, i nacieszyć się druga szansą, Carapar wymierzył mu cios, po czym kontynuował swoje nowe ulubione zajęcie.

- Chwila! Czy jest z wami Matoro? - zapytała toa Hahli, przypominając sobie o toa lodu z jej drużyny, który, jak na ironię - od dawna jest lodowaty.

- Niestety nie, jego nie dało się odtworzyć- ze zmutkiem oznajmił toa, spuszczajac głowę - ale mam coś, co wam pomoże go zapamiętać. Mamy zapis jego ostatnich przemyśleń! - odparł z radością, wymachując zwojem papieru.

- Chcę cię mieć w sobie - stęknął nadal zaśliniony Vakama, a Lhikan osunął się od niego na parę sporych kroków.

Społeczność Bara Magna zrobiła miejsce dla Lhikana, by wysłuchać jego kojącej opowieści o ostatnich chwilach dzielnego Matoro, który ocalił Wszechświat Matoran. To, co oczekiwali, to bohaterskie, pompatyczne i chwytające ideały. Dodatkowo parę słów o smutku, że nie zobaczy więcej przyjaciół i miejsc mu bliskich. Nie spodziewali się opisów bólu, cierpień, rozrywania tkanek i pancerza przez energię maski życia.

Kiedy Lhikan dotarł do etapu, gdzie Matoro widział wydostający się mu przez otwory w masce rdzeń mózgowy, spora część publiki zaczęła mdleć, a inni wymiotować, co było widokiem o tyle obrzydliwym, co intrygującym, bowiem nie posiadali oni ust w maskach.

- Hej, ludzie! Ja też powróciłem! - odparła okuta w biały pancerz istota za tłumem, momentalnie zwracając na siebie uwagę.

To Certavus, dzielny wojownik Iconoxu i legendarny Glatorianin, który poległ wiele tysiącleci temu.

- Erm...czy Czerwona Gwiazda nie ożywia czasem tylko postaci z Wszechświata Matoran? - zapytał rezolutnie matoranin Hafu.

- A niech to! Masz rację! - odparł zdumiony Certavus, po czym padł trupem.


Cytat:

EPILOG

- Czemu Gwiazda działa dopiero teraz? - zapytał przenikliwie Onua

- Ah - odparł Lhikan - Gwiazda jest teraz bliżej. W zasadzie opada w kierunku planety i za 12 sekund uderzy, zabijając nas wszystkich.

W tłumie zawrzało.

- No...dawniej byli byśmy przerażeni nie na żarty, ale skoro i tak się odrodzimy, to nie widzę problemu - z grupy zawołał Turaga Dume.

- Chwila - wtrącił Tahu - jak Gwiazda nas odbuduje, skoro rozbije się na planecie i ulegnie zniszczeniu?

Lhikan podniósł palec jakby miał do powiedzenia oczywistą odpowiedź, ale zamarł i zastanowił się chwilę. Spojrzał następnie wraz z zebranymi na coraz większy czerwony obiekt na niebie, który z ogromną prędkością pędził w ich stronę.

- K***a - rzekł zrezygnowany, kiedy reszta pogrążona w panice biegła z jednego miejsca na drugie.


______________________________________________________

Cytat:
Po pokonaniu Teridaxa z rąk Takanuvy, Toa Nuva zebrali się w Kini Nui na specjalne wezwanie Turaga.

- Nie jesteście pierwszymi toa! - odparł vakama, zrzucając z siebie brzemię wielu lat sekretów.

Toa byli zszokowani, ale nie tak bardzo jak sadził sędziwy Turaga. W końcu istniało pojęcie "toa" zanim przybyli na wyspę, więc musiał istnieć ktoś podobny jak oni.

Nastąpiła chwila konsternacji, a toa wykorzystali ten czas by pogodzić się z nowymi faktami.

- My byliśmy kiedyś toa - kontynuowała zwierzenia Nokama.

- Zaraz, jak? - zapytał Tahu.

- Tak, i matoranami też. Ja robiłem maski kanohi, a Whenua był archiwistą - wtórował jej turaga z Ta-koro.

- A pod tą wyspą znajduje się ogromne, zaawansowane technologicznie miasto - wyznał Turaga Matau.

- Makuta nie jest bratem Mata Nui - kontynuował Onewa.

- CO. - wysapał zszokowany Pohatu.

- Ej, powoli, staram się to ogar...- wtrącił toa ognia, nie wiedząc nawet w którą stronę odwrócić głowę.

- A Makuta to nie imię, a tytuł i nazwa rasy, która początkowo tworzyła rahi - przerwał mu Whenua.

- Ale że jak? - zapytał Kopaka, a toa zdawali się powoli tracić poczucie rzeczywistości i tego, co jest prawdziwe.

- Prawdziwe imię naszego Makuty to Teridax - ponownie odezwał się Vakama.

- a poza wspomnianym miastem istnieje jeszcze mnóstwo wysp i inteligentnych ras - rzekł turaga wiatru.

- Możecie wolniej? To nie są rzeczy, które słucha się co dzie...- próbowała coś powiedzieć Gali, ale nie dane jej było dokończyć zdania.

- Istnieją podejrzenia że Wielki Duch to tak naprawdę ogromny robot z wyspami w środku - dokręcił śrubę Matau.

- Ale.. - bąknął Onua.

- Na jednej z wyspa znajduje się potworna istota, która samym swym wyglądem wywołuje szaleństwo - dorzuciła swoją cegiełkę Nokama.

Toa zamarli w szoku, nie odzywając się. To było dla nich za wiele rewelacji jak na jeden dzień. Ba, jak na jedno tysiąclecie.

- Jest też koleś, który naprawia Matoran, ale nikt od niego nie wraca - przerwał ciszę Whenua.

- STARCZY - błagał Lewa, toa wiatru.

Grupa następnie zwróciła swój wzrok na turagę lodu - Nuju, który aż do tego momentu nie odezwał się słowem. Napięcie rosło, a na maskach toa pojawiły się stróżki potu, zdradzając niepokój związany z poznaniem innych sekretów.

- Kitiuk *gwizd* klakt ai ai kayoooo - powiedział Nuju, jak zwykle w znanym nielicznym języku rahi, jak to miał w zwyczaju.

- CO?!?!? - wykrzyknęli toa razem, po czym padli na ziemię, a z ich masek poczęła wyciekać piana, a oczy ich były rozbiegane. To było o jedną tajemnicę za dużo.

______________________________________________________

Cytat:
Przez wiele tysiącleci ocean na Aqua Magna z ciekawością przyglądał się metalowemu, humanoidalnemu kolosowi, który krocząc przez wody, przyglądał się gwiazdom. Choć początkowo sceptyczny i bojaźliwy, inteligentny ocean planety przyzwyczaił się do obecności giganta, a po dłuższym czasie - uznał go za stały element krajobrazu.

I choć nigdy ze sobą nie rozmawiali (bo i jak? Żadne z nich nie posiadało strun głosowych, a ocean nawet nie mógł opanować podstaw języka migowego), to bezkresne morze, które dotąd było samotne, uznało robota za swojego przyjaciela.

Mijały lata, a "przyjaciele" coraz bardziej zżywali się ze sobą. Mocarny gigant chwilami pochylał się, i studiował intensywnie morską florę i faunę, bo bardzo cieszyło ocean, w którym owe istoty żywe się znajdowały.

Lecz nastał ten dzień. Dzień, kiedy kolos zachwiał się, i upadł. Zaskoczony bezmiar wód bezradnie przyglądał się, jak kolos zanurza się, a na jego miejscu formuje się wyspa. Wkrótce na wyspie pojawili się mali rezydenci. To poprzez słuchanie ich przez ponad 1000 lat ocean dowiedział się wszystkiego. O Mata Nui, Toa, czy Makucie. Przyglądał się, słuchał, i - wiedząc o legendach matoran - czekał na powrót przyjaciela.

I stało się, a radości nie było końca. Ale radość szybko przerodziła się w rozpacz. Bowiem oczy kolosa stały się krwisto czerwone, a z jego klatki piersiowej w przestrzeń wystrzeliła maska. Ocean wiedział co to oznacza. Zły brat wygrał, i wysłał Wielkiego Ducha na banicję.

Nie mógł na to pozwolić. I choć był tylko bezradnym oceanem, przez długi okres czasu uderzał w Makutę, który skradł ciało osoby mu tak bliskiej, ogromnymi falami (a czasami i wielorybem, rekinami takea, czy - raz w akcie zwykłej ciekawości - ukwiałem). Nie robiło to jednak na Teridaxie żadnego wrażenia, a ocean, choć nieustępliwy w swych czynach, tracił nadzieję.

Kiedy robot opuścił planetę, wiadomym było co planuje. Szykowała się bratobójcza walka, z której tylko jeden mógł wyjść zwycięsko. Tak też i obserwował jak na pustynnej planecie nieopodal, zwanej Bara Magna, toczą ze sobą walkę dwa stalowe giganty. Ocean był pewien, że ten drugi to jego przyjaciel - Mata Nui, który zyskał nowe ciało. Musiał mu jakoś pomóc. Ale jak?

I wtedy, o dziwo, planeta na której się znajdował poczęła przesuwać się w stronę tej pustynnej, za sprawą mocy grawitacyjnych Wielkiego Ducha. Ogromna siła grawitacji sprawiała, że od planety oceanu poczęły odrywać się mniejsze fragmenty, zabierając część wody ze sobą. To była jego szansa.

Kiedy Mata Nui był bliski przegranej, ocean skupił całą swoją siłę woli na oderwanym fragmencie, i używając pływów fal swojego ciała na nim, skierował go z ogromnym wysiłkiem prosto w złego brata.

- ZEMSTAAAAA!!! - ryknął, ale dla postronnych dźwięk ten byłby tylko bulgotem. A że dalej był w przestrzeni kosmicznej, nie słychać było nic.

Asteroida z ogromnym impetem wpadła w atmosferę, i - dzięki pomocy Mata Nuiego, który dostrzegł zamiary oceanu - z oszałamiającym hukiem uderzyła w głowę Teridaxa.

_______________________________________
Cytat:

Kolejny dzień na PFB bez spamerów ani nowych wieści o reboocie. Wiało nudą tak bardzo, że cześć userów zamykała okna w domach, by nie było przeciągu. Dlatego też aby odrobinę rozruszać towarzystwo, Takanuj zabrał się w parku za pisanie erotycznego ff'a na swoim laptopie.

-..."I wtedy ociekający potem Kalm wymienił swój mizerny łącznik dwójkę na wiertło Whenuy Hordika". Taa, coś takiego. Ale to za mało perwersyjne i gorszące - musiałbym w to wpleść Matkę Boską Metruańską - pomyślał Takanui, stukając w klawisze.

I wtedy w jego głowie zrodziło się pytanie. Pytanie, na które odpowiedzieć mógł chyba tylko osobnik odpowiedzialny za powstanie tej ikonicznej postaci. Dziwnym trafem (zupełnie jak w jakimś ff'ie) sam zainteresowany przechadzał się akurat po parku.

- Hey, DD! - zawołał Tak, przyglądając się dokładnie nowemu kitowi kolegi, i temu, że w końcu po tylu latach wiadomo było że za okularami on ma oczy, do cholery.

- Hm? - odparł elokwentnie forumowy dowcipalacz.

- Czemu akurat Nokama jest Matką Boską Metruańską?

- Cieszę się...że spytałeś - odparł Ded, a jego jarząca się jaskrawymi barwami maska ułożyła się w grymas godny pedofila mającego chętkę na nekrofila zoofilów.

- NIEEeeeee - wykrzyknął będący nieopodal Gaku, biegnący w stronę rozmówców. Co dziwne, robił to wszystko w zwolnionym tempie, niczym ten filmowy detektyw w retrospekcjach, kiedy biegnie w stronę domu gdzie znajduje się jego rodzina, a tek eksploduje. Potem po wielu latach wciąż nie może się pozbierać i szuka sprawcy. Tak właśnie zachowywał się Gaku.

- Widzisz...- odparł DD, a Tak ze zdziwieniem zaobserwował że ma sucho w gardle. Ale sytuacja miała sie jeszcze pogorszyć.

Woda w pobliskim zbiorniku zaczęła ubywać w zastraszającym tempie, a rośliny obumierały z powodu braku wilgoci.

Tak zdał sobie sprawę, że zrobił coś głupiego. Bardzo, bardzo głupiego.

- Tak, zabiłeś nas wszystkich! - potwierdził jego przypuszczenia Gaku, wciąż w zwolnionym tempie.

Po chwili reszta userów poczuła że jest coś nie tak. Otoczenie stało się tak suche, ze budynki zaczynały się kruszyć. Co gorsza, wokół wyspy oceaniczna woda zaczynała parować.

- Nokama to MBM, ponieważ... - kontynuował DD, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego co dzieje się wokół.

Tak z przerażeniem oglądał, jak w zasięgu wzroku padają jego koledzy, wpierw ci o żywiole wody, a następnie pozostali. Ich pancerze rozsypywały się w proch, a rdzenie mózgowe uciekały z czaszek w postaci stróżek pary rozsadzających ich metalowe kości. Wkrótce cały teren pełen był konających ciał.

- BO TYLKO ONA NAS WSZYSTKICH ROZUMIE! ŁAPIESZ? - zaśmiał się DD, imitując człowieka-betona z KOPS.

- Wielkie istoty, nie... - wysapał Tak, kiedy poczuł uderzający w niego strumień żaru, zamieniający go w popiół.

Wraz z jego ostatnim słowem, maska Dedeja zaświeciła oślepiająco jasno, emitując promień suchości tak potężny, że samemu Wielkiemu Duchowi zaschło w gardle. Ocean zamienił się w parę w okamgnieniu, resztki poległych zamieniły się w drobny piasek i rozwiał je wiatr, tworząc z nich makabryczny obraz tańczących w powietrzu resztek. Budynki upadły dopełniając obraz zniszczenia na suchej, spękanej ziemi. Wyspa PFB została zniszczona.

Lecz nawet w takiej tragedii jest ziarenko nadziei na przyszłość. Otrzepując się z resztek Takanuja, które dostały mu się pod miednicę metru, Gak, jako jedyny ocalały (zupełnie jak w jakimś ff'ie) rozejrzał się po pogorzelisku i załkałby, gdyby miał jeszcze łzy w sobie. Może gdyby nie biegł w zwolnionym tempie dałby radę ich ocalić? Powstrzymać to szaleństwo? I właśnie w tym momencie pomyślał o ostatnich słowach DD. O tym, jak wyjaśnił swój żart. Gaku parsknął lekko, po czym powiedział szeptem:

- To nie było aż tak suche.

Na niebie zagrzmiało, a pierwsze krople deszczu spadły na spękaną ziemię.

________________________________________

Cytat:
Kalmaverse...

Dzięki mocy Czerwonej Gwiazdy, Kalmahiczek i jego drużyna przekształcili się z matoran w potężnych Pryncypałów. Kalm, teraz Pryncypał władający żywiołem ognia, uodpornił się na głód - skazę, która trawiła jego wcześniejszą postać. Dodatkowo, jego dotychczasowa broń - miecz świetlny zawierający w sobie niebieski kryształ, broń na bardziej cywilizowane czasy, uległ dezintegracji, a na jego miejscu pojawił się miecz ognia.

Kalmahiczek bacznie obserwował swój nowy oręż, i stwierdził że jest on bardzo podobny, wręcz identyczny z tym, jaki niegdyś dzierżył Tahu przed Rebootem.

Dziwne.

W tym czasie w Mataverse...

Przemierzając Ta-Wahi, Toa Tahu wolnym krokiem stąpa po spalonej ziemi, a spod jego stóp unosi się pył. Mijając czarne, nadpalone drzewa, wpada on w pułapkę zastawioną przez tubylców.

Dostrzegając, że są oni wrogo nastawieni, toa postanowił pokazać im, że nie jest jakimś tępym rahi, którego powstrzymają sidła zbudowane z gałęzi. Albowiem po jego stronie stoi moc żywiołu. Sięga on więc po swój zaufany miecz ognia, i...ten znika w blasku światła, teleportując się do innego wymiaru.

- Co jest, do cholery?! - mówi do siebie, energicznie przeszukując swój pancerz w poszukiwaniu rękojeści.

W tym momencie stracił przytomność, kiedy bambusowy dysk rzucony prze Jalę uderzył go w głowę. Tohunga, sądząc że jest to jakiś stwór nasłany przez Makutę, złapali go w sieć i silnie związali.

Później tego dnia Tahu został zabrany do Ta-koro, a następnie złożony w ofierze Wielkiemu Duchowi, podobnie jak reszta toa w pozostałych koro.

___________________________________________________________

Cytat:
Toa Protodermis, dumny mod Polskiego Forum Bionicle, wybierał się właśnie na nocną akcję. Centrala powiadomiła go o aktywności przestępczej w dzielnicy Płynnej Rdzy na PFB.

ToP spojrzał jeszcze chwilę w lustro, kiedy to nakładał swój obcisły, lateksowy strój służbowy. Zastanowił się przez chwilę czy doczepić Bat-sutki, ale uznał że to za bardzo w stylu lat 90', a do premiery Dawn of Justice jeszcze daleko.

Następnie wygiął swoją srebrna Avohkii w skwaszony grymas, po czym powiedział głosem Sylvestra Stallone'a:

- EJ EM TE LO!

I nałożył swój służbowy hełm sędz...to znaczy moderatora. Nikt właściwie nie wiedział dlaczego ToP jest "LO" i co to dokładnie znaczy. Część uważała że w tajemnicy jest on Liceum Ogólnokształcącym (nie takim prestiżowym - takim gdzieś za Lublinem, o którym mało kto wiem i mało kto je ukończył), reszta sądziła że ma to związek z jego mroczną przeszłością, zamachem na Kennedy'iego, Ewangelią Judasza i byciem ojcem Kalmahiczka.

Kiedy dotarł na miejsce zbrodni a swoim wiernym motocyklu marki Junak, ujrzał okolicę zniszczoną przez kataklizm. Pordzewiałe slumsy, stęchły zapach, chłód jakby w objęciach śmierci, ciała na ulicy i wszechobecne pożary i zamieszki. Kto mógł dokonać czegoś takiego?

Dopiero po paru minutach dotarło do niego że to miejsce zawsze ta wyglądało - co więcej - poziom życia ostatnio podniósł się tu o 1200%.

I ujrzał jego - komputer w hełmie od razu poznał sprawcę i wyświetlił dane na wizjerze.

Spamer i awanturnik w rdzawo brązowym pancerzu. Koleś był tak brzydki, że jakby wysłali go do Karzahniego, to ten nie wiadomo jak by się starał zrobić z niego jakąś pokrakę - i tak wyszedł by ładniejszy. Zdradziła go łagodna woń mielonki podhalańskiej.

- Spameeeeerrrrr... - soczyście przeciągnął Sędzia ToP.

Podejrzany udał się do pobliskiej zrujnowanej kamienicy. Toa Protodermis wiedział, że ta sytuacja wymaga dyskrecji i finezji, dlatego najpierw zapukał w drzwi, aby zmylić wroga, po czym wjechał w ścianę czołgiem z zamontowanymi dwoma F-16 po bokach, i miotaczem ognia w lufie, kiedy to sam obracał się na wieżyczce strzelając z dwóch karabinów maszynowych we wszystkie strony śpiewając "Bogurodzicę" od tyłu.

Plan się powiódł - spamer stał pośrodku pokoju tak zszokowany tym epickim widokiem, że nawet nie drgnął. Do rzeczywistości wrócił kiedy mod uraczył go kopniakiem w korpus, odciskając na nim swój numer buta. Ten upadł na ścianę.

- Zaszokowany Zmieszany Cool Szaleńczo Zły Mrugnięcie Zaskoczony - odparł podejrzany.

- Spam. Upomnienie - odparł Top do swojego karabinu, a ten zmienił tryb działania, po czym wystrzelił. Spamer dostał niebieską wiązką, i zgiął się w bólu.

- Popraw składnię zdania, i dodaj znaki interpunkcyjne - poprawił go mod - I ZACZYNAJ ZDANIE Z WIELKICH LITER - dodał dobitniej, bo CapsLockiem.

- jak moge zdjońdz naklejke z kopaki? - niezrażony odparł spamer.

- Rozmowa nie na temat. Ostrzeżenie - rzekł ToP, a czerwona wiązka wystrzeliła z miotacza, a choć przeciwnik starał się zasłonić ręką (ze skutecznością hamowania lądowania stacji kosmicznej w atmosferze za pomocą znaków zakazu) to czerwona wiązka przebiła jego kończyny i zainteresowany dostał w czoło tak mocno, że rzuciło go na ścianę za nim.

- Użytkowniku znany jako ********. Za dokonywanie aktów flamewaru, obrazę użytkownika i spam, obarczam cie wyrokiem...
Jednak nie dane było mu skończyć, ponieważ spamer posłał w jego stronę serię z karabinu. Mod jednak był tak zaj****ty, że wszystkie kule złapał w usta i zaczął je nonszalancko je żuć.

- AJ EM TE LO - dodał z pełnymi ustami.

- jesteś Liceu..? - chciał zapytać mielonkowiec, ale nie zdołał, bowiem ToP wypluł kule z prędkością karabinu maszynowego.

- BAAAAAANNNNNN. - ponownie przeciągnął, po czym podłubał w zębach bo mu jedna kula została.

_________________________________________________________[/url]


Ostatnio zmieniony przez DD dnia Pon 19:05, 22 Gru 2014, w całości zmieniany 17 razy
Pią 16:57, 24 Paź 2014 Zobacz profil autora
Proton4
Zaklinacz Fantastyki


Dołączył: 04 Wrz 2014
Posty: 1024
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Location censored

Post
:S
Pią 17:04, 24 Paź 2014 Zobacz profil autora
Zelt
Moderator


Dołączył: 08 Wrz 2012
Posty: 3052
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Całkiem fajny FF, czekam na dalsze części. Wesoły
Pią 17:17, 24 Paź 2014 Zobacz profil autora
Kalmahiczek



Dołączył: 24 Lip 2011
Posty: 1361
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wyspa Okoto Ranga: Moderator

Post
Fajny pomysł.
DD, FF! Wesoły
Pią 17:23, 24 Paź 2014 Zobacz profil autora
Kaspar26



Dołączył: 03 Lip 2014
Posty: 430
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tak

Post
Kocham ten FF (za co pewnie mnie zabiją)!
Pią 17:26, 24 Paź 2014 Zobacz profil autora
Proton4
Zaklinacz Fantastyki


Dołączył: 04 Wrz 2014
Posty: 1024
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Location censored

Post
Bez komentarza :p
Pią 17:48, 24 Paź 2014 Zobacz profil autora
SejfMan



Dołączył: 31 Mar 2007
Posty: 2499
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chojnice

Post
OK, to ci się udało Bardzo wesoły
Pią 17:58, 24 Paź 2014 Zobacz profil autora
Vahki530



Dołączył: 02 Mar 2006
Posty: 636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia

Post
O, czegoś takiego tu jeszcze nie widziałem. Intrygujący pomysł, coś świeżego. Czekam na następne części Bardzo wesoły
Jak zawsze - dobra robota, DD.
Pią 18:04, 24 Paź 2014 Zobacz profil autora
Lirken



Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 1048
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Ło...
nie spodziewałem się tego po tobie, pomysł fajny, wykorzystane naczasiebędące wątki, bardzo ładne zakończenie.

Ale ta stylizacja na stary, francuski film o zakazanej miłości Rozbawiony takie niekanoniczne :f
Pią 18:22, 24 Paź 2014 Zobacz profil autora
-Krzyk-
Administrator


Dołączył: 26 Sie 2009
Posty: 1400
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: ? Gdzie? Jak?

Post
Dobre, takie wysmakowane. Przez całe opowiadanie chichałem z narracji, więcej mile widziane.
Pią 19:29, 24 Paź 2014 Zobacz profil autora
Souler



Dołączył: 10 Mar 2008
Posty: 2587
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Goleniów

Post
Puenta jest mało zaskakująca, ale ogólnie świetnie jest napisane.

Płynna rdza.
Pią 19:58, 24 Paź 2014 Zobacz profil autora
Cleo Air
Redaktor


Dołączył: 16 Lis 2008
Posty: 884
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Łamanie czwartej ściany - jest.
Płynna rdza - jest.
Memy - jest.

10/10. Czytałbym więcej.
Pią 20:03, 24 Paź 2014 Zobacz profil autora
Gaku
Dawny Administrator


Dołączył: 23 Sty 2007
Posty: 4135
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

Post
Super ta historyjka.
Brzmi jak jakaś przestroga albo co Wesoły
Pią 22:04, 24 Paź 2014 Zobacz profil autora
DD



Dołączył: 23 Gru 2006
Posty: 3797
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: się bierze dyfrakcja światła?

Post
Jest nowy wpis. Byłyby dwa, i dłuższe, ale genialna wyskakująca reklama zamknęła przy okazji kartę, kiedy nacisnąłem na krzyżyk.
Nie 18:23, 26 Paź 2014 Zobacz profil autora
Kaspar26



Dołączył: 03 Lip 2014
Posty: 430
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tak

Post
Nie wiem czy się śmiać czy płakać...
W każdym razie daje temu FF 5/5 totenkopf'ow
Nie 21:05, 26 Paź 2014 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum PFB Strona Główna » Tekst Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 11, 12, 13  Następny
Strona 1 z 13

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin