Autor |
Wiadomość |
Majki
Dołączył: 27 Cze 2009
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Z daleka...
|
|
Lewa - Mroczne kroniki |
|
Mój pierwszy FF, chciałem zrobić coś z akcją osadzoną u korzeni powstania Bionicle a dokładnie na Mata Nui
"za czasów" Toa Nuva gdzie Makuta jest już rzecz jasna pokonany a hordy Bohroków nie stwarzają już dużego problemu, postaram się szybko dodać kolejne części...
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
Część pierwsza:
Był zimny wietrzny dzień, co było dużym zaskoczeniem w dżungli Le-Koro
gdyż ostatnio zapowiadała się fala upałów.
Toa Lewa jak co dzień szybował wśród potężnych drzew i konarów,
Z rana, mijał wszystkie wioski i miasta których jest patronem,
nie pozostawiał żadnego rejonu bez opieki.
Toa rutynowo wzbił się na najwyższe drzewo wspaniałego Le-koro
gdzie był doskonały widok na cały tropikalny las i przede wszystkim na osady
matoran.
Lewa przez jakiś czas rozglądał się dookoła i już miał zejść i powrócić do swej kryjówki gdy nagle rozległ się potężny huk, i seria krótkich krzyków, jednak ich ton nie wskazywał na nic poważnego.
Toa wiatru zauważył, że jakieś 300 metrów od niego leci rój dużych Rahi ścinając po drodze wszystkie konary a nawet uszkadzając drobne domy matoran osadzone wysoko na drzewach.
Takie Rahi mogły się kojarzyć jedynie ze wstrętnymi Nui-Rama.
Gdy Lewa widział pędzące na niego stwory w odległości kilkunastu metrów,
Już…już miał ciąć je swymi katanami, ale okazało się, że nie są to wrogowie.
Ptaki Gukko… najwidoczniej uciekły z hodowli, Toa jedynie podskoczył aby uniknąć konfrontacji ze zwierzętami, po czym natychmiast udał się do hodowli aby zobaczyć czy aby na pewno nic nie stało się matoranom którzy tam pracują…
<center>***</center>
By dotrzeć do hodowli Gukko, wystarczy minąć kilka blisko osadzonych osad
zaś jej czubek widać już z drzewa na którym akurat stał Toa powietrza.
Lewa zdawał sobie sprawę, że ktoś musiał ułatwić ptakom ucieczkę
lub coś musiało je bardzo wystraszyć gdyż Rahi hodowlane są bardzo spokojne
a takie zachowanie jest do nich niepodobne.
Skończywszy rozmyślać, Toa w końcu poszybował ku potężnemu budynkowi hodowli.
Nie trwało to nawet pięciu minut i był na miejscu.
Z tego co wiedział, w budynku pracuje 4 matoran jednakże przy wejściu nikogo nie było, więc wszedł do środka z dużą ostrożnością rozglądając się na wszystkie strony.
Gdy wszedł głębiej zobaczył coś przerażającego…
Cała czwórka matoran a raczej ich ciała leżały zmasakrowane na podłodze
zaś każdy z nich miał na swej masce symbol który przedstawiał uproszczony rysunek skrzyżowanego miecza i buławy na tle mrocznie wyglądającej Kanohi...
Części druga:
Bez dłuższego zastanawiania się, Lewa natychmiast wyruszył w stronę Kini-Nui
gdzie miał nadzieję zastać Turagę a następnie poinformować pozostałych patronów Mata Nui. Gdy Toa powietrza opuszczał granicę Le-Koro, słyszał w oddali kilka drobnych krzyków, jednak był przekonany, że to tylko ptaki Gukko wystraszyły mieszkańców. Szok ani na chwilę nie opuszczał Lewy.
Widział istoty które swym wyglądem mogłyby wystraszyć nawet najdzielniejszych śmiałków, widział Rahi o naturze tak mrocznej, że na samą myśl o nich, strach wypełniał serce matoran a nawet Toa, był świadkiem zjawisk tak przerażających, że same słowa by tego nie opisały a jednak nic z tych rzeczy nie wzbudziło w nim takiej zgrozy jak sposób w jaki zostali potraktowani matoranie w hodowli. Wiedział jednak, że dla kogoś lub czegoś, zmasakrowanie ciała byle matoranina nie jest czymś trudnym, o ile rzecz jasna, byłby w stanie to zrobić pod względem psychicznym. Lewa od razu pomyślał o jednym.
Obraz zbeszczeszczonego Toa, przeraziłby go kilkakrotnie bardziej.
Na szczęście Wielka Świątynia leżała niedaleko od granic dżungli.
Tak jak przewidział Toa powietrza, zastał tam trzech Turaga.
Vakame, Nokame oraz Nuju.
-Witaj bracie Lewa, co cię tu sprowadza? –zapytał ze spokojem Vakama.
-Witaj czcigodny Turago, niosę straszliwe wieści z Le-Koro.- odpowiedział Toa z nutą niepewności.
-Cóż się wydarzyło? – zapytała z niecierpliwością Turaga Nokama.
Toa był cały czas z dużym szoku, na tyle dużym, że nie mógł poukładać sam sobie wszystkich wydarzeń chronologicznie więc przeszedł do konkretów.
Opowiedział o tym, że usłyszał potężny huk, zobaczył rój spłoszonych Gukko a gdy udał się do hodowli aby zobaczyć czy matoranom nic się stało, zobaczył ich zmasakrowane ciała a na ich maskach dziwny symbol który również opisał.
Cała trójka Turaga długo zastanawiała się nad symbolem aż w końcu Vakama zarządził wyprawę do archiwum, ale przedtem poprosił aby Lewa szybko poinformował innych Toa, co w prawdzie było już w jego planach.
Zanim cała czwórka zdążyła opuścić Kini-Nui, podbiegło do nich kilku
Ta-matoranów gdyż to ich gród sąsiaduje z dżunglą…
-Czcigodny Turago…- Powiedział zmęczony Ta-matoranin, jednak nie zdążył dokończyć gdyż jego towarzysz go wyręczył.
-Całe środkowe Le-Koro stanęło w płomieniach!
Toa powietrza został dosłownie sparaliżowany tą wieścią, tym bardziej, że to właśnie w tej części lasu znajduję się hodowla…
Część trzecia:
Do portu Ga-Koro dopływał właśnie Othribax – wielki okręt służący do badania morskich głębin i wydobywania cennych przedmiotów i artefaktów.
Na Mata-Nui był on jedyną taką jednostka gdyż jego budowa pochłania potężne ilości surowców, ale pod względem technologicznym był to prawdziwy popis możliwości konstruktorów z krainy wody.
Othribax był projektowany z myślą o obronie przed największymi morskimi drapieżnikami dlatego wielu matoran utożsamia go raczej z „pływającą fortecą” niż ze statkiem badawczym. Gdy woduję, do obrony przed wszystkim co nie pływa pod wodą, matoranie używają miotaczy Cordak, niezwykle skuteczna i jedna z najbardziej szybkostrzelnych broni. Po dwa miotacze przypadają na dłuższe boki statku, po jednym na dziób i na rufę. Miotacze Cordak są skuteczne również pod wodą, lecz przy zanurzeniu, załoga statku zdecydowanie woli używać miotacza sfer wodnych gdyż strzelanie z niego jest niezwykle ekonomiczne w porównaniu z innymi miotaczami, a okazję do używania ich pod wodą zdarzają się dużo częściej niż w jakiejkolwiek innej część Mata-Nui.
Owy rejs był niezwykle owocny gdyż Ga-matoranie wynieśli 3 pełne skrzynie.
Natychmiast podbiegło kilku pracowników portu aby zobaczyć zawartość.
W pierwszym kontenerze znajdowało się kilka dobrze zachowanych masek, w drugim, wśród kilku sztyletów i prymitywnych mieczy, był dysk, a jego poświata wskazywała na to, że jest to Wielki Dysk Kanoka i od razu stwierdzono, że pochodzi on z Onu-Metru.
W trzecim była nietypowa tarcza której nikt nie mógł zidentyfikować oraz ciemno-szara Kanohi Pakari.
W czasie gdy zaczęto przygotowywać sprzęt potrzebny do przetransportowania ładunku do archiwum, dało się słyszeć potężny trzask który najprawdopodobniej dochodził z trzeciego kontenera. Matoranie podbiegli aby sprawdzić co się stało… szara maska Pakari zniknęła bez śladu…
<center>***</center>
Turaga zaczęli wędrować ku potężnemu archiwum w Onu-Koro, a w tym czasie Lewa pognał ku swej ojczyźnie z tak dużym zapałem, jakby gonił go sam Makuta Teridax.
Po jakimś czasie dotarł… widział potężne smugi dymu lecz nie było płomieni.
Szedł po zwęglonym konarze który prowadzi do hodowli Gukko, lecz nic po niej nie zostało…
Nic również nie tłumaczy dlaczego to wszystko tak szybko spłonęło.
Toa nic nie mógł zrobić. Odszedł w wielkiej rozpaczy, wzbił się w powietrze i poleciał ku najwyższemu drzewu w Le-Koro.
Usiadł na rozległej gałęzi i czekał, choć sam nie wiedział na co, było mu wszystko obojętne.
<center>***</center>
Po jakimś czasie widać było pozostałych Toa którzy szukają i nawołują swego brata.
Lewa zrobił duży skok w stronę ziemi gdzie stał Tahu. Podszedł do niego i powiedział:
- Zawiodłem moją ojczyznę Tahu, oni… oni już nie mogą być pewni, że zawsze im pomogę kiedy będzie taka potrzeba…
Tahu spojrzał się litościwie na swego brata, położył swą dłoń na jego barku i chciał mówić… Lewa zdjął jego dłoń i dodał:
-…i nie sprawdziłem się… żaden ze mnie Toa, nie chcę pełnić tego obowiązku skoro nie… nie potrafię!
-Bracie, zrobisz co uważasz za słuszne… bo wiem, że potrafisz.-Odpowiedział Tahu i poszedł do pozostałych.
Część czwarta
Jego oczy były zupełnie martwe, czarne niczym obsydianowe posągi.
Czegoś takiego Lewa jeszcze nie widział i poprosił go o przedstawienie
się.
-To co widzę, jest tym co mnie otacza, a to co mnie otacza jest tym czym jestem, a otacza mnie tylko mrok, widzę tylko mrok…-odpowiedział cicho matoranin.
Lewa spojrzał się na niego jak wariata, jednak wciąż niepokoiły go te martwe oczy, żadna istota takich nie posiada. Toa zaczął wolno iść w kierunku
mrocznego matoranina i już chciał go chwycić i sprawdzić czy on
w ogóle jest przytomny, lecz ten zniknął… nie pozostawił nic.
Żadnego dymu po zniknięciu, żadnych śladów na podłożu, jakby go
tam nigdy nie było.
Tylko jedna myśl przychodziła Lewie do głowy, zaczyna wariować,
w końcu tragedia w jego wiosce wywarła duży nacisk na jego psychice.
<center>***</center>
Sprawa Le-Koro została oficjalnie zamknięta.
Ogłoszono żałobę na Mata-Nui. Toa wiatru ledwo wiązał koniec z końcem.
Wcześniej nawet o tym nie myślał, ale postanowił, że od teraz celem
nadrzędnym jest znalezienie tego kogoś lub czegoś co przyczyniło się
do podpalenia środkowego Le-Koro.
Lewa cały czas miewał koszmary i mroczne wizje dotyczące śmierci matoran.
Tej nocy znów nie mógł zasnąć, rozpoczął obchód po swej ojczyźnie,
która nocą jest miejscem mocno oświetlonym przez liczne latarnie i pochodnie,
jednak tym razem było wyjątkowo ciemno za sprawą porywistego wiatru
który z powodzeniem gasił ognie latarni.
Toa usłyszał mroczny szept, odwrócił się, ale nic nie zobaczył.
Gdy skierował głowę ku przodowi zobaczył tą samą zjawę o ciemno-szarej
Kanohi Pakari i tym razem zadziałał natychmiast.
Chwycił swą katanę po czym przyłożył ją do gardła upiornego matoranina po czym spytał:
- Jak ci na imię?
-Jaa… mam wiele imion, lecz żadnego z nich nie używam. Mówiłeś, że nie chcesz już być Toa, a więc… przyszedłem po ciebie! –odpowiedział upiór.
Lewa nie wierzył w to, co słyszy, a po chwili cienkim głosem odpowiedział:
-Ale… dopóki nie znajdę złowroga… oprawcę który zdoburzył Le-Koro,
Nie mogę odejść…
- A zatem… uciekaj, uciekaj Toa, bo od teraz to ja będę twym prześladowcą i jeśli chcesz swego celu dopełnić, unikaj mnie…-odpowiedział matoranin i zniknął…
Część piąta
Zalthix wraz z grupą swoich ciężko uzbrojonych pachołków szedł przez czystą jak łza lodową równinę na obrzeżach Po-Koro.
Był to jeden z niewielu dni w których żadna śnieżyca nie zaskakuje wędrowców.
Wśród najemników idących z tyłu dało się słyszeć słowa niezadowolenia które spowodowane były zimnem, brakiem schronienia oraz już bardzo długą i bezowocną jak do tej pory wędrówką.
Wędrowiec Zalthix był jednak osobą nieugiętą i charyzmatyczną. Za nic miał sobie bezużyteczne uwagi najemników, wystarczyło tylko, że odwrócił się w stronę tłumu, a szmery zaraz ucichły, po czym dodał:
- Wolałbym aby było przez cały czas…
Żaden z uczestników tej wyprawy nie wiedział nic o jego pochodzeniu, ale każdy co do jednego byli pewny, że musiała być ona ciekawa.
Podróżnik swym wzrostem dorównywał nawet Toa, ale z pewnością nie był żadnym z nich.
Jego pancerz natomiast prezentowała się dużo lepiej niż zbroja któregokolwiek z obrońców matoran.
Na tyle pancerza widniała długa, wąska czarna peleryna ze słowami jakiegoś starego dialektu którego nikt nie rozumiał.
Jego ręka, na której wyraźnie osadzony był jakiś duży przedmiot zakryta była skrawkiem materiału
jakby starał się coś ukryć. Nosił Kanohi Kiril- maskę regeneracji.
Jego ogólny wygląd można by opisać najprościej jako hybrydę Toa i Makuty
Choć jego pochodzenie niezwykle wszystkich interesowało to nikt nie odważyłby się go o to zapytać.
<center>***</center>
Gdy po pewnym czasie wędrówki, uczestników zaczęła spowijać mgła, Zalthix powiedział cicho:
- Jesteśmy na miejscu, przygotujcie swą broń.
Lecz najemnicy nic jak do tej pory nie widzieli…
Mgła zaczęła powoli opadać. Oczom wędrowcy i jego żołnierzy ukazała się wielka stalowa brama.
-Nigdy nie słyszałem o tym miejscu, co to jest? – zapytał ze strachem jeden z najemników.
Tajemniczy wędrowiec jedynie spojrzał przenikliwym wzrokiem na swoją przyboczną grupę i nic nie odpowiedział. Zaczął powoli odwijać materiał zawiązany na jego ręce, wszyscy patrzeli na to z wielkim zainteresowaniem. Na jego ręce zamocowany był miotacz którego najemnicy nigdy w życiu nie widzieli.
Wyglądał ja miotacz Rhotuka, ale miał przymocowany uchwyt na kule Zamor. Była to hybryda tych dwóch broni. Too- podobny wędrowiec podszedł bliżej do bramy, a wtedy wycelował swój miotacz w stronę widniejącego na niej emblematu.
Prze chwilę jego broń jakby kumulowała energię z powietrza, a kiedy tej proces się skończył wystrzelił potężną wiązkę energii prosto we wcześniej wymierzony cel. Przy zderzeniu ziemia jakby lekko zadrżała, a potężne stalowe wrota otworzyły się z dużą gwałtownością.
Wszyscy wyczuwali obecność jakiś obcych istot.
Tłum powoli zaczął kroczyć ku przodowi,
jeden z matoranów nie wytrzymał i warknął wściekle:
-Co to za miejsce? W co ty chcesz nas wprowadzić?!
Nie wchodźmy tam, zapewne już nigdy nie wyjdziemy.
Jednak reszta matoranów nie reagowała. Najemnik który wykrzyczał owe słowa zaczął uciekać w przeciwną stronę, grupę wciąż spowijała mgła więc po chwili zniknął zupełnie z pola widzenia.
-Nie popełniajcie tego samego błędu, on już nie wróci do swego domu. Jesteśmy w miejscu którego nie ma na żadnej mapie, przynajmniej nie na tych sporządzanych przez współczesnych kartografów. Mimo wszystko nie zapominajcie o nagrodzie.- powiedział ze spokojem wędrowiec.
Znów zaczęli iść przed siebie, kiedy znaleźli się w środku zobaczyli biomechaniczne szczątki jakiegoś rahi.
Zalthix po dłuższych oględzinach powiedział:
-Kuma-Nui, a właściwie jego połowa, cały nie zmieściłby się w tym korytarzu. To jedne z największych rahi. Myślałem, że to my będziemy musieli go zgładzić.
Ostatnie zdanie wprawiło matoran w osłupienie.
-…ale-dokończył- jak widać ktoś nas uprzedził.
Który z was to kapitan?- zapytał
W tłumu wyłonił najemnik którego od reszty odróżniały tylko duże masywne naramienniki.
-Przygotuj swój oddział do otwarcia ognia. Właściwie jaką siłą dysponujemy?
-Każdy jest uzbrojony w lekki łuk dystansowy, topór dwuręczny poza tym mamy trzy ciężkie karabiny Cartiahx i pulsator .-odpowiedział kapitan.
-Dobrze, niech twoi żołnierze utworzą luźne szeregi, cięższą broń dystansową umieśćcie…-Zaltihx nie zdążył dokończyć.
-Z całym szacunkiem, ale wiem co mam robić! – powiedział z dozą złości kapitan.
-Świetnie, mam nadzieję, że gdy dojdzie do walki, wciąż będziesz wiedział.- odpowiedział z ironią.
Wszyscy zabrali się za przygotowanie stanowisk bojowych.
Część szósta
Lewa wciąż stał w miejscu, stał i nie wiedział co robić, nie wiedział co myśleć o tej sytuacji, ale zastanawiał się skąd może pochodzić ów istota.
Zbyt wiele rzeczy plątało się w jego głowie i już chciał paść na kolana i nawoływać do wielkiego Mata Nui, ale zdał sobie sprawę z tego, że Toa nie przystoi taka reakcja na wydarzenia mimo braku wszelkich sił.
W końcu zaczął iść przed siebie, nie patrzył gdzie… po prostu szedł.
<center>***</center>
Do Ta-Koro dostało się setki Kofo-Jaga, małych kuzynów Nui-Jaga.
Gdy jest ich wiele mogą z łatwością zagrozić nawet potężnym Manas, a było ich tam na tyle dużo, że poległoby wiele tych krabów rahi.
Tego dnia w krainie ognia wszyscy Toa walczyli z problemem, wszyscy oprócz Lewy, ale nawet nie było czasu żeby pomyśleć gdzie on teraz jest i co robi.
Walka z rahi polegała po prostu na siekaniu ich słabego pancerza, co i tak było trudne przy ich liczbie.
Duży problem z nimi miał Pohatu, gdyż jego broń zaliczała się raczej do krótkodystansowych, a jego potężne, silne nogi nie nadawały się do walki z przeciwnikiem tego typu. Tak też wszyscy myśleli… aż do pewnego momentu.
Toa kamienia zauważył, że wiele skorpionów znajduję się centralne pod wielkim skalnym filarem o słabej podstawie.
Z niezwykłą szybkością, Pohatu podbiegł do skalnej konstrukcji, przygotował się do zadania potężnego kopnięcia, ostrzegł szybko matoran aby się wycofali,
a zaraz po tym filar runął na wroga.
W ten sposób Toa zniszczył ich większą część.
Rahi, a raczej ich resztka uciekła gdy zauważyli, że nic już nie zdziałają. Od razu zaczęto badać straty.
Jak się okazało nie były one zbyt duże, dobrze wyszkolony i uzbrojony matoranin nie jest łatwym celem dla średniej wielkości rahi.
Część siódma
Następnego dnia Lewa dowiedział się o wszystkim co zaszło w Ta-Koro,
jednak nie wykazał większego zainteresowania. Dopiero po jakimś czasie zrozumiał, że naprawdę dzieje się z nim coś złego, bo obojętność wobec takiego wydarzenia nie jest normalna dla matoranina, a co dopiero dla Toa, ale mimo wszystko duch wiatru sprawiał wrażenie zatraconego, nie chciał z nikim rozmawiać.
<center>***</center>
Toa wiatru kończył, kolejny patrol swej ojczyzny. Z każdą chwilą wzrastał w nim nienawiść, ale sam do końca do wiedział do kogo może tą nienawiść kierować. W pewnej chwili zapadła mgła, nie była zwyczajna, Lewa już taką widział, ale teraz jego serce przepełnił strach, wiedział co się zaraz wydarzy.
W jednym miejscu mgłą zdawała się być gęstsza, a gęstość ta wciąż narastała. Zaczęła wyłaniać się sylwetka jakiejś postaci, a po kilku sekundach było już widać bardzo dokładnie ów postać.
Korpus przypominał ciało jakiegoś Makuty, a zbroja która nosił, choć mroczna, to robiła wrażenie. Postać nie miała w ręku żadnej broni, jedynie kilka łańcuchów, jakby wyrastających z nadgarstków.
Toa podniósł swój wzrok nieco wyżej a wtedy zobaczył coś co już dobrze znał.
Martwe oczy spoglądające spod szarej Pakari. Lewa jedynie szepnął:
-Ty… - i rzucił się do ucieczki.
Zaraz za nim wił się długi, gruby łańcuch którym tamta istota poruszała tak wprawnie jakby była to jego kończyna.
Wtedy momentalnie mgła opadła, ale krajobraz nie wyglądał na Le-Koro, lecz na jakiś nieciekawy obszar położony u brzegów Onu-Koro.
Dwie postacie stały teraz naprzeciwko siebie, duch wiatru starał się opanować strach, po czym jego napastnik rzekł:
- Szukasz zemsty…-urwał zdanie w połowie.
-…ale jednocześnie przed nią uciekasz.-dokończył.
-Nie wiem, na kim mam się mścić. –odpowiedział bohater.
-Szybko się dowiesz, teraz moim celem jest zniszczenie ciebie, bo widzisz, Toa nie może rzucać słów na wiatr, nie chcesz nim być, dobrze zatem, zginiesz!
-powiedział napastnik ze zdumiewającym spokojem.
Lewa zrozumiał co miał on na myśli mówiąc, że ucieka przed swoją zemstą. Nie czuł już strachu, a wielki jak nigdy przedtem gniew. Przybrał pozycję bojową i momentalnie rzucił się na prześladowcę. Zanim zdążył ciąć go swoją bronią, przed wrogiem niezwykle szybko pojawił się jakiś portal.
Toa wiatru wpadł w bramę między wymiarową i zniknął…
Ostatnio zmieniony przez Majki dnia Śro 17:16, 11 Lip 2012, w całości zmieniany 10 razy
|
|
Nie 12:04, 28 Cze 2009 |
|
|
|
|
Akamai
Dołączył: 22 Paź 2008
Posty: 1529
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: mam wiedzieć?
|
|
|
|
Błędy.
Prawie wszędzie brakuje przecinków, początek przewidywalny. I nie pisze się: "usadzone", tylko "osadzone".
Jednak pisz dalej, może będzie lepiej.
Zapomniałem, jeszcze nie wiem, dlaczego w każdym prawie zdaniu dajesz ENTER,
I tak na przyszłość: nie łudź się, że to opowiadanie będzie regularnie czytane przez co najmniej trzy osoby, bo ludzie z tego forum nie doceniają tekstu i wolą grać na konsolach lub czytać to, gdzie jest mało tekstu, a dużo obrazu.
Pisz w nowym poście, kiedy będzie nowa część, bo nie ma nowych postów zaznaczonych, jak tylko zedytujesz pierwszy.
|
|
Pon 11:20, 27 Lip 2009 |
|
|
Majki
Dołączył: 27 Cze 2009
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Z daleka...
|
|
|
|
Postanowiłem jednak kontynuować, jest część trzecia.
Kilka razy zmieniałem tytół, Lewa- Mroczne kroniki jest ostateczny (chyba xD)
Miłej lektury...
|
|
Czw 17:10, 08 Paź 2009 |
|
|
Cleo Air
Redaktor
Dołączył: 16 Lis 2008
Posty: 884
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Akamai ja lubię czytać FFy, a ten mi się bardzo spodobał, zwłaszcza że opowiada o moim ulubionym Toa. Nie spodziewałem się tego po tobie Majki(a może jednak), ortografii nie będę się czepiał, nie jestem jakimś guru wcześniej wspomnianej. Małe zastrzeżenie, Le-Matoranie powinni mówić Mową nadrzewną.
PS.Czekam z niecierpliwością na kolejną cześć.
|
|
Czw 17:53, 08 Paź 2009 |
|
|
Majki
Dołączył: 27 Cze 2009
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Z daleka...
|
|
|
|
Dzięki
Już na początku pisania myślałem o mowie nadrzewnej jednakże zrezygnowałem z tego z kilku powodów...jeśli ma być w ten sposób lepsze
postaram się to zmienić.
Jeśli robię błędy ort. to jak najbardziej zwracajcie mi uwagę
Ostatnio zmieniony przez Majki dnia Czw 18:08, 08 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Czw 18:07, 08 Paź 2009 |
|
|
Ner`Zhul
Dołączył: 01 Lut 2008
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: Znikąd
|
|
|
|
Nie powiem, nawet dobre. Jednak za mało szczegółów, i za to obniżę ocenę. Nie zrozumiałem trochę wszystkiego, co się tu działo, ale kolejne części powinny mnie naprowadzić. Nie ma żadnych błędów ortograficznych, ale błędów interpunkcji jest tu dość dużo. Czyli po prostu średnio. Czekam na następną część i mam nadzieję, że będzie poprawa.
|
|
Czw 18:23, 08 Paź 2009 |
|
|
Lirken
Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 1048
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Też się wypowiem. Wiem co to znaczy "siedem cześci dwa posty". Nie łam sie, ignorantów tu nie brak, ale to nic. Jest tu paru czytelników, którzy regularnie odpowiadają na nowe cześci [ Chwała Ci Akamai ]. Masz problem z interpunkcja [ ja z reszta też ] rada jest prosta. Przed opublikowaniem daj komuś do przeczytania [ mamie, bratu, babci ]. Jak na razie widać ze sie starasz. Pisz dalej. Jestem ciekaw finału.
P.S: Jak znajdziesz czas przeczytaj też moje FF- y.
|
|
Czw 18:48, 08 Paź 2009 |
|
|
Majki
Dołączył: 27 Cze 2009
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Z daleka...
|
|
|
|
Dodałem czwartą, starałem się dodać el. mowy nadrzewnej.
|
|
Nie 19:47, 18 Paź 2009 |
|
|
Cleo Air
Redaktor
Dołączył: 16 Lis 2008
Posty: 884
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Wreszcie nowa część, z początku nie zauważyłem el. mowy nadrzewnej, dopiero po przeczytaniu drugi raz zauważyłem złowroga i zdoburzył. FF robi się coraz ciekawszy, za te część hmm...(waha się pomiędzy 6 a 5+) 6-/6
|
|
Nie 19:57, 18 Paź 2009 |
|
|
Majki
Dołączył: 27 Cze 2009
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Z daleka...
|
|
|
|
6-/6? Ależ dziękuje bardzo
|
|
Pon 14:35, 19 Paź 2009 |
|
|
Ner`Zhul
Dołączył: 01 Lut 2008
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: Znikąd
|
|
|
|
Co rozdział to coraz nowe zagadki. Tyle tych nierozwiązanych tajemnic, że coraz trudniej rozumiem te chaptery. No i za to duży plus. Pisz dalej, zobaczymy, co z tego wyniknie.
|
|
Pon 16:34, 19 Paź 2009 |
|
|
Akamai
Dołączył: 22 Paź 2008
Posty: 1529
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: mam wiedzieć?
|
|
|
|
Poczytałem.
Nawet fajne, niektóre opisy są dość nietypowe. Chociaż tu duża uwaga: większość opisów jest napisana zbyt ogólnie. Bardziej się rozpisuj na dany temat.
Zauważyłem jeden błąd ortograficzny, gdy Nokama powiedziała: "Cuż się stało?"
i jeszcze drobne błędy:
- Tego samego wieczorem
- ciemna-szara kanohi
Daję ocenę 7/10. Czekam na kolejną część.
|
|
Pon 19:54, 19 Paź 2009 |
|
|
Majki
Dołączył: 27 Cze 2009
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Z daleka...
|
|
|
|
Witam wszystkich! Po 3 latach zupełnego braku działalności na forum postanowiłem wrzucić kolejne części mojego FFa, natomiast stare rozszerzyłem o dodatkowe opisy.
Wiem, że ta część twórczości fanów nie cieszy się szczególnym zainteresowaniem, ale może jacyś się znajdą
|
|
Śro 17:19, 11 Lip 2012 |
|
|
Filo
Dołączył: 14 Gru 2008
Posty: 698
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: Garwolin
|
|
|
|
Super Majki, że coś jeszcze działasz na forum, ale wrzucaj kolejne Ja też myślę będę kontynuował FFa z tamtego roku. Ja zawsze patrze w "teksty", ale wchodzę rzadko. Teraz będę wchodził częściej, z uwagi na FFa, moje uznanie i zainteresowanie MASZ.
|
|
Nie 15:34, 26 Sie 2012 |
|
|
Abc
Dołączył: 08 Sie 2012
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5
|
|
|
|
| | Był zimny wietrzny dzień, co było dużym zaskoczeniem w dżungli Le-Koro
gdyż ostatnio zapowiadała się fala upałów. |
Ta, prognozy pogody w TV często się nie sprawdzają.
Tak, wiem, że nie o to chodziło, ale mam na myśli dobór słownictwa, który brzmi jak pogodynka na TVP1.
| | Toa Lewa jak co dzień szybował wśród potężnych drzew i konarów,
Z rana, mijał wszystkie wioski i miasta których jest patronem,
nie pozostawiał żadnego rejonu bez opieki.
Toa rutynowo wzbił się na najwyższe drzewo wspaniałego Le-koro
gdzie był doskonały widok na cały tropikalny las i przede wszystkim na osady
matoran. |
A gdzie w tej rutynie czas na poranną kawę?
| | Lewa przez jakiś czas rozglądał się dookoła i już miał zejść i powrócić do swej kryjówki gdy nagle rozległ się potężny huk, i seria krótkich krzyków, jednak ich ton nie wskazywał na nic poważnego.
|
Ta, Lewa jest poważnym, zajętym biomechem i nie ma czasu na takie bzdury. Niech zostawią wiadomość na jego poczcie głosowej.
| | Takie Rahi mogły się kojarzyć jedynie ze wstrętnymi Nui-Rama. |
Ja znam przynajmniej pięć innych Rahi, jakie mogłyby pasować do opisu wyżej, więc raczej nie "jedynie".
| | Gdy Lewa widział pędzące na niego stwory w odległości kilkunastu metrów,
Już…już miał ciąć je swymi katanami, ale okazało się, że nie są to wrogowie. |
Nie wiem, jak ty, autorze, ale gdyby na mnie z wielką prędkością pędziły jakieś latające stwory, to miałbym gdzieś, czy to wrogowie czy nie i robiłbym wszystko, by ocalić własny tyłek.
No ale Toa muszą być przecież szlachetnymi Mary Sue, które nikogo nie krzywdzą.
| | Ptaki Gukko… najwidoczniej uciekły z hodowli, Toa jedynie podskoczył aby uniknąć konfrontacji ze zwierzętami, po czym natychmiast udał się do hodowli aby zobaczyć czy aby na pewno nic nie stało się matoranom którzy tam pracują… |
Wrzuć słowo "hodowla" jeszcze kilka razy, bo twój błąd nie jest jeszcze wystarczająca wyraźny.
Wyjaśnienie: Rahi nie rozmnażają się, lecz są tworzone przez Makuta, więc coś takiego jak "hodowla" nie ma racji bytu w świecie Bio, no chyba, że polega ona na tym, że siedzi tam jakiś Makuta i masowo tworzy takie np. Gukko.
| | By dotrzeć do hodowli Gukko, wystarczy minąć kilka blisko osadzonych osad
zaś jej czubek widać już z drzewa na którym akurat stał Toa powietrza. |
Jaki uroczy zbieg okoliczności...
| | Z tego co wiedział, w budynku pracuje 4 matoran jednakże przy wejściu nikogo nie było, więc wszedł do środka z dużą ostrożnością rozglądając się na wszystkie strony.
Gdy wszedł głębiej zobaczył coś przerażającego…
Cała czwórka matoran a raczej ich ciała leżały zmasakrowane na podłodze
zaś każdy z nich miał na swej masce symbol który przedstawiał uproszczony rysunek skrzyżowanego miecza i buławy na tle mrocznie wyglądającej Kanohi... |
Jacyś bioniclowi sataniści (makutyści?) czy co? Poza tym ten motyw jest tak sztampowy, że trudno go traktować serio, mimo, że tu zapewne miał być w zamierzeniu śmiertenie poważny.
| | Bez dłuższego zastanawiania się, Lewa natychmiast wyruszył w stronę Kini-Nui
gdzie miał nadzieję zastać Turagę a następnie poinformować pozostałych patronów Mata Nui. Gdy Toa powietrza opuszczał granicę Le-Koro, słyszał w oddali kilka drobnych krzyków, jednak był przekonany, że to tylko ptaki Gukko wystraszyły mieszkańców. Szok ani na chwilę nie opuszczał Lewy. |
Bez przesady, przecież to Toa! Pierwszy raz w życiu widział trupa czy co?
| | Widział istoty które swym wyglądem mogłyby wystraszyć nawet najdzielniejszych śmiałków, |
Roodakę bez makijażu?
| | widział Rahi o naturze tak mrocznej, że na samą myśl o nich, strach wypełniał serce matoran a nawet Toa, był świadkiem zjawisk tak przerażających, że same słowa by tego nie opisały a jednak nic z tych rzeczy nie wzbudziło w nim takiej zgrozy jak sposób w jaki zostali potraktowani matoranie w hodowli. |
Tak, bo na pewno zabicie dwóch Matoran i nabazgranie im czegoś na czole jest najbardziej przerażającą rzeczą, jaką mógł widzieć Toa.
| | Wiedział jednak, że dla kogoś lub czegoś, zmasakrowanie ciała byle matoranina nie jest czymś trudnym, o ile rzecz jasna, byłby w stanie to zrobić pod względem psychicznym. Lewa od razu pomyślał o jednym.
Obraz zbeszczeszczonego Toa, przeraziłby go kilkakrotnie bardziej. |
Uzasadnienie? Czemu niby śmierć istoty, która całe życie zdecydowała poświęcić walce miałaby być bardziej przerażająca od śmierci zwykłego cywila, który chciał po prostu spokojnie żyć?
| | Na szczęście Wielka Świątynia leżała niedaleko od granic dżungli.
Tak jak przewidział Toa powietrza, zastał tam trzech Turaga.
Vakame, Nokame oraz Nuju.
-Witaj bracie Lewa, co cię tu sprowadza? –zapytał ze spokojem Vakama.
-Witaj czcigodny Turago, niosę straszliwe wieści z Le-Koro.- odpowiedział Toa z nutą niepewności.
-Cóż się wydarzyło? – zapytała z niecierpliwością Turaga Nokama.
Toa był cały czas z dużym szoku, na tyle dużym, że nie mógł poukładać sam sobie wszystkich wydarzeń chronologicznie więc przeszedł do konkretów.
Opowiedział o tym, że usłyszał potężny huk, zobaczył rój spłoszonych Gukko a gdy udał się do hodowli aby zobaczyć czy matoranom nic się stało, zobaczył ich zmasakrowane ciała a na ich maskach dziwny symbol który również opisał.
Cała trójka Turaga długo zastanawiała się nad symbolem aż w końcu Vakama zarządził wyprawę do archiwum, ale przedtem poprosił aby Lewa szybko poinformował innych Toa, co w prawdzie było już w jego planach.
Zanim cała czwórka zdążyła opuścić Kini-Nui, podbiegło do nich kilku
Ta-matoranów gdyż to ich gród sąsiaduje z dżunglą…
-Czcigodny Turago…- Powiedział zmęczony Ta-matoranin, jednak nie zdążył dokończyć gdyż jego towarzysz go wyręczył.
-Całe środkowe Le-Koro stanęło w płomieniach!
Toa powietrza został dosłownie sparaliżowany tą wieścią, tym bardziej, że to właśnie w tej części lasu znajduję się hodowla…
|
Nikt normalny nie rozmawia w taki sposób, nawet w świecie Bionicle. Pomijając już to, że tym dialogom brakuje charakteru i błyskotliwości.
| | Do portu Ga-Koro dopływał właśnie Othribax – wielki okręt służący do badania morskich głębin i wydobywania cennych przedmiotów i artefaktów.
Na Mata-Nui był on jedyną taką jednostka gdyż jego budowa pochłania potężne ilości surowców, ale pod względem technologicznym był to prawdziwy popis możliwości konstruktorów z krainy wody. |
Niby akcja osadzona na Mata Nui, a ta nazwa brzmi jak z 2007-2010 albo i nawet z HF.
| | Othribax był projektowany z myślą o obronie przed największymi morskimi drapieżnikami dlatego wielu matoran utożsamia go raczej z „pływającą fortecą” niż ze statkiem badawczym. Gdy woduję, do obrony przed wszystkim co nie pływa pod wodą, matoranie używają miotaczy Cordak, niezwykle skuteczna i jedna z najbardziej szybkostrzelnych broni.
|
Cordak na Mata Nui?! Ranisz moje serce i niszczysz moje piękne wspomnienia
| | Po dwa miotacze przypadają na dłuższe boki statku, po jednym na dziób i na rufę. Miotacze Cordak są skuteczne również pod wodą, lecz przy zanurzeniu, załoga statku zdecydowanie woli używać miotacza sfer wodnych gdyż strzelanie z niego jest niezwykle ekonomiczne w porównaniu z innymi miotaczami, a okazję do używania ich pod wodą zdarzają się dużo częściej niż w jakiejkolwiek innej część Mata-Nui.
Owy rejs był niezwykle owocny gdyż Ga-matoranie wynieśli 3 pełne skrzynie.
Natychmiast podbiegło kilku pracowników portu aby zobaczyć zawartość.
W pierwszym kontenerze znajdowało się kilka dobrze zachowanych masek, w drugim, wśród kilku sztyletów i prymitywnych mieczy, był dysk, a jego poświata wskazywała na to, że jest to Wielki Dysk Kanoka i od razu stwierdzono, że pochodzi on z Onu-Metru.
W trzecim była nietypowa tarcza której nikt nie mógł zidentyfikować oraz ciemno-szara Kanohi Pakari.
W czasie gdy zaczęto przygotowywać sprzęt potrzebny do przetransportowania ładunku do archiwum, dało się słyszeć potężny trzask który najprawdopodobniej dochodził z trzeciego kontenera. Matoranie podbiegli aby sprawdzić co się stało… szara maska Pakari zniknęła bez śladu… |
Ciemno-szara, czyli pół jest ciemne, a drugie pół szare? A może chodziło ci o "ciemnoszara"?
| | Turaga zaczęli wędrować ku potężnemu archiwum w Onu-Koro, a w tym czasie Lewa pognał ku swej ojczyźnie z tak dużym zapałem, jakby gonił go sam Makuta Teridax.
Po jakimś czasie dotarł… widział potężne smugi dymu lecz nie było płomieni.
Szedł po zwęglonym konarze który prowadzi do hodowli Gukko, lecz nic po niej nie zostało…
Nic również nie tłumaczy dlaczego to wszystko tak szybko spłonęło.
Toa nic nie mógł zrobić. Odszedł w wielkiej rozpaczy, wzbił się w powietrze i poleciał ku najwyższemu drzewu w Le-Koro.
Usiadł na rozległej gałęzi i czekał, choć sam nie wiedział na co, było mu wszystko obojętne. |
Ten fragment mógłby być całkiem niezły i poruszający, gdybyś spróbował nadać mu nieco więcej emocji i lepiej opisał uczucia Lewy, ale niestety, wyszło dośc słabo.
| | Po jakimś czasie widać było pozostałych Toa którzy szukają i nawołują swego brata.
Lewa zrobił duży skok w stronę ziemi gdzie stał Tahu. Podszedł do niego i powiedział:
- Zawiodłem moją ojczyznę Tahu, oni… oni już nie mogą być pewni, że zawsze im pomogę kiedy będzie taka potrzeba…
Tahu spojrzał się litościwie na swego brata, położył swą dłoń na jego barku i chciał mówić… Lewa zdjął jego dłoń i dodał:
-…i nie sprawdziłem się… żaden ze mnie Toa, nie chcę pełnić tego obowiązku skoro nie… nie potrafię!
-Bracie, zrobisz co uważasz za słuszne… bo wiem, że potrafisz.-Odpowiedział Tahu i poszedł do pozostałych. |
Zeskoczył, po prostu. Po co kombinować?
| | Jego oczy były zupełnie martwe, czarne niczym obsydianowe posągi.
Czegoś takiego Lewa jeszcze nie widział i poprosił go o przedstawienie
się.
-To co widzę, jest tym co mnie otacza, a to co mnie otacza jest tym czym jestem, a otacza mnie tylko mrok, widzę tylko mrok…-odpowiedział cicho matoranin.
Lewa spojrzał się na niego jak wariata, jednak wciąż niepokoiły go te martwe oczy, żadna istota takich nie posiada. Toa zaczął wolno iść w kierunku
mrocznego matoranina i już chciał go chwycić i sprawdzić czy on
w ogóle jest przytomny, lecz ten zniknął… nie pozostawił nic.
Żadnego dymu po zniknięciu, żadnych śladów na podłożu, jakby go
tam nigdy nie było.
Tylko jedna myśl przychodziła Lewie do głowy, zaczyna wariować,
w końcu tragedia w jego wiosce wywarła duży nacisk na jego psychice. |
To akurat było całkiem fajne, problem z tym, że wyskoczyłeś z tym tak nagle, że aż przez chwilę miałem wrażenie, że coś pominąłem w FFie.
| | Sprawa Le-Koro została oficjalnie zamknięta.
Ogłoszono żałobę na Mata-Nui. Toa wiatru ledwo wiązał koniec z końcem. |
...Wpadł w alkoholizm, komornik zabrał mu kanapę, nie miał pieniędzy na spłacenie mieszkania itd.
Sorry, ale właśnie takie skojarzenia mam czytając związek frazeologiczny "ledwo wiązać koniec z końcem". Walka z problemami psychicznymi jest ostatnią rzeczą, jaką można przy jego pomocy opisać.
| | Wcześniej nawet o tym nie myślał, ale postanowił, że od teraz celem
nadrzędnym jest znalezienie tego kogoś lub czegoś co przyczyniło się
do podpalenia środkowego Le-Koro.
Lewa cały czas miewał koszmary i mroczne wizje dotyczące śmierci matoran.
Tej nocy znów nie mógł zasnąć, rozpoczął obchód po swej ojczyźnie,
która nocą jest miejscem mocno oświetlonym przez liczne latarnie i pochodnie,
jednak tym razem było wyjątkowo ciemno za sprawą porywistego wiatru
który z powodzeniem gasił ognie latarni.
Toa usłyszał mroczny szept, odwrócił się, ale nic nie zobaczył.
Gdy skierował głowę ku przodowi zobaczył tą samą zjawę o ciemno-szarej
Kanohi Pakari i tym razem zadziałał natychmiast.
Chwycił swą katanę po czym przyłożył ją do gardła upiornego matoranina po czym spytał:
- Jak ci na imię?
-Jaa… mam wiele imion, lecz żadnego z nich nie używam. Mówiłeś, że nie chcesz już być Toa, a więc… przyszedłem po ciebie! –odpowiedział upiór.
Lewa nie wierzył w to, co słyszy, a po chwili cienkim głosem odpowiedział:
-Ale… dopóki nie znajdę złowroga… oprawcę który zdoburzył Le-Koro,
Nie mogę odejść…
- A zatem… uciekaj, uciekaj Toa, bo od teraz to ja będę twym prześladowcą i jeśli chcesz swego celu dopełnić, unikaj mnie…-odpowiedział matoranin i zniknął… |
O! Nagle sobie przypomniałeś o drzewomowie?
| | Zalthix wraz z grupą swoich ciężko uzbrojonych pachołków szedł przez czystą jak łza lodową równinę na obrzeżach Po-Koro.
Był to jeden z niewielu dni w których żadna śnieżyca nie zaskakuje wędrowców. |
Kto to Zalthix?
A tych "pachołków" wypadałoby zastąpić jakimś innym, mniej potocznym i po prostu ładniej brzmiącym słowem.
| | Wśród najemników idących z tyłu dało się słyszeć słowa niezadowolenia które spowodowane były zimnem, brakiem schronienia oraz już bardzo długą i bezowocną jak do tej pory wędrówką.
Wędrowiec Zalthix był jednak osobą nieugiętą i charyzmatyczną. |
Kto to Zalthix!!??
| | Za nic miał sobie bezużyteczne uwagi najemników, wystarczyło tylko, że odwrócił się w stronę tłumu, a szmery zaraz ucichły, po czym dodał:
- Wolałbym aby było przez cały czas…
Żaden z uczestników tej wyprawy nie wiedział nic o jego pochodzeniu, ale każdy co do jednego byli pewny, że musiała być ona ciekawa.
Podróżnik swym wzrostem dorównywał nawet Toa, ale z pewnością nie był żadnym z nich.
Jego pancerz natomiast prezentowała się dużo lepiej niż zbroja któregokolwiek z obrońców matoran.
Na tyle pancerza widniała długa, wąska czarna peleryna ze słowami jakiegoś starego dialektu którego nikt nie rozumiał.
Jego ręka, na której wyraźnie osadzony był jakiś duży przedmiot zakryta była skrawkiem materiału
jakby starał się coś ukryć. Nosił Kanohi Kiril- maskę regeneracji.
Jego ogólny wygląd można by opisać najprościej jako hybrydę Toa i Makuty
Choć jego pochodzenie niezwykle wszystkich interesowało to nikt nie odważyłby się go o to zapytać. |
I wszystko jasne... Chyba.
| | Gdy po pewnym czasie wędrówki, uczestników zaczęła spowijać mgła |
Co znacznie pogorszyło jakość obrazu.
| | Zalthix powiedział cicho:
- Jesteśmy na miejscu, przygotujcie swą broń.
Lecz najemnicy nic jak do tej pory nie widzieli…
Mgła zaczęła powoli opadać. Oczom wędrowcy i jego żołnierzy ukazała się wielka stalowa brama.
-Nigdy nie słyszałem o tym miejscu, co to jest? – zapytał ze strachem jeden z najemników. |
Teraz macie HD, możecie działać!
| | Tajemniczy wędrowiec jedynie spojrzał przenikliwym wzrokiem na swoją przyboczną grupę i nic nie odpowiedział. Zaczął powoli odwijać materiał zawiązany na jego ręce, wszyscy patrzeli na to z wielkim zainteresowaniem. Na jego ręce zamocowany był miotacz którego najemnicy nigdy w życiu nie widzieli.
Wyglądał ja miotacz Rhotuka, ale miał przymocowany uchwyt na kule Zamor. Była to hybryda tych dwóch broni. Too- podobny wędrowiec podszedł bliżej do bramy, a wtedy wycelował swój miotacz w stronę widniejącego na niej emblematu.
Prze chwilę jego broń jakby kumulowała energię z powietrza, a kiedy tej proces się skończył wystrzelił potężną wiązkę energii prosto we wcześniej wymierzony cel. Przy zderzeniu ziemia jakby lekko zadrżała, a potężne stalowe wrota otworzyły się z dużą gwałtownością. |
Pomijając chyba najbardziej pokraczną odmianę słowa "Toa" jaką widziałem ("Too- podobny wędrowiec") i parę źle dobranych słów, akurat ten fragment jest całkiem, całkiem... Ale "emblemat"? Serio?
| | Wszyscy wyczuwali obecność jakiś obcych istot. |
Jeśli te istoty to Skakdi, to zapewne po zapachu.
| | Tłum powoli zaczął kroczyć ku przodowi, |
Do przodu, po prostu. Po co kombinować?
| | jeden z matoranów nie wytrzymał i warknął wściekle:
-Co to za miejsce? W co ty chcesz nas wprowadzić?!
Nie wchodźmy tam, zapewne już nigdy nie wyjdziemy.
Jednak reszta matoranów nie reagowała. Najemnik który wykrzyczał owe słowa zaczął uciekać w przeciwną stronę, grupę wciąż spowijała mgła więc po chwili zniknął zupełnie z pola widzenia.
-Nie popełniajcie tego samego błędu, on już nie wróci do swego domu. Jesteśmy w miejscu którego nie ma na żadnej mapie, przynajmniej nie na tych sporządzanych przez współczesnych kartografów. Mimo wszystko nie zapominajcie o nagrodzie.- powiedział ze spokojem wędrowiec. |
Matoran
| | Znów zaczęli iść przed siebie, kiedy znaleźli się w środku zobaczyli biomechaniczne szczątki jakiegoś rahi. |
A istnieją jakieś inne?
| | Zalthix po dłuższych oględzinach powiedział:
-Kuma-Nui, a właściwie jego połowa, cały nie zmieściłby się w tym korytarzu. To jedne z największych rahi. Myślałem, że to my będziemy musieli go zgładzić. |
On studiował weterynarię czy co?
| | W tłumu wyłonił najemnik którego od reszty odróżniały tylko duże masywne naramienniki.
-Przygotuj swój oddział do otwarcia ognia. Właściwie jaką siłą dysponujemy?
-Każdy jest uzbrojony w lekki łuk dystansowy, topór dwuręczny poza tym mamy trzy ciężkie karabiny Cartiahx i pulsator .-odpowiedział kapitan.
-Dobrze, niech twoi żołnierze utworzą luźne szeregi, cięższą broń dystansową umieśćcie…-Zaltihx nie zdążył dokończyć.
-Z całym szacunkiem, ale wiem co mam robić! – powiedział z dozą złości kapitan.
-Świetnie, mam nadzieję, że gdy dojdzie do walki, wciąż będziesz wiedział.- odpowiedział z ironią.
Wszyscy zabrali się za przygotowanie stanowisk bojowych. |
Nie jestem jakimś znawcą broni, ale... czy łuk nie jest sam z siebie bronią dystansową?
| | Lewa wciąż stał w miejscu, stał i nie wiedział co robić, nie wiedział co myśleć o tej sytuacji, ale zastanawiał się skąd może pochodzić ów istota.
Zbyt wiele rzeczy plątało się w jego głowie i już chciał paść na kolana i nawoływać do wielkiego Mata Nui, ale zdał sobie sprawę z tego, że Toa nie przystoi taka reakcja na wydarzenia mimo braku wszelkich sił.
W końcu zaczął iść przed siebie, nie patrzył gdzie… po prostu szedł. |
Rozumiem, że Lewa ma traumę, ale mimo wszystko takie emo-zachowanie mi do niego nie pasuje.
| | Gdy jest ich wiele mogą z łatwością zagrozić nawet potężnym Manas, a było ich tam na tyle dużo, że poległoby wiele tych krabów rahi. |
O, to wyszło całkiem zgrabnie i ma jakiś tam cień błyskotliwości.
| | Walka z rahi polegała po prostu na siekaniu ich słabego pancerza, co i tak było trudne przy ich liczbie. |
Pewnie później podadzą je na obiad.
| | Rahi, a raczej ich resztka uciekła gdy zauważyli, że nic już nie zdziałają. |
O, patrzcie jakie mądre.
| | (...) dobrze wyszkolony i uzbrojony matoranin nie jest łatwym celem dla średniej wielkości rahi. |
To czemu niby Toa się tak męczyli z tymi Rahi, szczególnie, że było ich aż pięciu?
| | -Ty… - i rzucił się do ucieczki.
Zaraz za nim wił się długi, gruby łańcuch którym tamta istota poruszała tak wprawnie jakby była to jego kończyna.
Wtedy momentalnie mgła opadła, ale krajobraz nie wyglądał na Le-Koro, lecz na jakiś nieciekawy obszar położony u brzegów Onu-Koro.
Dwie postacie stały teraz naprzeciwko siebie, duch wiatru starał się opanować strach, po czym jego napastnik rzekł:
- Szukasz zemsty…-urwał zdanie w połowie.
-…ale jednocześnie przed nią uciekasz.-dokończył.
-Nie wiem, na kim mam się mścić. –odpowiedział bohater.
-Szybko się dowiesz, teraz moim celem jest zniszczenie ciebie, bo widzisz, Toa nie może rzucać słów na wiatr, nie chcesz nim być, dobrze zatem, zginiesz!
-powiedział napastnik ze zdumiewającym spokojem. |
- Zemsta, blablabla, gniew, blablabla, zniszczenie, blablabla...
Jaki ten dialog kiczowaty...
| | (...) przed wrogiem niezwykle szybko pojawił się jakiś portal.
Toa wiatru wpadł w bramę między wymiarową i zniknął… |
Alternatywny wymiar, jeszcze tego tu brakowało...
FF jest naprawdę słaby, ale ma potencjał. Przede wszystkim musisz poprawić styl, który waha się od boleśnie prostackiego do przekombinowanego i niemal niezrozumiałego. Postacie są nudne. Lewa zbytnio się nad sobą użala, Zalthix jest irytującym palantem, mimo, że w zamierzeniu autora miał być budzącym podziw kozakiem, a reszta praktycznie nie posiada osobowości. Na dodatek fabuła traktuje się zbyt poważnie, przez co trudniej przełknąć te bardziej kiczowate chwyty.
I nie zrażaj się, ta "recenzja" jest napisana w dużym stopniu także dla żartu.
|
|
Nie 14:07, 21 Paź 2012 |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|