Autor |
Wiadomość |
Neo
Dołączył: 03 Gru 2006
Posty: 170
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
To jak to ściągnąć xD??
To nie jest duble post, minęły 2 dni a nawet więcej.
|
|
Nie 16:00, 25 Mar 2007 |
|
|
|
|
Nuparu2
Dawny Administrator
Dołączył: 02 Gru 2005
Posty: 2178
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
|
|
Ponieważ moja mama ma wiele roboty przy kompie, dopiero teraz się zabieram za opowieść. Mam słabnącą nadzieję skończyć przed szkołą.
Na osłodę, mam tutaj mały fragment jednego z wydarzeń między WoF II a III. Zastanawiam się, czy w trójcie nie uśmiercić któregoś z modów.
| | Z dala od Starego Mahri Nui wznosiło się Nowe Mahri Nui. Było zbudowane na solidnej skale, więc w przeciwieństwie do starego miasta nie groziło mu zawalenie. Praktycznie wszyscy Matoranie przenieśli się do nowego osiedla, bojąc się konsekwencji zatonięcia. Tylko co poniektórzy tam pozostali, pielęgnując wymarłe domy.
Kilka miesięcy po wybudowaniu Nowego Mahri Nui i przejściu Pridaka na stronę Matoran, życie pod wodą toczyło się normalnym torem. Paręset metrów od granic miasta urządzono pastwisko dla Hydruka. Pięciu Matoran pilnowało trzech stworzeń, aby żadne ze zwierząt, a zwłaszcza oswobodzone węgorze Ehleka, ich nie zaatakowało. W pewnym momencie jeden z Ta-Matoran coś zauważył. Podpłynął w stronę skał, wyznaczających granice pastwiska i dostrzegł w małej grocie skalnej źródło żółtego światła. Drugi z pasterzy, Ko-Matoran w Kanohi Miru podpłynął do niego.
- Co to jest?
- Nie wiem, ale chyba utknęło - powiedział Ta-Matoran, sięgając ręką głębiej. Poczuł, że jego ręka też się zaklinowała, więc szarpnął mocniej i... odpłynął siłą rozpędu, ciągnąc w ręce źródło światła. Gdy opadł na dno, spojrzał co ma w dłoniach.
- O jejciu! - wyrwało mu się, gdy zobaczył, co ma w dłoniach. Nad nimi unosił się mały, świecący, biomechaniczny konik morski. Drugi z Matoran uśmiechnął się z rozczuleniem, widząc małe stworzenie.
Nagle coś się stało. Hydruka zaczęły parskać i rżeć, wypuszczając z siebie bąbelki powietrza. W ich ogonach pojawiły się pomarańczowe kule. Z ciemności coś nadchodziło lub nadpływało ku Matoranom. Mrużyli oni swoje oczy, próbując dojrzeć co się kryje w mroku. Wreszcie dostrzegli trzy jasne światła, a za nimi pojawiały się kolejne, różnokolorowe. Na przedzie kroczył dziwny, czarny Matoran. Jego oczy połyskiwały błękitem, ze względu na małe, pleksiglasowe szybki w swojej masce; od fotowokodera odchodziła srebrna rurka prowadząca do dwóch miniaturowych zbiorniczków na tlen na jego plecach. Na chwilę przystanął, rozglądając się po Matoranach. Z mroku za nim wyszło ze dwudziestu Matoran. Co jednak najbardziej zaniepokoiło pasterzy to to, że wszyscy byli uzbrojeni. Stojący na przedzie miał przypięty do pleców futerał, z którego wystawało ostrze długiego miecza, zaś w ręku dzierżył tarczę; srebrną, kolistą, ozdobioną ośmioma kamieniami - sześcioma przy krawędzi i trzema tworzącymi trójkąt pośrodku. Podszedł do Matoran i ku ich zdziwieniu zapytał, mimo rurki i tego, że nie ruszał ustami:
- Gdzie jest Pridak?
Matoranie nie byli pewni, czy odpowiadać. Hydruka za nimi wyrywał się z uwięzi, ograniczającej jego zasięg, wyraźnie chcąc zaatakować Matorana. On zaś spojrzał na niego; czerwony kryształ na tarczy zaświecił się, a Hydruka nagle skulił się, jakby nagle został przepełniony falą strachu. Zaczął drżeć nerwowo dno morskie, chcąc oddalić się od Matorana. Jeden z pasterzy rzucił się, by go uspokoić, ale Hydruka zerwał się i uciekł. Matoran uniósł rękę i Hydruka uspokoił się.
- Sorki za to. Gdzie jest Pridak?
- W Nowym Mieście, pewnie rozmawia z Radą. Sala obrad...
- Dzięki, znam rozkład - przerwał Matoran i zwrócił się do swoich towarzyszy: - Uważajcie, żeby nie przestraszyć Hydruka i nie zdeptać powietrzorostów.
Razem ruszyli ku miastu, uważnie patrząc pod nogi. Hydruka odsuwały się przed nimi, co było dosyć nietypowe, gdyż zwykle nie ustępowały nikomu.
Nowe Miasto nie było już oddzielone od morza bańkami powietrza. Atak Barraki sprzed paru miesięcy spowodował, że Matoranie zaczęli oddychać wodą, zaś niedawno odkryli, że oddychają równie dobrze wodą, co powietrzem. Pridak wciąż oddychał tylko wodą, ale uznał, że nie ma sensu uciekać na powierzchnię, skoro podwodny świat prawie nie ucierpiał po kataklizmie jaki spadł nań rok wcześniej. Do pilnowania obrzeży wyznaczył Wielkie Płaszczki, jakie pozostały po śmierci Mantaxa.
W chwili, gdy Matoranie przekroczyli granice miasta, Pridak pomagał Defilakowi naprawiać uprzęże, które zakładano plaszczkom, aby móc je wykorzystać jako wierzchowce. Nagle płaszczki zaczęły się szarpać. Pridak i Defilak odwrócili się w stronę jednej z głównych bram (dwóch monolitów skierowanych w stronę Dołu, Korytarza i Pola Powietrzorostów) i zobaczyli Matoran, wchodzących od strony Pól. Przywódca skłonił się lekko przed Pridakiem i chciał coś powiedzieć, ale Pridak rzekł:
- Kim jesteś i jakim cudem przeszedłeś cało przez Pole Powietrzorostów? Hydruka mogły rozszarpać was na strzępy!
- Mam swoje sposoby. Przejdźmy do rzeczy - Matoran zrobił krok w stronę Pridaka. - Masz coś, na czym mi zależy, a ja mogę to zdobyć na dwa sposoby. Po dobroci, odchodząc i zostawiając was w spokoju, albo siłą, być może zabijając przy tym paru Matoran. Sam zdecyduj. Mnie osobiście bardziej pasuje pierwsza opcja.
- Czego chcesz, Matoranie, nawet cię nie znam! - warknął Pridak. Matoran nic nie odpowiedział, tylko wyciągnął niezwykle długą katanę z futerału na plecach.
- Dobra, pogadaliśmy, było miło, ale czas, abyś wybrał wersję, wg której odbiorę ci to co chcę.
Pridak nie odpowiedział - prawdziwy Barraki zniknął, a została tylko czysta furia i czysta siła. Z rykiem rzucił się na Matorana, wyciągając ku niemu swoje sztylety z zębów rekinów - ale Matoran zręcznie odskoczył. Pridak zarył w ziemię. Obejrzał się ze zdumieniem.
- Jeszcze nigdy... żadne morskie stworzenie mi...
- Primo, zawsze jest pierwszy raz, secundo, nie jestem morskim stworzeniem - odparł spokojnie Matoran i przypuścił atak. Pridak ledwo odskoczył przed ciosem miecza. Spróbował ataku zza pleców - ale Matoran zasłonił się tarczą. Jeden ze sztyletów zgiął się i rozprysnął na części. Matoran wówczas wycelował w Pridaka i zranił go w nogę. Barraki upadł na dno. I wówczas Matoran uniósł rękę, a ze światełka sercowego Pridaka wyleciała mała kulka, którą Matoran sam umieścił w swoim światełku. Pridak oddychał, ale nie ruszał się. Matoranie z długimi nożami rzucili się na Matorana, ale ten odepchnął ich jednym ciosem boku miecza. Wszyscy leżeli teraz wokół pola walki. Matoran odwrócił się i skinął na innych, aby się wycofali. Nagle jednak poczuł uderzenie w skroń. Obrócił się i zobaczył ów małego konika morskiego, którego znalazł Matoran na Polu. Teraz on sam leżał wokół pokonanych. Matoran uśmiechnął się, złapał konika dwoma palcami i podszedł do leżącego na ziemi Matorana, po czym pozostawił go na jego klatce piersiowej.
- Jak się obudzi, będzie miał pociechę - powiedział z uśmiechem i razem z resztą wyszli. Matoranie, widząc leżącego Pridaka i swoich towarzyszy, zaczęli się zastanawiać: kim oni byli? Co zrobili Pridakowi? I po co im ta mała kulka? |
|
|
Śro 13:14, 18 Lip 2007 |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|